Straceni w zapomnieniu

Ostatnio spodobało się wam moje opowiadanie pod tytułem: "Krótka historia czasu". Teraz chciałabym wam przedstawić historje bez której by ono nie powstało...

 

Mam do Ciebie prośbę nie czytaj tego wpisu w biegu. Znajdź kilka minut w ciągu całego dzisiejszego dnia które mi poświęcisz. Wiem, że proszę o wiele. Znam wagę czasu. Lecz mogę Ci obiecać, iż nie będziesz żałował…

Teraz, jak miała w zwyczaju mawiać moja prababcia: „zasiądźcie drogie dziadki przy kominku i posłuchajcie mojej opowieści.”

Dawno, dawno temu… czyż nie tymi słowami rozpoczyna się każda magiczna historia rodem z najpiękniejszych baśni?

Tak, dlatego ja podaruję sobie ten wstęp. Jednakże jest w tej opowieści szczypta magii.

Ta baśń nie ma tysiąca lat, lecz niespełna dziewięćdziesiąt. Zaczyna się ona w małym miasteczku na południu polski:

„… Miałam zaledwie kilka lat, gdy nadszedł kres wojny. Widziałam jak okrzyki radości przeplatały się ze łzami żałoby. Ludzie starali się odbudować spokój życia ze zgliszczy chaosu.

Codziennie wychodziłam na dwór bawić się z rówieśnikami. W końcu mogliśmy być po prostu dziećmi. Staraliśmy się stworzyć swój bezpieczny, beztroski świat.

Gdzieś nieśmiało w moich myślach wzrastała nadzieja, na to , iż ujrzę jutro kolejny wschód słońca. Strach pomału zanikał…

Podczas wojny musiałam być dzielna. Mój tata nazywał mnie swoim małym żołnierzykiem. Lecz ja nie byłam odważna. Co noc płakałam słysząc wybuch. Wzdrygałam się przy najmniejszym podmuchu wiatru.

Tamte wspomnienia, dziś są dość mgliste. Nie pamiętam już detali, ale wciąż gdy zamknę oczy, a wszędzie panuje błoga cisza, słyszę śmiech mojego braciszka.

Niestety został mi tylko po nim wciąż żywy ból straty i mały drewniany żołnierzyk…

Hmm… To ciekawe, iż mówiąc wam teraz o stracie brata. O jednym z najgorszych wspomnień. Pomimo uścisku w klatce piersiowej, czuję ulgę.

Nie wiem czy to uczciwe wobec niego. Bowiem tyle razy mu zazdrościłam, wkurzałam się na niego. Bo nie mógł być przy mnie. Nie doświadczył okrucieństwa drugiej wojny. Nie zaznał znoju ciężkiej pracy. Nie czuł na dłoniach ciepłej krwi ojca…

Jednak z perspektywy czasu, dostrzegam to, iż byłam wtedy bardzo samolubna. Być może dlatego tak dzisiaj za nim tęsknię, bo kiedyś nie potrafiłam. Nie miałam nawet czasu na żałobę.

Zostałam dość brutalnie wyrwana z mojej krainy dziecięcych marzeń. W wieku trzynastu lat wysłano mnie do Warszawy abym pracowała w domostwie zamożnej inteligencji.

Rodzina która przyjęła mnie pod swój dach była bardzo mała. Panem domu był uniwersytecki profesor. Panią zaś, niezwykle uzdolniona malarka. Mieli jeszcze syna starszego ode mnie o dwa lata…

Dni mijały mi na wypełnianiu moich obowiązków. Sprzątałam, gotowałam, a wieczorami zakradałam się do pokoju najmłodszego domownika.

Codziennie próbowałam wykraść choć kilka sekund wolnego czasu aby posłuchać opowieści chłopca o szkolnych przygodach. Z czasem staliśmy się sobie bardzo bliscy. Niestety jego ojciec nie był zadowolony z naszej zażyłości, lecz z czasem i on zaakceptował naszą przyjaźń.

Tak mijał dzień za dniem, każdy wyglądał tak samo tylko widok za oknem był inny. Liście na drzewach zmieniały kolory, lub znikały by gałęzie mógł otulić biały puch, który topniał, ustępując miejsca pierwszym wiosennym pąkom.

Tak niezachwianie trwał naturalny krąg. Dni zmieniały się w miesiące, miesiące w lata…

Nasze relacje też nie były już takie same. Przyjaźń przerodziła się w najprawdziwszą miłość.

Wciąż czuję na twarzy wszystkie ukradkiem skradzione pocałunki. W snach widzę jego piękne oczy. Czasami przyłapuję się na tym, iż wpatrując się w okno, w chwilowym zapomnieniu, wyczekuję jego powrotu z uczelni. Lecz to tylko ułuda. Chwila słabości…

Jak w każdej baśni i tu powinnam teraz zakończyć tą opowieść słowami i żyli długo i szczęśliwie.

Jednak dopiero teraz zaczyna się moja historia…

Nigdy nie zapomnę tamtej jesieni. Właściwie to był dopiero koniec lata. Miałam siedemnaście lat. Lecz nasze uczucie było tak silne, że następnym logicznym krokiem było nasze narzeczeństwo.

To właśnie tej, jednocześnie magicznej, jak i okrutnej jesieni przyjęłam jego oświadczyny. O ile było to możliwe staliśmy się sobie jeszcze bliżsi… I tu właśnie moja bajka zmieniła się w koszmar.

Jednego dnia leżeliśmy wtuleni w ogrodzie obserwując gwieździste niebo, a nazajutrz już go nie było.

Strach. Panika. Nigdy nie gasnąca nadzieja. Tyle potężnych emocji kłębiło się we mnie. Miłosna sielanka w jednej sekundzie zamieniła się w samotną rozpacz.

Zabrali mi go. Wywieźli do obozu…

Rozpoczęła się druga wojna światowa. Codziennie byłam świadkiem jak sąsiad stawał się oprawcą. Sprzymierzeniec, wrogiem.

Cały czas pełna wiary w odnalezienie ukochanego, trwałam w poszukiwaniach. Pracowałam jako pielęgniarka.

Wojna pochłaniała coraz więcej ofiar. Wraz ze wzrostem wykopywanych mogił, traciłam nadzieję, iż go odnajdę.

Mijał miesiąc za miesiącem, rok za rokiem. Imperia zbudowane z cierpienia upadały. W końcu nadszedł kres wojny. Zostałam przeniesiona do innego szpitala…

Do dziś nie wiem, czy byliśmy sobie przeznaczeni, czy to był tylko zbieg okoliczności. Ale po tylu latach odnalazłam go.

Siedział na szpitalnym łóżku, a właściwie tylko cień człowieka którym kiedyś był. Zmienił się, lecz nie miałam wątpliwości co do tego kim jest.

Dowiedziałam się, iż w obozie przeprowadzali na nim eksperymenty medyczne. W wyniku których jego niegdyś światły umysł, był teraz zaćmiony. Lekarze radzili mi abym zostawiła go w szpitalu, bo już nigdy nie powróci do formy z przed wojny. Lecz ja patrząc w jego oczy wciąż widziałam w nim tego samego roześmianego chłopca z którym przysięgałam spędzić całe życie…

Tak też się stało. Razem powróciliśmy w moje rodzinne strony. On pomału wracał do zdrowia. Wzięliśmy ślub i mieliśmy razem jeszcze trójkę dzieci… ”

Niesamowita opowieść prawda?

Takich historii są tysiące. Niektóre z nich nigdy nie zostaną opowiedziane, bo nie ma kto ich wysłuchać.

Moja prababcia ma dziewięćdziesiąt cztery lata i choć czasami zapomina co robiła przed chwilą, to jednocześnie dokładnie pamięta przeszłość.

Jej historia nigdy nie zostanie zapomniana…

Ten wpis jest hołdem dla niej, a zarazem podziękowaniem, że podzieliła się swoją przeszłością ze mną.

 

Teraz robię ukłon w stronę mojej prababci. Wyobraźcie sobie malutką leciwą staruszkę, podchodzącą do was i mówiącą: „pieprzę tą starość”. Babciu jesteś najlepsza.

 

PS. Zapraszam także na mojego bloga http://tini-granica.blogspot.com/

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Chris 04.07.2015
    Wow. To było niesamowite. Dobrze napisane, fajnie się czytało. Masz dar, zarażasz niezwykłością :) 5
  • Lucinda 04.07.2015
    Nie miałam wcześniej okazji czytać twojego opowiadania, ale to jest świetne i na pewno zajrzę do pozostałych:) 5
  • R_ystie 04.07.2015
    Cudowna historia pokazująca, że pomimo okrucieństwa i obojętności, które rozwija się w przerażającym tempie, na świecie miłość jeszcze walczy o swoje. Ode mnie 5. Dziękuję Ci za tę historię.
  • Natasha 04.07.2015
    Dziękuję wam za tak miłe komentarze :D
  • Bardzo ciekawa ta opowieść. W głowach naszych dziadków tkwią historie o których istnienie nawet możemy ich nie podejrzewać oceniając jak wyglądają dzisiaj.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania