Syberian Viral - Róka oznacza lis

(psst nie wstydźcie się komentować, wiem, że żebrzę, ale brakuje mi krytyki)

Misha kulił się w jednym z bunkrów, który o tej porze roku wystawał ponuro spomiędzy fragmentów śnieżnej pierzyny, rażąc w oczy swoimi paskudnymi, odrażającymi, obłażącymi z tynku ścianami. Nie było to miejsce odludne - wręcz przeciwnie, Nakani wiedział, że szczególnie wieczorem przewija się tu wyjątkowo wielu włóczęgów, co miało zarówno swoje walory jak i niezaprzeczalne wady. Na przykład możliwość nabycia nowych fajek, nie tych, z którymi spotkał się w Gruzji, czy Serbii - nie, to gówno nie zasługiwało nawet na najmniejsze uznanie, drażniło w gardle, cuchnęło gorzej niż ścierwo no i jeszcze sprawiało, że apetyt na nie rósł. Dlatego też Misha pochłaniał je paczkami, a jak zawsze mówił jego były towarzysz - Szilard - jedna paczka to jeden krok w stronę rychłego zgonu. Ale Gruzin nie przejmował się tym, wręcz przeciwnie - nie, żeby życie mu było niemiłe, ale szybsza śmierć zdecydowanie pomogłaby mu w obecnej sytuacji.

Ale i ci bezdomni, bezimienni wędrowcy nieśli ze sobą duże zagrożenie - zagrożenie równe poważnemu zranieniu, kradzieży i tak marnego dobytku Róki, a także porwaniu - a niewola to jedna z ostatnich rzeczy, w której chciałby się teraz znaleźć. Niewola niosła ze sobą dziwne spektrum braku możliwości jakiegokolwiek rozwoju, a Misha był typem człowieka, który nie przepadał za staniem w jednym miejscu, za brakiem dynamizmu w swoim żywocie. Gruzin oparł głowę o betonowy blok i przyłożył palca do rany postrzałowej na lewym ramieniu. Jekatherina mu pomogła i to niezawodnie - po zababranym, cieknącym juchą i ropą wgłębieniu w ciele pozostał jedynie niewielki dołek, pokryty twardą skorupą maści, wymieszanej z regenerującym się naskórkiem. Rozejrzał się, słysząc lekki szelest niedaleko siebie, ale nikt nie nadszedł. "Kurvadrat" mruknął pod nosem i przetarł zaspane oczy, ziewając. Nie mógł zasnąć, narazić się na odsłonięcie przed napastnikiem, którym była jedna wielka niewiadoma i zima w pełnym natarciu. Naciągnął na głowę mocniej starą czapkę uszatkę, którą podarował mu ojczym Kathy i zaszył się głęboko w swoim dzianinowym swetrze. Jego oddech na tle szarych ścian odcinał się półklarowną, białą parą, a oczy koloru gorzkiej czekolady co chwila obdarzały tęsknym spojrzeniem niebo, widoczne przez małą blankę w ścianie. Dlaczego Kutya - ten pogodny Węgier, Nemes Szilard, zdecydował się go zostawić pośrodku niczego, samego, bez środków do życia, bez chęci do życia. Dlaczego obiecywał tak wiele, perspektywy, marzenia - a jedyne co zrobił to paskudnie zdradził i w dodatku wydał w łapy wywiadu. Dlaczego uciekł z jakimś ledwo poznanym Ruskiem, a co gorsza, dlaczego tym Ruskiem musiał być akurat Iłarij.

Rudowłosy Gruzin odetchnął, rozdzierając panującą naokoło ciszę w sposób subtelny i wręcz pieszczotliwy, tak jak kochanek rozdziera ubrania swojej partnerce. Róka - tak nazwał go Szilard... Do diabła z Szilardem. Do jasnej kurwy z Nemesem, zdrajcą i człowiekiem, który nauczył rudzielca żyć w społeczeństwie po długiej kwarantannie we własnym domu.

Leniwym ruchem wyjął paczkę z kieszeni bojówek i rozpakował zimnego już króliczego udźca i zaczął pochłaniać tę niewielką i co prawda mało sycącą porcję z wilczym apetytem. Pożywienie nie było górnolotne, smakowało bezosobowo, było łykowate, ciężko się je gryzło. Ale czy on - uciekinier, dziecko dziwki - miał prawo narzekać na smak jakiegoś prezentu, otrzymanego od innych uciekinierów? Odpowiedź była tylko jedna.

Misha przetarł senne, zaczerwienione od gryzącego dymu oczy i ziewnął cicho. Na dłoni zostało jeszcze trochę kostek, a ciche skrobanie zmusiło Gruzina do podniesienia zaspanego wzroku. Ruda kita merdała w powietrzu niczym sztandar wypowiadający wojnę, aczkolwiek biały koniuszek mógłby skłaniać nas ku temu, że wychudzone zwierzę jest skłonne do kapitulacji. Wyszczerzone białe zęby w krzywym pysku były bynajmniej złowrogim wyrazem agresji i strachu - a raczej ingerencji ludzkiej w naturę. Róka mógł dostrzec wręcz miejsca, w których kości nie zrosły się tak jak powinny i sam przejechał zimnym palcem po swojej bliźnie na ustach, tak bardzo zniekształcającej jego facjatę, tak bardzo nadając jej wyraz wiecznie drwiącego uśmiechu. Rzucił lisowi pod łapy kostki i sam wstał, mijając zdezorientowanego zwierzaka za sobą. Oparł się o wylot blanki i wysunął głowę poza nią. Rude stworzenie zabrało się za obgryzanie kości z reszty mięsa, a odgłos tej czynności tak bardzo przywodził Nakaniemu na myśl wspomnienie karmienia dobermanów ojca. Przełknął ślinę, ale mimo wszystko naciągnął szal na piegowaty nos i chłodnym spojrzeniem obserwował otoczenie.

- Na, utknąłeś tu, co, towarzyszu? - zerknął kątem oka na lisa-przybłędę, który nawet nie zwrócił na niego zbyt dużej uwagi. Westchnął cicho u wyszczerzył zęby a blizna odsłoniła kawał jego dziąsła. - Spróbuję jutro coś dla nas znaleźć. O ile nie będziemy mieli żadnego innego gościa. Co ci zrobili i kto ci to zrobił, młody?

Po chwili tylko zmrużył oczy, nie widząc dalszej reakcji zwierzęcia. Mówił do lisa - czy mogłoby być coś lepszego niż to? Powoli tracił zmysły i gadał z głupim, leśnym zwierzęciem. No cóż, ludzie mają różne dziwactwa.

Lisy także.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Pan Buczybór 17.09.2016
    Witaj z powrotem. Fajnie, że wróciłeś na Opowi.
  • LinOleUm 17.09.2016
    Witam witam, dziękuję szczerze i serdecznie za to miłe powitanie - nie wiem tylko, co jest fajnego w powrocie na ten portal smutnego kolekcjonera memów.
  • Pan Buczybór 17.09.2016
    LinOleUm Prawdopodobnie to, że jesteś jednym z Starożytnych Użytkowników.
  • LinOleUm 17.09.2016
    Starożytny Lin, wiecznie pogrążony w dole po utracie połowy książki z komputera - melduje się
  • Aoihime 18.09.2016
    Miło się czytało, z resztą bardzo lubię tego rudego gruzina.
    Co do samego tekstu to trosze interpunkcja kuleje Ale chyba nie jestem odpowiednią osobą do wytykania ci błędów...;)
    Czekam na więcej :3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania