Sfera

Każdego ranka przeżywam ten sam ból. Ból przegranej. Jako dziecko nie pojmowałem, dlaczego tak jest. Najgorszym uczuciem możliwym do przeżycia jest z danie sobie sprawy, że mimo trudu, jaki wkładasz w walkę i tak wiesz, że za każdym razem przegrasz.

Zacznijmy jednak od początku. Nazywam się Eric Parker i każdej nocy toczę spór z samym sobą. Mam dwadzieścia cztery lata i mieszkam w Printsond. Jest to małe miasteczko z nie wielką ilością sklepów czy centrów handlowych jednak urok, jaki bije od niego nie pozwala mi, zmienić mojego miejsca zamieszkania. Zajmuję się rysunkiem oraz malarstwem. Nie jest to dochodowy zawód jak na początku, ale robię to, co kocham, a dla mnie tylko to się liczy. Moje prace nie doczekują się wielkich oklask, lecz odbieram, iż osoby, które to kupują zrozumiały cząstkę mnie, jaką ofiarowałem każdej mojej pracy. Padały różne komentarze zaczynając od ‘’to bez guście, tania błahostka’’, a kończąc na ‘’ nie wiem, co ten obraz ma w sobie, jednak wywołuję w mojej duszy dreszcz emocji i to mi się podoba’’. Przyjmuję każda krytykę, by nie popełnić tych samych błędów po raz kolejny. Jedynym problemem, który mnie ogranicza jestem ja sam. Często porzucam swoje plany, swoje zadania, ponieważ uznaję, iż nie mają one większego sensu. Staram się zmienić te przyzwyczajenia, lecz moje siły, fizyczne jak i psychiczne, pomału dobiegają końca. Co je wyniszcza? Rzeczy, które widziałem w przeszłości i widzę do dziś. O tym będzie moja opowieść. O koszmarach, które prześladują mnie każdego dnia i każdej nocy.

Wszystko zaczęło się, gdy miałem sześć lat. Mieszkałem wtedy wraz z rodzicami u babci. Jej mieszkanie było ogromne. Liczyło pięć pokoi z dwiema łazienkami. Z małej kuchni codziennie o godzinie czternastej, wydobywał się niesamowity aromat jedzenia, na które czekałem z niecierpliwością. Ściany były pokryte tapetą w kwiaty, a drewniany stół pokrywał o tym samym wzorze obrus. To był jedyny czas, gdy cała rodzina była razem. Ojciec ciężko pracował na budowie, a matka harowała w markecie za grosze. Jednak niczego nam nie brakowało. Zawsze starali się mnie uszczęśliwiać, a ja nigdy im za to nie podziękowałem. Salon również był pokryty tapetą w ten sam wzór. Z sufity zwisał metalowy żyrandol o połysku miedziowym, a dwa czerwone fotele i kaszmirowa kanapa uzupełniały część przestrzeni. Resztę pokoju zajmowały dębowe szafy oraz drewniany stolik. Piętro wyglądało trochę inaczej. Na ścianach korytarz wisiały dwa obrazy. Jeden przedstawiał jeźdźca na koniu na tle pustyni, a drugi sawannę z przepięknym wodospadem. Pokój rodziców był nie wielki. Komody zajmowały dość spory obszar, więc we wnętrz prócz nich było tylko łóżko. Nie wiele różniły się pozostałe pomieszczenia. Z wyjątkiem łazienki, która była dość odrażająca, ale uwielbiałem w niej przebywać. Większość wolnego czasu spędzałem na ogromnym osiedlu. Na nim nauczyłem się jeździć na łyżwo rolkach, a także rowerze. Kochałem przebywać na świeżym powietrzu, mimo, że zawsze wracałem po obijany, albo wyczerpany po kilku godzinnych zabawach na placyku, który znajdował się nie, co dalej.

To były przepiękne lata, lecz skończyły się, gdy po raz pierwszy ujrzałem pewną postać podczas nocy. Spałem wtedy na parterze. Gdy wybiła godzina trzecia obudziłem się bez żadnych powodów i wtedy ją ujrzałem. Wielka ciemna postać stała w korytarzu i sowimi czerwonymi ślepiami patrzyła wprost na mnie. Jako sześciu letnie dziecko, jedynym w tamtym rozsądnym rozwiązaniem było krzyczeć, jednak nie mogłem. Ponieważ za razem czułem strach, a także dziwny spokój. Gdy zamknąłem oczy i ponownie je otworzyłem zjawa znikła, jednak pojawiała się każdego dnia, co raz bliżej mnie. Czułem jej obecność, a mimo to, nic z tym nie mogłem zrobić. Za każdym razem, gdy przez okno przedostawały się pierwsze promienie słońca, a dom ożywał, miałem dziwne uczucie, iż tracę siły.

Po paru latach przeprowadziliśmy się i odzyskałem na dzieję z tym, że już więcej nie ujrzę tego czegoś. Myliłem się.

Przeprowadzka nie wniosła nic lepszego, a sprawiła, że każdy dzień stawał się, co raz gorszy. Od tamtego momentu wiedziałem, iż będę toczył ciężkie walki z własnym umysłem, ale również z samym sobą. Nie myliłem się.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • comboometga 03.11.2015
    *zdanie sobie sprawy
    *z niewielką
    *nie doczekały się wielkich oklasków
    *bezguście
    *wywołuje w mojej duszy
    *ściany były pokryte, drewniany stół pokrywał (powtórzenie)
    *nie wiem, czy to określenie, że matka harowała brzmi dobrze - jak już, to zamieniłabym czasowniki z ojcem (on harował, a ona pracowała)
    *z sufitu zwisał
    *pokój rodziców był niewielki
    *wewnątrz prócz nich
    *niewiele różniły się
    *wracałem poobijany
    *nieco dalej
    *postać w nocy/ podczas snu
    *ujrzałem pewną postać, wtedy ją ujrzałem (powtórzenie) + pewną postać, wielka ciemna postać
    *swoimi czerwonymi ślepiami
    *sześcioletnie dziecko
    *zarazem czułem strach
    *odzyskałem nadzieję
    *nie możesz mówić o postaci tego czegoś - postać to ona (,,odzyskałem nadzieję na to*, że już więcej jej nie ujrzę*)
    *coraz gorszy
    Ogółem - tekst mi się podobał i zaciekawił mnie. Błędy są naprawdę drobne, popracuj nad nimi i będzie okej :) Zostawiam 4 ;3 Jeśli wyjdzie kolejna część (na którą czekam) to postaram się zajrzeć ;D
  • Anonim 07.11.2015
    "Przyjmuję każda krytykę," - każdą
    "Pokój rodziców był nie wielki." - niewielki
    "Jako sześciu letnie dziecko" - sześcioletnie

    Tekst spodobał mi się z początku, twoje opisy mnie wtedy przyciągnęły, jednakże czytając więcej i więcej zabrakło mi tego czegoś. Z tekstu zapamiętałam, tylko opis mieszkania, który nie wiem dlaczego nam tutaj wstawiłeś, zanim się tego dowiedziałam zakończyłeś opowiadanie. Nie ładnie, nie ładnie. Chcę więcej i więcej, ponieważ zupełnie nie wiem o co chodzi w tej części, a chciałabym się dowiedzieć

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania