Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Setea de sentiment

Anna czuła wzbierającą w niej ekscytację.

 

Początek tego letniego wieczoru mienił się różnymi odcieniami długo wyczekiwanego uczucia, które wreszcie, wreszcie na dobre zbudziło się w jej młodym i czystym sercu.

Anna zawsze bała się miłości. Znaczy - nie dosłownie. Bała się kochać i być kochana... powiecie że to typowe dla nastolatki i być może macie rację, jednak jej serce biło innym rytmem niż u jej modnych koleżanek z tysiącem nachalnych absztyfikantów i adoratorów liczących na łatwy seks.

Anna, gdy kochała - to kochała na zabój. Niepomna ostrzeżeń czy opinii innych, rzucała się na oślep w tą miłosną studnię bez dna, nie bacząc jakie mogą być konsekwencję takiego czynu.

Popularna, choć często emocjonalnie niedostępna - ze swoją figurą modelki, śliczną twarzą laleczki i jedwabistych lśniących włosach - robiła furorę wśród chłopców swojego liceum.

Mówi się że piękni często są samotni... - najwidoczniej tak też było w jej przypadku.

Dlatego teraz, patrząc na ulicę z okna swojego domu, ubrana w wystrzałową sukienkę i w makijażu podkreślającym całą jej urodę - niecierpliwie przebierała nogami, wypatrując przybycia tego, na którym jej myśli skupione były od ponad tygodnia.

Szarmancki i z klasą, przystojny w bardzo męskim stylu, nienachalny, posiadający bardzo wiele wyczucia... - jego zalety mogłaby wymieniać bez końca.

Starszy, jednak nie jakoś bardzo - posiadał samochód i własne mieszkanie - dziś właśnie miał jej pokazać jak ono wygląda - oczywiście po obiecanej kolacji w restauracji do której zawsze chciała pójść.

Spędzając z nim czas, nogi same odmawiały jej posłuszeństwa, słuchając go, nie mogła opanować promiennego uśmiechu i pełnych fascynacji spojrzeń na jego zwykle zaznaczoną śladem trzy dniowego zarostu, kształtną twarz.

Oto i on! Podjechał pod bramę swoim porsche i zatrąbił. Pomyślała że mamie to się może nie spodobać ale co tam - pewnie i tak nie zajarzyła, będąc w zupełnie innym, serialowym świecie.

Czasami Annie robiło się szkoda swojej starzejącej się rodzicielki... no ale cóż... - ważne że Jack już tu był!

Przyszedł wybawić swoją księżniczkę ze szponów szarej rzeczywistości, przybył tu wyłącznie po nią.

Uśmiechnęła się, po czym przybrała neutralną, lekko znudzoną minę.

Trzeba się szanować.

 

.

 

Kraby smakowały wybornie, choć szkoda jej było tych biednych stworzeń, tego w jaki okropny sposób skończyły życie zanim wylądowały na jej błyszczącym półmisku.

W sali grała przyjemna muzyka, strojni kelnerzy uwijali się wokół stolików jak ciche cienie, nie burząc swoją obecnością nastroju chwili bogatych bywalców pięciu gwiazdkowej restauracji "La Buffone".

Wszystko było takie idealne, czuła się jak królowa, gdy patrzył się jej prosto w oczy. Posiadał taki magnetyzujący wzrok, pełny stanowczości, lecz jednocześnie nie pozbawiony wrażliwości, którą tak skrzętnie próbował ukrywać. Ona jednak dostrzegała ją... - coraz bardziej pogrążając się w otchłani przyzywającego jej uczucia.

Motyle w jej żołądku latały już z pełną szybkością. Dotknęła palcem ust, z emocji zrobiło się jej lekko niedobrze.

- Wszystko w porządku kotku? - zapytał tym swoim głębokim głosem. Poczuła delikatny dotyk na swoich palcach.

- W najlepszym, Jack. Jest tu naprawdę cudownie, tak jak myślałam że będzie.

Ścisnęła lekko jego dłoń.

- Dziękuję Jack, jesteś naprawdę wspaniały.

- To nic takiego kotku, wiesz że dla ciebie wszystko co najlepsze. Zresztą wieczór dopiero się rozpoczyna a ja przygotowałem dla nas jeszcze parę innych atrakcji - puścił jej oko.

O czym przekonasz się niedługo.

- Nie mogę się doczekać, Jack - powiedziała, delikatne całując go w policzek.

.

 

Gdy wychodzili z teatru po występie sławnej grupy "Cadavre troupe", zapadł już wieczór a miasto zapłonęło milionem świateł.

Szli pod rękę rozmawiając o szczegółach spektaklu, jednak nie mogli zgodzić się do tego co było jego końcowym przesłaniem. On mówił że nieuchronność śmierci, ona - że to miłość definiuje życie i pozwala życiu rozkwitać, nadając sens wszystkim ich działaniom.

Od wrażeń, lekko kręciło się jej w głowie. Będąc już w spokojnym wnętrzu samochodu, przypatrywała się księżycowi, który wydawał wodzić za nimi swoim pustym okiem, gdy coraz bardziej oddalali się w kierunku jego mieszkania.

Musiała przyznać że rzeczywistość przerosła jej oczekiwania. Z jego skromnych odpowiedzi na jej pytania, nie wysnuła takiego obrazu szyku i nienachalnego bogactwa na jaki właśnie patrzyła.

Apartament na najwyższym piętrze wieżowca, własny basen na wysokości... - kto w tym kraju posiada takie rzeczy! Wnętrze urządzone komfortowo i minimalistycznie, na ścianach wisiały abstrakcyjne obrazy sztuki współczesnej w tym nawet jego własny portret... - choć wyglądał na nim jakoś inaczej.

Obróciła się dookoła z szerokim uśmiechem - Nie przestajesz mnie sobą zaskakiwać Jack. Jak możesz sobie pozwolić na takie luksusy, niektórym zajęło by to całe wieki a ty masz tylko...

- Cóż, ma się tą głowę na karku - uśmiechnął się szelmowsko, wyciągając z regału butelkę wina.

.

- Chyba tak właśnie smakuje wolność - myślała Anna, gdy odświeżeni po wspólnej kąpieli i wyczerpani ekstazą swoich młodych ciał, leżeli razem nadzy na łóżku.

Cicho w tle, zabytkowy, odrestaurowany gramofon odtwarzał jego ulubioną płytę. Panował przyjemny półmrok a powietrze pachniało upojną miłosną mieszanką.

Jack wypił resztkę wina i odrzucił butelkę precz na puchaty dywan. Anna gładziła właśnie jego włosy na klacie, zataczając palcem niespieszne okręgi.

Dochodziła pierwsza w nocy a ona miała ochotę na jeszcze. Nie przejmowali się że ktoś ich zobaczy więc nie zamykali zasłon.

Nocny widok na miasto i nowa, wysoka perspektywa, wprawiały ją w euforię.

Choć Jack wydawał się lekko skrępowany. Dziwiło ją to - przecież wszystko było tak idealnie!

Zastanowiła się czy przypadkiem za dużo nie wypiła i nie popełniła jakiegoś głupstwa - co tłumaczyło by jego dziwny nastrój.

Może nie była dla niego wystarczająco dobra, może nie zadowoliła go wystarczająco..?

- Anna, skarbie... - odezwał się - wybacz mi, jednak nie mam specjalnego wyboru.

- O czym mówisz, Jack..? Czuła jego oddech na swojej twarzy, widziała jego nienaturalnie rozszerzone źrenice, wypełniające sobą niemal całą powierzchnię oczu...

- Ja, Jack, co się... co ty...

Ostatnie co zobaczyła to jego kły - poczuła jak penetrują miękką skórę jej szyi, jak bezwzględnie zatapiają się w niej, nie pozostawiając ani cienia nadziei...

Rozległo się brzmienie dzwonka do drzwi.

- Niech to szlag! - Zaklął Jack, odrywając usta od bezwładnego ciała dziewczyny. Wycierając usta ramieniem, podszedł do domowego interkomu, by zobaczyć kto przerwał mu posiłek.

Na ekranie zobaczył dwie sylwetki, mężczyzny oraz kobiety. Mężczyzna pomachał mu ręką po czym odezwał się przez mikrofon.

- Otwieraj, staruszku, tylko żywo bo pełno psów tu krąży.

Jack mimowolnie przejechał dłonią po twarzy. Ten debil zawsze miał skłonność do psucia mu zabawy w najlepszym momencie. W dodatku jeszcze ona...

Rozległ się bzyt otwieranych drzwi i dwójka weszła do środka.

Jack rozejrzał się po mieszkaniu - panował w nim jak na jego standardy, dość spory bałagan. Napoczęta dziewczyna leżała na łóżku, powoli zakrwawiając mu pościel.

Żyła jeszcze, choć pijana i w ciężkim szoku. Wyraźnie słyszał bicie jej serca. Poddał ją lekkiej sugestii by nie krzyczała, najwidoczniej zadziałało bo dotąd nie wydała z siebie żadnego dźwięku poza jakimś mamrotaniem.

Podniósł pustą butelkę po winie i odstawił ją na stół. Dziewczyna wypiła ją niemal całą, bez jego pomocy.

Pokręcił głową - "Dasz palec..."

Usłyszał znajomą melodię stukania do drzwi - przybyli.

Przepasał biodra pościelą i otworzył, momentalnie krzywiąc się na widok swoich znajomych.

Alfred, pomimo ponad dwóch setek na karku, nadal ubierał się jak menel. Teraz szczerzył do niego kły, szeroko rozpościerając ramiona.

- Jack, staruszku, jak dobrze cię widzieć. Nic a nic się nie zmieniłeś.

- Widzieliśmy się tydzień temu. Słuchaj, mówiłem ci że chcę teraz trochę spokoju i...

- E, Jacky, myślałem że tak sobie pierdolisz... patrz, na kogo wpadłem - pomyślałem że wspólnie zawitamy do twojego mansion.

Szczupła czarnowłosa dziewczyna z wybitnie złym spojrzeniem, uśmiechnęła się do niego krzywo.

- Hej smutasie - pociągnęła nosem - chyba nie przerywamy...?

Jack zerknął na łóżko - skądże znowu...

Alfred ucieszył się - O, kolego a co to za pyszności tam leżą?

- Moje, na razie zostaw.

- Też mamy co nieco - odezwała się Nina, wyładowując na stół butelki z bourbonem.

- Cudownie... - wymamrotał Jack, widząc szybkie ruchy Alfreda kreślącego potężne kreski białego proszku.

Czując na sobie taksujący wzrok Niny, podszedł do przeszklonej szafki, wyjmując trzy kieliszki na wino.

Podrapał się w zarośnięty policzek - jej obecność nie napawała go szczególnym zadowoleniem. Mieli razem historię - dość krwawą i burzliwą historię.

Podszedł do łóżka i sprawdził tętno nieprzytomnej dziewczyny, wciąż zaplątanej w biel pościeli. Nie chciał by nabrała podobnego koloru.

Odgarniając włosy z jej czoła, przyjrzał się tej drobnej twarzyczce. Na wpół otwarte usta, wciąż wydawały się oczekiwać tuzina pocałunków, wyraźnie spragnione miłości zastygły na wpół otwarte.

Nie spiesząc się, wymacał niebieską żyłę na chudej ręce dziewczyny i otworzył ją spokojnym ruchem, nadstawiając kieliszek.

Starczyło akurat na trzy porcje.

Lekko już spocony Alfred, obserwował tą scenę z błyszczącymi oczyma. Nina, z twarzą pozornie pozbawioną wyrazu, bawiła się butelką nieotwartego bourbona, kręcąc nią dookoła osi.

Gdy postawione przed nimi kieliszki, brzdękły o stół - Alfred oblizał usta ze smakiem, łapczywie wyciągając po szkło zaniedbaną dłoń.

Nina krytycznie powąchała płyn.

- Który rocznik tym razem? - zapytała, siląc się na obojętność.

- Nie wiem, spytaj tego menela obok siebie.

Alfred błyskawicznie pochłonął zawartość swojego kieliszka, przez moment wyraźnie rozkoszując się smakiem. Z zamkniętymi powiekami, odchylił w kontemplacji głowę do tyłu.

- Ah, przyjacielu.. - zaczął - ty to masz oko do drinków... tyle życia, tyle miłości... prostego ludzkiego szczęścia z tak rzadką nutką nadziei. Bogaty bukiet - stwierdził.

- Cieszę się że ci smakowało - odparł Jack, sam wychylając swoją porcję. To samo zrobiła Nina, zerkając na niego ukradkiem.

Czarnowłosa, otwarła szeroko oczy, jakby nagle rażona szokiem. Jej policzki zarumieniły się, dotknęła swoich ust, spijając ostatnią czerwoną kropelkę.

Smak rzeczywiście był wyborny, przypomniał jej te wszystkie lata które przeżyła jako człowiek. Swoje pierwsze zauroczenia, naturalną radość i świeżość poranka, dotyk promieni słońca na swojej skórze.

Rodzinny dom i marzenia...

Efekt był krótki ale intensywny - oprzytomniała, lekko zawstydzona, zastanawiając się czy odczucia te odbiły się na jej bladej twarzy.

Jack wydawał się całkowicie pogrążony w czymkolwiek dokąd ten łyk go zabrał. Powoli wypuścił powietrze, otwierając oczy, przez chwilę błądząc nieprzytomnym wzrokiem, jakby nie wiedząc gdzie się znajduje.

Alfred włączył telewizor, rozległ się głos sportowego komentatora. Obaj mężczyźni natychmiastowo skupili uwagę na ekranie.

- Bawcie się chłopcy, ja idę popływać.

Zdjęła buty, czując pod bosymi stopami kudłaty dywan. Otwierając drzwi na basen, uderzył ją chłodny powiew nocy.

Powoli acz konsekwentnie pozbywała się kolejnych części garderoby, aż całkiem naga zanurzyła się w ciemnej toni wody.

.

Alfred otworzył alkohol, nalewając Jackowi i sobie.

- Wy już ze sobą, nie..? - zapytał.

- Od dawna. Jak myślisz czemu jej unikam?

Mniej przystojny z mężczyzn wzruszył ramionami - Chuj cię wie ostatnio, przyjacielu. Wydajesz się jakiś zgaszony.

Nie widząc po nim żadnej reakcji, przewrócił oczyma.

Ciesz się z małych rzeczy - dodał, podsuwając mu pod nos talerzyk z narkotykiem.

Jack melancholicznie zwinął banknot po czym wciągnął do nosa solidną porcję.

- GOOOL!!! - zawył komentator, wspierany dobiegającym z trybun, rykiem wielu tysięcy gardeł.

- Chyba mam depresję. - rzucił krótko, spoglądając w otchłań swojej szklanki.

- Co tym razem, przyjacielu?

Lekko zażenowany, podrapał się w szczecinę policzka.

- Ostatnio jakoś ciężko mi się cieszyć z życia...

- Nic dziwnego, przecież jesteśmy nieumarli.

- Męczą mnie wspomnienia dawnych lat, powracają zjawy uczuć, dręcząc mnie, kpiąc - że nie jestem w stanie już ich mieć. A naprawdę się staram, a wiesz że jak na mnie to dość nietypowe.

Alfred ziewnął, stwierdzając krótko - Starzejesz się.

Obleśnie uśmiechając się nadkruszonymi kłami, spojrzał na basen w którym pływała Nina

- Nie zmienisz tego kim jesteś - kontynuował - po prostu zaakceptuj to, może nie wiem, czytaj mniej romantycznych, filozoficznych książek. Częściej wychodź w nocy, daj sobie zapomnieć, puść to co cię trzyma na tym ziemskim łez padole... Cholera - walnął pięścią w stół - jest tyle możliwości z których nie korzystasz! W imię czego? Jakichś romantycznych ludzkich złudzeń?

Jack milczał, wpatrując się w migający ekran.

- Młody jeszcze jesteś, to nie wiesz... - Alfred zachichotał, sypiąc sobie następną kreskę - że to że życie nie ma sensu, jest najlepszą rzeczą jeśli chodzi o życie.

To takie... wyzwalające - rozciągnął się, zerkając na nagą kobiecą sylwetkę wychodzącą z wody.

Jack nawet nie spojrzał, nasłuchując słabnącego pulsu leżącej na łóżko dziewczyny.

- Wiedziemy przeklętą egzystencję...

- E tam, pierdolisz. Każdy z tych ludzi na dole, zamieniłby się z nami w mgnieniu oka, gdyby tylko dostał taką ofertę. To nie ta egzystencja jest przeklęta, tylko twoje myśli jej dotyczące.

Twój brak akceptacji dla swojej natury.

- Natury która została mi narzucona! Zapomniałeś już jak to jest być pozbawionym wyboru, musieć dostosować się, przetrwać... opuścić fundamentalną rzecz która czyni cię... sobą?

Alfred krzywiąc się kwaśno, zastukał niecierpliwie pazurami o stół.

- Co ona w tobie widzi, przyjacielu, to nie wiem - dolał mu bourbona - i ty chyba też nie powinieneś się zastanawiać.

Nina podeszła do nich, opatulona ręcznikiem z mokrymi jeszcze włosami. Krople wody ciekły po jej długiej szyi.

- To co - zapytała - próbujemy tego raz jeszcze?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • "Motyle w jej zoladku" powiadasz xd. Ze w zoladku, to jeszcze nie bylo, i ze w zoladku - to niczym fajerwerek wybuchlo u mnie w mozgu, i ten ostry zakret w lewo od zwyklych motyli w brzuchu mnie kupil.

    Nie "patrzyl sie jej prosto w oczy" tylko patrzyl jej prosto w oczy, "sie" lepiej wyrzucic.


    "nienachalnego bogactwa na jaki właśnie patrzyła.

    Apartament na najwyższym piętrze wieżowca, własny basen na wysokości... - kto w tym kraju posiada takie rzeczy!"

    No to fakt, jego bogactwo istotnie hiper nienachalne xd.

    +komu w tym kraju matka dala "Jack"..?

    "Jack wypił resztkę wina i odrzucił butelkę precz na puchaty dywan. Anna gładziła właśnie jego włosy na klacie, zataczając palcem niespieszne okręgi."

    Tu naszlo mnie podejrzenie, ze to jest moze pasta..? Xd

    "Napoczęta dziewczyna leżała na łóżku, powoli zakrwawiając mu pościel."

    No dooobra. To na bank jest pasta.
    W takim wymiarze spoko.
  • Henear 06.07.2018
    Pasta maccaroni creme de la crem. Dzięki za korektę.
  • Henear, zaczelam ja robic nim jeszcze sie zorientowalam, ze to maccaroni.

    Ale motyle w zoladku sa bycze.
  • Henear 06.07.2018
    Takie milutkie z trupią główką. Musiałaś je kiedyś czuć. Tańczą w żołądku pogo przy muzyce Rammsteina.
  • Szudracz 06.07.2018
    Znam podobne przemyślenia z innej strony, wplecione w ten tekst robią odpowiedni wydźwięk.
    Może jej nie uśmierci.
    Kurde daruj jej życie jeśli będzie kontynuacja. Taka niewinna istota z tej Anny.
  • Henear 06.07.2018
    Może robić za kontynuację posiłku.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania