Ściana

Jestem bardzo racjonalnym człowiekiem. Zawsze tak było. Już, jako dziecko nie odnajdywałem się w dziwnych fantazjach rówieśników.”Pobawmy się w piratów”. „Zbudujmy zamek z klocków” Możecie pewnie pomyśleć, że zwyczajnie brak mi wyobraźni, lecz będzie to mylne założenie. Akurat tego to mi nie brakuję. Zwłaszcza, że praca, którą wykonuję polega na wdrążaniu nowych technologii do codziennego życia, ale nie będę zanudzał o tym aspekcie, bo nie o tym jest to opowieść i zdaje się nie mieć z tym nic wspólnego. Po prostu jestem człowiekiem, który niezmiennie wierzy w siłę dedukcji. Po nitce do kłębka zawsze można znaleźć odpowiedź. Dajmy na to. Spotykamy na swojej drodze człowieka. Kogoś, kto szybko staje się dla nas bliski. Niektórzy powiedzą przypadek. Inni zawyrokują- przeznaczenie, gdy ja tymczasem jestem w stanie po krótkiej rozmowie z tymi ludźmi, chociażby przy drinku u wspólnych znajomych, znaleźć jeden punkt zaczepienia, który przekona mnie, że wszystko nie tyle musi, co siłą rzeczy zawsze ma logiczne wytłumaczenie. Taką mam zdolność. Nie mogę powiedzieć super moc, bo nie wierzę w tego typu nonsensy. Ot zwykła siła dedukcji i tyle. Od zawsze wierzyłem, że świat opiera się na prostych zasadach. Każde zdarzenie jest odzwierciedleniem sytuacji, która zdarzyła się w przeszłości i przesądziła o powstaniu takich a nie innych związków przyczynowo--skutkowych. Podam wam najprostszy z możliwych przykładów. Powiedzmy, że każdy z nas ma listę rzeczy których nie znosi. Jedni doznają spazmu obrzydzenia na widok owadów. Ich małe odnóża zakończone haczykami, główki przyozdobione milionami par oczu, rozczłonkowane tułowia wywołują strach tak wielki, jakby ich osoba została zaatakowana, przez co najmniej stworzenie jak nie równe to przewyższające posturą i inteligencją przerażonego nieszczęśnika. Inni z kolei mają bardziej wyrafinowane gusta. Znałem kiedyś mężczyznę, który przeżywał stan najwyższego stresu psychicznego, gdy słyszał słowo zaczynające się na literę r. Także, gdy raz niefortunnym zbiegiem okoliczności trafił, ( którego ciąg przyczynowo-skutkowy mogę przytoczyć bez najmniejszego problemu) na spotkanie amatorów jednośladów doznał tak wielkiego szoku, że przez kilka dni stojąc przed lustrem wypowiadał tylko słowa zupełnie pozbawione r, jakby chciał z siebie zmyć to zdarzenie, pozbyć się nie smaku, które ono na nim pozostawiło.

Podobne odczucia mam odnośnie bigosu. Nawet, gdy teraz piszę te słowa niezmiennie wstrząsa mną obrzydzenie. Wszystko zaczęło się, gdy miałem 5 lat. Babka moja Anna Mikołajówna przez wszystkich zwana Pawłową, a przez grupę nielicznych przyjaciół Miszką, znana była ze swojego cudacznego wręcz zamiłowania do potraw tłustych i ciężkostrawnych. Muszę przyznać, że była ona kobietą nie tyle postawną, co bardzo dosadną i odmów żadnych w swoim życiu nie potraktowała nigdy bez uprzedniej walki o byle drobnostkę, a ja zawsze byłem chłopcem grzecznym i pełnym niewinności, dlatego z całego swego serca wierzyłem, że najukochańsza moja babunia nigdy, ale to nigdy nie uczyni mi niczego złego. Jakże się wtedy myliłem. Teraz wiem, że była to wyłącznie wina mego niedojrzałego umysłu, który niedoświadczony żadną przykrością wierzył w wszechobecne dobro we wszechświecie. Także gdy babka zawołała mnie na obiad usiadłem grzecznie przy stole czekając na swą zgubę. Kuchnia Anny Mikołajówny, przez wszystkich zwanej Pawłową, a przez nieliczną grupę przyjaciół Miszką, była typową polską kuchnią na wsi. Na rogu stał duży kaflowy piecyk, na którym kipiały potrawy w żeliwnych garnkach, a przy stole stały ławy przykryte skórami zwierząt, których nie umiałem wtedy, jako dziecko zidentyfikować, a teraz zupełnie nie mogę przywołać w pamięci szczegółów tego siedziska. Czy były to skóry cielęce, a może to dziki lub sarny służyły mi wtedy za miękką podkładkę? Mniejsza o drobnostki. Babka podeszła wtedy do stołu a w rękach zadrżał jej talerz po brzegi wypełniony strawą. Postawiła go przede mną.

-Jużci synku jedz, bo wystygnie-rzekła tylko i zasiadła obok mnie patrząc mi głęboko w oczy w sposób, w który tylko babcie potrafią patrzeć.

Nie było rady musiałem spróbować.

Po pierwszym kęsie wiedziałem już, że nie jest to potrawa dla mnie. Matka ma Joanna przez ojca pieszczotliwie zwana Jasią, miała jedną zasadę w życiu. Spożywać tylko to, co przechodzi przez układ trawienny niemal leciutko jak woda. Tym samym mój żołądek przyzwyczajony był do iście lekkich potraw ledwo muskających podniebienie. Z kolei babka moja Anna Mikołajówna, przez wszystkich zwanej Pawłową, a przez nieliczną grupę przyjaciół Miszką, lubowała się w potrawach ostrych i wyrazistych jak na jej posturę i wierzenia przystało, gdyż jednym z przesądów, które wyznawała było, zresztą codziennie eskalowane podczas pacierza:

-Strzeż mnie Panie Boże przed szatańskim nasieniem, którego knowania nie jedną dobrą duszyczkę zesłały na złą drogę, a które to licho boić się jak wody święconej dobrej strawy przyprawionej ostrym pieprzem kajeńskim. Amen

Także połknąwszy pierwszy kęs babcinego bigosu, z powodu ilości przypraw i kiełbasy ociekającej tłuszczem, począłem na przemian zamieniać kolor z czerwonego na fioletowy, z fioletu w morską zieleń, z zieleni znów w czerwień i tak na zmianę. Tymczasem babka kobieta bądź, co bądź bardzo przesądna uklękła przy stole odmawiając zdrowaśki do Boga Najwyższego o zbawienie mej duszy. Nie miało to większego wpływu na mój stan, gdyż po chwili całą zjedzoną porcję bigosu zwróciłem na stół. To był ostatni mój obiad spożyty w tej kuchni przeze mnie.

Jak już mówiłem wcześniej należę do ludzi, którzy w każdym momencie życia doszukują się związków, nici pajęczych, które sprowadzają nasze losy na manowce, zdarzeń dyktujących naszą przedwczesną zgubę, dlatego rzecz jasna gdy poznałem kobietę moich marzeń, całą sprawę potraktowałem z niezwykłą ostrożnością. Spotkanie nasze było podyktowane zamiłowaniem do Alphonsea hortensis, które w moim przypadku wiązało się z wspomnieniami z matką stojącą na balkonie naszego warszawskiego mieszkania, pochyloną nad fioletowymi kwiatami w białej płóciennej sukience, w pozie która mogła się stać inspiracją dla niejednego malarza. Tymczasem luba ma zawdzięczała swe upodobanie delikatnemu węchowi, który najbardziej ukochał subtelny zapach tego kwiecia. Także pierwszy raz ujrzałem ją zanurzoną w hortensjach na brzegu placu Ujazdowskiego. Kto wie jak potoczyłyby się nasze drogi gdyby pewnego dnia nie zaprosiła mnie na kolacje?

Mieszkała w niewielkim domku na obrzeżach miasta, co miało w sobie pewną dozę romantyzmu, była też początkującą pisarką i niemal w każdym pokoju główną ozdobę stanowiły książki. Nawet jadalnia nie uchowała się przed zawziętością powieściopisarską kobiety i wzdłuż ścian poukładane zostały stosy encyklopedii, słowników i atlasów zupełnie ze sobą niepowiązanych. Jak odnajdywała się w tym literackim chaosie? Mój umysł wielokrotnie próbował w tym labiryncie tytułów odnaleźć jakiś głębszy sens, kod znaczeń, który pozwalał pani domu na odnalezienie właściwej książki, we właściwej kupce, w tym a nie innym pokoju.

Sam nie do końca wiedziałem, czemu wydawało mi się, że jest to kobieta moich marzeń. Oczywiście miałem szereg teorii, przepuszczeń, które być może kierowały moimi uczuciami. Z wyglądu nie była wcale wyjątkowo piękna. Zbyt długa szyja nadawała jej figurze niezamierzoną śmieszność, jakby natura przeliczyła się w parametrach i zamiast człowieka stworzyła coś na kształt łabędzia bez skrzydeł. Oczy zbyt głęboko osadzone, z daleka wyglądały na małe wręcz dziecinne. Ratowały ją jedynie okulary, które sprawiały, że zapominano o mankamentach urody, tylko skupiano się na oznakach inteligencji. Ponieważ była kobietą oczytaną, na każdy temat miała zdanie tak odmienne, że nie sposób było odgadnąć, jakie tak naprawdę są jej przekonania. Każde niemal zdanie zaczynała od słowa „według tego autora to i tam to takie miało znaczenie dla historii, z kolei ten i tamten mówią coś zupełnie innego, co też ma swoje racje, ale czwarty z nich, najmłodszy, poszedł w inną stronę, co ma duże odzwierciedlenie w prawdziwej historii”. Długie to były rozmowy. Nigdy nie doszliśmy do consensusu. Może i dobrze. Jakoś lepiej nam się wtedy w łóżko kochało. Jakbyśmy nasze frustrację chcieli wrzucić z siebie próbując jeden drugiego prześcignąć w miłosnych igraszkach. Namiętność jest dobrym lekarstwem na literackie niuanse.

Spędzałem po raz kolejny weekend w jej domu czując się coraz lepiej wśród traktatów Voltaire’a , ksiąg Mickiewicza i poezji Asnyka, gdy zdarzyła się ta niefortunna kolacja. Zasiadłem do stołu równie niewinny jak wcześniej, bo zakochany w kobiecie, która wydawała się być spełnieniem moich marzeń, gdy dotarł do mnie z kuchni dawno zapomniany zapach. Pociągnąłem nosem raz. W trzewiach zabulgotały dobrze znane mdłości. Pociągnąłem drugi. Język wysechł, oczy zaczerwieniły się na samą myśl o tym smaku.

-Kochanie zrobiłam ci według rodzinnego , z dziada pradziada przekazywanego przepisu na bigos z pieprzem kajeńskim- rzekła niosąc talerz jedzenia z kuchni.

Jako człowiek wierzący w ciąg zdarzeń, niezliczoną ilość ostrzeżeń, nie mogłem potraktować tej zniewagi losu bez szacownego dramatyzmu. Bezpretensjonalnie wylałem ów bigos z garnka do zlewu i zostawiłem oniemiałą kobietę moich marzeń z talerzem bigosu stojącą na środku kuchni. Nic nie mówiąc na odchodne wyszedłem i nigdy nogi nie postawiłem nawet odległości kilkudziesięciu metrów w pobliżu tego domu.

Takie już prowadzę ułożone życie, a żadna decyzje, które podejmuję nie są pierwej na wskroś z różnych perspektyw przemyślane. Nawet mój ubiór jest wykładnikiem wielu różnych składowych, a wąsy zawsze strzygę tak, aby jedna trzecia nie więcej włosia odstawała od kącika ust. Wygląd mój zapewne wielu ludziom wydaje się dziwny, a niektóre kobiety zapewne postrzegają mnie, jako błazna, jednakże jest to tylko maska, którą przyodziewam by zniechęcić wobec siebie jak największą grupę ludzi. Z natury jestem samotnikiem. Wolnym ptakiem, który ma za sobą niemałą liczbę miłosnych uniesień, na ogół kończących się jak historia z bigosem. Cóż można powiedzieć, że mam wybredny gust i nie potrzebuje zbyt wielu przyjaciół. Jednakże wracając do mojej historii, uczyniłem tak długo wstęp byś ty drogi czytelniku wiedział, że jestem człowiekiem racjonalnym i dlatego gdy nie stąd ni zowąd w moim salonie pojawiła się ściana zareagowałem bardzo spokojnie. Nie była to zwykła ściana, tylko rodzaj przesłony oddzielającej mnie od reszty pokoju. Salon mój był z grubsza nieduży. Mała liczba mebli sprawiała, że wyglądał na przestronny. Początkowo skoncentrowany na programie telewizyjnym nie zauważyłem tego zjawiska, jakby mój mózg nie chciał przyjąć do wiadomości, ze cokolwiek uległo zmianie. Początkowo przecierałem oczy z niedowierzania, jak każdy normalny człowiek szukając organicznej przyczyny tego stanu rzeczy. Gdy to nie pomogło pojawił się dysonans. Jakie inne racjonalne wyjaśnienie może leżeć u źródła bądź, co bądź nagłego pojawienia się niemal przezroczystej ściany w moim salonie. Postanowiłem poszukać logicznego wytłumaczenia w literaturze.

Książki, które miałem w domu nie zawierały żadnych przydatnych informacji. Zacząłem żałować zerwania znajomości z kobietą moich marzeń. W jej pokaźnej biblioteczce na pewno była odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.

Zniesmaczony tym stanem rzeczy wyszedłem na zewnątrz, oczywiście ściana jakimś niespotykanym do tej pory trafem, który musi mieć racjonalne wyjaśnienie, podążała za mną. Szybko spostrzegłem, że inni ludzie, również zauważają tą znajdującą się przede mną przeszkodę i omijają mnie szerokim łukiem. Tylko jeden lekko podchmielony pijak podszedł do mnie z lewej strony i począł robić wyrzuty.

-Panie co to za komedie, żeby tak ze ścianą chodzić przecież to nie wypada.

Zrobiłem cierpiętniczą minę i zacząłem odsuwać się w drugą stronę, bo najbardziej nie znoszę konfliktów, gdy wiem, że jestem na przegranej pozycji. Jedyna szansa, jaką miałem by odzyskać swoje życie leżała w rękach urzędników.

Wszedłem do dużego szklanego budynku razem z idącą przede mną ścianą. Kobieta w okienku spojrzała na mnie z niesmakiem.

-Pan do działu uświadamiania- powiedziała i wskazała drogę do piwnicy.

Skinąłem głową przepraszając za kłopot Moje wejście zrobiło niezłe zamieszanie w poczekalni. Spróbujcie przepychać się przez kolejki ludzi ciągnąć przed sobą ścianę. Jest to, co najmniej absurdalne. Gdy dotarłem do wskazanego miejsca. Siedząca przy biurku sekretarka wskazała mi krzesełko. Uśmiechnęła się smutno na widok ściany. Ona pierwsza zdawała się rozumieć mój dylemat. Nikt nie czekał przede mną, także sam nie wiedziałem co dokładnie tutaj robię i ile czasu jeszcze to potrwa moja męka. Rozejrzałem się po pokoju chociaż był on dla mnie bardzo znajomy. Przestrzeń była tak zaprojektowana żeby odległość między krzesłem a biurkiem wystarczyła by pomieścić ścianę. Skąd to wiem? Otóż jestem jednym z projektantów tego typu pokoju. Zajmuje się z grubsza wdrążaniem nowych technologii, a nie ma nic bardziej na czasie niż mój obecny stan.

Drzwi pokoju obok otworzyły się i sekretarka ręką zachęciła mnie do wejścia.

Na środku pokoju siedział mężczyzna na małym krzesełku.

-W czym mogę pomóc- powiedział.

-Szukam kogoś kto pomoże mi pozbyć się ściany

Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.

-Dlaczego chce się pan pozbyć tak dobrze zbudowanej ściany. Przecież to ewidentny majstersztyk

-Nie rozumie pan jestem człowiekiem bardzo racjonalnym. Nie potrzebuje jej.

Westchnął.

-Nic pan na to nie poradzi. Cierpi pan na oderwanie od rzeczywistości

-Słucham- powiedziałem zaskoczony

Kto jak kto ale ja akurat jestem bardzo racjonalnym człowiekiem o żadnym oderwaniu od rzeczywistości nie było mowy.

-Ale to bardzo dobrze. Pana stan jest jak najbardziej normalny. Musi pan tylko zapomnieć o całej sprawie i żyć dalej swoim życiem, a ściana na pewno sama zniknie. Znowu stanie się niedostrzegalna.

Ukłonił się i wyszedł z pokoju. Zostałem sam. Tymczasem czułem, że ścian jest coraz więcej . Były warstwą oddzielającą mnie od świata. Murem, który stanął między mną a rzeczywistością. Wtedy zrozumiałem, że nie ma ucieczki i każdy ruch był bez celowy. Jestem szalony i było to jedyne racjonalne wytłumaczenie, ale nie tylko ja, bo cały świat zbudowany jest ze ścian i każdy prędzej czy później buduje sobie taką ścianę, z tą różnicą, że ja swoją dostrzegam.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania