Śląska wigilia
Śląska Wigilia
Rok 1999 Pamiętam go bardzo dobrze, w telewizji mówiło się bardzo dużo o wejściu w nowe milenium Rok 2000 pomimo tego że minęło już ponad 20 lat pamiętam bardzo dobrze tamten okres.
Noc z 24 grudnia na 25 pamiętam jeszcze lepiej, była to zdecydowanie najgorsza Wigilia w moim życiu, możliwe, że te wcześniejsze były z jakiś powodów gorsze ale ich nie pamiętam, w Roku 99 Byłem jeszcze małym chłopcem. Chodziłem do szkoły podstawowej w Katowicach, uwielbiałem oglądać Dragon Ball w telewizji, do dziś wspominam ten podwójny dubbing z języka Francuskiego na Polski. Codziennie po szkole jadłem szybko obiad i siadałem przed telewizorem, aby obejrzeć kolejny odcinek o przygodach Son Goku.
Następnie resztę dnia spędzałem na dworze, jeśli tylko pogoda na to pozwalała, w domu starałem się spędzać jak najmniej czasu, sytuacja nie była najlepsza z możliwych. Nie chce tutaj teraz powiedzieć że było jakoś fatalnie, nie wychowywałem się w jakieś skrajne patologii. Myślę że w tamtych latach było dużo rodzin z większymi problemami niż moja.
Już jakiś czas wcześniej, prawdopodobnie na kilka miesięcy przed w domu coś się wydarzyło nigdy jednak nie zagłębiłem tematu. Dopiero teraz gdy pisze to krótkie opowiadanie, dość intensywnie myślami wracam do tamtych dni, które nie należały do szczęśliwych, oczywiście bywały chwile przebłysku, takie jak nowy komputer, który pewnego dnia dostałem od Ojczyma. Miałem swój własny pokój całkiem spora kolekcja autek i innych zabawek, wykładzinę z rysunkiem miasta oraz drogami. Nigdy nie byłem głodny ani nie chodziłem w starych ciuchach. Mogłem chodzić na zajęcia pozalekcyjne takie jak Karate czy też piłkę nożna. Zdecydowanie bardziej lubiłem właśnie piłkę a szkoda możliwe ze właśnie sztuki walki okazałyby się bardziej pomocne.
Pamiętam ze obudziłem się dość późno, zjadłem śniadanie, Mama przyrządziła mi mleko oraz czekoladowe płatki uwielbiałem czekoladowe płatki do mleka, mleko koniecznie musiało być zimę aby płatki jak najdłużej były chrupiące.
Po śniadaniu udałem się do dużego pokoju a w zasadzie do pokoju Pani Basi, Basia była matka, mojego ojczyma nigdy jednak nasze relacje nie były bliskie, nie używa do mnie żadnych troskliwych słów, sam tez nigdy nie nazywałem ja Babcia zawsze mówiłem do niej „Per Pani” . Nawet teraz nie jestem w stanie przypomnieć sobie jak wyglądała, zbyt wiele o niej nie wiem, mieszkała z nami a ja czasem chodziłem do jej pokoju, głównie, aby bawić się z jej psem rasy „Bokser” był to bardzo fajny pies.
Tamtego poranka, gdy wszedłem do jej pokoju, zobaczyłem piękna choinkę z masa prezentów, Czerwono niebieskie i białe ozdoby, kolorowe lampki oraz różne cukierki zwieszone na choince całym pokoju było czuć piękny leśny zapach było to prawdziwe drzewko, nie jakiś plastik moja pierwsza prawdziwa choinka. Teraz gdy sam już jestem dorosły mam swój dom oraz rodzinne nie uznaje innych choinek, co roku jadę do szkółki leśnej oraz dokładnie wybieram drzewko. W tamtym czasie jednak choinka z 99 roku była moja pierwsza prawdziwa i ostatnia do czasu aż kupiłem swoje własne mieszkanie. Miałem ochotę na jednego z tych cukierków, lecz Basia powiedziała, że lepiej abym tego nie robił, ponieważ te cukierki mają co najmniej dwadzieścia lat, na sama myśl zrobiło mi się nie dobrze i odpuściłem sobie. Obejrzałem poranne bajki, w pokoju Pani Basi był największy telewizor, z całego mieszkania miała pokaźna kolekcje kaset VHS i sporo książek. Sam w pokoju tez miałem mały telewizor, ale korzystałem z niego bardzo sporadycznie głównie po szkole aby obejrzeć Dragon Balla, kilka razy próbowałem to zrobić w pokoju Pani Basi jednak jej komentarze, o tym ze jest tam masa przemocy, że dzieci powinny oglądać inne bajki i tak dalej, doprowadzały mnie one do szaleństwa (zapewne przez tą przemoc), Wiec później oglądałem już ją tylko u siebie w pokoju. Tego dnia jednak, bajki były odpowiednie i oglądaliśmy je wszyscy razem. Dzień zapowiadał się naprawę wspaniale, choinka prezenty pyszne śniadanie i wspólne oglądanie telewizji. Po śniadaniu i obejrzeniu Bajek wszyscy gdzieś się rozeszli zostałem ja oraz piesek (Bokser) postanowiłem obejrzeć prezenty, nie otwierając ich uwielbiałem zgadywać co może się tam kryć. Było coś chudego i całkiem długiego na jakieś czterdzieści centymetrów, było sztywne i twarde. Było coś całkiem dużego i przy wstrząśnięciu wydawało odgłosów tak jak by była to duża grzechotka dla dziecka, Był prezent, który wyglądał jak butelka, kilka drobnych opakowań, coś co wyglądało jak duży pistolet na wodę lub strzałki, oraz duże pudło całkiem ciężkie. Usłyszałem że ktoś idzie, lecz nie zdążyłem wstać spod choinki obróciłem się i za mną stał już Rysiek, mąż mojej matki, schylił się zabrał prezent w kształcie butelki uśmiechnął się i powiedział że bym pamiętał że prezenty otwieramy dopiero jak zobaczę pierwsza gwiazdkę, Odpowiedziałem że tak oczywiście, przecież wiem ale nie mogę się doczekać, pogłaskał mnie po głowie i powiedział abym poszedł pobawić się do siebie, tak też zrobiłem pokoju miałem fantastyczna wykładzinę w kształcie miasta, z ulicami budynkami, parkami i sygnalizacja drogowa, mogłem się tak bawić całymi godzinami. Od ponad roku zbierałem samochodziki firmy Hot Wheels były naprawę świetne, miałem ich około dwudziestu, autka sportowe terenowe, radiowozy czy karetki oraz kilka aut wymyślnych. Uwielbiałem urządzać wyścigi, symulować jazdę po prawdziwym mieście, pościgi policyjne oraz wypadki. Sporo z moich autek było porysowane, jednak te które najbardziej lubiłem dbałem bardzo dobrze, stały bezpieczne na półeczce nad łóżkiem, osobiście czyściłem je z kurzu. Mój pokój był moim własnym królestwem, czułem się tam bezpieczny była to ostoi od innych problemów był po prostu mój. Spędziłem w nim wiele szczęśliwych dni, mogłem zapraszać inne dzieci. Mieszkaliśmy tam, przez około dwa lata i nie mogę powiedzieć ze było źle cały czas, bo nie było na pewno często zdarzały się ciemne dni, pełne smutku płaczu i przemocy. Za to nie mogłem narzekać na brak ciekawych doświadczeń, Rysiek partner a po jakimś czasie mąż mojej Matki był informatykiem w Chorzowie prowadził swój sklep z komputerami. Nie raz po szkole spędzałem trochę czasu w sklepie i przyglądałem się jak składa komputery dla klientów, Montuje procesory w płytach głównych wkłada Ram wybiera odpowiednia kartę graficzna, instaluje system i przekazuje komputer klientowi. Na jedne z urodzin dostałem od niego komputer, teraz ciężko mi powiedzieć na które, wydaje mi się ze było to w drugiej klasie szkoły podstawowej wychodzi na to że miałem jakieś osiem lat. I to jedyna rzecz, za która jestem mu w jakimś stopniu wdzięczny, dołoży cegiełkę do moje pasji jaka są komputery. Wróćmy jednak do czasu, gdy byłem jeszcze małym chłopcem.
Jak pisałem bywały dobre dni, pewnego razu pojechaliśmy na wakacje na Mazury w końcowe lat 90’ większość Polaków podróżowała nadal głównie po Polsce wiec nie było w tym nic dziwnego, to co bardzo mi się podobał to było to czym jechaliśmy mianowicie Rysiek miał Białe Porsche 928 wiec byliśmy szybcy szczerze nie przypominam sobie kogoś kto był szybszy Rysiek lubił szybko jeździć a ja lubiłem, gdy to robił. Na Mazurach spędziliśmy 10 dni problem jednak pojawił się już drugiego dnia naszego pobytu. Sprawca tego problemu byłem w zasadzie ja sam, Rozkładaliśmy się na jednej z plaż obok jednego z większych jezior w okolicy, ludzi było pełno, pamiętam dość dobrze co działo się tego dnia. Mama powiedziała mi abym poczekał obok naszych ręczników i parasola a oni pójdą tylko po resztę rzeczy do auta, ja od razu zacząłem bawić się w piasku wcześniej nigdy nie widziałem go tak dużo (nie bylem jeszcze nad morzem) miałem przy sobie łopatkę wiaderko i tego typu rzeczy, po chwili postanowiłem nabrać trochę wody do wiaderka, ręcznik i parasol był jakieś dwadzieścia może trzydzieści metrów od wody, dla małego bąbla jakim byłem to był ładny kawałek ale totalnie o tym nie pomyślałem. Pobiegłem slalomem między innym parasolami do wody nabrałem jej do wiaderka, obróciłem się i doznałem małego szoku widziałem całą masę parasoli, ręczników i ludzi nigdzie nie widziałem ręczników, których miałem pilnować. Zabrałem się wiec za ich szukanie na moje nieszczęście wybrałem tę druga prawa stronę jeziora, szukałem go szukałem szedłem coraz szybciej oddalając się od tłumu ludzi i stających parasoli. Plaża dość szybko się skończyła, zdając sobie sprawę ze poszedłem w zła stronę zawróciłem i pobiegłem w przeciwna stronę , niestety historia się powtórzyła, przeszłej poprzez dżunglę parasoli i ręczników dwa razy i nigdzie nie widziałem mojej mamy. Po jakimś czasie nie wiem do dziś, ile czasu tam chodziłem byłem już zmęczony nogi mnie bolały wiec dziecięca fantazja wpadła na pomysł, na brzegu znalazłem duży pień jakiegoś drzewa, wepchnąłem go do wody i zacząłem na nim pływać, używałem łopatki jaki wiosła i przez chwile tak się poruszałem obok brzegu. Po chwili zaczepił mnie jakiś Pan w tamtym czasie wyglądał mi na czterdziestolatka, zapytał, czy się zgubiłem i czy potrzebuje pomocy, powiedziałem mu ze tak bylem już zapłakany i bardzo wystraszony. Wróciliśmy na plaże trzymał mnie za rękę, chodziliśmy tak od jednego końca płazy do drugiego opisałem mu wygląda moje mamy i Ryśka. Po jakimś czasie udało się ich znaleźć Mama również była zapłakana i wystraszona a Rysiek był pijany.
Nie dostałem za ta cala sytuacje żadnego kazania, teraz już wiem ze wina była po stornie mojej mamy nie wiem, dlaczego zostawiła mnie tam samego nawet na ta krótkie chwile. Reszta wyjazdu przebiegała dość normalnie a prawdę powiedziawszy nie pamiętam jej, wiem ze był epizod, gdzie zatrzymaliśmy się w jakimś gospodarstwie i bawiłem się z innym chłopakiem o imieniu Gabryś moja mama dość mocno zaprzyjaźniła się z jego starsza siostra, nie wiem, gdzie była w tym czasie mama Gabrysia. Wróciliśmy na Śląsk do domu i od tamtego powrotu sytuacja zacznie się pogorszyła jak się później okazało wyjazd był czymś w rodzaju podróży po ślubnej dla mamy i rysia była to druga podróż pierwsza mieli tuż po ślubie do Wiednia, na sam ślub cieszyłem się bardzo jak pisałem wcześnie Rysiek był spoko nie poznałem wcześniej jeszcze jego ciemnej strony.
Od dnia powrotu moje wspominania opierają się głównie na głośnych imprezach u nas lub u jakiś znajomych, odgłosu tłuczenia szkła, przekleństwa oraz smrodu papierosów.
Po jednej z awantur w domu mama miała podbite oko wiedziałem co się stało, ale nie wiedziałem, jak zareagować, lecz natychmiast oddaliłem się od Ryśka, przestałem odwiedzać go w sklepie, czy też przestałem zagadywać go wieczorami o nowinki komputerowe o to jak i co działa i dlaczego. Po jakimś czasie sytuacja się powtórzyła ponownie była awantura, tłuczenie szkła krzyk i płacz sam byłem przerażony nie wiedziałem co robić, owszem kłócili się wcześnie Rysiek też bywał pijany, ale takie rzeczy nie działy się i byłem zszokowany. Zatapiałem się w poduszkę i modliłem o pomoc o to abyśmy mieli jakiś lepszy inny dom o to, aby mamie nic się nie stało. Nic nie pomogło kilka razy pamiętam ze policja, zabierała Ryska jednak on wracał następnego dnia z kwiatami oraz jakaś zabawka przepraszał mamę na kolanach oraz mnie za pierwszym razem myślałem, że się zmieni, za drugim już nie dałem się nabrać, mama jednak nabierała się za każdym razem. Nie wiem, czy miała klapki na oczach czy też po prostu udawała, że je ma bojąc się tego co może się z nami stać. Kulminacja była właśnie dnia 24 grudnia po kolacji poszliśmy na spacer na pasterkę oraz spotkać się z jakimiś znajomymi Ryska najwcześniej był to jego wspólnik ze sklepu komputerowego, jeśli się nie mylę miał na imię Darek ale jest tylko postacią trzecioplanowa w tej opowieści, pojawiał się i znikał nie mam z nim żadnego ważnego wspomnienia jedyne to takie że na jednej z imprez w jego domu grałem na jego komputerze i zachwycałem się jego łóżkiem wodnym, było naprawdę wspaniałe. Spotkaliśmy się pod kościołem, lecz nie weszliśmy do środka spacerowaliśmy przystawaliśmy na jakiś skwerkach i po nie długim czasie wróciliśmy do domu. Towarzystwo było już mocno wesołe, ja udałem się do mojego pokoju była to moja ostoja, a przeczucie mówiło mi że wydarzy się coś złego. Tak też było obudziły mnie krzyki i hałasy Rysiek kłócił się o coś z Darkiem nie wiem o co im poszło i nigdy nie starałem się dowiedzieć o co im poszło, fakt był taki, że Darek wybiegł z mieszkania Rysiek pobiegł za nim i gdy Darek zbiegał po schodach ten rzucił w niego szklanka lub butelka na całe szczenię miał słaba celność. Gdy wrócił ja rozsunąłem drzwi miałem drzwi harmonijkowe wiec mała szpara pozwoliła m prześledzić całe zamieszanie, jak tylko wszedł po jego wyrazie twarzy poznałem ze jest wściekły, przestraszony wskoczyłem do łóżka i zatopiłem głowę w dużej poduszce. Po chwili usłyszałem płacz matki, i postanowiłem zainterweniować, nie chciałem już powtarzać dobrze znanej mi historii, impreza awantura, płacz policja, a na następny dzień prośba o przebaczenie i tak w kółko.
W jedna rękę chwyciłem kręgla z twardego plastiku a w droga taka szklana kule z jakimś miasteczkiem świątecznym był to prezent od mojego Ojca wydawał się ciężki oraz twardy.
Wyszedłem na przedpokój, i odraz zobaczyłem Ryśka który ściskał za gardło moją mamę niewiele myśląc rzuciłem szklana kula w jego głowę, jak się okazało ja miałem lepszego cela niż on. Jednak mój rzut nie był wystarczająco mocny, aby go jakoś zatrzymać lub unieszkodliwić, jednak puścił mamę i spojrzał na mnie zrobił kilka kroków w moja stronę, mnie sparaliżował strach chciałem uciekać powrotem do mojego pokoju jednak nie mogłem nogi odmówiły mi posłuszeństwa nie mogłem się ruszyć. Widziałem już jak wziął zamach, aby mnie uderzyć, gdy nagle mam złapała go od tyłu i krzycząc coś w stylu ZOSTAW GO! NIE DOTYKAJ GO! Więc on cała złość wyładował na mamie i uderzył ją jak tylko to zobaczyłem, od razu wróciło mi panowanie nad nogami i wiedziałem ze muszę coś zrobić, jeśli nie to mama będzie wyglądać znacznie gorzej niż po ostatnim razie, który jak już wspominałem miał być ostatnim razem. Staliśmy na dwóch końcach korytarza wiec miałem, jak wsiąść mały rozbieg i zamach włożyłem w to wszystkie moje siły i trafiłem go w sam tył głowy. Polała się krew mama była przerażona , szybko złapała mnie za rękę i oboje uciekliśmy do mojego pokoju trzymaliśmy drzwi, słyszeliśmy jak Pani Basia ( matka Ryśka ) próbuje go uspokoić, w tym czasie mama zadzwoniła na policję, lecz oni jak zwykle mieli czas, Rysiek chwycił drzwi i bez problemu je otworzył zaczęła się szarpanina i po chwili nie wiem jak, znaleźliśmy się na klatce schodowej mama zapukała do sąsiadki, starszej Pani z naprzeciwka niestety nie pamiętam jak mieli na imię było to starsze małżeństwo, które nie raz nas do siebie zapraszało. Starszy Pan nauczył nie grać w szachy, a Pani kilka razy odpierała z przedszkola i szkoły a tego wieczoru możliwe ze uratowali nam lub jednemu z nas życie.
Policja przyjechała, lecz zanim to zrobiła Rysiek zaczynał już dobijać się do drzwi starszej Pary, ale jak już przyjechali do zabrali go, nie wrócił rano dnia następnego a my wyprowadziliśmy się do Warszawy, ale to już inna historia.
Wiele razy po latach chciałem go spotkać, wiem, gdzie to było wiem gdzie mieszka zapewne poznał bym go ale wole tego nie robić możliwe ze wspomnienia by wróciły, a on nie zdążył by uciec na klatkę, możliwe że jemu nikt by drzwi nie otworzył i mogło by się to różnie zakończyć.
Jednak ja to wszystko pamiętam nie jestem w stanie mu wybaczyć oby nasze drogi dla dobra obojgu się nie spotkały .
Komentarze (51)
To bardzo nieładnie. Bardzo. Tutaj nikt tak nie robi. Nikt. Te praktyki są nam obce i wyobcowane. Proszę natychmiast zaprzestać, bo będziemy musieli użyć siły i nie trafimy do mogiły, póki nie oczyścimy tego miejsca od bluźnierców bliźniego swego i sklonowanego.
Amen
Rozumiem, że Pan nie jest z Polski, z mojej Ojczyzny mlekiem i miodem płynących wzdłuż i wszerz. Otóż szanowny Panie nie ma słowa ludzią. Proszę to sobie zanotować, jeśli łaska w zeszycie i nauczyć się odmiany tegoż słowa.
Sympatycznym LUDZIOM zawsze przekazujemy dobre wiadomości :)
"Czyta się to jak wypracowanie dwunastoletniego dziecka"
Wypraszam sobie, ja piszę bez przerw pomiędzy kropkami a słowami po nich.
Za to robię inne błędy, ale to już abstrahując od tego.
Pozdrowienia
Sandra Chodziło mi o styl pisania, a nie popełniane błędy (chociaż to też), aczkolwiek dwunastolatkowie mają różne poziomy - wszystko zależy od dziecka. Nie ma nic złego w tym, że się popełnia błędy, ale trzeba dołożyć starań, żeby je wyeliminować.
Dokładnie tak 🤗
Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że jeśli chodzi o Łukaszenko – nie pytaj, ignoruj. Nie ma co wchodzić z nim w dyskusje, tak jak to zrobiłeś wcześniej. Chyba znowu się wtrącam w to, co nie powinnam, ale trudno. Pozdrawiam :)
Oby Ci w tym roku podali pierogi z igliwiem, ze zwłok martwej choinki!
Święta to najlepsza pora w roku. Kocham pierogi, ale nie z igliwiem -_-
Pozdrawiam
Powiem tak: cholernie się różnimy. Zima jest cudowna, chyba że mówimy z perspektywy kierowcy. Jeśli jest się kierowcą to walić zimę i śliskie drogi.
Pozdrawiam.
Jeszcze sześć lat musze poczekać, aż pi prawko dadzą.
koniec konwersacji. Pozdrawiam -_-
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania