Sprawa leśnego mordercy - część I

<<< Wrzucałam to opowiadanie już wcześniej, pod innym tytułem, ale po ponownym przeczytaniu tamtych fragmentów, postanowiłam je edytować i wrzucić jako jedność. Enjoy>>>

 

Odrzucał zdjęcia, jedno po drugim, na metalowe biurko, przy którym siedział. Na zaschniętych plamach po kawie, starszym modelu laptopa i białych przepełnionych raportami teczkach, lądowały niepokojące ujęcia zwłok znajdowanych w przeciągu ostatnich kilku miesięcy w pobliskim lesie.

Wzdrygnął się, ostatnie zdjęcie szczególnie go obrzydzało. Nie dalej jak tydzień temu odnaleźli młodą kobietę. Przybite gwoździami do drzewa ręce, martwa twarz, pozbawiona lewego oka… Dziewczyna miała na sobie sukienkę, która uderzająco przypominała tą, którą córka pokazywała mu, kiedy szukała kreacji na bal szkolny. Prawdopodobnie były w tym samym wieku. Poczuł ukłucie złości, bo zapewne sprawca przebywa w okolicy, poszukuje nowych ofiar. Jego system był dość nietypowy. Co kilka miesięcy zabijał w tym samym lesie, niedaleko wybrzeża, młodą kobietę. Zawsze wybierał akurat taki dzień w którym nie obstawiali tego terenu, a rzadko się to zdarzało od czasu pierwszych morderstw. Wszystko stanowiło piekielną zagadkę, którą od ponad dwóch lat razem ze swoim partnerem – Eliotem Mollesem – próbowali rozwikłać. Martwiła go ta sprawa bo przecież w końcu może trafić na kogoś z jego bliskich, a konkretnie na jego córkę , ponieważ tylko ona mu pozostała. Wziął do ręki telefon, zawahał się chwilę, ale odłożył go. Nie rozmawiał z córką, odkąd na sali sądowej sędzia ogłosił oficjalnie zakończenie jego małżeństwa, kochał ją ale nie potrafił. Przez otwarte okno wkradało się do pomieszczenia rześkie powietrze, charakterystyczne dla nadmorskich miejscowości. Oparł się o parapet i rozpalił czerwonego Marlboro. Nagle do jego gabinetu, bez pukania, wtargnął Molles.

- Las – rzucił krótko jego partner. „Kurwa” – pomyślał Ivanov i wyrzucił napoczętego papierosa przez okno.

 

Pół godziny wcześniej

Pełnia księżyca rzucała blade światło na drogę, która prowadziła w głąb lasu. Przyjemna aura dla krótkiego joggingu. Głośna muzyka w słuchawkach oddzielała Alice od świata zewnętrznego. Pierwszy raz biegła tą trasą, niedawno przeprowadziła się tu z miasta. Dzisiaj postanowiła wrócić do starego zwyczaju. Babcia co prawda prosiła ją, żeby nie wychodziła z domu o zmroku, ale nie mogła wytrzymać i wymknęła się, kiedy tylko usłyszała głębokie chrapanie dochodzące z sypialni starszej pani. Biegnąc, nie rozglądała się na boki. Pochłonięta w swoich myślach, tylko co jakiś czas zwracała uwagę na otoczenie, by zorientować się, gdzie się znajduje. Kiedy skręciła w stronę wybrzeża, usłyszała w słuchawkach krótkie piknięcie, po którym nastała cisza. „Cholera, nie naładowałam…” pomyślała, zatrzymała i próbowała włączyć ipoda jeszcze raz, bezskutecznie. „Ehh… resztę drogi pokonam spacerem”. Wyjątkowo nie lubiła biegać bez muzyki. Spacerując zaczęła zwracać większą uwagę na otoczenie, w tym miejscu droga zwężała się i wystarczyło rozłożyć ręce na boki żeby dotknąć rosnących wzdłuż niej drzew. Las zdecydowanie się też zagęszczał, światło księżyca nie przebijało się już przez iglaste korony i aura nie była już tak sprzyjająca dla samotnego pobytu pośród drzew. Przystanęła, żeby z saszetki zapiętej na biodrach wygrzebać latarkę czołową. Zamarła. Usłyszała kroki. Gałązki chrzęściły pod czyimiś ciężkimi butami. Nie jest to coś, co chce się usłyszeć po północy w lesie. Zdjęła słuchawki, z których i tak nie leciała już muzyka i przykucnęła za drzewem.

 

- Kurwa, czy dzisiaj nie mieli mieć tam patrolu? – Ivanov był coraz bardziej zdenerwowany. Z tego wszystkiego zapomniał zabrać telefonu z biura i nie mógł upewnić się, że Victoria śpi spokojnie w położonym nad wybrzeżem domu, w pokoju na poddaszu, który urządzali razem kiedy skończyła 14 lat. Wcześniej to miejsce służyło za magazyn nieużywanych rzeczy, ale uparła się na to pomieszczenie. Uwielbiała patrzeć na gwiazdy, zasypiając. Zacisnął dłoń w pięść.

- Owszem, ale w sklepie u Pani Joyce, ktoś wybił szybę i pojechali to sprawdzić, ponieważ byli najbliżej. Ostatecznie zajęło im to godzinę ale i tak morderca zdążył w tym czasie wykonać swoją robotę. – Molles włączył syrenę.

- Ciekawe co tym razem zastaniemy – rzucił gorzko Ivanov.

 

Alice starała się uspokoić tętno, żeby nie wydać miejsca swojej kryjówki. Zastanawiała się czy nie wycofać się do tyłu ale bała się, że może zdradzić swoje położenie. Zastanawiała się nad tym, czy aby nie przesadza, ale stwierdziła, że lepiej nie ryzykować i poczekać. Była gotowa kulić się pod tym drzewem do świtu byle tylko ten świt móc zobaczyć. Zamknęła oczy i zaczęła nasłuchiwać. Miała wrażenie że dźwięk łamanych gałązek przybliża się do niej. Otworzyła oczy i wychyliła delikatnie głowę. Zauważyła, że po drugiej stronie wąskiej ścieżki jakieś dwieście metrów w głąb lasu, przemieszcza się nikłe światło, znikając co jakiś czas za konarami. Skoncentrowała się na tym punkcie, czekając aż zniknie i będzie mogła się przemieścić.

 

Światła policyjnego koguta zakłócały spokój nocy. Czerwone i niebieskie rozbłyski, po raz kolejny w ciągu ostatnich miesięcy pojawiały się na tle ciemnego lasu.

- Na razie możemy powiedzieć tylko tyle, że ofiara potraktowana została w brutalny sposób ostrym narzędziem, prawdopodobnie nożem. Brutalność atakującego wskazuje na kolejne dzieło naszego Leśnego Mordercy. – Detektyw Molles rzucił okiem na zwłoki. Kobieta, ubrana w strój do joggingu, wisiała na linie oplatającej jedną z gałęzi starej sosny, a jej ciało znaczyły krótkie cięcia. Tym razem ciało pozbawione było prawej dłoni. Molles wzdrygnął się i spojrzał na kolegę, który razem z nim zajmował się tą sprawą. Iwanow zdawał się być niewzruszony całą sytuacją. Oparty o radiowóz błądził wzrokiem po drzewach.

- Więc zupełnie przypadkiem spacerowała sobie Pani o północy w lesie i znalazła zwłoki? – Iwanow nie potrafił wyzbyć się cynizmu, mimo że widział szok jaki ją ogarnął. Ozy miała mocno zamknięte a ręce trzęsły się jej delikatnie. Nie odpowiedziała. Zreflektował się.

- Spokojnie, niech się Pani nie boi. Już po wszystkim – wypowiedział to tonem, który w jego mniemaniu miał uspokoić kobietę. Kiedy dotarli na miejsce dziewczyna nie odzywała się w ogóle, a w którymś momencie bez ceregieli otworzyła drzwi do radiowozu i usiadła na tylnym siedzeniu. Ivanov próbował bezskutecznie zadawać jej pytania, ale odpowiedziała tylko kiedy Molles podszedł i zapytał o jej imię. Alice podała swoje imię i znowu zamilkła. Ivanov przyglądał jej się i powoli zaczynał jej autentycznie współczuć. Otworzył usta żeby powiedzieć coś od serca, ale wtedy kobieta postanowiła przemówić, a raczej wykrzyczeć to co kumulowała w sobie od jakiegoś czasu.

-DO JASNEJ CHOLERY! JESTEŚCIE LENIWYMI NIEROBAMI I POWINNI WAS WSZYSTKICH DAWNO POZWALNIAĆ. JAK MOŻECIE SOBIE SPOKOJNIE HODOWAĆ MORDERCĘ. ZAŁOŻĘ SIĘ, ŻE NIE ZROBILIŚCIE NIC SENSOWNEGO ŻEBY GO WRESZCIE ZŁAPAĆ.

- Spokojnie – rzucił Ivanov. Całe jego współczucie gdzieś uleciało. Alice odetchnęła głęboko żeby zachować resztki spokoju. Pół godziny temu była w zasięgu tego ich Leśnego Mordercy, Piętnaście minut temu odnalazła wiszące na drzewie zmasakrowane zwłoki a teraz musi znosić docinki tego nieszczęsnego policjanta.

- Niech się Pani niczym nie przejmuje – Molles wymownie spojrzał w kierunku kolegi – Nic już Pani nie grozi – te słowa wymówił jednak bez przekonania. Alice widziała że jego ręka spoczywała nieustannie na kaburze, w pełnej gotowości. Oddychała głęboko, żeby uspokoić zdenerwowanie. Zaczęła badawczo się im przyglądać. W migoczących światłach nie widziała wyraźnie, jednak zauważała że detektyw Eliot Molles wygląda dość młodo. Był raczej średniego wzrostu, pozbawiony zarostu, za to posiadał bujną czuprynę blond włosów. Doszła do wniosku, że musi być przystojny w świetle dziennym. Logan Iwanow przywodził jej za to na myśl płatnego zabójcę. Miał króciutko ostrzyżone, ciemne włosy i mocne rysy twarzy. Szczękę otulał kilkudniowy zarost. Wydawał się jej potężny i nieprzyjemny dla oka. Westchnęła i oparła czoło o tył zagłówka przedniego fotela. Żałowała, że nie posłuchała babci, spałaby teraz smacznie, otulona puchową kołdrą. „Babcia…” – pomyślała – „Mam nadzieję, że nadal śpi”. W tym momencie nadjechała karetka i policja.

Podszedł do niej starszy policjant, uznała go za dowódcę. Podała mu rękę i przedstawiła się.

- Alice Moore, Baton Rouge, zostałam oddelegowana do pomocy przy schwytaniu mordercy, który to właśnie miał mnie na wyciągnięcie ręki – Kątem oka zobaczyła uniesioną brew Ivanova, który teraz wyprostował się lekko. Poczuła triumf. Od początku czuła, bijące od niego poczucie wyższości, a teraz będzie musiał wykonywać jej rozkazy. Ivanov trącił ręką policjanta, którego dłoń właśnie wypuściła z uścisku i pochwycił jej dłoń.

- Logan Ivanov, dowódca – rzucił z przekąsem. Alice poczuła wzbierającą w niej irytację. Teraz to ona będzie musiała wykonywać jego rozkazy. Wstała, ale mężczyzna położył rękę na jej ramieniu – nie, nie, proszę siedzieć, pojedziemy na posterunek. Rozpocznie Pani nową pracę o… - rzucił okiem na zegarek – 7 godzin wcześniej.

Westchnęła i rozsiadła się znów na tylnym siedzeniu. „To nie będzie łatwa współpraca” pomyślała kiedy Ivanov zatrzasną tylne drzwi radiowozu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania