Strumień (nie)świadomości

Nie mówiłam Ci jeszcze tego, ale jest jeszcze inne miejsce oprócz kościoła, gdzie zagłębiam się w siebie i płynę. Podobnie ma się pod prysznicem, w strugach delikatnie ciepłej wody. Właśnie przed chwilą stamtąd wyszłam, z trudem odtwarzam to, co wtedy myślałam. Każde ze zdań pojawia mi się w głowie w formie doskonałej. Ten strumień nie jest wartki. Nie jest pod ciśnieniem jak ten spływający po mnie. Jest powolny, dostojny - delektuję się zanurzając się w nim. Więc zwykle, (zwykle, bo teraz próbuję) nawet nie próbuję tego przelać na papier, bo drugie podejście jest już inne. Teraz też coś zmieniam, przeinaczam. Wszystko przez mą ułomną, krótkotrwałą pamięć. I chwilę ulotną. A więc, kochanie, jednak chciałabym. Żeby mój mózg spakowano w cyfrowy format. Zobaczyłbyś to, czego nie mówię, bo nie umiem. Bo nie wiem co czuję. Poznałbyś te widoki, przez które żałuję, że moje oczy nie robią zdjęć czy nie zapisują ujęć. Niektóre wciąż pamiętam. Ale było ich więcej. Ja też bym tam zaglądała. Czemu to podobno dane jest nam tylko postmori? Mimo wszystko miła perspektywa. Wracając, te melodie zasłyszane tylko raz, przez które straciło się kontakt z rzeczywistością... Te obrazy, pomysły wspaniałe wyśnione, spojrzenia czułe, to wszystko chciałoby się namalować ręką już mistrzowską. Jednocześnie, gdyby nie było mnie już z Tobą, nęcony pragnieniem mojek obecności, pewnie spojrzałbyś na rzeczy mi wstydliwe. Zawstydziłabym się podwójnie z zaświatów, czy zza granicy lub z drugiego pokoju. No umówmy się, nie muszę tak od razu umierać. Gdybyś wiedział z jaką wzgardą zdarzało mi się o sobie myśleć, widział jak bardzo wstydziłam się siebie (w lustrze, bądź po prostu, ot tak) straciłabym w Twoich oczach. Przyznając się do tego, już zmieniam Twój punkt widzenia. Delikatnie. Ty widzisz we mnie pewną siebie kobietę. Obecnie, po przytyciu ośmiu kilo, ważąc pięćdziesiąt osiem przy wzroście praktycznie metr siedemdziesiąt, moje ubrania leżą źle, więc tracę szybkość w przygotowywaniu się do wyjścia... ale jest dobrze. Czekasz trochę dłużej. Cierpliwie. Zobaczyłbyś też wspomnienia wyparte. Lęki koszmarne, schizoidalne twory mojej nieświadomości. Ale wracając do sedna, meritum tematu: także w snach tworzę (lub doświadczam déjà rêvé). Odpoczywam za to jadąc tramwajem... Co by było gdyby, kochanie?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • To aż ciekawe, że nigdy wcześniej tu nie trafiłem.
    Co by było gdybym tu nie trafił.
    Co by było gdyby?

    Mocno zmodyfikowany, jak sądzę.
    Acz nadal ciekawy.
    Poczytaj Jerofiejewa.
    Pomaga przy "tworzeniu" myśli na papierze.
  • Robert. M 12.03.2017
    Co by było gdyby kochanie? Gdybyśmy ciągle doznawali najpiękniejszych wizji pod prysznicem? Gdyby każdą sekwencję umieć przełożyć na słowo? Byłoby za cudownie, popadłbym w samouwielbienie, a tak w sposób bardzo ułomny wciąż próbuje je zinterpretować, by choć częściowo je innym przekazać.
  • kjgruszkowska 12.03.2017
    Nie ciągle, ale kiedy już są, to niemożliwość zapisania ich trochę zakłóca spokój. I przez to, że tylko czasem, to samozachwyt jest jak najbardziej wskazany. Jestem twórcą wiecznie niezadowolonym, bo to z czego jestem dumna, wiecznie mi umyka. Pozdrawiam :)
  • Pasja 13.03.2017
    Dużo jest takich miejsc w które dajemy nura i płyniemy. Cel zawsze jest jeden czy dobrze płyniemy. Mózg dopóki żyje to żyje nasza świadomość. A sny o przyszłości też miewam. 5. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania