Skrzydlaty człowiek

Zaczęłam pisać opowiadanie o mojej Marlenchen i nasunął mi sie temat, który koniecznie muszę poruszyć. - Zaskakujące są różnice między ludźmi. Miedzy tymi żyjącymi w Polsce a tymi, których spotykam w Niemczech. Znam ludzi z Polski, którzy przed czterdziestką twierdzą, że już jest na wszystko za późno. Sama w wieku 25 lat miałam podobny mętlik w głowie. Mając 21 lat przerwałam studia. Następnie pracowałam w gastronomi w Niemczech. Gdy parę lat później próbowałam znaleźć pracę w Polsce i spotykałam się z dziwną reakcją ludzi byłam zdania, że spóźniłam się. Że za późno jest by się dalej kształcić. Za późno, by mnie ktoś zatrudnił bez doświadczenia.- To chyba u nas w kraju jest taka atmosfera. Nie szuka się w ludziach pozytywów. Każde cv jest rozpatrzone nie pod tym kątem, co dana osoba może zrobić dla firmy, tylko pod kątem tego czego nie może zrobić. Mam wrażenie, że rekruter czyta życiorysy i za zadanie ma znaleźć dziurę w całym. Może są premie za odrzucone cv?

 

Moje życie nie jest usłane różami. Jest jedna rzecz, która mnie bardzo cieszy i za którą jestem bardzo wdzięczna – Kupę lat spędziłam w Niemczech. Myślę bardziej po niemiecku. Dziś w wieku prawie 40 lat uważam się za młodą osobę i podobnie jak siostrzenica Marlen ( opowiadanie o Marlen wkrótce ) uważam, że cały świat stoi przede mną otworem. Widzę masę możliwości. Bardzo cieszy mnie blog, który fajnie się kreci. Chociaż jest tak młody. Cieszy mnie każde wejście. Każdy komentarz. Coś, co zaczęło się całkiem z przypadku, przerodziło się w coś tak fajnego. Zdaję sobie sprawę, że moje opowiadania nie są poprawne stylistycznie. Być może w lekcjach z niemieckiego również pojawiają się błędy. Mimo wszystko tyle ludzi dostrzega w moich postach to, co jest dobre. Nie zastanawiają się nad stylem, gramatyką, formą. Jestem osobą poczatkującą i mam nadzieję, że blog będzie się rozwijał. Że ja będę się rozwijała. Zaskakująca jest dla mnie pozytywna reakcja i tak nieliczne negatywne komentarze. Doceniam to, że nie szukacie dziury w całym. Tylko cieszycie się tym, co czytacie. Powoli uczę się, że nie trzeba być idealnym, by coś robić. Ważne jest by być w tym autentycznym. Postępować w zgodzie ze sobą. Starać się. Nie przejmować się krytyką. Tylko ten kto nic nie robi nie czyni błędów. Praktyka czyni mistrzem. Każde negatywne opinie, uwagi powinno się rozważyć. Bez emocji. Jeśli jest w nich odrobina prawdy należy je wykorzystać, by być lepszym. Jeśli krytyka natomiast wynika jedynie z ludzkiej zazdrości, złośliwości lub niewiedzy, nie należy się nią przejmować. Trzeba iść dalej na przód.

 

Dużo potrzebowałam czasu, by to zrozumieć. Chociaż nie raz spotykałam się z tak sprzecznymi opiniami. Np. W Polsce na rozmowach kwalifikacyjnych praktycznie nikt nie sprawdzał mojej znajomości języka. Zapraszano mnie na rozmowę. Zerkano w cv. Po czym słyszałam słowa, że im jest potrzebny ktoś z dobrą znajomością języka niemieckiego. Że być może w pracy w kuchni sprawdzał się mój język, ale u nich się nie sprawdzi. Niestety podczas rozmowy nie było nikogo, kto mógłby się przekonać jak mówię. Natomiast w Niemczech niejednokrotnie spotykałam się z opinią, że mówię świetnie. I nie mówię tu o pracy w kuchni. Mówię tu np. o urzędach, w których przyszło mi załatwiać ważne sprawy. Bardzo często spotykam się z ogromnym szacunkiem właśnie dlatego, że mówię tak, jak mówię. Zdaję sobie sprawę, że robię błędy, mam dziwny akcent. Jednak jakie to dziwne, że w kraju, gdzie wszyscy mówią tym językiem słyszę ochy i achy a u nas, gdzie mało kto zna niemiecki podważa się moją znajomość? Skąd te uprzedzenia? Sceptycyzm? Przekreślanie kogoś bez dania mu jakiejkolwiek możliwości wykazania się?

 

Do tego bardzo nieceniony jest czas drugiego człowieka. I znowu temat bylejakości. Bo skoro wysyłam cv i otrzymuję zaproszenie na rozmowę, a potem ktoś mi zarzuca, że pracowałam w restauracji, to przepraszam bardzo! Gdzie jest szacunek do mnie? Gdzie jest szacunek do własnej pracy? W cv wszystko jest napisane. – Wiek, doświadczenie, wyksztalcenie. Dlaczego zaprasza się ludzi, którymi nie jest się z góry zainteresowanym? Czy ktoś zadał sobie trud, by rzucić okiem na mój życiorys zanim mnie zaproszono? Rzucił okiem przez dwie sekundy, a nie jedną? Na tak długo, by wstępnie określić, czy ich zdaniem mam kwalifikacje, czy nie. Nie rozumiem po co. -Po co zaprasza się kogoś, gdzie z góry się zakłada, że nie jest się nim zainteresowanym? Może dla podwyższenia własnego ego? Dla zrównania danej osoby z ziemią? Tak się czasami czuję w naszym pięknym kraju. Widzę pewną poprawę. Być może jedynie przyzwyczaiłam się do takiego zachowania. W pewnym stopniu wiek robi swoje. Człowiek z wiekiem jest bardziej dowartościowany. Będąc Polsce obserwuję jak moje poczucie własnej wartości spada. Ciężko w naszym kraju dostać skrzydeł. Na każdym kroku dostajemy po głowie. Mój obecny optymizm być może wynika z tego, że ostatnio rzadko jeżdżę do Polski. Być może, gdy za kilka miesięcy znajdę się w kraju i znowu będę chciała ułożyć sobie życie, ponownie ktoś podetnie mi skrzydła.

 

Z pewnością jednak będę próbowała. Uważam, że ludzie powinni żyć tam, gdzie są ich korzenie. Nie powinniśmy być wyrywani ze swych rodzin, od swoich przyjaciół, z otoczenia, w którym dorastaliśmy. To jest bardzo trudne znaleźć się w zupełnie innym kraju. W innym środowisku. A tęsknota pozostanie zawsze. Nawet, gdy już nie ma za czym tęsknić. Kiedyś uważałam, że nie ma czegoś takiego jak różnice kulturowe. Teraz coraz częściej stwierdzam, że to nie jest żadne urojenie. Pomimo iż życie w Niemczech wydaje się pod względem finansowym łatwiejsze, wielu ludziom jest ciężko. Bez wzgledu na to, jak bardzo by się starali i jak bardzo starało by się ich otoczenie. Nigdy tak do końca nie odnajdą się w obcym kraju. Co gorsza zaznawszy normalności, nie czują się później również dobrze u siebie. Pisałam w jednym poście o byciu byle jakim. - Mnie to bardzo razi. Co dziwne dla ludzi z mojego otoczenia to jest całkiem normalne. Podczas, gdy czwarty raz zmieniałam szkolę nauki jazdy, patrzono na mnie jak na szaleńca. Nie żałuję tej decyzji. Praktycznie dopiero w ostatniej szkole trafiłam na normalnych instruktorów i na wspaniałego Maćka. Maciek był instruktorem z prawdziwego zdarzenia. Przy nim nauczyłam się myśleć i jeździć. Jako jedyny instruktor podchodził do godzin jazdy poważnie. Nie pilnował tylko czasu. Dla niego ważnym było, by wyćwiczyć jak najwięcej manewrów. Na kolejnych godzinach doskonale wiedział, z czym sobie radzę słabiej. Słuchał też tego, co ja chcę. Gdy mu powiedziałam, że na pewnym skrzyżowaniu ( tak zwana gilotyna ) nie czułam się dobrze i chciała bym tam pojechać, bez mrugnięcia okiem jechaliśmy tam. Wysłałam do niego moją koleżankę. W dzień moich egzaminów ona miała pierwszą jazdę. Instruktor dostał smsa o treści „ dzięki mistrzu”.- Zdałam egzamin. Ania, jadąca z Maćkiem, podwójnie zmotywowana słuchała się chłopaka. Potem powiedziała, że pot ciekł jej po pupie tak ją wymęczył. Kilka dni później również zdała egzamin. Nie wiem po ilu podejściach. Liczba oblanych egzaminów była tak wielka, że dziewczyna nie była chętna by mówić, który to egzamin z kolei. Praktycznie chciała zrezygnować. A wystarczył taki jeden Maciek, by lata prób zostaly zwieńczone sukcesem. A skąd się wziął Maciek? Maciek wcześniej sprzedawał kiełbaski w budce w Niemczech. Wrócił do kraju. Odnalazł się w nim na nowo. Nikt nie podciął mu skrzydeł. Czego każdemu z Was życzę.

 

Pamiętajcie, by być silnym. By słuchać swojego głosu. By słuchać głosów innych ludzi. To, co jest szczere i pomocne należy przyjmować z pokorą. Bezpodstawną krytykę, którą niektórzy tak łatwo rzucają, wpuszczajcie jednych uchem i wypuszczajcie drugim. Kto wie, jakie są powody takiego zachowania. Osobiście często mam wrażenie, że ci, którzy tak w łatwo krytykują uważają się często za kogoś lepszego. Chodź praktycznie nie mają się czym szczycić. Innym razem może to być brak czasu i zwykłych chęci, by dostrzec w nas i w naszym postepowaniu coś wspaniałego. Trzeci najgorszy powód to zwykła złośliwość. Jednak największa liczba osób, która zniechęca wszystkich do wszystkiego to ludzie, którzy nie wierzą w marzenia. Nie wierzą, że można latać. Że można coś osiągnąć, coś stworzyć idąc własną, inną drogą. Być kimś. Nie powiem, że jest łatwo. Ale wszystko jest możliwe. I jeśli macie jakieś marzenia to już polowa sukcesu. Drugą połowę osiągniecie pracą i nastawieniem.

 

Wszystkim marzycielom życzę szczęścia i wspaniałych ludzi na swojej drodze, którzy będą was uskrzydlać oraz abyście Wy również uskrzydlali innych.

 

Myślę, że w Niemczech łatwiej jest mieć marzenia. Lżej podejmuje się decyzje. Nie ma takich problemów, jak u nas w kraju. Gdzie czasami człowiek nie wie co włożyć do garnka. I jak tu marzyć? Ludzie marzą o dachu nad głową i o kromce chleba. W Niemczech to są rzeczy oczywiste. Ja często mówię moim podopiecznym, że ich dzieci miały zbyt łatwo w życiu. Z jaką jednak oni lekkością żyją. Tylko pozazdrościć. Nie mają tego stresu co my- co będzie gdy... Trochę to niesprawiedliwe. Mam nadzieję, że kiedyś w Polsce również będziemy mogli żyć z taką lekkością, jak Niemcy żyją u siebie. Cierpienie uszlachetnia, ale kiedyś przecież musi być lepiej?

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania