Spacer z adrenaliną
Dzisiaj podopieczna zeszła na śniadanie szybciej niż zwykle. Wzięłam się za szykowanie śniadania. Powiedziałam, że za 5 minut będzie gotowe. Wsadzam chleb tostowy w toster stojący na blacie kuchennym koło okna. Patrzę a podopieczna robi rundkę wokół orzecha. Trochę zimno ale pomyślałam, że wie co robi i zaraz wróci. Orzech zaliczony. Idzie więc w kierunku bramy od strony ulicy. Dom mamy w środku ogrodu i jest gdzie rozprostować kości. Wyskakują tosty. Zanoszę wszystko na stół. Zaglądam do kawy. Też gotowa. Patrzę przez okno gdzie jest podopieczna. A jej nie ma i nie ma. Niosę kawę na stół i wyglądam z domu. Ni widu, ni słychu. Lecę w klapkach pod bramę z nadzieją, że może tam stoi. Jednak nie. Wyglądam na drogę. Nikogo nie widać. Wracam do domu.
Przed domem pies skacze radośnie. Za psem wychodzi z drugiej strony domu szwagier starszej pani. Pytam go, czy moja podopieczna jest z nim. Patrzy na mnie zdziwiony. Z domu wychodzi jego żona. Pytam, czy jej siostra jest u niej. Nie ma. Wpadam do domu, łapię kurtkę swoją i kurtkę dla staruszki. Lecę na ulicę. Na ulicy idę w jednym kierunku a szwagier podopiecznej w drugim. Idę, idę.. Śnieży, zimno. Myślę, że to nie jest możliwe by kobieta w takie zimno gdzieś poszła. W piżamie owszem ale nie w taką pogodę. Wracam do domu.
Siostra podopiecznej wychodzi z domu. Mówię do niej, że to nie jest możliwe aby starsza pani w taką pogodę gdzieś poszła. Że ona musiała wrócić do domu a ja nie zauważyłam. Wchodzimy do domu i od progu wołamy ją po imieniu. Ona odzywa się z głębi salonu. Mi kamień spadł z serca.
Mówię do niej, że myślałam, że poszła na spacer w piżamie. Podopieczna wrzeszczy, że nie jest stuknięta. Siostra łapie mnie za ramie, śmieje się i macha głową powtarzając „nie jestem świrnięta”. Podopieczna jeszcze coś krzyczy, że nigdzie nie wychodziła. Siostra podopiecznej się odzywa, że widziała ją w piżamie na chodniku. Słyszymy wrzaski. – "Ja, ja, ja". Przytakujemy i się rozchodzimy.
Siostra podopiecznej dzwoni do męża, żeby wracał. Ot tak, taki poranny spacer mam już za sobą. Z odrobiną adrenaliny. To już nie pierwszy raz, że jej szukaliśmy. Kiedyś faktycznie poszła na spacer. Ale pogoda była inna.
Komentarze (28)
Teraz na większym wycinku:
"Powiedziałam, że za 5 minut będzie gotowe. Wsadzam chleb tostowy w toster stojący na blacie kuchennym koło okna. Patrzę a podopieczna robi rundkę wokół orzecha. Trochę zimno ale pomyślałam, że wie co robi i zaraz wróci. "
Powiedziałam - czas przeszły.
Wsadzam/Patrzę - teraźniejszy
Pomyślałam - znów przeszły. - Trzeba ujednolicić narracyjny czas, bo to się gryzie.
Generalnie fajnie Ci wychodzi zapis w teraźniejszym i w tym kierunku bym poszedł z tym tekstem.
" Ona odzywa się z głębi salonu. Mi kamień spadł z serca." - tu również lepiej: kamień spada z serca.
Opis perypetii w pracy odmalowany bardzo "słuchowo". Nie sposób odmówić pewnej szalonej autentyczności, ale można podrasować same zdania.
Nie chodzi, by robić z tego sztuczny twór, bo ta Twoja naturalność w opisywaniu sytuacji jest naprawdę w dechę.
Chodzi o detal jakim jest choćby częstsze korzystanie z zamienników.
Podoba mi się sama historia.
Tekst dla mnie (sam nie wiem czemu) trudny do jednoznacznej oceny. Się zatem wstrzymam.
Pozdroxix
Rowniez w drugą stronę. Lecisz teraźniejszym i nagle uderza (chcąc nieco zwolnić) w tony retrospekcyjne. Idziesz więc przeszłym.
I tak dalej, i tak dalej.
Chodzi o zasadność takiego działania. O to, by czuć, że nad tym planujesz, a nie ze jest to robione przez pryzmat wspomnieniowego słowotoku.
Nie zrozum mnie źle. Akurat u Ciebie ma to swój urok, bo opisująca poprzez swoje "ułomności" w zapisie staje się bliższa, zywsza i bardziej autentyczna.
Windujesz tym samą treść, więc to też nie do końca zarzut.
Ot, wspomnienie o tym. Ze można by, ale nie trzeba, inaczej.
Co innego sytuacja, gdy narracja dzieje się w czasie teraźniejszym a narrator czasem wspomina o czymś co zdarzyło się wcześniej (retrospekcja) a co innego sytuacja, gdy narracja dzieje się w czasie teraźniejszym, następne wydarzenie w czasie przeszłym a kolejne znów w teraźniejszym. Następujące kolejno po sobie zdarzenia powinny zachowywać ciągłość czasu. Bo jeśli zdarzenia A i C następują teraz a między nimi jest wydarzenie B, to czemu mamy je opisywać jako przeszłe? Zdarzyło się jeszcze wcześniej niż zdarzenie, które je poprzedzało? Przecież kolejność wydarzeń pokazuje, że nie.
A tak jest u ciebie:
Teraz wsadzam chleb, następnie teraz patrzę przez okno, następnie.. kiedyś pomyślałam że moja podopieczna, następnie teraz podopieczna wraca. Mamy następujące zaraz po sobie zdarzenia, opisywane jako teraźniejsze ale jedno jako przeszłe, choć nie nastąpiło wcześniej.
To jest tego rodzaju pomieszanie jak zmiana rodzaju gramatycznego.
PS. Żeby wydawnictwo zdecydowało się Ciebie wydać, musi mieć pewność, że się im to opłaci.
W którymś ze wcześniejszych komentarzu napisałaś, że ktoś Ci to już poprawiał... uważam to za blef, bo nikt z korektorów nie przyznałby się do tego. I za nim zaczniesz na mnie bluzgać, ochłoń i przemyśl, to co Inni Ci piszą.
Książki są pisane dla ludzi. Zadbanie o to aby nie było w nich błędów to szacunek dla czytelnika.
Taka krytyka jest niezbędna by się doskonalić w technikach pisarskich a nie popadać w samozachwyt z wytryskami euforii. Zimny prysznic też jest potrzebny, gdy gorączka pali trzewia
Napisałaś, że piszesz po to, by się czymś podzielić. Ok, ale pewne zasady obowiązują wszystkich autorów. Twoje słowa, że nie rozumiesz tych zasad przyjmuję, bo sama musiałam się tego nauczyć (nadal to robię). Jestem dyslektykiem i przez pisanie walczę z tą niedogodnością. Jak się chce, to można. A, jeszcze jedno. Jeśli nie jestem krawcową, to nie znaczy, że nie umiem lepiej szyć od niejednej posiadającej papierek kobiety.
To napisał ausek, negatywny człowiek, który teraz idzie się pieprzyć.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania