Samotny biały żagiel

Statkiem szarpały wściekle fale, lodowata woda zalewała pokład. Usłyszałem złowieszczy jęk łańcuchów i ze zgrozą patrzyłem, jak ładunek stalowych belek wylatuje za burtę. Kadłub zawisł pod stromym kątem i tak już pozostał, otwierając wodzie dostęp do każdej części okrętu: kabin, ładowni, maszynowni…. Było ciemno i strasznie. Stojący obok mnie kapitan utkwił nieprzytomny wzrok w mrocznej otchłani i zakreślił znak krzyża. To już koniec… Jego głos zginął w potężnym huku, niebo rozjaśnił błysk, jakby jakaś eksplozja…

— Janusz, telefon!

„Skąd na środku morza telefon?” — pomyślałem zdziwiony, obserwując jak fala przeleciała mi nad głową, tworząc tunel, w środku którego mogłem leżeć wygodnie. Chyba opadłem już na samo dno.

— Janusz, wstawaj, jakaś dziewczyna do ciebie! — doszło mnie ponownie czyjeś wołanie, a ponieważ płuca miałem wciąż wypełnione słoną wodą, nie mogłem wydać najmniejszego dźwięku.

— Nie każ jej czekać!

Odemknąłem oko i po dłuższej chwili ustaliłem, że nie jestem już topielcem w morskich głębinach, tylko leżącą w swoim łóżku ofiarą zeszłego wieczoru. Życzyłbym sobie przyjemniejszego przebudzenia, lecz ostry ból głowy i wyschnięte gardło wskazywały, że akurat to życzenie nie zostanie spełnione.

— Kim jest ta dziewczyna? — zapytałem słabym głosem przez poduszkę.

— Na imię ma Renata.

— Nie miałem przyjemności…

— Ale ona ciebie zna i tak między nami — ojciec ściszył głos — nie traktuj jej lekceważąco, bo to świadczy źle również o mnie.

„Renata… jaka znowu Renata?” — łamałem sobie głowę. — Powiedz, że nie mam czasu, albo czekaj… Wymyśl coś, na przykład, że wyjechałem za granicę i wrócę dopiero za pół roku.

— Sam jej to powiedz.

— Jak mogę jej to powiedzieć, skoro wyjechałem?

— Zwyczajnie. — Ojciec posłał mi zjadliwy uśmieszek. — Możesz zełgać, ale mnie w to nie wplątuj.

Czułem, że nie przegadam staruszka, wobec tego wskoczyłem w granatowy szlafrok wiszący na drzwiach i poczłapałem do sąsiedniego pokoju, gdzie w kącie obok telewizora stała nieduża szafka.

— Tak? — wyszeptałem, żeby ukryć zachrypnięty z przepicia głos, wyraźnie kontrastujący z melodyjnym głosem w słuchawce:

— Cześć, co słychać?

Wymawiała wyrazy powoli i z zabawnym akcentem, jakby miała do czynienia z idiotą.

— Cze… cześć — odchrząknąłem nieswojo.

— Czyżbym dzwoniła w nieodpowiednim momencie?

— Skądże znowu.

— To mnie pocieszyłeś, bo tyle czasu zabrało ci podnieść słuchawkę, jakbyś nie miał ochoty na rozmowę.

— Nic podobnego. Po prostu spałem jak zabity i ojciec nie mógł mnie dobudzić.

— To może jednak zadzwonię później, gdy będziesz w lepszej formie. Nie chcę cię męczyć po wczorajszym.

— Nie męczysz, a wprost przeciwnie: rozmowa pomaga mi przyjść do siebie. O, już mi lepiej — usiłowałem wykrzesać odrobinę optymizmu.

— Wczoraj byłeś bardziej rozmowny.

— To dlatego, że dużo wypiłem i pewnie gadałem od rzeczy.

— Nic bardziej błędnego. Mówiłeś całkiem ciekawie. Słuchając, miałam wrażenie, że ktoś mi czyta ulubioną książkę.

— Mam nadzieję, że nie powiedziałem za dużo.

— Tego nie wiem, ale to co powiedziałeś, przeszło oczekiwania. Tylko… czy mówiłeś prawdę?

— Zawsze mówię prawdę — skłamałem bez zająknięcia, bo tak w istocie nie miałem pojęcia, co takiego jej nabajdurzyłem. Ani chybi jakieś bzdury, lecz właśnie dlatego cała historia zaczynała mnie naprawdę intrygować.

— Co teraz robisz? — zapytała po chwili.

— Nic. Rozmawiam z tobą przy otwartym balkonie, żeby wygonić resztki snu.

— Nie zimno ci?

— Zimno, ale tego bezwzględnie potrzebuję. Po dobrej zabawie pora wrócić na ziemię, nieprawda? — oświadczyłem z większym entuzjazmem, a widząc, że nie odpowiada, dodałem: — O czym rozmyślasz?

— O tym co powiedziałeś… — odparła z ociąganiem. — Fajnie, że zabawa była twoim zdaniem udana, ale wracać na ziemię to już mniejsza przyjemność, chociaż oczywiście tak w końcu musi być.

Rzekła to bez ogródek i nagle poczułem do siebie złość, zupełnie nie wiadomo czemu. Skoro dałem jej numer telefonu i tak prędko zadzwoniła, to chyba nie wyrządziłem jej nic złego, a i ona nie czuje do mnie zbyt wielkiego wstrętu, zatem może warto zobaczyć ją znowu.

— Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? — zapytałem i zaraz pożałowałem, bo nie tęskniłem za żadnym spotkaniem, nie dzisiaj przynajmniej. Najlepiej, żeby ona również nie miała ochoty lub była zajęta, lecz usłyszałem co innego.

— Nie planuję nic konkretnego. Może wyciągnę na spacer koleżankę, tę która towarzyszyła nam wczoraj.

„Aha, czyli nie byliśmy sami… Coraz lepiej…” — medytowałem, a w rezultacie nie pozostawało nic innego, jak złożyć jej propozycję:

— Masz ochotę pójść ze mną do kina? — Rzuciłem okiem na rozłożoną na stole gazetę. — Widziałaś może „Poszukiwaczy zaginionej arki”?

— Nie, ale koleżanka zachwalała jaki to kapitalny film.

— Skoro tak, to jesteśmy umówieni na wpół do ósmej pod „Relaxem”.

— Zgoda — przytaknęła wesoło. — Tylko nie zaśpij, żebyś zdążył na autobus. Dzisiaj rzadko kursują.

— Zdążę.

 

Zamknąłem balkon. Na dworze było szaro i ponuro. Porywisty wiatr uderzał niespokojnie w rynnę kablem od anteny, z dołu dochodziły czyjeś kroki, tłumione śmiechem pijaczków spod śmietnika. Co ja najlepszego narobiłem? Za sześć godzin mam randkę z dziewczyną i nawet nie pamiętam, jak ona wygląda. A jeśli to jakaś brzydula? Krążyłem zdesperowany po mieszkaniu, próbując zebrać myśli. Powoli wracał mi film…

 

Odwiedziłem Pawła, rozegraliśmy kilka partii szachów, a potem poszliśmy do kawiarni. W środku spostrzegłem dwie dziewczyny, z których jedna szczególnie przykuła moją uwagę. Usiedliśmy przy stoliku obok, żebym mógł patrzeć na nią, tak niby od niechcenia. Mam słabą pamięć do twarzy i nie potrafiłem sobie przypomnieć jej fizjonomii, poza tym, że była blondynką, lecz skoro od razu wpadła mi w oko, nie mogła być najgorsza, zwłaszcza że niczego mocnego nie zdążyłem jeszcze wypić. Plan był taki: zapoznamy je, posiedzimy chwilę razem w kawiarni, a potem zaprosimy je do Pawła, który miał własną chatę niedaleko.

Początek był obiecujący.

Dziewczyny zdradzały autentyczną chęć do wspólnej imprezy, a i winem nie pogardzały, ale Paweł wyczuł wkrótce, że ta druga jest w stosunku do niego powściągliwa, chyba dlatego, że był nie w jej typie lub z innej przyczyny. Tak czy owak, on również stracił motywację i podjął katastrofalną decyzję, żeby zwinąć manatki. Blondyna zamierzała mnie pożegnać i wracać z koleżanką, lecz zauważyłem w jej oczach cień wahania i była to moja jedyna szansa, choć nie wiedziałem co robić dalej, bo lokal Pawła nie wchodził już w grę, u siebie nie mogłem jej przenocować, a ona prawdopodobnie też mieszkała z rodzicami lub wynajmowała pokój u kogoś, kto nie życzył sobie sprowadzania gości na noc. Jedyne wyjście to posiedzieć w kawiarni do zamknięcia, później odprowadzić ją po dżentelmeńsku do domu i namówić na schadzkę następnym razem. Proste i wykonalne, lecz czy rzeczywiście?

 

Nie wybiła jeszcze szósta gdy postanowiłem pojechać do kina. Kupiłem dwa bilety w tylnym rzędzie, a potem stanąłem za okrągłym słupem ogłoszeniowym, zza którego miałem dobry widok na wchodzących, jednocześnie okrąglak stanowił znakomitą kryjówkę. Postawiłem kołnierz i z dłońmi w kieszeniach kurtki, stanąłem po zawietrznej. Mało kto przechodził chodnikiem, jeszcze rzadziej przejeżdżał tamtędy jakiś zagubiony samochód. Miałem sporo czasu i znowu usiłowałem odtworzyć przebieg wydarzeń wczorajszego wieczoru. Jakoś w chłodnym powietrzu szybko wracała mi pamięć, do najmniejszego detalu, a razem z nią zawstydzenie, bo teraz nie było wątpliwości, iż potraktowałem Renatę jak ostatni kretyn. Jednego nie mogłem pojąć: czemu w ogóle chciała mnie widzieć?

 

Wyjrzałem zza rotundy — przed jasno oświetlonym wejściem stały dwie dziewczyny; jedna całkiem sobie, ale ta obok zupełnie do niczego: otyła i zapuszczona, z którą mógłbym wprawdzie mieć kontakt przez ladę w sklepie, lecz nic więcej. Ale nawet i co do tej pierwszej nie byłem pewien… Faktycznie warta takiego zachodu? Cóż mi strzeliło do łba i to pech chciał na samej końcówce, bo z początku szło całkiem nieźle… Odprowadziłem Renatę do domu, piechotą jakieś piętnaście minut. W tym czasie zdążyłem opowiedzieć jej historię Martina Edena i tak namieszałem, że nie wiedziała, czy streszczam jakąś książkę, czy zmyślam, a może to ja jestem tym marynarzem, bo napomknąłem również o intencji opłynięcia całego świata statkiem handlowym jako członek załogi. Gdy doszedłem do epizodu, w którym Martinowi zabrakło funduszy i musiał zdać w lombardzie maszynę do pisania, stanęliśmy przed jej domem, trudnym w półmroku do zapamiętania, zapewne czteropiętrowym budynkiem, bo nie zainstalowano w nim windy, ale ja jeszcze nie skończyłem, byłem dopiero w połowie powieści, więc poszliśmy na przystanek, żeby zaczekać razem na nocny autobus, lecz gdy autobus wreszcie nadjechał, nie wypadało zostawić jej samej w środku nocy na pustej ulicy, więc znowu ją odprowadziłem, tym razem aż pod same drzwi.

 

Siedzieliśmy w zupełnej ciemności na betonowych schodach blisko siebie, bliżej niż wypadało, a to chyba dlatego, że nagadałem jej różnych głupstw. Żadna kobieta by nie uwierzyła i ona również nie uwierzyła, bo jak to możliwe, żeby stuprocentowy nieznajomy, którego nigdy przedtem nie widziała, tak od razu stracił dla niej głowę. Nie wierzyła, a z drugiej strony jak każda kobieta, pragnęła uwierzyć, bo prawda jest cierpka i bezużyteczna, kłamstwa zaś są słodkie i jakże pożywne. „Nie, nie wierzę jednemu słowu, mówisz tak tylko, wszyscy to mówicie…” — Kręciła głową z niedowierzaniem, a ja powtarzałem uporczywie swoje, używając coraz celniejszych słów i nikt chyba do niej jeszcze tak nie mówił, bo słuchała z przejęciem, połykała komplementy niczym czekoladki i chociaż nadal mi nie wierzyła, widziałem z jej twarzy, że chce tego słuchać, ponieważ słowa sprawiają jej przyjemność, bo do tej pory widziała siebie jedynie taką jaką jest, a słuchając mnie, ujrzała siebie taką, jaką chciałaby być. Do tego oczy zaszły mi mgłą, jak to zazwyczaj bywa na skutek upicia, lecz ona sądziła, że to wynik walki wewnętrznej, jaką muszę toczyć ze sobą, bezlitosnej walki na śmierć i życie, więc czemu miałbym udawać? I tak krok po kroku, schodek po schodku, pozwoliła mi na różne rzeczy, zbyt wiele rzeczy, nawet coś takiego, o czym nie sposób myśleć bez chełpliwości, a jednak dała przyzwolenie i na to, i nie widziałem w jej oczach nic zdrożnego, a wprost przeciwnie: pragnęła tego szczerze, może nie tak gwałtownie i nie na klatce schodowej, ale dawała mi to na kredyt, a jeżeli nie chciała przekroczyć ostatecznej granicy, to tylko dlatego, że miała więcej do stracenia niż ja.

 

Rzuciłem okiem na obszerne drzwi do kasy, ozdobione po bokach rachitycznymi palmami w donicach. Stało tam teraz w kolejce wielu ludzi. Jeśli ceni punktualność, powinna nadejść tu lada chwila, chyba że z wrodzonej próżności lubi gdy na nią czekają. Poczułem znajomy ucisk w gardle i niżej koło serca, związany z czymś wyjątkowym, jakieś podekscytowanie wywołane konfrontacją moich uczuć z tym, co mnie spotka już niezadługo. Czekałem, aż mi wróci spokój ducha i dopiero po pewnym czasie zauważyłem na krawędzi chodnika jakąś postać ubraną w popielaty płaszcz. Nie, niemożliwe, żeby to była ona; do takiej nie miałbym śmiałości podejść, cóż dopiero marzyć o czymś więcej! Minuty mijały, a ona wciąż stała, patrzyła dookoła na mijających ją ludzi, lecz nikt jej nie zaczepiał, nikomu nie odpowiadała na przelotne uśmiechy. A jeśli jednak to ona? Spojrzała na zegarek i na jej twarzy dostrzegłem coś jakby lekki zawód. Pewnie liczyła, że ten z którym jest umówiona nadejdzie pierwszy. Dotknęła ręką jasnych włosów, poprawiła zawieszoną na ramieniu torebkę, stuknęła kilka razy obcasem w bruk i patrzyła teraz w moim kierunku, dlatego musiałem schować głowę. Załóżmy, że to jest ona, wtedy należy działać bezzwłocznie. Lepiej wyjść na bałwana w oczach przypadkowej osoby, niż zawieść oczekiwanie tej, którą karmiłem bajerami całą noc, aż w końcu uwierzyła we wszystko. Jeszcze chwila, a ktoś sprzątnie mi ją sprzed nosa, bo takie gąski nie mają szansy wystawać przed najlepszym kinem w mieście długo. Chciałem wykonać ruch, ale nogi wrosły mi w asfalt. Ona ciągle spoglądała w moją stronę, jakby kobieca intuicja podpowiadała jej, że oklejona afiszami buda ukrywa kogoś. „Ruszaj, nie stój jak drąg” — ponaglał mnie czyjś głos, lecz nie miałem siły unieść stopy i zastygłem nieruchomo niczym posąg.

 

Przypomniałem sobie ostatnie wakacje na koloniach. Miałem wtedy czternaście lat i należałem do najstarszej grupy. Obok chłopięcego pawilonu usytuowany był pawilon dla naszych rówieśniczek. Cały obóz wkomponowano w sosnowy bór rosnący na brzegu piaszczystej rzeczki, służącej za kąpielisko. Zaraz po pobudce biegliśmy na rozgrzewkę do leśnej polany i z powrotem, później organizowano nam podchody lub wycieczki rowerowe, ale największą atrakcją były dyskoteki w świetlicy. Już po pierwszej dyskotece powstały pary zakochanych, będące przedmiotem kolonijnych opowieści i docinków. Nieskojarzeni tańczyli luzem lub najczęściej obserwowali tańczących podpierając ścianę. Była tam jedna dziewczyna, wysoka blondynka, łatwa do zauważenia ze względu na wyjątkową urodę. Każdy chciał z nią zatańczyć, a mimo to spędzała zabawę samotnie, czekając aż jakiś chłopak ją poprosi. Nadaremnie, gdyż nawet największym chojrakom brakowało odwagi. Podchodzili do niej, zamieniali kilka słów, lecz gdy tylko spojrzała im w oczy, tracili pewność siebie i ze spuszczoną głową odchodzili na bok. Nazywaliśmy ją „Samotny biały żagiel”. To był przykry widok; bolało patrzeć na ten niezrozumiały smutek w jej pięknej twarzy. Podczas pożegnalnej potańcówki wyglądała na jeszcze smutniejszą i może dlatego musiałem coś z tym zrobić. Zaczerpnąłem głęboko powietrza, jak przed skokiem z wieży na główkę i na nic nie zważając, zaproponowałem jej taniec, a wówczas po raz pierwszy ujrzałem uśmiech na jej ustach i chociaż nie umiałem tańczyć, deptałem jej stopy, nie miała mi tego za złe. Siedem lat upłynęło od tamtego wieczoru, a czułem dokładnie to samo. Pewnych rzeczy nie można zmienić.

 

Jeden wdech, drugi… idę! Raz kozie śmierć. Ledwo wyszedłem zza zasłony, od razu mnie spostrzegła i dygnęła radośnie.

— Tutaj jesteś!… Coś mi mówiło, że nadejdziesz precyzyjnie od Zodiaku.

— Dobrze ci mówiło — odetchnąłem z ulgą. — Stałem za tą panoramą przez pół godziny.

— Czemu pozwoliłeś czekać mi tak długo?

— Żeby zobaczyć twoją reakcję. Co byś zrobiła, gdybym nie przyszedł?

— Nie chciałabym cię znać.

— Ale skoro przyszedłem, to chcesz. Bardzo?

— W tej chwili potrzebuję cię w jednym celu: żebym nie oglądała tego filmu sama.

— To więcej niż przypuszczałem. Idźmy już, nie ma chwili do stracenia.

Ująłem jej dłoń, równie ciepłą co wczoraj i jeszcze droższą.

Średnia ocena: 3.6  Głosów: 17

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (32)

  • Poncki 5 miesięcy temu
    Milusie.
  • Narrator 4 miesiące temu
    Zwięźle i pozytywnie. Fair dinkum. 😊
  • kapitulum 5 miesięcy temu
    Renata - katalizator zmian i refleksji u marynarza. Dobrze napisany tekst. Z jakiegoś powodu czułem się trochę jakbym czytał Ishiguro. Pozdr.
  • Narrator 4 miesiące temu
    Wzmianka o Ishiguro to największe wyróżnienie🏆; dziękuję.🙏

    Dzięki niej mogłem poznać chociaż pobieżnie życiorys tego uznanego pisarza, oraz przeczytać fragment jego noweli 'Never Let Me Go', pisanej również w pierwszej osobie. 😊
  • Sufjen 5 miesięcy temu
    Bardzo sprawnie napisany tekst - przede wszystkim doceniam technikalia. Czyta się to płynnie, bez zgrzytów, a całość dopełnia przemyślana historia.
  • Narrator 4 miesiące temu
    Dziękuję.

    Szkoda, że usunąłeś większość swoich utworów i zamknąłeś profil.

    Życzę powodzenia.
  • Vincent Vega 4 miesiące temu
    Nie rozumiem skąd średnia ocen 3.0, skoro tekst świetnie się czyta. Szkoda, że jeden z niewielu portali literackich jest niszczony przez bandę trolli. Pozdrawiam serdecznie. :)
  • Narrator 4 miesiące temu
    Dziękuję. 🙏 Jeden zadowolony czytelnik w zupełności wystarczy. ⛵😊
  • rozwiazanie 4 miesiące temu
    „Było ciemno i strasznie. Stojący obok mnie kapitan utkwił nieprzytomny wzrok w mrocznej otchłani i zakreślił znak krzyża. To już koniec… Jego głos zginął w potężnym huku” , szkoda, że Ojciec Ciebie obudził. Niemniej fajnie połączyłeś w całość „Samotny biały żagiel”⛵, nie ma to, jak zasłuchana dziewczyna w imponującej historii, której notabene nie byłeś w stanie na drugi dzień odtworzyć. Piątka za komizm sytuacji. Pozdrawiam😊
  • Narrator 4 miesiące temu
    Za inspirację do wstępu posłużyło zatonięcie drobnicowca MS Busko Zdrój na Morzu Północnym w lutym 1985 roku, spowodowane przesunięciem się przewożonego ładunku. Uratowano tylko jednego członka załogi, a postawa kapitana była kwestionowana, gdyż zamiast motywować marynarzy do walki o przetrwanie, pierwszy załamał ręce. Od dłuższego czasu mam zamiar sfabularyzować tę katastrofę, ponieważ mało kto o niej pamięta.

    Dalszy ciąg to fikcja, jakkolwiek luźno bazująca na prawdziwym zdarzeniu.

    Dziękuję za przeczytanie i życzę powrotu mroźnej, słonecznej pogody. ❄️❄️😊
  • rozwiazanie 4 miesiące temu
    Narratorze, tragedia MS Busko-Zdrój mrozi krew w żyłach. Nie każdy rodzi się bohaterem, a od kapitana taka postawa jest wymagana. Przeniesienie tego kontrowersyjnego zdarzenia w formie literackiej jest nie lada wyzwaniem. Chętnie przeczytam.

    W Kanadzie mroźne powietrze i piękny melanż na niebie liczymy na świąteczny śnieg❄️ Pozdrawiam 😊
  • Narrator 4 miesiące temu
    rozwiazanie

    Ach, Kanada… 🍁

    Zamierzam tam pojechać na wakacje, ale jakoś ciągle coś staje na przeszkodzie. Moja eks mieszka w London nad jeziorem Erie, dlatego bezpieczniej wyruszyć z drugiej strony: Vancouver, Calgary… potem szlakiem poszukiwaczy złota wzdłuż Jukonu do Dawson City.🦫

    Przynajmniej masz białe święta, a to już nieźle. 🎄⛄
  • rozwiazanie 4 miesiące temu
    Narrator, zorganizuj się i przyjedź do Kanady poznać historię znanych artystów grupy 7. Przemierzając Kanadę ich śladem będziesz miał wakacje, jakich mało i prawdziwy obraz piękna tego kraju. Jak dotąd tutaj zima niezawodna🎄⛄. Pozdrawiam 🍁
  • Narrator 4 miesiące temu
    rozwiazanie

    Grupa Siedmiu7️⃣… gdybyś nie wspomniała, nie wiedziałbym o kogo chodzi. 🤔

    Z kanadyjskich artystów najbliższy mi jest Glen Gould🎶 i Eleanor Catton🪶, lecz ona wyrosła w Nowej Zelandii. Jakoś Kanada nigdy nie przywodziła mi na myśl ludzi sztuki, chociaż oczywiście to niesprawiedliwa opinia.

    Piękny, olbrzymi kraj, mnóstwo skarbów✨, a życie krótkie, coraz krótsze…
  • rozwiazanie 4 miesiące temu
    Narrator Glen Gould geniusz, który zdefiniował muzykę.🎶 Życie jest snem. Budząc się rozliczymy Leo Tołstoja z jego filozofii.🤔
  • Narrator 4 miesiące temu
    rozwiazanie

    Glenn — to nie jego wina, że rodzice dali mu tak na imię.😊

    Ciekawy przeskok z tym Tołstojem, którego zacząłem czytać dopiero w późniejszym wieku (z wyjątkiem „Anny Kareniny”). „Wojna i pokój” to rzeczywiście powieść przede wszystkim filozoficzna. Po jej przeczytaniu straciłem szacunek dla Napoleona i ogólnie dla Francuzów🇫🇷. Wobec Anglików🏴󠁧󠁢󠁥󠁮󠁧󠁿 też straciłem respekt, więc kto pozostaje?… Niemcy🇩🇪 ❓
  • rozwiazanie 4 miesiące temu
    Narratorze, Napoleon i politycy to cartoon-owe postacie, wysyłają na śmierć ludzi z krwi i kości, dobrze to naświetlił Tołstoj w Wojnie i Pokoju. Anna Karenina też nie należy do moich ulubionych powieści.

    „respekt, więc kto pozostaje?…” Może Polacy i Niemcy. 😊
  • rozwiazanie 4 miesiące temu
    Do Anny Kareniny zniechęciły mnie filmy na podstawie powieści.
  • Narrator 4 miesiące temu
    rozwiazanie

    „Wojna i pokój” obala wiele mitów i stereotypów: Napoleon nie był żadnym geniuszem, po prostu miał najlepszą armię w Europie, która wierzyła w zwycięstwo; Moskwy nie spalili Rosjanie, nikt nie wydał takiego rozkazu, ale jak wpuścić tysiące żołdaków do opuszczonego miasta, to niechybnie będą lekceważyć zasady bezpieczeństwa, biesiadować gdzie popadnie, palić na podwórkach ogniska, a wtedy łatwo zaprószyć ogień, który prędko może objąć pożarem duże dzielnice drewnianych domów. Myśl przewodnia książki: o wszystkim decyduje siła wypadkowa oraz przypadek i tutaj się zgadzam całkowicie z Tołstojem.

    Szkoda, że „Anna Karenina" nie przypadła Ci do gustu, bo to powieść poruszająca najistotniejsze aspekty życia, inspirująca wielu sławnych pisarzy. Już sam początek jest powalający: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”.

    Co do literatury niemieckiej, to aż wstyd przyznać, lecz przeczytałem (nie licząc serii o Dzikim Zachodzie Karola Maya) tylko dwie książki: „Czarodziejską górę” Tomasza Manna i „Blaszany bębenek” Güntera Grassa, obydwie znakomite, nigdy jednak za późno, żeby nadrobić zaległości.😊
  • rozwiazanie 4 miesiące temu
    Narrator, Tołstoj bliski perfekcji w studium człowieka, wybrałeś trafny fragment na temat rodziny. Niemniej czytam teraz „learning from the Germans” Susan Neiman. Jedno jest pewnym, nie mamy wystarczająco czasu na wszystkie dobre książki. Idę wykazać się w kuchni na świąta. Narratorze, Tobie i Twoim bliskim życzę spokojnych Świąt Bożego Narodzenia 🎄⛄
  • Narrator 4 miesiące temu
    rozwiazanie

    "Learning from the Germans: Race and the Memory of Evil" autorstwa Susan Neiman ma zachęcającą recenzję, dlatego wpisałem ten tytuł na listę książek do przeczytania.

    Życzę przyjemnych świąt🎁🧦 i udanego Sylwestra.🎈🎆
  • rozwiazanie 4 miesiące temu
    Narratorze, ta książka będzie Ci się podobać, fajnie, że wciągnąłeś ją na listę 👍 🎁 Szampańskiej zabawy 😊 w Sylwestra 🎈🎆
  • Marek Adam Grabowski 4 miesiące temu
    Ciekawe i dobrze napisane opowiadanie. Niestety byłem nieco rozkojarzony, mam nadzieję, że nie masz o to pretensji? Pozdrawiam 5
  • Narrator 4 miesiące temu
    Rozkojarzony moim opowiadaniem, czy czymś mocniejszym? 😉

    Wiem, że ostatnio jesteś pochłonięty promocją swojej książki, co jest całkiem zrozumiałe, gdyż bez auto-reklamy nawet najlepsza powieść nie trafi nikomu do serca.💜

    Dziękuję i życzę powodzenia. 👍
  • Marek Adam Grabowski 4 miesiące temu
    Narrator Niestety jak to ująłeś "czymś mocniejszym". Dlatego też mój komentarz był ogólnikowi. Doceniam pewne walory twojego opowiadania, ale przeczytałem je powierzchownie. Moja strata. Pozdrawiam
  • il cuore 4 miesiące temu
    No więc nie nazmyślałeś zanadto, każdy piszący wplata coś dotyczącego jego życia nawet w całkowicie wymyślonych fabułach zdarzeń.
    Podoba mi się budowa formatu, przemieszczenia wątków akcji, narracja.

    Ps. Wspomnieniowe, ponieważ te czasy już tylko w pamięci.
    cul8r
  • Narrator 4 miesiące temu
    Kiedy premiera „Poszukiwaczy zaginionej arki” miała miejsce, większości użytkowników tego portalu nie było jeszcze na świecie, a z tych co byli, wielu wchodziło pod szafę na stojąco. Historie są jak wino: nabierają smaku z upływem lat; współczesność jest mętna i kwaśna.

    Miło mi, że opowiadanie przypadło do gustu. ⚓
  • piliery 4 miesiące temu
    Wpisuję się na listę chwalców tego opka. Bo i wartka akcja, dobre dialogi, interesująca konstrukcja. To nawet super scenariusz na średni metraż. Cenzurki nie wystawiam bo Twój dorobek już na to nie pozwala i tak by była celująca.
  • Narrator 4 miesiące temu
    Nie wyobrażam sobie aktorki w roli Renaty, może Margot Robbie lub Yvonne Strahovski, lecz wówczas musiałyby zagrać postać młodszą o ponad dziesięć lat.

    Dziękuję za dołączenie do elitarnego grona zwolenników i pozdrawiam.👋
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    Kawał dobrze napisanego tekstu. Fajnie wymiksowałeś treść, przeplatając teraźniejszość z przeszłością. Wystarczyło coś na odwagę i nieśmiałość odeszła w zapomnienie - szkoda tylko, że o jeden szot za dużo i pozostały bohaterowi luki w pamięci. Z filmu to on raczej dużo nie zapamięta, bo jego myśli biec będą nieustannie do tego, co się wydarzyło, przyćmione blokadą umysłu. 5 :)
  • Narrator 4 miesiące temu
    Jakże miła niespodzianka, bo piszemy zupełnie inaczej, na różne tematy — Ty fantasy, ja odkrywam najbardziej niesamowite zdarzenia pod samym nosem, na przykład mój sąsiad… Na wilkołaka dobre są srebrne naboje (które obecnie można nabyć w dużym wyborze po przystępnej cenie na e-bay), na wampira zalecają osikowy kołek (na e-bay jeszcze nie znalazłem), a czymże takim powalić mojego sąsiada? Można snuć przypuszczenia, pisać i pisać w nieskończoność…😊

    Dziękuję za pozytywnie zaskakujący komentarz i życzę wielu sukcesów w publikowaniu. ✨
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    Narrator, dziękuję i na wzajem. Powiem ci, że jestem otwarta na wszystkie gatunki; piszę i czytam wszystko, więc z tą fantastyką, to tak nie do końca. Teksty wyrwane z kontekstu o podłożu psychologicznym, przy których trzeba uruchomić szare komórki, łykam najchętniej. Oczywiście nie może zabraknąć wariatów i popaprańców - taki mały bzik, pasja. :) Na sąsiada, który nie odpuszcza można coś zaradzić. Najlepiej jest wykończyć ''Intruza'' jego słabościami, bez przemocy i darcia kotów. Obserwacja, analiza i cyk. Każdy ma coś za uszami. Jeden wpadnie w szał, kiedy wytkniesz wady i zarzuci focha - masz spokój na jakiś czas. Drugi, kiedy go olejesz, a trzeci, kiedy okażesz się słabszy od niego, co podbuduje jego ego. :) Żartuję. Na wygryzienie trutnia nie ma sztuczki, bo karma wraca. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania