Special Servant - rozdział 1 || SasuOro

-Sasuke…

 

-Co?

 

-Dlaczego?

 

-Dla twojego dobra.

 

-Co?

 

-Zrozumiesz. Mam nadzieję.

 

-Sasuke…

 

-…

 

Odszedł.

 

***

 

Stał na rozległym pustkowiu. Nic go nie otaczało. Wzrokiem nie mógł odnaleźć nawet skrawka zieleni. Wszędzie były kamienie. Był to wiosenny, ale wyjątkowo upalny dzień.

 

Sasuke ruszył powoli przed siebie. Minęło już tyle czasu, tyle lat, a on w dalszym ciągu robił to, co planował od końca Czwartej Wojny Ninja.

 

Chciał się pozbyć wszystkich na świecie miejsc, w których przyszłe pokolenia mogłyby znaleźć coś, co doprowadziłoby do kolejnej wojny. Starał się odnaleźć wszystkie strefy, gdzie przeprowadzane były kiedyś eksperymenty i gdzie mogły pozostać jakieś zwoje z niebezpiecznymi technikami.

 

Takimi miejscami były głównie kryjówki Orochimaru. Odnalezienie ich nie było łatwym zadaniem. Sannin umieszczał obszary na badanie na całym świecie, głęboko pod ziemią lub w miejscach, do których trzeba było znać tajne przejścia. Nawet kiedy udało mu się, po wielu poszukiwaniach, odnaleźć którąś z kryjówek to wejście do niej nie było łatwe. Każda była naszpikowana pułapkami. Nie było zasady na ich ustawienie, w każdej strefie była zupełna losowość. Wejście do środka bez uszczerbku na zdrowiu graniczyła z cudem.

 

Młody Uchiha umiał przejść przez większość z nich, ponieważ w każdej gościł przynajmniej raz, jednak Orochimaru nie zdążył mu pokazać wszystkich kryjówek. Wiele więc zostało ukrytych.

 

Wężooki był naprawdę dobry w tym, co robił. Posiadacz Sharingana latami szukał pozostałych kryjówek.

 

Przeklął pod nosem.

 

-Dlaczego teraz go nie ma?

 

Prawdopodobnie Orochimaru zmarł dawno temu. Sasuke nie mógł sobie przypomnieć czemu sannin nie wrócił z nim do Konohy po wojnie. Tamte czasy wspominał jak przez mgłę.

 

Szedł już dobrą godzinę. Słońce powoli znikało za horyzontem. Nadchodziła noc, a noc na pustyni, nawet kamienistej, nie należy do ciepłych. Sasuke musiał zacząć rozbijać obóz.

 

Kiedyś, w jednej z kryjówek odnalazł zwój zawierający jutsu, które uznał za bardzo przydatne. Przed zniszczeniem zapisu zdążył się go nauczyć. Technika polegała na przyzwaniu, jednak nie przyzywał on żadnego chowańca, a bagaż. Trzeba było swoje rzeczy wysłać do sąsiedniego wymiaru, a następnie, w razie potrzeby, wykonać potrzebne pieczęcie i miało się go ponownie.

Dzięki temu Sasuke nie musiał nosić ze sobą namiotu oraz jedzenia.

 

Sprawnie wykonał kilka pieczęci i zaczął rozstawiać namiot. Przybijał kołki, aby silny wiatr nie przeszkodził mu w śnie. Pierwszy… drugi… trzeci… uderzał w nie z dużą siłą. Wbicie czwartego z nich przyniosło nieoczekiwany skutek.

 

Przed Sasuke pojawiło się duże wgłębienie w ziemi. Po kilku sekundach z kamienia uformowały się schody prowadzące na dół.

 

-Wbicie czegoś w wyznaczone miejsce – mruknął pod nosem – lepszego klucza nie mógł wymyślić.

 

Ruszył w dół.

 

Schody były śliskie i strome. Sasuke już wiedział, że były tak zaprojektowane, aby uniemożliwić komuś szybkie wyjście z kryjówki. Na szczęście miał on opanowane przyzywanie latających chowańców. Szedł pewnie do przodu. Strach mógłby mu teraz przysporzyć kłopotów. Jednak była to kryjówka w której nigdy nie był. Trudno jest zachować spokój, jeśli nie wiesz co może cię za chwilę zabić.

 

Było coraz ciemniej i ciemniej…

 

Nie powinien tutaj schodzić o tak później porze. Nawet nie zabrał ze sobą czegoś, co daje światło.

 

Nie spotkał się jeszcze z żadną pułapką. To nie wróżyło nic dobrego.

 

Schody się skończyły. Teraz młody Uchiha znajdował się w istnym labiryncie. Być może on był jedyną przeszkodą.

 

Zwolnił kroku. Musiał znaleźć teraz jakieś sekretne przejście. Zawsze takie były w kryjówkach sannina.

 

Ale czy ten labirynt został przez niego stworzony? To nie było w jego stylu.

 

Nie znalazł żadnego przejścia. Westchnął. Czyli powinien przejść labirynt, tak?

 

To była dobra chwila na stworzenie kilku klonów cienia. Dzięki temu powinien znaleźć koniec labiryntu a co za tym idzie – jakieś sekretne, ważne miejsce.

 

Jego klony błądziły dobrą godzinę. Sasuke już tracił nadzieję, że cokolwiek znajdzie.

 

Jednak jeden z nich zniknął, tym samym przeniósł swoją wiedzę do prawdziwego posiadacza sharingana. Młody Uchiha miał szczęście, że któryś klon odnalazł drogę do mosiężnych drzwi. Nawet nie trafił na żadną pułapkę.

 

Już chwilę później Sasuke był przy tajemniczych drzwiach. Ma tam po prostu wejść? Utworzył kolejnego klona, który niepewnie otworzył drzwi i wszedł do środka. Odczekał minutę… nic się nie działo.

 

Wszedł.

 

Klon był cały. Odwołał go.

 

Rozejrzał się po wnętrzu. Było ono skromne, ale rozległe. Ściany były w malunkach które przedstawiały sceny śmierci.

 

To miejsce musiało być naprawdę stare.

 

Podszedł do kamiennej płyty umieszczonej na środku pomieszczenia. Znajdował się na niej zwój.

 

Chwilę zajęło zanim Sasuke zdołał przeczytać główny napis umieszczony na nim. Był napisany dziwnym stylem, kaligrafowanym.

 

„Technika przywołania boga śmierci i zawarcia z nim kontraktu”

 

Młody Uchiha już wiedział kto pomoże mu w odnalezieniu pozostałych kryjówek…

 

 

[Halo, wiem, że moje opowiadania są dziwne, z czasem to powinno się zmienić ;;;

Dziękuję za przeczytanie i wgl XD

Jakby ktoś nie wiedział to moje alternatywne zakończenie do Naruto (znaczy zamiast Gaidena :u)

I w ogóle wow dziwne uczucie, że ktoś zauważył inne rzeczy, które dodałam XD]

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania