Spotkanie z wójtem

Kilka dni temu wybrałem się na pierwsze w tym roku spotkanie z wójtem i sołtysem, gdzie poruszane miały być najprzeróżniejsze tematy społeczno-finansowe włącznie z rozliczeniem z publicznych pieniędzy i - co najważniejsze - władze miały wypowiedzieć się jednoznacznie w sprawie grypy ptaków, która nęka okoliczne miejscowości. Poszedłem, gdyż tematyka wydała mi się interesująca, a poza tym, cóż, spodziewałem się trochę, że będzie draka.

Na salce w szkole zebrało się może czterdzieści osób. Głównie mężczyźni w sile wieku, kilka kobiet w późnej sześćdziesiątce, część nawet z mężami. Wszyscy coś po cichu rozprawiali, dopóki nie wszedł wójt, nie wstał i nie zaczął przemawiać. Poczułem ruch za sobą - co dziwne, bo siedziałem w ostatnim rzędzie, a za mną była jakaś półka z eksponatami z masy solnej. Poczułem, jak coś opiera mi się o ramię.

- Wyluzuj, Okropny - powiedział głos tuż przy moim uchu. Sięgnąłem do źródła dźwięku, żeby choć wiedzieć z czym mam do czynienia. Puchate. Szczur na bank.

- Tera wójt będzie przynudzał, to ci trochę poopowiadam, co tu się dzieje. Nie martw się, nikt cię nie przyfiluje, że ze szczurem gadasz. Tutejszym ludziom obce są zdolności słuchania. - wyjaśnił szczur. Założyć się mogłem, że jest łaciaty, na sto procent.

Sołtys zaczął: Nawierzchnia drogi, słupy oświetleniowe i oświetlenie przystanku to pjorytety roku dwutysięcznego szesnastego...

- Dwa tysiące szesnastego - powiedzieliśmy unisono ze szczurem po cichu. Ja po cichu pod nosem, a szczur pisnął mi do ucha. Uśmiechnąłem się pod nosem. Szczur musiał być na poziomie co najmniej gimnazjalisty, co już plasowało go wyżej w kategorii iq niż... No, powiedzmy, że szczur wydawał się mądry.

- Patrz, ten po lewej, Kowala, i ten obok niego, Schneider, ten z wąsem, przyszli tutaj tylko po to, żeby się dowiedzieć, czy będą musieli bić swoje ptaki. Ci obok nich, ta babcia z dziadkiem, tak, mają podjazd bez płotu, więc jak jest wywiadówka w szkole, to ich blokują. Nie, żeby się gdzieś wybierali, ale nie podoba im się to, że ktoś im na placu parkuje, rozumiesz. - skończył szczur i fufnął. To taki dźwięk, ni to kichnięcie, ni to parsknięcie, ni to chuj wie co.

W trakcie tego sołtys już usiadł, a ludzie nagrodzili go oklaskami. Wstał wójt, facet, który z postury i wyglądu nadawał się na polityka, a jakby go wypieprzyć na przymusowe wolne, mógłby zostać aktorem grającym polityka. Zaczął od podziękowania za poprzedni rok, miniony dwa tysiące szesnasty i wspomniał coś o tujach. Facet siedzący obok niego udawał, że robi mądre miny - za to utrzymywał kontakt wzrokowy z grupką skupioną wokół wąsatego Schneidera. Widać było, że - choć widziałem ich z tyłu i nie mogłem dostrzec ich twarzy - robią miny do tego z niby z mądrą miną, a on usiłuje, niby wezwany do odpowiedzi uczniak, domyślić się, o co im chodzi.

Wójt z początku informował, potem wspominał, potem wyjaśniał, a na końcu już powoli zaczynał ględzić. Ja słuchałem i notowałem: Tuje na placu, malowanie strzelnicy, konserwacja kapliczki, budowa wiaty, oświetlenie przystanku, kanalizacja i tak dalej.

A potem, gdy już myślałem, że powiedzą "auf wiedersehn" i towarzystwo się rozejdzie po kątach, wójt skończył i sołtys podziękował, po czym zapytał:

- Czy są jakieś pytania?

I szczur, podniecony aż mnie ugryzł w ucho, a ja, podniecony podnieceniem szczura, aż mu nic nie zrobiłem. Bo nagle z ust ludzi popłynęło czyste złoto.

- Jo się chciałach zapytać, co to byndzie z tym ścionganim azbestu z dachów. Przez cały zeszły rok żech walczyła ze starostwem powiatowym. W gminie chcieli tyn sam komplet dokumentów co do starostwa, a czepiali się o najmniejsze, państwo wybaczą, duperele, czy przecinki czy spinacze czy nawet o to jak kartki są poukładane w teczce, no proszę państwa, to jest chore, CHO-RE! - nawijała babcia, na oko koło sześćdziesiątki piątki, a szczur przygryzał pazury ze śmiechu. Wiem, bo przez kaptur wszedłszy, wyszedł mi spod bluzy i obserwował całą akcję z moich kolan, zza szalika. Jego czarne guziki-oczy świeciły blaskiem czystego szczurzego szczęścia. Moje, zresztą, też. Babcia się rozgadała coraz głośniej.

- Byłach przgotowana do wojewody pisać, wypełniłach wszystko i normalnie rence opadajom! Pan kierownik mnie pytoł co jo bynde na tom wiate kładła, a potem jak już wszysko mąż pojechał i im pedzioł, to przyjszło od nich pismo, że działka, na kierej mieszkom i kiero je wpisano do ewidencji, ksiong wieczystych i momy nia jeszcze łod mojego opy, to takij działki ni ma i oni się bestoż nie zgodzają i fertig. A jo mom, jo moga, ino czekom aż byndzie zgoda, dyć tyle pjyniyndzy oni dostowają na te usuwaniy a potym to przepado... Jakby jo była z ulicy a ni, a jeszcze gmina w tym udział bierze...!

Wójt wstał nagle. Szczur aż przysiadł - bądź co bądź, gdyby nie przysiadł, tacy jak on by nie przeżyli gatunkowo. Wójt zrobił uspokajający gest ręką, i rzekł, po naszymu:

- Wjycie, my nie som od tego, żeby się wzajemnie oskarżać ani psy wieszać, wiadomo, kożdy tyż jes człowiekjym, ale tak musza wam pedzieć, że ludzie godajom, jo słuchom, no... No, wydział budownictwa starostwa powiatowego, no, nie ma dobrych notowań. - I usiadł. Babcię to najwyraźniej usatysfakcjonowało, bo zamilkła. Wstał za to inny facet, z grupki brzuchatych mężczyzn w sportowym obuwu i kurtkach z eko i nie-eko skóry.

- Zaczyna się! Notuj teraz! - Szczur wpełzł mi z powrotem do kaptura, a ja wyciągnąłem telefon i zacząłem pilnie notować.

- Jo i inni zebrani tukej panowie ze wsi naszyj i tych obok, ja, cześć Pyjter - pomachał facetowi na drugim końcu sali, a taten odmachał, uśmiechnąwszy się krzywo - my się yno chcieli zapytać, co to z tom ptasiom grypom, panie sołtys, dyć jo mom sto czidziści ptoków, mom to bić wszystko? - na sali zapanował ogólny pomruk i szemranie. Wstał facet w golfie, z napisem POLICJA, pewnie dzielnicowy.

- Panowie i panie, dwie najważniejsze sprawy: obuwie i odzież ochronna i doglądanie ptaków.

- To razem trzy - powiedział mi do ucha szczur.

- Doglądanie jest najważniejsze! I niewypuszczanie ich na powietrze, jesteśmy teraz na obszarze napowietrzonym, co oznacza, że ptactwo może się zarazić, no, trzeba je zamykać szczelnie i nie wychodzić w ciuchach ze środka na zewnątrz, no i obuwie również, wielu nie zapomina, no to znaczy nie pamięta o obuwiu, i na nim przenosi...

- Mikroby - rzucił szczur.

- Zarazki, często z domu do kurnika i pomieszczeń gospodarczych przenoszone są na butach, istotna jest również higyjena - podkreślił - mycie rąk i te, no, niedopuszczanie do... - urwał, poruszał papierami. Nabrał powietrza, a szczur wygłosił jakiś komentarz o grubej dupie i zapowietrzaniu się. I o żonie pana władzy, czego wolałem nie wiedzieć. Fuj.

- Ty weź, no, ej, bez takich, co? - szepnąłem sobie do kaptura. Ludzie na mnie popatrzyli, więc udałem, że kończę rozmowę przez telefon.

- Przepraszam - bąknąłem, a widownia się odwróciła. Wachmistrz policmajster kontynuował.

- Pasza i woda musi być niedostępna dla dzikich ptaków, co jeszcze, jak się coś z waszym drobiem dzieje, musicie niezbędnie, ten, niezwłocznie poinformować czy to mnie czy sołtysa czy w gminie kogoś, oni wos tam skierują do właściwych drzwi, wtedy przyjedzie odpowiednia jednostka i podejmie właściwe działania. Zarzewie zostało wykryte już w jednym z gospodarstw... - kontynuował pan władza nudnym, urzędowym tonem, gdy nagle ten wąsaty Schneider wstał, oparł kłykcie o ławkę szkolną i grzmotnął:

- A GOŁYMBIE?

Ten siedzący obok wójta uniósł się nieco nad siedzenie, ale nie znowuż tak, żeby wstać, jedynie podniósł dupę znad krzesełka i rzekł:

- Nii, gołymbie nii - i energicznie pokręcił głową, robiąc minę absolutnie przekonanego o prawdziwości swoich słów.

Schneider popatrzył na policjanta. Tamten pokiwał głową, po czym pokazał na tamtego wciąż kręcącego głową, po czym też zaczął kręcić głową. Po chwili już wszyscy, na których patrzył oparty na kłykciach Schneider, kręcili energicznie głową. Schneider rzekł:

- No, to dziękuję. - I usiadł. Tamci skończyli kiwać i kręcić głowami, jak tylko między januszami z kręgu Schneidera zaczęła się żywa, szeptana dyskusja. Policjant kontynuował, a raczej próbował, mówiąc:

- Tak jak mówiłem, zarzewie zostało już wykryte w jednym z gospodarstw... - Znowu mu przerwali i jakiś facet bez przedniego zęba przejął pałeczkę mówcy, samozwańczo:

- My wsziscy wjymy, kto sa ta epidymia tu sprowadzioł, i jemu już żodyn rynki nie podo! I co, że on pado że on nie winiyn, że to ptoki, on bezmała nie wiedzioł i pyto sie a co po co a na co? U niygo sie sa zaczeło, bezmała, od niygo to przyjszło! Jak dboł tak mioł! - Tryskał śliną we wszystkie strony, jak wrzeszczał, więc inni też wstali, nawet jak nie mieli nic do powiedzenia, a za nimi wstali inni, którzy cokolwiek tamci by nie powiedzieli - mieli już gotową odpowiedź.

Ludzie zaczęli wrzeszczeć, jeden przez drugiego, wójt i sołtys zrobili wielkie oczy i wzruszyli ramionami, a policjant westchnął i usiadł. Zaczęły lecieć chuje, kurwy i fucki i zaczęto wymachiwać rękami.

Siedziałem szczęśliwy i chłonąłem ten chaos i całkiem sporo mi jeszcze nieznanych dotąd zwrotów w miejscowym narzeczu. Szczur klaskał w kapturze. Miejscowe antagonizmy zwyciężyły.

Wstał nagle niewysoki, niepozorny facecik o wyglądzie księgowego średniego szczebla w korporacji.

- Jo yno chciołech powiedzieć, że witam wszystkich i przepraszam, ale w imieniu zarządu kanalizacji, tu trzeba poinformować wszystkich o tym, żeby nikt nie rzucał do toalety patyczków do uszu, chusteczek tych takich co się nie rozpuszczają. Mamy, są pompy co mają 37 kilowatów, trzy pompy, a niech każdy wciepnie do ustympu patyczek albo tako chusteczka, i muszymy dzwonić po dźwig, żeby tako pompa wyciongać, a jedna czterystapindziesiont kilo, renowacja kosztuje, ona tego nie przemieli...

- Co nie przemieli!? Jak nie przemieli?! - zaryczał jakiś grubas z bródką i kolczykiem w uchu. - Przemieli, przemieli! Jo mioł tako pompa i przemielyło wszisko! Wy zamontować nie umiecie!

- Ja spadam - powiedział szczur.

- To spadaj - powiedziałem, głośno. Sądziłem, że moje słowa utoną we wrzawie, ale akurat nie utonęły i zrobiło się cicho. I prosto w tą ciszę rzuciłem to "spadaj".

Facet aż się zapowietrzył. Wszystkie oczy prosto na mnie. Zaczęli pytać, jeden przez drugiego, kto to jest, a co to, a kto to i tak dalej. Wstałem. Oni też. Zrobiło się cicho.

Sołtys rzucił:

- Ja, dobra, no to dziynki wszistkim, mom nadzieja że teroz je wszisko jasne, do widzynia.

 

Wyszedłem pospiesznie i potruchtałem biegusiem do domu, żeby mi janusze nie wpierdoliły za to "spadaj". I cokolwiek miało mnie spotkać, nie ominęło mnie, bo na własnym placu, na własnym podwórku wyjebałem się jak długi. Też fajnie.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (21)

  • Niemampojecia96 19.01.2017
    uwielbiam tego bohatera, który pcha się nie wiedzieć po co i na co, między te tuje i tak sobie specyficznie radzi w tym miejscu stacjonarnym.
  • KarolaKorman 19.01.2017
    Dopiero zaczęłam, ale czy tu na pewno ma tak być? ,,grypy ptaków'' - chorują?
  • Okropny 19.01.2017
    Tak, tak się to tutaj nazywa
  • KarolaKorman 19.01.2017
    ,,- Tera wójt będzie przynudzał, '' - to piętro wyżej, bo dalej szczur mówi
    ,,- Byłach przgotowana '' - też piętro wyżej, bo dalej babcia
    ,,- Jo i inni zebrani '' - to tyż, bo dali chop w eco
    ,,- Przepraszam - bąknąłem, '' - i to, bo dalej ty
    W
    Jednak chore są bidactwa :( Tylko jakieś dziwne to ptactwo macie, gołębie wypuszczać - pewnie nieloty, a kur broń Boże, bo pewnie pofrunęłyby za miedzę :)
    Język sobie połamałam, ale przeżyłam, a co mnie nie zabiło... 5 :)
  • KarolaKorman 19.01.2017
    Wielkie W się tam zaplątało :)
  • Ritha 19.01.2017
    Jak czytam tą (tę?) gwarę to mi się czoło poci, w sensie muszę się fest skupić, żeby wszystko dobrze zrozumieć. A moje ulubione "pedzioł", czy nawet rzekłabym "peedzioł". Aaa i jeszcze "wciepnie do ustympu" xD Ta zadziwiająca szczegółowość relacji obserwatora, przypomniał mi się jeden Twój tekst, z gazetą w pociągu czy cuś ;) W każdym razie, klikłam 5.
  • Okropny 19.01.2017
    Dzięki, Miękoś ;)
  • Pasja 20.01.2017
    Przypomina mi się kawał o babci, która poszła na zebranie z sołtysem: panowie jak będziecie jebatować to mnie pierwszą, bo muszę krowę wydoić.5 . Pzdr.
  • Okropny 20.01.2017
    Nie ma to jak wnikliwy komentarz! :)
  • Nazareth 20.01.2017
    Pieknie żeś to wszystko pedzioł, chopie. Winszuja. Mosz pińć.
  • Okropny 20.01.2017
    Dziynki synek
  • Niemampojecia96 20.01.2017
    kto ma maila, maila, maila? Podpowiem, że nie KarolaKorman xd.
  • Niemampojecia96 20.01.2017
    jak Karola teraz powie, że ma maila, to cykloida zatoczy pełne koło.
  • Okropny 20.01.2017
    Niemampojecia96 ma maila, maila
  • Niemampojecia96 24.01.2017
    Okropny też, przepisanego z kartki w czcigodnej bibliotece, ważnego i byczego. I takiego, który kosztował mnie drobne upokorzenie, więc.
  • Okropny 25.01.2017
    Niemampojecia96 ma nawet dwa, ale o upokorzeniu nic mi nie wiadomo.
  • KarolaKorman 25.01.2017
    Niemampojecia96, nie wiem o jakiego maila chodzi, jeśli o mojego chodzi to mam :) Gdybyś tylko chciała do mnie napisać, wystarczy dodać małpkę o2.pl :)
    Nie cykloida toczy się dalej :)
  • Niemampojecia96 25.01.2017
    Okropny, nigdy w życiu nie wpadniesz na to, kto ma mailaaaa. I dobrze, że Ci nie wiadomo o moich upokorzeniach. Jeszcze tego brakło..

    Karola kochana : *.
  • Okropny 25.01.2017
    Niemampojecia96 ja wiem o tych mailach prędzej aniżeli opowi mi powie. Upokorzenia jednak żal, że nie poznałem.
  • Okropny 25.01.2017
    W sensie Twojego, bo moje to inszość insza.
  • KarolaKorman 25.01.2017
    *niech

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania