Scrapi podróżnik - część I - Szwecja

To był ciężki tydzień. Dużo pracy, nauki języków: szwedzkiego, angielskiego i rosyjskiego, studiowania historii Szwecji, Polski, Anglii, USA i Rosji. I tak ma być dalej przez następne wiele tygodni, a nawet miesięcy, do czasu wyjazdu do kraju, który kiedyś zaatakował Rzeczpospolitą w XVII wieku (Potop Szwecki). Scrapi nie wie czy da radę to ciągnąć tak długo. Jako pies był trochę bardziej ograniczony niżli człowiek. Jedyna pocieszająca myśl bohatera to, że skoro jedzie do Falun to jest szansa na spotkanie swojego ulubionego zespołu heavy metalowego, Sabaton. Miał taką nadzieję, ale jak zwykle, nie wiadomo czy się uda, czy akurat wtedy, kiedy będzie w tym mieście, ta grupa nie pojedzie na jakąś trasę koncertową. To też może się zdarzyć. Im bliżej było wyjazdu, Scrap coraz mocniej się denerwował. W takich momentach pomagało mu nucenie sobie jakieś piosenki, na przykład "Ghosts Division" czy "Night Witches". Bądź marudzenie na członków Sabatonu, którzy przeszli do Cywil War. Ale cóż, takie życie. Co zrobić. Scrapi postanowił, że teraz pójdzie na swoje posłanie, poczyta kilka stron książki pod tytułem "Eragon", posłucha jakieś muzyki, pogada z swoimi psimi i kocimi kolegami w internecie, wejdzie na Facebook'a i pójdzie spać, bo na rano musi się wyspać, z powodu, że jedzie do Szwecji.

Ale nie dane było mu się wylegiwać w swoim posłaniu. O godzinie trzeciej nad ranem obudziło go mocne uderzenie w okno mieszkania. Nie przejął się tym na początku, wiec przyłożył jeszcze głowę do poduszki. A jednak, mimo pewnych myśli psiaka, że nic się nie stanie, jakaś dziwna siła znów rzuciło czymś o szybę. Mimo wielkiej niechęci wstał, podszedł do tego okna i wyjrzał za nie. Zaraz po tym szybko odskoczył, przestraszony. Za nim stał jakiś wielki, wysoki i straszny człowiek. Miał długie czarne włosy, zęby spiłowane na igły, oczy czerwone jak ogień. Po chwili sobie poszedł. Scrap odszedł od szyby. Nie zdołał już usnąć. Nad ranem się spakował, zadzwonił po taksówkę i pojechał na lotnisko, bo z Wrocławia w ogóle do Sankt Petersburga było strasznie daleko, a co mówić dopiero o położonym w środkowej Szwecji Falun. Kiedy dotarł na miejsce, przeszedł wszystkie kontrole i oddał wszystko co musiał, zobaczył, że jego samolot jest dopiero za pięć godzin. A więc, kilka godzin czekania i marudzenia na niewygodę. Jedyne plusy: dysponował dużą ilością złotówek, na kupno czegoś do picia i jedzenia, miał telefon, więc mógł w coś zagrać, posiadał słuchawki i MP3, z tego powodu miał możliwość słuchania muzyki, głównie Sabatonu. Czas mijał i mijał. Pieniądze się kurczyły. Smartphone się powoli wyczerpywał. MP3 traciło także cenne procenty naładowania. A do wylotu z Wrocławia jeszcze sto dwadzieścia minut. Szkoda, że nie wziąłem sobie książki. - myślał głośno sam do siebie Scrapi. Poszedł do pobliskiego baru po jeszcze jedną colę, aż zupełnie przypadkiem zauważył, że na lotnisku jest też kiosk. Porzucił plany kupienia napoju, tylko poszedł kupić dla siebie gazetę. Popatrzył na półki, pomyślał i wyszedł, bo nie znalazł nic ciekawego. Tak więc, nadal kilka godzin czekania. Aż w końcu, kiedy Scrap spojrzał na tablicę informacyjną, okazało się, że do wylotu z Wrocławia zostało jedynie piętnaście minut. Więc pies się szybko spakował, ogarnął, wyrzucił wszystkie butelki i skierował się do wejścia do samolotu. Po długim locie w końcu dotarł do upragnionego Falun. Dwutygodniowy pobyt w tym mieście zaczął od, jak pewnie większość osób i zwierzaków, od pójścia do swojego hotelu, rozpakowania się, zjedzenia czegoś. Potem rozpoczął zwiedzanie. Jak można się domyślić, na początku upewnił czy Sabaton nie wyjechał. Nie stało to się, na szczęście. Więc pozaczepiał kilku Szwedów, którzy wydawali się spokojni, by powiedzieli gdzie można znaleść mieszkania członków zespołu. Niestety, nikt nie zamierzał odpowiedzieć mu na jego wielce groźnie brzmiące pytanie. I tak się stało, że sam musiał poszukać swoich fanów. Zajęło mu to wiele godzin. Po tym czasie, kiedy już nie miał ochoty na dalszą wędrówkę po obcym mieście, zauważył jedną z osób, które tak szukał. Thobbe Englund pojawił się na horyzoncie. Podbiegł, poprosił o autograf i zapytał o to, czy nie było by choć nikłej szansy na dostanie się jego (Scrapiego) do zespołu. Niestety, prośba została odrzucona z powodu: do zespołu mogą dołączać jedynie ludzie, a nie zwierzaki, typu psów, kotów czy koni. Scrap zrezygnowany poszedł do swojego hotelu.

Psiak był w Szwecji jeszcze trzynaście dni. Zaprzyjaźnił się z wszystkimi członkami Sabatonu, zdążył poznać nowe jego piosenki, znalazł w Falun kolegów. Ale niestety, nic nie trwa wiecznie. Po tych dwóch tygodniach musiał wracać do swojego domu w Wrocławiu. Scrapi przyłożył nos do okna i obserwował oddalającą się ziemię. Pomyślał sobie: kiedyś tutaj wrócę. Ale na razie planował kolejną wycieczkę za granicę. Nie wiedział gdzie i kiedy ona będzie. Kiedyś na pewno...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania