Świadome śnienie
Wszystko zamarło i nastała złowroga cisza. Taka, gdzie bicie serca wydaje się nieproszonym gościem, intruzem, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć. Byłem skazą w idealnym bezruchu, wyrzutem sumienia zbłąkanym w obcym świecie. Nie chciałem już jednak uciekać, bo i tak nie było dla mnie azylu, jakiegokolwiek miejsca, gdzie nie dopadłoby mnie przeznaczanie. Korony drzew poruszały się bezgłośnie, a ja patrzyłem na czerwony księżyc, który nigdy niczego dobrego nie zwiastował. Tak też było i tym razem.
***
Wszystko zaczęło się trzy lata temu i było niewinną próbą zmienienia mojego maleńkiego świata na lepsze. Niby posiadałem wszystko: dom, pracę, żonę Monikę i córkę, a jednak miałem nieodparte wrażenie, że to wszystko jest takie płytkie, nijakie, skrojone na miarę przeciętniaka, a ja od zawsze czułem, że jestem kimś więcej. Podobno pół procenta ludzi ma gen wiary i ja taki posiadałem. Nie wyrażał się we mnie jakimś szczególnym zapałem objawiającym się gorącą modlitwą lub też codziennym uczęszczaniem na msze. Wręcz przeciwnie, odrzucało mnie od kościoła. Po prostu miałem własną wiarę, którą w ukryciu pielęgnowałem każdego dnia.
W modlitwę tak naprawdę nigdy nie wierzyłem, a święte księgi miały w sobie zbyt wiele z człowieka, a zbyt mało magii. Szukałem więc klucza, wytrycha pozwalającego dotknąć drugiej strony, tej duchowej. Wydawało się, że medytacja jest idealnym kandydatem na rozwinięcie mojego wnętrza. Cóż, dawała spokój i naprawdę mogło to robić wrażenie. Cisza i uwolnienie się z gonitwy myśli oswobodziło mnie z trosk o lepsze jutro i wyciszało. Pozwalało z większą wyrozumiałością podchodzić do najbliższych, którzy tak zresztą jak i ja popełniali błędy, często wciąż te same. Jednak gdy kochasz kogoś bezgranicznie, to niewielkie wady, czy też życiowe potknięcia nie przykrywają ci ich wyjątkowości. To chyba był najlepszy okres w moim życiu. Wydawało się, że wszystko było na swoim miejscu. No może prawie.
***
Miałem w prawej ręce nóż, zabrudzony zaschniętą krwią i próbowałem sobie przypomnieć, co mogło się stać. Rozbiegane myśli starały się wyjść poza mgliste nawet nie wspomnienia, ale raczej przeczucia, nadaremnie jednak. Słysząc szept dobiegający z mroku, starałem uchwycić się sens wypowiadanych słów, jednak nie rozumiałem ich. Drgający wokół mnie świat nie pozwalał na skupienie się. I ta cisza przerywana niepewnym chichotem. Kogo? Nie miałem pojęcia. Czułem, jakby ktoś szeptał mi do lewego ucha, a ja tylko odczułem ciepłe powietrze i nic ponadto. Bałem się jak cholera, mogłem ponownie wstać i ruszyć w kolejną ucieczkę. Jednak nie robiłem tego. Chyba tonąłem, a może już dawno to się stało?
***
Medytacja i kochająca rodzina to było zbyt mało. Żeby było zabawniej, postrzegano mnie jako człowieka, który wie, do czego dąży i nigdy nie pozwoli na to, by zachłysnąć się potencjalnym bogactwem. Fakt, pieniądze, czy też luksusy nie były moim celem. Za to za wszelką cenę pragnąłem dotknąć drugiej strony, tej, z której chyba tutaj przyszliśmy. Nie wiedziałem wtedy, co znaczy: "za wszelką cenę". OOBE to był kolejny cel, a medytacja miała mi w tym pomóc. Wydawało się, że to jest właśnie to, że dzięki wyjściu z ciała, prawdziwie dotknę duchowości. I wygrałem! Udało mi się wyjść z ciała i wciąż byłem świadomy siebie. Widziałem ciało niby moje, ale jednak nie tak do końca. Ostatecznie znajdowałem się poza nim i mogłem wszystko! Trzecia udana próba przyniosła otrzeźwienie. Wiecie, jak to jest, gdy szybuje się ponad samym sobą i nagle, zupełnie niespodziewanie, obok własnego ciała widzisz dymną postać, próbującą się wkraść do niego! Po raz pierwszy w życiu byłem tak bardzo przerażony. Udało mi się wrócić przed cieniem, ale wiedziałem, że już nigdy więcej nie będę wychodził z ciała. Chyba rozumiecie dlaczego?
***
Czułem, jak coś zimnego dotyka moich pleców, rąk głowy i wiedziałem, że już tu są. Istoty, które od ponad roku wciąż i wciąż podążały za mną.
– Zabiłeś.
Tym razem zrozumiałem szept i podświadomie czułem, chociaż wciąż nie chciałem się przed sobą przyznać, że to była prawda. Nóż był niezbitym dowodem, a zadrapania na rękach tylko ukazywały mnie w jeszcze gorszym świetlne.
– Powiedz, że ci się podobało.
Trujące słowa sączyły mi się do głowy, odsłaniając białą kotarę zapomnienia. Ten uśmiech, szalony i te błyszczące oczy, to wszystko widziałem w lustrze. Wzdrygnąłem się, jednak byłem prowadzony prosto do zbrodni. Blondynka o bujnym biuście leżała na błękitnej pościeli, a ja na jej ciele rysowałem pentagram.
– Widzisz, a bałeś się, że zachlastałeś swoją rodzinę.
***
Wydawało się, że OOBE skutecznie zniechęci mnie do eksperymentowania. I tak faktycznie było... Przez długie trzy miesiące. Na nowo starałem się ułożyć relacje rodzinne, jednak niezbyt mi to wychodziło. Chyba było za późno. Nie wiem, czy to przez cień, który wciąż miałem przed oczami, czy może nie nadawałem się już do tej rzeczywistości? A może żona przestała mi ufać i widziała we mnie już inną osobę? Możliwe, wiedziałem jednak, że nawet nie dotknąłem duchowości, niszcząc rzeczywistość. Chwila zwątpienia zniknęła, gdy odkryłem świadome sny i to obudziło we mnie wszystko, co najgorsze, a miało być przecież inaczej. O ile medytacja zbliżyła mnie do rodziny, OOBE oddaliło nas od siebie, to świadome sny stały się przyczyną ciągłych sprzeczek i ostatecznego odejścia jej i córki oczywiście. Czy się zmartwiłem? Nie, przyjąłem to z wyraźną ulgą, lecz nikomu nie mogłem powiedzieć, że tak to czułem.
***
Śmiałem się jak szalony, gdy uświadomiłem sobie, że moją ofiarą była przypadkowa dziewczyna. Nawet jej nie znałem! Boże, jaką poczułem ulgę i chyba też radość. Pamiętam, jak jeden jedyny raz uderzyłem Monikę. Byłem przerażony tym wszystkim i wiedziałem, że nie naprawi tego wielki bukiet czerwonych róż.
– I co, podobało ci się?
– Chyba tak – odpowiedziałem, a trujący szept nie wydawał się już tak zły. – Mógłbym zrobić to jeszcze raz – dodałem i na mojej twarzy pojawił się ten uśmiech, ten sam, który widziałem w lustrze.
***
Gdy zostałem sam, to sen stał się moją obsesją. Notowałem każdy z nich, a nie jest to takie proste, bo sny umykają, gdy jesteśmy na jawie. Zaraz po przebudzeniu trzeba zanotować chociaż dwa słowa, a czasami i jedno wystarczy, by móc później spisać sen. I tym oto sposobem skrzętnie notowałem każdy sen, szukałem tych, które się powtarzają i starałem się je zapamiętać i przywoływać je tuż przed zaśnięciem. To wszystko miało pomóc w kontrolowaniu snów. I tak w końcu się stało. Wypadające zęby były sygnałem do delikatnej modyfikacji snu. Zamiast strachu pojawiała się kobieta w czerwonej spódniczce z lampką wina w ręce. Zamiast nagiego mnie, zagubionego w szarym polu, byłem w łóżku z dziennymi, nieosiągalnymi marzeniami. Zostałem perfekcjonistą i sny stały się prawdziwym życiem.
– Spróbuj czegoś ostrzejszego – Nieraz słyszałem ten szept i granica tego, co niemożliwe, powoli się zacierała.
W śnie byłem Bogiem i mogłem dosłownie wszystko i to też robiłem. Piękny dom i już, dziewczyna i jest, gwałt i mogłem sobie pofolgować, zabójstwo, cóż nawet lepiej niż w grach komputerowych. Świadomy sen wyzwolił we mnie wszystko, co najgorsze, a ja tego nie dostrzegałem, bo przecież to wszystko było na niby. Gdy jednak zdałem sobie sprawę, że światy te zaczęły się przenikać, wpadłem w panikę. Kiedy pierwszy raz to sobie uświadomiłem? Gdy dowiedziałem się, że zgwałcono dziewczynę, którą dzień wcześniej poznałem w nocnym klubie. Zgwałciłem na jawie, nie w śnie.
– Tak było – usłyszałem szept i poczułem przyjacielskie klepnięcie po plecach.
***
Nie umiałem jednak porzucić świadomego śnienia, bo to nie było możliwe! Mogłem inaczej pokierować snem, tylko byłby wtedy taki nijaki, nieciekawy. A ja byłem uzależniony od przemocy, drzemiącego we mnie zła, które mogło bezpiecznie objawiać się w świadomym śnieniu. Do czasu. Trzymam nóż, prawda? Zbrukany krwią, tak? Sam zaś siedzę w lesie, w martwym lesie. Myślicie, że to tylko sen i nie zabiłem?
Zacząłem się śmiać. Kim do diabła byłem, gdzie byłem, co zrobiłem i co jeszcze zrobię? Na żadne z tych pytań nie umiałem odpowiedzieć. Pozostała mi pełna akceptacja siebie samego.
Komentarze (54)
Pozdrawiam ?
Pozdr
Noico, wstawaj, zesrałeś się!
Uff, to dobrze :-D
Po drugiej stronie lustra nasze gorsze ja. I przenikanie, mieszanie światów...
Sny są czarno - białe, więc kolory z życia. Tutaj jakby z zabijania samego siebie, z zabijania w sobie człowieka. Eksperyment na sobie.
Nie wiem. Jakoś tak to widzę
No, mam gęsią skórkę.6
Pozdr
https://www.youtube.com/watch?v=kpS-pn7WPjo
Pozdr
Spróbujemy, oczywiście dla wiedzy, nie zabawy.
Pozdrawiam
Dobra robota. Gratuluję ?
Pozdrawiam
W tym przypadku "pełna akceptacja siebie" ma nieco inne znaczenie.
Fakt, że bez znajomości siebie nie da się jej uzyskać
Pozdr
Pozdr
Okazało się, że jesteś jedynym userem tutaj, do którego jeszcze zachowałem szacunek, ze względu na Twoją wysoką kulturę osobistą. Nie dziwne, skoro wiesz że teorja ewolucji to piramidalne kretyństwo, i jak się zdaje bierzesz poważnie duszki pralnicze, a to oznacza że jesteś naukowcem. Zatem wszystkiego niedemonicznego dla Ciebie i Twojej rodziny, nie ma takich rzeczy wiele, nie ma prawie żadnych. Pamiętaj, jak mówił Ash z Martwego Zła: "shoot first, think never!!"
Trza być otwartym na wszystko, wtedy możliwości więcej i wolność można poczuć😀
Pozdr
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania