Studnia szczęścia cz. 1

Rozdział pierwszy

Nieopodal wioski stała studnia. Była stara, porośnięta bluszczem i nikt z niej już nie korzystał. Jednak przychodził do niej pewien, pełen pasji, młodzieniec- jeszcze wierzący w dobroć losu. Zresztą nic dziwnego, skoro co tydzień znajdował czterolistna koniczynę i kilka monet, właśnie nieopodal źródła. Trwało to kilka miesięcy, a on nie bacząc na specyfikę sytuacji, po prostu przyjął do wiadomości ten niespotykany zbieg zdarzeń.

W jeden z pierwszych poranków jesieni nie było inaczej, zjawił się na łące otoczonej lasem, z zamiarem odpoczynku i cichą nadzieja na ponowne zyskanie drobnych upominków. Rozłożył kocyk, wyciągnął ,, Wielkie nadzieje” Dickensa i rozpoczął ponowne czytanie swojej ulubionej powieści. Rozkoszował się lekkim podmuchem wiatru i zagłębił się w lekturze.

Zafascynowany historią, ukojony znajomymi zdaniami, rozluźnił się całkowicie zapomniawszy o całym Bożym świecie. Z tego powodu, nie słyszał nadchodzącej panienki, która ponowiła jego działanie i położyła się nieopodal na trawie. Różnica polegała na tym, że dziewka nie miała ze sobą książki. Zaczęła zrywać kwiatki i pleść z nich wianek. Wybierała tylko najpiękniejsze różowe goździki, a pomiędzy nimi wplotła zielone koniczyny. Moment, w którym kończyła robótkę stał się chwilą, gdzie zwrócił się do niej ptak. Podleciał i usiadł na niskiej gałęzi drzewa, które stanowiło nie jako ogrodzenie polany i zaczął śpiewać. Zdawać by się mogło jakoby robił to specjalnie dla niej, a ona zafascynowana tym zjawiskiem, zwróciła twarz ku niemu i słuchała z zaintrygowaniem.

W chwili gdy sikorka przerwała swoją serenadę, dziewczyna pragnąc jej kontynuacji, sama zaczęła improwizować i nucić niebywałą melodie. Dopiero w tamtej chwili chłopak dostrzegł nieznajomą. Była to kobieta o niezwykłej urodzie, jej szwedzkie blond włosy i jasna karnacja przywodziła mu na myśl białą sowę, a intensywnie zielone oczy, piękno szmaragdu. Ubiór jaki nosiła nie był czymś zadziwiającym, bowiem miała na sobie grube rajstopy i sukienkę w kolorach liści, jakie zaczynały upadać na ziemię.

Młodzieniec zdumiony jej towarzystwem, przysłuchiwał się coraz to pewniej wyśpiewywanych przez nią słów; ,, Dwie zakochane gąsieniczki spędzają razem noce i poranki”. Ptak przechylił główkę, a Arkadiusz pomyślał, że to zabawne. Pewnie zwierzatko było głodne i taką reakcje wywołała na nim nazwa jego pokarmu. Jednak rozbawienie mężczyzny szybko zmieniło się w zaniepokojenie, gdy do jego uszu dotarły kolejne frazy; ,,Przepełnione głodem nie przestają iść i brną przez świat, który się zmienia”. Właśnie w tym momencie pojawiła się kolejna ptaszyna. Jednak pod koniec lotu postanowiła usiąść na drzewie, które było po drugiej stronie polany -tuż koło Arkadiusza. Zaabsorbowana nieznajoma podążyła wzrokiem za nowym przybyszem i ujrzała, że jest obserwowana.

W pierwszej chwili na jej twarzy odmalował się strach. Jednak niemal natychmiastowo jej wyraz zmienił się w zaciekawienie. Wpatrując się w Arkadiusza dostrzegła, że jego kasztanowe włosy są w lekkim nieładzie, a brązowe oczy zdaja się emanować ciepłem, które szybko udzieliło się i jej. Przez kilka sekund wydawało się, że czas stanął w miejscu. Choć może rzeczywiście się to stało? Z pewnością wiedzą to tylko oni.

Zdawać by się mogło, jakoby między dwojgiem działała nieokreślona siła, albowiem Arkadiusz pchnięty impulsem, bez większego zastanowienia skierował się ku młodej damie. W tej sytuacji zdobył w sobie niezachwianą ilość odwagi, niewiadomego pochodzenia. Czuł, iż to co czyni jest właściwe, pewne i nieodwracalne.

Gdy podał jej dłoń, przyjęła ją po krótkim zastanowieniu i wstała przy jego pomocy. Umysł miała pełen sprzecznych myśli. Wiedziała, że powinna odejść, jednak nie była w stanie tego uczynić tylko jak zahipnotyzowana odpowiedziała na pytanie towarzysza.

- Mam na imię Diana- odparła wpatrując się w jego twarz w czasie gdy on przyłożył jej delikatna dłoń do swoich ust i musnął wargami.

- Cała przyjemność po mojej stronie- uśmiech jakim go obdarzyła sprawił, że ciepło rozlało się po jego piersi.

-Nie zdradzisz mi swojego imienia?- głos Diany wyrwał go z lekkiego zamyślenia.

- Chodź ze mną na spacer. Jeśli uznasz, że jestem osobą, która wart jest większej uwagi, z ogromna radością podam Ci swe imię. Jednak jeśli okaże się inaczej, szybciej zapomnisz o moim istnieniu nie wiedząc jak Twój rozmówca się nazywał. Wtedy będziesz uważać, że Ci się to przyśniło, a ja zniknę z Pani życia- słowa wypowiadał z wielką powagą i świadomością obietnicy w nich ciążącą.

- A jeśli już uważam, że jesteś wart mojego czasu?- poruszyła głową tak jak sikorka na wspomnienie o gąsienicy. Zaśmiał się, odsłaniając przy tym swoje uzębienie.

- Wtedy utwierdzę Cię w tym przekonaniu, teraz chodźmy- zaoferował jej ramię a ona z chęcią je przyjęła. Zebrali swoje koce i książkę, a niedawno zapleciony wianek został nałożony na głowę dziewczyny. Gdy Arkadiusz przyjrzał mu się uważnie zauważył koniczyny. Jednak jedna przykuła jego uwagę- ta czterolistna. Wtedy utwierdził się w przekonaniu, że jego dzisiejszym podarunkiem jest właśnie ta kobieta, która nosi ze sobą symbol szczęścia.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania