Sprawa Klary

Obudził mnie telefon. Spojrzałem na zegar zawieszony na ścianie. Było siedemnaście minut po siedemnastej. Czułem jakby głowa miała mi się rozsypać na milion małych kawałeczków. Cały pokój wirował, a ja razem z nim. Byłem na jednym wielkim rollercoasterze. Żołądek skakał mi do gardła za każdym razem w ostatniej chwili cofając wczorajszy posiłek z powrotem do żołądka. Spojrzałem na ekran telefonu. Dzwonił mój szef, mgliście przypomniałem sobie naszą ostatnią rozmowę, dlatego nie spodziewałem się dobrych wieści.

- Piotrze jesteś natychmiast potrzebny – było coś niepokojącego w jego głosie co momentalnie mnie obudziło – Jesteś tam ? – łeb bolała mnie niemiłosiernie.

- Tiaa, czego chcesz? Dobić mnie jeszcze bardziej? Powiedzieć, oj przepraszam nie powiedzieć, ale wykrzyczeć mi w moją pijacką morde jak to nie zrobiłem wystarczająco aby uratować tej dziewczyny?! – trzasnąłem telefonem o ścianę, byłem zły i wściekły, nie na niego ale na siebie, że nie zrobiłem wszystkiego aby ją ocalić. Byłem negocjatorem w miejscowej Policji. A nawet więcej, byłem pieprz… szefem wszystkich negocjatorów w województwie. Byłem najlepszy, postrzegany jako ideał, aż do czasu. Stałem się pewny siebie, ponieważ sam uwierzyłem, że jestem tak dobry jak wszyscy mówili nie spodziewałem się, że nadejdzie dzień w którym kogoś stracę z własnej winy.

Praca jako policyjny negocjator jest dość specyficzna, osoba pracująca w tym fachu jest narażona na sporą dawkę stresu. To nie tak, że nikogo nie straciłem, że nie było akcji w których nie ucierpieli ludzie, których starałem się ratować. Ale co innego, kiedy robisz wszystko aby im pomóc, a pomimo to nie udaje ci się, a co innego gdy lekceważysz daną osobą i przez ciebie ona umiera. Tak było z dziewczyną, która chciała popełnić samobójstwo, a jej właśni rodzice nie mogli jej pomóc. Zamknięta w łazience z nożem przy swoich nadgarstkach kontaktowała się z nami przez telefon. Byłem jej jedyną nadzieją, ale ja jej nie rozumiałem, nie potrafiłem się wczuć w jej sytuacje. Winą był wielki kac po wieczorze kawalerskim mojego kumpla z dochodzeniówki. Wyśmiałem młodą nastolatkę, będąc przekonanym, że jej problemy są nie ważne, że ona przesadza i jest zapatrzoną w siebie gówniarą, bo przecież kto nigdy nie był wyśmiewany przez własnych kolegów w szkole prawda? Wtedy byłem pewien swojego osądu, teraz wiem, że popełniłem największy błąd w swojej karierze. Najpierw na siłę chciałem zająć się tą sprawą choć każdy wiedział, że dzień wcześniej piłem olbrzymie ilości alkoholu, a później źle oceniłem osobę, która potrzebowała mojego wsparcia, mojej pomocy. Finał sprawy był prosty, podcięła sobie żyły i wykrwawiła się pomimo szybko udzielonej pomocy. Finał dla mnie był taki, że zostałem zawieszony i groziło mi dyscyplinarne zwolnienie z pracy a i prokuratura stwierdziła, że zainteresuje się sprawą. Nikt mi nie pomógł nikt się za mną nie wstawił, moim najlepszym kumplem stała się butelka wódki w lodówce. Od tamtej pory nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem zupełnie trzeźwy. Nie chciałem wybaczenia, nie chciałem pomocy, chciałem umrzeć.

Dzwonek do domu nie pozwolił mi zalać się we własnych smutkach. W samych bokserkach podreptałem do drzwi. Nie zdziwił mnie widok mojego szefa i dwóch policjantów stojących za nim.

- Czego chcesz? – zapytałem, choć znałem już odpowiedź.

-Ciebie, jesteś potrzebny, jesteś ostatnim do którego bym się zwrócił, ale sytuacja wymaga drastycznych środków – mówił zwięźle, widziałem w nim, że się boi, a mój widok budził na jego twarzy mieszaninę odrazy i współczucia.

-Przestań pieprzyć Andrzej po co ci moja pomoc? – zapytałem.

- Nikogo innego nie ma, a czas leci? Jeśli nie chcesz albo jesteś pijany to sam się tym zajmę – patrzył na mnie czekając na moją decyzję.

- Dajcie mi chwilę – trzasnąłem drzwiami, wiedziałem, że to moja szansa, a komendant ryzykuję swoją posadą. Spojrzałem w lustro i ujrzałem swoją okropną twarz, pełną strachu i dna w które wpadłem.

- Dobra pomogę wam – czuć ode mnie było wszystkie rodzaje alkoholu dostępnego legalnie na rynku, moje ubranie przesiąknięte było zapachem alkoholu i papierosów.

- Najpierw zbadamy, czy jesteś wystarczająco trzeźwy aby nam pomóc – policjant badający mnie na obecność alkoholu był w szoku, że test wyszedł negatywnie. Sam byłem w szoku, ale że ostatnie parę dni pamiętałem dosyć mgliście była spora prawdopodobność, że nie wypiłem tyle ile mi się wydawało. W drodze i na miejscu zostałem jeszcze dwa razy przebadany za każdym razem nie mogłem uwierzyć w wyniki pomiarów. Ale maszyny tak łatwo nie można oszukać jak człowieka, więc przestałem o tym rozmyślać.

Stojąc przed wysokim wieżowcem, wiedziałem co muszę zrobić byłem gotów aby oddać to co zabrałem tej dziewczynie, co zabrałem Klarze.

Dopalałem papierosa. Żar na jego końcu z każdym wdechem żarzył się mocniej, a dym zapełniał moje płuca. Nie czułem się jednak spokojniejszy po niezbędnej dawce nikotyny. Ciężkie krople deszczu dudniły w parasol, a pomimo ochrony mój płaszcz był cały wilgotny. Wiatr hulał na dachu trafiając mnie w twarz. Patrzyłem na stojącą na krawędzi gzymsu, przemokniętą i wystraszoną kobietę. Wszyscy panikowali, nikt nie umiał jej pomóc. Czy byłem odpowiednią osobą, która mogła pomóc jej uniknąć śmierci? – myślałem o tym chwilę, gdy odezwał się do mnie mój dowódca :

- Czas na ciebie Piotrze – patrzył na mnie z nadzieją i smutkiem. Dobrze wiedziałem co widział i że wolał kogoś innego do niej posłać. Jeden negocjator miał przyjechać najwcześniej za dwie godziny, a że nikogo nie znaleźli na moje miejsce, musieli poprosić mnie.

Nawet mnie nie zauważyła, stała i spoglądała przed siebie, na szare budynki naszego miasta. Stanąłem na krawędzi, jakieś dziesięć metrów dzieliło mnie od niej. Spojrzała na mnie i widziałem w niej smutek i żal, żadnej radości, widziałem w niej pustkę.

- Wyglądasz okropnie jak na kogoś kto ma mnie odwieść od samobójstwa? – zapytała.

W gruncie rzeczy miała rację wyglądałem jak ostatnie nieszczęście. Pognieciona koszula, brudne dżinsy, a do tego czarne buty. To jednak nie było najgorsze, miałem mokre rozczochrane włosy i tygodniowy zarost. Bliżej mi było wyglądem do menela spod dworca niż do negocjatora. Zachwiałem się i usiadłem na gzymsie budynku. Głowa bolała mnie strasznie. Tylko z jednego zdania wypowiedzianego przez nią wiedziałem, że mam do czynienia z inteligentną osobą. Znałem jej akta i wiedziałem, że jest trzydziesto pięcioletnią kobietą, mającą dobrą stabilną pracę. Panna, bez męża oraz dzieci. Z szybkiego rozpoznania wynikło, że nie chciała się z nikim wiązać. Wszystko co o niej znaleźli moi koledzy wskazywało na to, że jest zadowolona ze swojego życia. Pytanie było jedno, co się wydarzyło, że znalazła się na szczycie tego wieżowca? Co spowodowało, że właśnie ona chce ze sobą skończyć? Miałem przygotowaną ścieżkę pytań, które miały pomóc mi w uratowaniu jej, jednak żadne z nich nie wydawały mi się odpowiednie.

- Kto powiedział, że mam zamiar cię od niego odwieść? – spytałem patrząc na nią i jednocześnie wyciągając, ćwiartkę wódki z wewnętrznej kieszeni płaszcza. Patrzyła na mnie chwile z malującym się szokiem na twarzy.

- Pijesz na służbie? – zapytała.

- Jestem zawieszony, więc teoretycznie i w praktyce nie jestem na służbie – pociągnąłem mocny łyk i zakręciłem butelkę. Nie dzieliłem się z nią z prostej przyczyny, ćwiartka na dwóch oznaczała mniej alkoholu dla mnie. Wyjąłem papierosa z przemokniętego pudełka i odpaliłem zaciągając się mocno.

- To cię kiedyś zabije – powiedziała wpatrując się w oddali na las, którego linia wyznaczała granice miasta.

- Kto powiedział, że już nie jestem trupem? – uśmiechnąłem się pod nosem.

Patrzyła na mnie chwilę, wiem, że mnie oceniała ale nie miało to dla mnie znaczenia. Byłem zmęczony wszystkim. Opróżniłem do końca butelkę, odpaliłem ostatnią fajkę, wstałem i rzuciłem puste pudełko. Oboje patrzyliśmy jak leci w dół.

- Nie powinieneś, próbować mnie przekonać do życia? – patrzyła na mnie robiąc krok do tyłu.

- Sądzę, że już mi się to udało – spojrzałem na nią, w głowie huczało mi od źle podjętych przeze mnie decyzji, ale ta jedna wydawała mi się trafna. Z każdym wdechem zbliżałem się do końca papierosa.

- Taka jest dzisiejsza metoda policji, abym zmieniła zdanie na temat odebrania sobie życia ? – spytała.

- Jestem zawieszony, więc nie wiem dokładnie czy metody się nie zmieniły, ale sądzę, że jesteś na tyle mądrą i piękną kobietą, że sama potrafisz decydować o swoim życiu.

- yyy…-patrzyła na mnie swoimi szaroniebieskimi oczami. Rzuciłem fajkę przed siebie. Spojrzałem jej w oczy.

- Decyzja należy do ciebie Klaro – przesunąłem się bliżej krawędzi gzymsu, patrzyła na mnie ze strachem w oczach.

- Co ty robisz? Nie jestem żadną Klarą… – zapytała, a w jej głosie wyczułem strach.

- Decyduje o sobie Klaro – uśmiechnąłem się i dodałem – Tobie pozostawiam decyzję związaną ze swoim życiem. - zrobiłem krok do przodu i…usłyszałem jej krzyk – Nie!!! - Jedyne co sobie pomyślałem to…

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • NataliaO 28.05.2015
    Byłem jej jedyną nadzieją, ale ja jej nie rozumiałem, nie potrafiłem się wczuć w jej sytuacje. - Nigdy tak na prawdę nie wczujemy się w sytuacje innych. Bardzo zajefajna historia, taka naturalna nie przerysowane postacie, a dialogi bardzo lekkie i "prawdziwe" w odbiorze; 5:)
  • ukaszeq 28.05.2015
    Bardzo podoba mi się naturalizmy zawarty w tej historii. Niezwykli ludzie, będący zwykłymi ludźmi- dziwnie napisane, ale wiesz o co chodzi, prawda? Tak jak Natalii mi również podobały się dialogi, z którymi właśnie mam problem. 5 :)
  • Wolf 28.05.2015
    Wiem o co chodzi ukaszeq :) Starałem sie pokazać jak szybko może odmienić się życie i dotyczy to także osób, które z pozoru pomagają nam w codziennym życiu. Przedstawić ich jako normalne osoby, takie jak my i borykające się z takimi samimi problemami. Dzięki za pochwałe dialogów, sam uważam że jeszcze mam sporo do nadrobienia w budowaniu opowiadań, ale staram się nad tym pracować. Dialogi natomiast pozwalają na rzucenie więcej światła na przedstawione sytuację w historiach przez nas opowiadanych.
  • ukaszeq 28.05.2015
    Cieszę się że mnie zrozumiałeś. Według mnie piszesz rewelacyjnie, masz bogate słownictwo i lekkie pióro. Ale co ja tam wiem, sam nie piszę najlepiej. Wiedz że z chęcią jeszcze przeczytam coś Twojego.
  • Wolf 28.05.2015
    Dziękuję za miłe słowa ;) A ja chce pisać dalej i poprawiać swój warsztat. Jak będę miał troche więcej czasu to na pewno przeczytam coś twojego oraz innych użytkowników i nie powinieneś się zrażać, z każdym następnym tekstem coś wynosisz, jakieś nauki o sobie oraz o twoich mozliwościach :) Sam jestem wobec siebie bardzo krytyczny, a jednak chce dalej pisać, opowiadać nowe historie. Piszemy dla innych a z drugiej strony także dla siebie. Mi osobiście możliwość pisania dużo pomaga, więc wierze że kiedyś będę lepiej pisał.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania