Sześciany
Napisałam tekst na temat Okropnego. Już nie bitewny, ale sobie wstawię ;)
Pacjent numer sześćset dwanaście od kilku dni bredzi coś o szafirowych sześcianach. Nie o rubinowych walcach, jak dziewiętnastolatka piętro niżej, nie o diamentowych kulach, jak bliźniacy syjamscy spod siedemnastki, czy kryształowych ostrosłupach, jak stara, owdowiała wariatka, którą prawie codziennie zamykają w izolatce. Nie. Nasz sześćset dwunasty pechowiec ciągle gada tylko i wyłącznie o sześcianach. Ochroniarze dostają białej gorączki, lekarz omija sprawę szerokim łukiem, tłumacząc, że ma jeszcze siedem rezonansów magnetycznych i trzy operacje, a zestresowane pielęgniarki… W sumie, robią to, co do nich należy. Papiery, interwencja, jeszcze raz papiery, obchód i cała masa raportów: pacjent się zesrał, pacjent wyrwał wenflon, pacjent obrzygał prześcieradło, pacjent biega nago po oddziale. Trafiają się różni, mniej lub bardziej kłopotliwi, jednak trzeba liczyć się z tym, że w tak specyficznym miejscu, jakim jest psychiatria, wszystko może się zdarzyć. Zwłaszcza, jeśli mówimy o oddziale wzmożonego nadzoru.
Wracając do pacjenta sześćset dwanaście – jego zagmatwany umysł, jak już zostało wyżej wspomniane, zaprzątają sześciany. Żona nie odwiedza biedaka już od dwóch miesięcy, nie wspominając nawet o córce. Mężczyzna leży całe dnie w łóżku, wstaje tylko wtedy, gdy przychodzi do niego pielęgniarz z „kaczką” i „basenem”, żeby go umyć i żeby facet mógł się załatwić. Jeśli zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda wrak człowieka, to wystarczyłoby spojrzeć na kogoś takiego, jak on. Źrenice cienkie jak igiełki, cienie pod oczami, które wlewają się aż na policzki, zniszczona, matowa skóra. I pusty wzrok, w którym brak nawet cienia nadziei. Do tego cała masa innych dolegliwości, takich jak wymioty, zaparcia, biegunki, skurcze, omdlenia, czy kłucie w sercu.
– Widziałem je – mówi, gdy jakaś młoda pielęgniarka wchodzi na salę, by dać mu nową kroplówkę. – Szafirowe sześciany. Chcą zabrać mnie ze sobą. Co ja mam robić?
Kobieta milczy. Jest nowa na oddziale, co widać po jej przerażeniu. Pospiesznie odłącza puste kroplówki i podłącza pełne, a potem bez słowa wychodzi. To smutne, że na studiach pielęgniarskich uczą, przykładowo, dokładnego ścielenia łóżek, ale obycia z pacjentem już nie. Tego trzeba wyuczyć się samemu. W trakcie pracy. I co to za szkolenia, kwalifikacje? Do dupy.
– Nie wiem, czy z nimi iść – szepcze do siebie numer sześćset dwanaście. – Ale… są takie przygnębione. Chciałbym im pomóc. Tak bardzo chciałbym im pomóc!
– Dzień dobry – lekarz z porannego obchodu podchodzi do łóżka sześćset dwanaście, przerywając pacjentowi głośny, uzewnętrzniony monolog. – Jak się czujemy?
– Nie wiem, co robić – mówi, nerwowym spojrzeniem obrzucając to lekarza, to wszystkie ściany, sufit, podłogę i wezgłowie łóżka.
– Najlepiej wyzdrowieć. Mija dwudziesty tydzień pańskiego pobytu. Od tamtej pory, aż do dnia dzisiejszego, nie zanotowano żadnej poprawy.
– Szafirowe sześciany. Widziałeś je? Są tu.
– Nie jesteśmy na „ty”, panie Franklin. Niech mi pan lepiej powie, czy zrobił pan dzisiaj kupę? Bo na wykresie widzę, że od kilku dni zero. A temperatura jakaś zaniżona. Prosi się pan o lewatywę i dodatkowe nawadnianie.
– To ich wina. Nie chcą, żebym stąd wyszedł. Chcą, żebym został z nimi. To one...
– Nie może pan pozwalać, by umysł kontrolowały głosy, powtarzam to panu od pięciu miesięcy. Spróbuję pokombinować z lekami i może będzie lepiej, ale to od pana zależy, czy...
– Nie… Nie… One…
– Panie Franklin – mówi ostro facet w białym kitlu. – Niech pan każe tym głosom wziąć dupę w troki i spieprzać. W przeciwnym razie zostanie tu pan do końca swoich dni. Nie wiem, czy oddział psychiatryczny był kiedykolwiek wymarzonym miejscem pańskiej śmierci, ale ja wolałbym wrócić do domu. Do przyjaciół, do rodziny.
– Nie mam już rodziny – głos Franklina nabiera nostalgicznego tonu, mimo że chwilę wcześniej brzmiał pusto, bez emocji. Apatycznie. Mężczyzna z trudem podnosi się i siada na łóżku, patrząc na lekarza. Trzęsie się, ale nie z zimna. Może od psychotropów. Może od stresu, który pożera go od środka jak wrośnięty w ciało pasożyt.
– Moja żona mnie nie chce. Ostatni raz, gdy tu była, przyniosła mi dokumenty rozwodowe do podpisania – jęczy, wyciągając z szuflady szafki pomięte papierzyska. Trzyma je w drżących dłoniach, parę kartek leci na podłogę.
– Ja nic na to panu nie poradzę, jestem tylko lekarzem. W mojej gestii leży pańskie zdrowie i samopoczucie, ale niestety nie przyszłość. Gdy pan wyjdzie, radziłbym jeszcze raz, na spokojnie, porozmawiać z żoną. Może po prostu przerosło ją to wszystko, ale nadal pana kocha?
– Nie wiem… Sześciany każą mi ją… Każą… Zabić.
W tym momencie Franklin przedłużył swój pobyt co najmniej o kilka kolejnych dni.
– Dobrze, rozumiem. Wrócę do pana wraz z wieczornym obchodem. Teraz muszę iść do innych pacjentów. A pan niech pomyśli nad sobą i wybierze najlepsze rozwiązanie.
Ten nie odpowiada. Czeka, aż psychiatra wyjdzie i zaczyna płakać. Wyklinać, ryczeć i dusić się łzami. Wpada w agonię.
– Pieprzone sześciany, mam was dość! – wrzeszczy w niezbyt szeroką, pustą przestrzeń pomiędzy stojakiem na kroplówkę, a łóżkiem. Rurka biegnąca od wenflonu do plastikowego worka faluje wraz z jego gwałtownymi ruchami i gestykulacją.
– Zabijcie mnie! Błagam, zabijcie!
– Ej, ty – nieznany głos, dobiegający z korytarza, zwraca uwagę Franklina. Mężczyzna przestaje się rzucać, a kroplówka nie kiwa się już na lewo i prawo. Całe szczęście. Jeszcze chwila, a zamiast elektrolitów, w plastikowej rurce znajdowałaby się krew. W najlepszym wypadku mężczyzna wyrwałby wenflon tylko w połowie. Obyłoby się bez szwów.
W progu pokoju stoi przygarbiona, może pięćdziesięcioletnia kobieta. Ma na sobie tylko szarą koszulę nocną i skórzane, góralskie kapcie. Jej uśmiech sprawia, że Franklinowi po plecach spływa zimny dreszcz. To ten rodzaj uśmiechu, który widuje się tylko raz. Nim jakiś pojeb nie poderżnie ci gardła.
– T-tak?
– Chcesz się zabić? – pyta.
– Nie wiem, ale szafirowe sześciany, one mówią mi…
– Nie pierdol, tylko gadaj – kobieta wchodzi do pomieszczenia i zamyka drzwi. Przezornie, nie wiadomo po co, patrzy na wszystkie trzy kamery umieszczone na sali, a potem wraca wzrokiem do Franklina.
– To chcesz się zabić, czy nie? – powtarza. – Bo jeśli tak, to mam coś dla ciebie.
– Co? – szok spętał Franklina równie mocno, co lęk przed nieznaną osobą. Fobia społeczna daje o sobie znać. Działanie leków uspokajających i narkoleptyków niekoniecznie.
– Najpierw odpowiedz na pytanie. Chcesz, czy nie?
– Tak. Chcę.
Nieznajoma siada na łóżku Franklina i wciska coś pod materac.
– Wyjmij to w odpowiednim czasie.
– Co to?
– Przekonasz się – uśmiecha się obrzydliwie, wychodzi. Nie zamyka za sobą drzwi.
Franklin chce wsadzić rękę pod materac, ale zbytnio się boi. To jeszcze nie ten czas. Jeszcze za wcześnie.
Komentarze (14)
,,Wpada w agonię.'' - agonia tu raczej nie pasuje
,,– Zabijcie mnie! Błagam, zabijcie!'' - to też piętro wyżej
,,– To chcesz się zabić, czy nie? '' - to też piętro wyżej, bo dalej mówi kobieta
I końcówka... ciekawa :) Każdy sobie może dopowiedzieć, co też kobieta tam włożyła. Może nic, może równie wyimaginowany przedmiot jak sześciany Franklina.
Ogólnie dobry pomysł, ale dialogi niedopracowane.
,, – lekarz z porannego obchodu'' - Lekarz
,, – głos Franklina nabiera nostalgicznego tonu,'' - Głos
,,nieznany głos, dobiegający z korytarza,'' - Nieznany i bez przecinka
,, – kobieta wchodzi do pomieszczenia'' - Kobieta
,, – szok spętał Franklina '' - Szok
Nie oceniam, pozdrawiam :)
Dzięki za ocenę ;)
Podejscie lekarzy I pielegniarek I opis leczenia, rozmowy z pacjentem itp takze przegenialne.
❤
Póki co prowadzisz w bitwie Okropnego, mała ;)
Jedno mnie nurtuje:
"Wyklinać, ryczeć i dusić się łzami. Wpada w agonię."
W agonię? Umierał? Czy chodziło o amok? Agonia coś mi tu nie leży ))))
Bardzo ciekawy tekst, do tego w psychiatryku. Palce lizać. Ostatnio nie stawiam gwiazdek, ale podobało mi się.
Pozdrawiam ))))
Psychiatryk to ostatnio moje ulubione miejsce akcji. Znam je z autopsji, więc może dlatego.
Cieszę się, że się podobało ;)
Nie mam słów.
Bardzo dobrze napisane i niesamowicie oddany klimat.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania