sumienie

Wiedziony codziennym przyzwyczajeniem, przyszedłem do ulubionej kawiarni na poranną kawę z cytryną.

Ponoć pomaga na kaca.

Ponoć...

Osobiście nie podzielam wiary w ten pijacki zabobon.

Moja wątroba również.

Niemniej myślę, że źródłem tej tajemniczej receptury może być chęć pobudzenia autosugestii.

Placebo uber alles.

Znajomy kelner uśmiechnął się znacząco na widok człowiek poczciwego, jaki sobą reprezentowałem.

Doskonale wiedział, niecnota, po co przyszedłem.

Był profesjonalistą, a ja doceniałem profesjonalizm w każdej postaci.

Miałem wrodzony szacunek dla profesjonalistów,

Impresjonistów, postmodernistów i prarafaelitów również szanowałem.

Aczkolwiek z innych powodów.

Rozejrzałem się wokół, próbując mętnym wzrokiem odnaleźć wolny stolik.

I chociaż był wczesny ranek, ruch w interesie kwitł w najlepsze.

Nic w tym dziwnego, kawiarnia miała renomę.

Chociaż ludzie przychodzący do niej niekoniecznie.

Po dłuższej chwili potrzebnej na wyostrzenie ogniskowej spojówek, udało mi się odnaleźć wolny stolik.

Jeszcze dłużej i wolniej niż dotarcie do niego, zajęło mi posadzenie na krześle swojego truchła.

Obawiałem się, i słusznie, że przy wykonaniu tak prostej czynności moje ciało ulegnie rozpadowi na kilkanaście, wolno orbitujących wokół krzesła molekuł.

Zapaliłem papierosa i mocno, głęboko zaciągając się nikotyną czekałem na przyjście kogoś z obsługi.

Dla zabicia czasu puszczałem dymne znaki i przyglądałem się ludziom siedzącym wokół mnie.

Koniec końców, nadszedł kelner, niosąc dymiącą niczym aktywny wulkan kawę na powierzchni której pływała cytryna wielkości rzecznej boi.

- Proszę, Panie Zbyszku. Mocna i czarna jak odbyt szatana. Specjalnie dla Pana.

Podziękowałem mu skinieniem głowy.

Kelner odszedł, a ja zostałem sam ze sobą.

Czułem się fatalnie i nie miałem najmniejszej ochoty na to, aby ktokolwiek się napatoczył.

Wykańczał mnie kociokwik i odczuwałem wielką nienawiść nie tylko do siebie, ale i na cały boży świat.

Ten wkurw towarzyszył mi od zawsze.

Ot, takie niewinne, genetyczne obciążenie.

Pijąc kawę zagłębiłem się w meleandrach własnego ego, aby odnaleźć wdzięczny temat do pomarudzenia.

I nagle poczułem na sobie czyjś wzrok...

Podniosłem oczy znad filiżanki i spojrzałem w górę.

Naprzeciw mnie stał anioł.

Taki skrzydlate, wysokie...coś.

Lecz jakże niemiłosiernie żałośnie wyglądał.

Wychudzony, o postrzępionych, brudnych skrzydłach, które zwisały z jego ramion w zupełnie nie na anielską modłę.

A twarz?

Matko Boska! To była moja, osobiście-zajebiście, twarz.

- Kim Ty, kurwa, jesteś? zapytałem, nie wierząc w to, co widzę.

Milczał, spoglądając na mnie wzrokiem pełnym niemego błagania.

Rozejrzałem się wokół, sprawdzając, czy inni ludzie również widzą to nieboskie stworzenie.

Nie, nikt nie spoglądał w naszą stronę.

- Oni mnie nie widzą.

- Przyszedłem błagać Cię o to, abyś przestał pić. To niszczy nas obu. Spójrz na siebie, na mnie. Kompletna ruina.

- Dlaczego to robisz? Dobrze wiesz, że nie zatopisz w alkoholu całej przeszłości. Więc dlaczego?

Już miałem na końcu języka ciętą odpowiedź, ale powstrzymała mnie ciekawość.

Koniec, końców, nie często mamy okazję poznać własnego anioła stróża nie będąc przy tym umarlakiem.

- Pijesz. Nie, Ty chlejesz już zbyt długo, aby spokojnie się temu przyglądać.

- Dlatego jestem tutaj i chcę Cię przekonać, abyś przestał póki jeszcze jest czas.

No! Teraz to mnie centralnie wkurzył.

Znowu się zaczną wypominki, cacanki, sraty-taty i pierdaty.

- Spadaj!- wykrzyczałem mu w tę jego zbolałą, świętoszkowatą twarzyczkę.

Nie zrozumiał.

- Spierdalaj!- wrzasnąłem z całej siły.

Ludzie siedzący obok mnie spoglądali na mnie, jak na pojeba.

Miałem to głęboko w dupie. Równie dobrze to ja mogłem spoglądać na nich w ten sam sposób.

- Gdzie byłeś, kiedy tak bardzo potrzebowałem pomocy? No?! Gdzie byłeś?!

Milczał, spuściwszy głowę.

- Przepraszam... Powiedział to tak cicho, że ledwie usłyszałem.

- Przepraszam, ale naprawdę nie mogłem. Bóg mi świadkiem, nie mogłem Ci pomóc. Nic poza modlitwą za Ciebie nie mogłem Ci ofiarować. Nic ponad to.

Nic ponad to?- pomyślałem... Ty głupi, niebiański dupku. To więcej niż mogłem się spodziewać. Przynajmniej Ty jeden byłeś przy mnie, gdy inni wypieli się na mnie, jak tylko powinęła mi się noga. Byłeś wierny jak pies.

A ja?

No cóż...

Zgubiłem po drodze siebie-tamtego i wszystko to, co najważniejsze.

Straciłem to zatrważająco lekko i bez żalu.

Świadomość tego kim jestem i co straciłem wywołały we mnie wściekłość.

Na siebie, na niego, chociaż nie był winny, ale to najbardziej mnie w nim wkurwiało.

- Ostrzegam Cię po raz ostatni. Nie pij.

Zmrużyłem oczy.

Zawsze tak robię, gdy chcę komuś przypierdolić.

Spoglądałem na niego, nie słysząc jego biadolenia.

Czułem narastającą we mnie furię. Napawałem się nią. Smakowałem.

I wreszcie mu przyłożyłem, przerywając tym samym jego żałosne skomlenie.

Z całych sił, aż nakrył się swoim anielskim pióropuszem.

Przyłożyłem mu porządnie, gdyż leżał długo i zawodził boleśnie.

Był rozczarowany, a ja chyba go zabiłem.

Zamordowałem w nim, w sobie zresztą również, resztki dobroci.

Dopiłem kawę, wstałem od stolika i zapłaciłem rachunek.

Wychodząc, nie obejrzałem się za siebie, aby sprawdzić, czy on nadal tam leży.

Nie musiałem tego robić.

Wiedziałem, że tam był.

Leżał martwy.

Był martwym aniołem, w takim samym stopniu, w jakim ja byłem martwym człowiekiem.

W sumie to każdy z nas ma prawo do reklamacji.

Nawet jeśli dotyczy osobistego anioła stróża.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Pasja 30.04.2017
    Człowiek poczciwego?
    Czym się zatrułeś tym się lecz też mówią. Ale jak w gębie Sahara i łeb jak puszka blaszana w której ktoś w rzuca kamienie. To wypić klina jest przerażające. Dialog twojego anioła stróża ze sobą to jest możliwe. Bo kiedy cierpisz i coś cię męczy to wzywasz świętych. Fajny ten twój kac. Pozdrawiam 5
  • ówczesny 30.04.2017
    Dziękuję, pasjo:)
  • Enchanteuse 30.04.2017
    Czekaj... kawa z cytryną? :D
    Po raz pierwszy widzę cię w "prozatorskiej" odsłonie. I kurczę, naprawdę mi się podoba. Żebym ja tak kiedyś umiała pisać...

    5 standardowo
  • ówczesny 30.04.2017
    Dziękuję, EchNe :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania