Sknocone kryminały [Artykuł]
Tym razem coś o charakterze bardziej ogólnikowym, czyli o problemach z konstrukcją fabuł kryminalnych. Same w sobie jeszcze nie decydują o tym, czy kryminał będzie słaby, ale w zbytnim natężeniu sprawią, że nawet nieźle napisany okaże się ostatecznie rozczarowujący dla czytelnika.
1. Przekombinowana zagadka
Zagadka, której rozwiązywaniem trudni się bohater w trakcie powieści, powinna być skrojona na miarę. Im bardziej ambitnie napisana jest opowieść, tym ciekawsza powinna być zagadka. Niestety często obserwuję, że autorzy zamiast wymyślić interesujący splot motywacji i okoliczności, tworzą nieciekawą zagadkę, którą uatrakcyjniono elementami ozdobnymi. Im słabiej przychodzi autorowi stworzenie logicznego ciągu wydarzeń, tym więcej jest wstawiania w fabułę pozornych zagadek. W popularnych seriach, ale też często w serialach kryminalnych, obserwujemy wysyp podobnych do siebie historii.
Raz morderca nawiązuje do sztuk Szekspira, w następnej części do Poego, w kolejnej do Breugela, za każdym razem sygnalizuje nawiązania zostawiając przy zwłokach jakieś akcesoria, układając je w odpowiedni sposób, wybierając odpowiednie okoliczności czy dobierając ofiarę wedle nazwiska. Od samego początku wiadomo zatem, że nie będzie to historia, w której ważne będą ofiary i ich przeszłość, każda zabita osoba jest tylko nic nieznaczącą okazją do dorzucenia nowego elementu układanki, zaś detektyw pozwoli mordercy na kolejne zabójstwa tak długo, aż uzbiera na tyle dużo puzzelków, żeby zaczął mu z tego wychodzić jakiś obrazek.
Słaby autor zamiast postawić na jakość, idzie w ilość, mamy więc albo powieść z dużą ilością szybko następujących po sobie ofiar, tak aby stworzyć w książce coraz to kolejne pozorne zwroty akcji (trzecia czy czwarta ofiara to nowe wydarzenie, ale nie zwrot akcji, bo akcją są właśnie morderstwa; jeśli autor nie poświęci ofiarom dostatecznie dużo uwagi, zaczną się czytelnikowi mylić), albo też sprawca nadrabia ilością literackich nawiązań i podrzucanych tropów, przez co śledztwo zamienia się w oderwane od życia podążanie za gmatwaniną historii.
Spotkałem się nawet z kryminałami, gdzie autor tak się zaplątał w dorzucane co chwila nowe wydarzenia, że po prześledzeniu wydarzeń okazało się, że jednej ofiary nikt nie mógł zamordować, bo sprawcy w tym czasie robili coś innego. U Edigey'a w jednej z powieści nie tylko nie wyjaśniono kto i po co zabił pewną osobę, ale nawet kim była.
2. Brak motywacji sprawcy
Z przekombinowanymi elementami zagadki często łączy się problem z umotywowaniem działań sprawcy, który niejednokrotnie musiał się potężnie namęczyć, aby uruchomić we właściwym czasie wszystkie rekwizyty i w zasadzie trudno powiedzieć po co. Pójściem na łatwiznę jest w takich przypadkach zrobienie ze sprawcy wariata, który robił te wszystkie rzeczy, bo był wariatem. Jest to wygodne, bo pozwala tłumaczyć wszystkie nielogiczności i naciągane wątki. Czemu sprawca odtwarzał w zbrodniach śmierci znanych męczenników chrześcijańskich? Bo był psychopatą. Czemu dobierał na ofiary same blondynki? Bo miał uraz z dzieciństwa. Czemu ciało każdej ofiary było przenoszone z miejsca na miejsce, tak, aby widziano je w różnych miejscach? Bo był wariatem a wariaci wpadają na wariackie pomysły.
Czego tylko autor nie wymyśli i jakkolwiek zapląta się we własne wymysły, zawsze na sam koniec można użyć deus ex machina w postaci psychopatycznej motywacji, która pozornie rzecz tłumaczy a w istocie unika tłumaczenia. Trochę przypomina mi to paranormalne historie, w których każda wątpliwość jest tłumaczona cudem i wolą bożą.
Innym częstym chwytem jest motyw zemsty. Sprawca odstawia morderczy teatrzyk, bo mści się za jakąś sprawę z przeszłości, i albo chce ujawniania tamtej rzeczy, albo też... tak mu się podobało. Biorąc jednak pod uwagę, że docieknięcie szczegółów tamtej sprawy z przeszłości stanowi klucz do rozwiązania zagadki, sprawca działa wówczas trochę wbrew sobie. Jeśli więc faktycznie zbrodnia nawiązuje do przeszłości tylko z powodu większej satysfakcji, a nie z chęci ujawnienia dawnych wydarzeń, to taka motywacja staje się słaba i niedostateczna.
W klasycznych kryminałach, na przykład u Agathy Christie, tego rodzaju „zbrodnie z ozdobnikami" praktycznie się nie pojawiały, a za dziwnymi elementami i akcesoriami zwykle stały bardzo przyziemne motywacje. Nasypanie ofierze żyta do kieszeni czy udawanie ducha stanowiło element odwrócenia uwagi, mając utrudnić domyślenie się tożsamości sprawcy i jego motywacji, która zresztą zwykle była dosyć przyziemna. Christie była przekonana, że nawet szaleniec ma jakąś swoją rację a błąd w jego umyśle polegał na przyzwalaniu na zbrodnicze metody rozwiązywania problemów, nie stanowił natomiast bezpośredniej przyczyny decyzji o zbrodni. Morderca mógł zabić z błahego powodu, czy pod wpływem impulsu, zaś psychicznym skrzywieniem był brak oporów przed takim działaniem. W efekcie nieraz dość skomplikowane zagadki nie były motywowane tym, że sprawca był chory; motywem było coś, co sprawiło, że chory psychicznie zdecydował się na morderstwo, nieraz dość pracowicie rozplanowane. Kluczem do rozwiązania było więc złożenie możliwych motywów i sposobności, a nie zagłębianie się w zagadki tworzone z podrzucanych wskazówek.
3. Dowcip tak śmieszny, że nie
Ten element obserwuję szczególnie często w polskich kryminałach i nie wiem skąd się wzięła ta maniera. Autor stara się rozluźnić atmosferę, może wziąć fabułę w ironiczny nawias a czasem wykreować bohatera dowcipnego i rzucającego cięte riposty. Tylko że często wybierane są do tego słabe sposoby kreowania humoru, opatrzone stereotypy, czasem żarty nie pasujące do powagi sytuacji i sugerujące, że albo bohater jest nieczułym skur*******, albo autor nie zauważył jak przekłuł sobie balonik z emocjami.
Na przykład mamy bohatera o zabawnym nazwisku i od razu wiadomo, że od teraz będą się pojawiały do tego nawiązania, ewentualnie bohaterowie rzucają różnymi sucharami w trakcie oglądania zwłok. Częsty jest stereotyp dowcipnego patologa, który rozluźnia atmosferę w prosektorium niesmacznymi uwagami. Do tego dochodzą zabawne postaci, pojawiające się w fabule tylko po to, aby uosabiać jakiś wymięty stereotyp i rzucać zabawnymi kwestiami.
4. Ostateczny zwrot akcji
Pomysł tego rodzaju zauważyłem w kryminałach wydawanych w ostatnich latach, korzysta z niego na przykład Daniel Mróz. Ma to być sposób na zaskoczenie czytelnika. Po rozwiązaniu akcji gdy pozornie dowiedziano się kto jest sprawcą i aresztowano go lub zabito, pojawia się minirozdzialik tłumaczący, że tak naprawdę sprawcą był ktoś inny, i kończący się zaraz po wyjawieniu tej nowiny. Wprawdzie więc wątki kryminału są wtedy tak prowadzone, aby do tego drugiego zakończenia także pasowały, ale problematyczne staje się w takich sytuacjach odtworzenie faktycznego przebiegu wydarzeń, nie zostaje bowiem w tych szybkich zakończeniach nic wyjaśnione.
Gdy natykałem się na ten chwyt, próba rekonstrukcji wydarzeń przy założeniu innego sprawcy stawała się niemożliwa, autor bowiem chcąc odwrócić uwagę od właściwej osoby, pomijał ją w akcji, brakowało więc szczegółów. W paru przypadkach odniosłem wręcz wrażenie, że streszczenie rozwiązania w szybkim skrócie miało na celu ukrycie nielogiczności fabuły, w której pewne wydarzenia zostały dodane dla większej efektowności i nie bardzo się kleją z opowieścią (np. bohater zostaje prawie rozjechany przez samochód, po otrzymaniu rozwiązania zagadki okazuje się, że nie wiadomo kto to zrobił).
* * *
Oczywiście samo występowanie takich elementów jeszcze nie decyduje o tym, że książka jest słaba. Dużo zależy od tego, na ile zręczny jest autor w prowadzeniu czytelnika za nos i na ile jest konsekwentny w ramach założeń początkowych. Na przykład zbrodnie w „Imieniu róży” trochę przypominają wspomniane na początku „liczne ozdobne zabójstwa” ale stoi za nimi wyraźna motywacja, zaś ich postać wynika raczej z wykorzystania okoliczności. Zakończenie „Trudnej decyzji panny Pym” trochę przypomina chwyt z „ostatecznym zakończeniem”, jednak tam nie ma problemu z rekonstrukcją wydarzeń i prześledzeniem momentu, w którym detektyw popełnił błąd.
Autor powinien być po prostu uczciwy wobec czytelnika i starać się go nie zawieść. Jeśli jedynym celem będzie wprowadzenie go w błąd, wywołanie fałszywego napięcia i olśnienie mądrością, to będzie to łatwo zauważalne i przyniesie tylko irytację. Wszystkie te niedociągnięcia widać tym lepiej, im słabsza jest sama książka.
Komentarze (29)
5 wstawione :)
Pozdrawiam :)
Mnie zirytowała "Enklawa" Mroza, w której połączył przekombinowanie z ostatecznym zwrotem akcji, gdzie po przeanalizowaniu rozwiązania wychodzi, że sprawca nie miał czasu wykonać wszystkie czynności.
Enklawy nie czytałam ale behawiorysta bardzo mi się spodobał, polecam tą pozycję.
Podobają mi się reportaże Tiziano Terzaniego, zwłaszcza "Nic nie zdarza się przypadkiem". Jakby ci się udało znaleźć to polecam, choć nie jest to łatwa lektura.
Na tle błękitu przesuwają się lekkie chmury.
Wybieram jedną, śledzę ją, utożsamiam się z nią.
Szybko sam staję się chmurą i jak ona, bez ciężaru, bez myśli, bez emocji, bez pragnień,bez oporu, bez kierunku, pozwalam sobie płynąć po ogromnej powierzchni nieba.
Nie ma tam ścieżek ani celu do osiągnięcia.
Po prostu błądzenie, unoszenie się jak pusta chmura.
I jak chmura zmieniam kształt, przyjmuję różne formy, potem się zacieram, dematerializuję, znikam.
Chmury już nie ma.
Mnie już nie ma.
Pozostaje tylko świadomość-swobodna, bez związków-świadomość, która się rozprzestrzenia." Cudne mi to wystarczy spróbuję dorwać". Dziękuję
huczeć w uszach, wstaje, zapala świecę i siedzi przed nią przez parę godzin. Po co?
- Żeby spróbować być sobą - odparł. - Żeby usłyszeć melodię. " :)
Fajne są opisy, jest inna, ale niełatwa bo to opowiadanie z opisami, mało się dzieje, bo ona ma zatrzymać,czasami przelatywałam bez wgłębiania, by nagle złapać słowo za słowem co mocno mi wpada. Dobra noc przede mną.
"Zachwycało mnie, że nie muszę nic mówić, nie muszę z nikim iść na obiad
czy na kolację, nie muszę odgrywać roli, którą grałem całe życie. Jakie to szczęście nie musieć
występować w tym samym repertuarze! "- to tak trochę jak w lesie Gombrowicza właśnie.
Na pewno z wielkim spokojem napisana książka, z pogodzeniem się stanu rzeczy- takie pierwsze odczucia.
Bardzo spoko.
Co tak przydechłeś?
Drzewiej działałeś prężniej na poletku szeroko rozumianej pomocy literackiej, a tera...? Wakacje, wakacjami, ale bier no się do roboty :)
Znalazłem pracę, która jest nieco zajmująca.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania