Smutny koniec

Pewnego dnia roku 20... Kamil S. Bardzo źle się poczuł. Brzuch bolał go od rana. Mówił o tym ojcu, ale ten nie chciał go słuchać. Albo chciał lecz nic se z tego nie robił i nakazał mu żreć śniadanie i potem jeszcze obiad. Po zjedzeniu zupy przez Kamila, ojciec zaproponował mu loda na patyku, pewnie z dyskontu. Skosztuj, mówił ojciec. Nie chcę, mówił Kamil lecz w końcu go wziął i zaczął jeść. Pół godziny później, brzuch bardziej go bolał, a mimo uwag odnośnie ojca, ten nakazał Kamilowi siadać do stołu na drugie danie. Mięso było jakieś... Łykowate.

Kamila tak bardzo bolał brzuch, że aż chodził skulony łapiąc się za niego. Wszedł do kuchni i zaparzył sobie zieloną herbatę z anyżem i aromatem lukrecji. Wypił, niewielkie czuł zmiany, żadne, znikome.

W końcu wszedł do toalety. Siedział dziesięć minut i nic. A brzuch nadal bolał. Siedział z myślą, że w końcu ustanie. Zebrało mu się na wymioty. Zmienił pozycję i zaczął rzygać do wody kiblowej. Wymioty były dziwaczne. Z krztą krwi wymiociny. A potem kolejna wymiocina, ta jednak uwolniła z siebie nadprzyrodzone opary gazowe. Nie mógł krzyczeć na pomoc. Bił mocno szczotą o zlew. Może słyszeli ale nie chcieli pomóc. Ostatnia wymiocina była tak potężna, iż aż wysadziła dechę i głowę Kamila.

Smutne? Nie dla jego starych. Ci się cieszyli, że nie będą musieli już go więcej znosić. Ani ojciec wnerwiający się na to, że ten wiecznie nic nie robi, ani matka, która wiecznie musiała po nim sprzątać, nie będą już mieli z nim utrapienia. 800+ też nie. Ale co im z tylu plus, jak psychika jest ważniejsza.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania