Szklarnia

Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest odwiedzać to samo miejsce, nawet nie wiedząc, po co się to robi? Nie wiem sama do kogo mówię. Może w głębi duszy mam potrzebę bycia wysłuchaną. Moja historia rozpoczęła się w lecie. Kiedy wszystko nabrało rozpaczliwej wyrazistości, raniącej bez okularów oczy swoim żarem i blaskiem. Niewykluczone, że z czystej bezczynności zaczęłam szukać tymczasowego sensu swojego pobytu w domu rodzinnym. Tam go nie odnalazłam, więc co mi pozostało? Tułaczka w dziwnych odosobnionych miejscach w przerwie od sezonowej pracy. Nazwałam to zdroworozsądkowo spacerem.

Czasem mam wrażenie rozszczepiania się świata spod moich nóg, jakbym miała zostać zaraz wymazana z tego świata. Mam wrażenie niepasowania do otoczenia, zupełnie jakby zakres tonacji kolorów odbieranych przez mój mózg by mnie nie opisywał. To tylko moje dziwactwa, których nigdy nikomu nie powiem, pozostaną w sekrecie.

W codziennym dniu przechadzałam się po zbiorowisku zakwitających drzew, sprawdzałam w myślach moją znajomość gatunków. Rozpylające chwasty dawały swoiste słodkawe mdłości. Już wtedy nie wiedziałam, po co ja tak naprawdę tędy idę, jakby ktoś mnie zaatakował to nikt by tego jakkolwiek, nie zauważył. W głębi lasu krzyk byłby tylko echem mnożącym desperację. Moje rozmyślenia przerwał szok. Na początku nie wiedziałam, czy to jakaś halucynacja, ale pośrodku niczego stała szklarnia. Po zbliżeniu miała widoczne puste wypustki, widać było, że zmierza ku destrukcji. Miała zielonkawy turkusowy odcień. Pomyślałam, iż to od mchu. Teraz już wiem, to nie był z całą pewnością mech. W środku rosły nierównomiernie różnego rodzaju kwiaty osaczone nieznaną mi dotąd roślinnością. Na około walały się doniczki. Podniosłam jedną, po czym rozsypała się w pył. Zamarłam w bezruchu, po krótkiej chwili chciałam odbiec, gdy nagle magicznym sposobem znalazła się z powrotem w mojej dłoni. Wtedy zdałam sobie sprawę, że moje omamy musiały wrócić. Zbyt bałam się teraz wychodzić, z powodu możliwości nasilenia zwidów. Potrafiłam widzieć różne rzeczy, które nie miały odzwierciedlenia w świecie realnym. Raz zobaczyłam kubek, który rozpłynął się w powietrzu, do teraz to pamiętam wyraźnie. Nigdy jednak mi się to nie nasiliło, by widzieć całe zagrodzenie przestrzeni. Wcześniej wmawiałam sobie, że to od stresu i przemęczenia. Teraz żałuję, że tego nigdzie nie zgłosiłam. Co miałaby przecież robić szklarnia pośrodku niczego? Wyszłam na zewnątrz i szklarnia teraz miała normalny kolor. Nie zastanawiając się już więcej nad niczym, po prostu szybkim krokiem poszłam do domu. Normalny człowiek nigdy więcej by tam nie przyszedł, ja na następny dzień wróciłam.

Szklarnia stała stale i nie zmiennie. Koloru natomiast nie potrafiłam dostrzec. Czy się rozpuściło? Cała rzeczywistość została wchłonięta, gdzie ja jestem? Co do mnie dociera i skąd? Weszłam do wnętrza i to był wielki błąd. Wszystko wokoło wymieniało się kolorami, aż znikało i się pojawiało. Wtedy obudziłam się w szklarni, tego samego dnia odkąd tu przyszłam. Po prostu postanowiłam odpocząć, zrobiłam duży kawałek trasy. Mój rzucany cień rozniósł się w pył, wstałam i umarłam.

Duży kawałek szkła spadł z dachu. To był dopiero mój początek. Zobaczyłam drugą mnie między wymiarami. Od setek lat tułałam się pomiędzy światem, aż wreszcie znalazłam rozwiązanie problemu. To byłam ja z przeszłości.

-- Kim ty jesteś, to jest sen tak?

-- Wiesz, że sny przemawiają do realnej rzeczywistości?

-- Tak zapisuję swoje sny w notatniku, po wstaniu będę musiała to od razu zapisać, oznacza to z tego co pamiętam, naturę dwoistości i złączeni--

Wzięłam kawałek szkła i przerwałam jej tętnice. W tym świecie nie mogą żyć dwie Tamary Nowickie.

 

Jako duch nie mogłam wyjść poza moje wspomnienia. Wędrowałam po mieście i obserwowałam, jak czas innych ludzi przemija. Nieustannie, wracałam do tej pozostawionej szklarni i pielęgnowałam rośliny, które już są nieżywe i nienależące do tego świata. Nie chciałam odejść, ciągle przed oczami miałam obraz tej szklarni. Siedziałam w niej całymi nocami i dniami, a raz na jakiś czas wychodziłam na spacer. Trzeba było nadzwyczajnie czekać, aż czas zatoczy koło. Od śmierci życie jest dość blisko, bym powiedziała na wyciągnięcie ręki.

Porównując mnie do niej, mój wewnętrzny kolor aury zmienił się z żółtego na zgniłą zieleń. Nie mogę tego już jakkolwiek zmienić, jestem już martwa. Ukradłam życie sobie samej, która powinna na następny dzień umrzeć.

 

Codziennie jestem chustą opatrzona we wszystkich zakamarkach szyi. Dużą ilość pogubiłam, kiedy podróżowałam po różnych miejscach. Nadal mam w odmętach szafy jeszcze kilka w zanadrzu. Mieszkam w nadmorskiej miejscowości. W tutejszych sklepikach często są powieszone na wystawie. Zawsze jak widziałam jakiś ciekawy wzór, to kupowałam. Przez ciągłe noszenie, wiatr dłużej nie rozrywa, mojego gardła doprowadzając do tego, że nie umiem wymówić ani jednego słowa z bólu. Minimalistyczne wzory, albo ekstrawaganckie są noszone w zależności od humoru. Moim ulubionym kolorem i najchętniej noszonym, jest niebieski tak wyblakły aż do szarości. Szarość pogłębia zakamarki twarzy, tworząc imitacje cienia. Nie wiem skąd mam tak dziwne skojarzenie.

Pewnego razu, ta konkretna chusta, którą tak usilnie starałam się przymocować i nie zgubić, odpadła. Przez cały dzień na rowerze, odczuwałam nieprzyjemny podmuch. Na następny dzień kiedy szukałam zamiennika, zwróciłam uwagę na tą jedną na dnie szafy. Była brudna, musiałam ją umyć. Powiesiłam ją do wyschnięcia na balkonie. Plamy przemieniały swoje położenie, imitując ruch, dygotały na wietrze. Nie umiem w zasadzie określić, jak to działa. Zapytałam moją współlokatorkę czy widzi to w ten sposób. Wtedy jak na złość zamarło. Może tylko ja tę jedną rzecz tak widziałam w przewidzeniu. Może coś ze mną jest nie tak? Czasem mam wrażenie, że zamieniam się w zbyt głęboki stan skupienia i widzę tak naprawdę rzeczy, których nie ma. Tylko jedna osoba w przerwie swojej wyprawy zatrzymała swój rower i zapytała o to gdzie ją kupiłam. Namalowałam ją samodzielnie zwykłą białą chustę ze smutku, iż taką podobną zostawiłam w domu jednej osoby, która mnie zamieniła na kogoś innego. Czy wyobrażasz sobie zastąpić coś, co pozostało u osoby, która ciebie zastąpiła? – zapytałam żartobliwie. Pamiętam tamtego dnia to machnięcie głowy z odpowiedzią przeczącą. Powiedziała, że jest to zbyt okrutne. Chociaż, twoja wersja ma ogrom szczegółów, w której trudno nie do patrzyć się imitacji poruszania, jak wtedy kiedy wichura rozsypuje się w liściach. Jest unikatowa nie do podrobienia.

Wtedy wręczyła mi swój numer. Miałyśmy się spotkać na kawę. Po zadzwonieniu nikt nie odebrał. Numer nawet nie istniał. Może tamta dziewczyna to dusza, która ostatni raz widziała rozrzuconych ludzi po świecie? Przy napływie pewności siebie otworzyłam firmę specjalizującą się w malowidłach na materiałach. Skoro nawet martwa osoba się zatrzymałaby zwrócić uwagę na to, co zauważyłam. Coś musiało mi się udać. Namalowałam jej miniaturowy portret z pamięci. Za każdym razem twarz nie wiedzieć czemu się rozmazywała. Nie ważne ile podejść wykonywałam. Nawet ja nie pamiętam jej twarzy. Czy sobie tę sytuację wymyśliłam? Zaraz, coś mi się przypomina. Ta osoba była lustrzanym odbiciem mnie? Dała mi mój własny numer telefonu. Kim ona była?

 

Idąc po lesie w stronę plaży, zauważyłam dziwną niepokojącą rzecz. Była to rozmazana poświata koloru jednolitej, zgniłej zieleni. Zakopywało ciało człowieka. Szybko biegłam po drodze, chociaż w klapkach nie było to zbyt dobre połączenie. Miałam tylko nadzieje, że nie potknę się o wystający kamień, lub co gorsza szkło. Dotarłam do jasnego połyskującego w świetle dnia piasku. Byli inni ludzie, byłam bezpieczna. Mogłam odpocząć, chociaż nie potrafiłam o niczym innym myśleć niż o tym co widziałam. Dotknęłam się odruchowo w szyję, zgubiłam chustę. Od dziecka lubiłam kopać tak głęboko w piasku, aż dokopywałam się do wody. W międzyczasie moja mama opowiadał mi przeróżne historie. Kiedy dokopałam się już do wody, poczułam czyjś dotyk na swojej skórze. Powiedziała, proszę twoja zguba. Byłam zbyt przerażona, by spojrzeć się poza wykopaną dziurę.

Czy wiesz jak to jest odwiedzać to samo miejsce, nawet nie wiedząc po co się to robi? Po tych słowach nieznajomej, deszcz zaczął padać. Wszyscy ludzie łącznie ze mną zmuszeni byli opuścić to miejsce. Patrząc na ciemne chmury, zaraz będzie sztorm. Fale coraz bliżej podmywały brzeg. W tym dniu jeszcze z tego co pamiętam znalazłam wyjątkowy kamień w kształcie pękniętego serca, który za każdym jednym razem przypomina mi o tym zdarzeniu.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania