Szafa uczuć

Dobrze mi wychodzi zaczynanie, czegokolwiek rozpoczynanie, niestety tak można tylko raz. Kiedy to już poznasz, zaczynasz przywykać, ale pierwsze dni są w stanie przywrócić ci wiarę w swój talent, szczęście. Wiesz zresztą jak to jest, taka ekscytacja nad ranem, że to wiele zmieni, mam cel, będę robić coś konkretnego. Dlatego wszelkie czynności wykonujesz w pośpiechu, by oddać się temu i wówczas niech nikt nie puka, nie dzwoni i…

 

Tak, dziś nie mam takiego czegoś, choćby substytutu, by kombinować w pościeli bieli, co od jutra mi się udzieli. Jest wprost przeciwnie, czuję, że coś się skończyło, a ja sam swemu istnieniu nie pomagam, ledwo oddech kontroluję.

Przekreśliłem nawet własne doznania, nie pobudzają mnie wewnętrzne rozchwiania, stąd tylko krok do aorty konania.

 

Patrzę na dzieci, co żyją teraźniejszością, nie licytują się z życiem, czy im się opłaci, czy ta im podziękuje, a on zaprosi na kawę. Nie to co ja, z lichego spotkania, z kilku strzępów słów układam już psałterz wrześniowy. Tyle sobie obiecuję, jak co niedziela, by w tygodniu przekreślić tego cudownego człowieka.

 

Miałem kiedyś kogoś tak blisko, że gdy mi umknął z pola widzenia, to nie poznałem długo pozytywnego myślenia. Zostałem by od nowa się uczyć jeść potrawy tylko jednym widelcem z dwóch talerzy, napełniać wannę o połowę za dużą, zamykać drzwi na noc.

Bliskość szybko się adoptuje, nie pyta o miejsce w przepełnionej szafie pustych uczuć. Skacze po trzewiach, zerkając na twój zachwyt. A ty nie możesz być bezduszny, pozwalasz się dotykać.

Otwierasz się na konwersację, wywalasz całą epopeję, kronikę wypadków rodzinnych, widzisz jak zapisuje to w swoich źrenicach i jesteś pewny, że to scali. Następujące poszczególne dni dają pewność, nie jej, a tobie, że jesteś zrozumiany i możesz kształtować wspólną rzeczywistość.

Kiwa głową, gwarantuje, że to ją nie przeraża, powiela gesty, dopowiada frazy, trzyma policzek na twej twarzy.

 

Od tego momentu chlapiesz bez opamiętania, co możesz, co powinieneś, czego oczekujesz i wierzysz, że to jej modlitwa, którą deklamujesz dla jej owacji. Nie patrzysz już na mowę ciała, a to błąd, bo ta fizyczność jakby usztywniona po pół roku została. Gdy to dostrzegasz pośród wielu afrontów, nie możesz uwierzyć, że ulotnością już czasu nie da się mierzyć.

 

Gdzieś powiedziałeś o słowo za dużo, a może nie to, co chciała usłyszeć?

Brakło tematów, natchnienia, nie pomaga nawet kolejna próba doprowadzenia do szczęścia.

Wyznaczona trasa podróży została zmodyfikowana, a jedno z was chce biletu powrotnego.

Zostaje tylko małe znamię na sercu, które porządkuje w swej szafie, bo znając nas, wie, że choć

się zarzekamy to i tak mu kiedyś lokatorkę upchamy.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Aisak 24.09.2018
    Robert, piszesz niekonsekwentnie, albowiem w początkowych frazach rzucasz rymami, jak bułkę gołębiom, a później figa z makiem.

    Masz delikatny styl, bardzo miękki, efemeryczny.

    Może proza poetycka?
    Tu jakbys czegoś próbował, ale to nie to.

    Podoba mi się tytuł. I klimat tekstu.
  • Robert. M 24.09.2018
    Dziękuję.
  • Kim 24.09.2018
    Witaj, Robercie! Bardzo dobry tekst. Widać w nim dużo emocji, czuć każde zdanie. Piszesz o przemijaniu w bardzo ciekawy sposób. Zauważasz moment rozgraniczajacy zachwyt od rutyny. Znalazłeś moment, gdy jedno przechodzi niezauwazalnie w drugie, co w przypadku związku i miłości często okazuje się zgubne. Smutne, ale pouczające. Postać kobiety przedstawiasz w dobry sposób- odsłaniasz tylko niewielki rąbek jej osoby. Podobało mi się.
    Pozdrawiam.
  • Robert. M 24.09.2018
    Dziękuję.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania