Tajeminca Mint Hill II

kiedy tam dojechaliśmy, wróciło do mnie bardzo dużo. Dokładnie w tym domu dziecka to ja przebywałem i kiedy skończyłem osiemnaście lat, nigdy nie wróciłem w odwiedziny do tego miejsca.

- To tutaj?

- Tak - wyznałem wysiadając. - Trochę się tu pozmieniało.

- Można wejść tak po prostu?

- Dom dziecka odwiedzało sporo ludzi. Chodź. - Wchodząc przez ogrodzenie, weszliśmy na schody i otworzyłem przed dziewczyną drzwi, ale chciała żebym to ja szedł pierwszy. Rzeczywiście w środku też odremontowali. Jestem ciekawy czy bym poznał swój dawny pokój? — Stanąłem przed okienkiem gdzie zazwyczaj tak się zgłaszano. Widzę już nawet kąt zza którego patrzyłem jakie rodziny przychodzą. - Przepraszam - zacząłem. - Chciałbym się dowiedzieć czy jest tu chłopiec w wieku półtora roku, ciemne włoski, nazywa się Filip Niewiadomski.

- Przykro mi, ale ja nie mogę udzielać takich informacji. Państwo z adopcji?

- Nie. My jesteśmy rodzicami tego chłopca. Zaszła pomyłka jeśli on tutaj jest.

- To raczej niemożliwe. Trafiają tu dzieci które zostali porzuceni, lub jeśli nie mają rodziców.

- Ale to pomyłka. Niech mi pani tylko powie, czy taki chłopiec tutaj jest.

- Jeśli państwo nie są upoważnieni, nie mogę mówić o takich informacjach. To jest wbrew prawu.

- Znam prawa i żadnego pani nie złamie.

- Nam bardzo zależy - wtrąciła Laura. - Ten chłopiec jest naprawdę naszym dzieckiem i musi nam pani pomóc.

- Jeśli państwo nie odejdziecie, będę zmuszona wezwać policję.

- Tak się składa że jestem z policji. Chciałem załatwić to bez tego, ale miło mi. Funkcjonariusz Niewiadomski - pokazałem legitymację. - Prowadzę śledztwo w sprawie swojego dziecka, a pani mi utrudnia.

- Chwileczkę - wykonała telefon. - Pan z policji. Chciałby wiedzieć coś o pewnym chłopcu. Proszę przyjść wyjaśnić tę sprawę... Aha, dobrze. - Rozłączyła się. - Proszę przejść korytarzem w prawo, tam znajduje się pokój pani dyrektor. Korytarzem prosto i...

- Wiem - przerwałem. - To miejsce mnie wychowało, dziękuję. - Odeszliśmy. Nie kojarzę tej recepcjonistki, bo pewnie ją zmienili. Mimo wszystko minęło ponad pięć lat. Kąty się nie zmieniły, tylko wystroje i pewnie niektóre opiekunki. Ciekawe czy dyrektor się zmieniła? Oby nie. Chyba szczęka jej opadnie widząc mnie.

- Ale przykre miejsce - westchnęła złotowłosa patrząc na niektóre smutne dzieci. - Czuję że Filip tutaj jest.

- Ja też. Znajdziemy go. Przynajmniej możemy odetchnąć, że był tutaj, a nie w jakichś tam ciemnych lochach.

- Weź...

- To tutaj - zatrzymałem się i zaraz zapukałem.

- Proszę. - Weszliśmy wolno i dyrektor nic się nie zmieniła. Chyba mnie nie poznała jak dotychczas. - O co chodzi?

- O chłopca. Podobno tu jest. Ma na imię Filip Niewiadomski.

- Mogę jakiś dokument? - Podałem jej swoją legitymację. - Rozumiem. To jakieś śledztwo?

- Tak. Trwa już miesiąc.

- W porządku - otworzyła szufladę z literą "N" i przeczesywała nazwiska. - To pana syn?

- Tak. Nasz.

- Przykro mi. Nie ma tu dzieci o takim imieniu i nazwisku.

- Musi.

- No niestety. Każde z nich ma swoją kartę.

- A mogłaby pani sprawdzić pod zet? - wtrąciła Laura. - Filip Zwolski. - Dyrektor dziwnie na nas spojrzała.

- Proszę sprawdzić - uznałem. - Tak mogło się zdarzyć. - Wykonała moją prośbę i wzruszyła ramionami.

- Przykro mi. - Teraz to i mnie ręce opadły. Co miał znaczyć ten SMS? Skoro nie ma tu Filipa...

- To jeszcze mam takie pytanie. Są tu dzieci bez nazwisk, prawda?

- Tak, ale to raczej dzieci porzucone bezwiednie.

- To może być właśnie ten przypadek.

- Przepraszam, ale co państwo kombinują? To trochę dziwne.

- No tak to wygląda, ale to żaden przekręt.

- Właśnie - wyznała dziewczyna. - Chodzi o to że porwano naszego synka. Ma tylko półtora roku. Wskazówki dają nam to miejsce.

- Podajecie mi państwo dwa różne nazwiska.

- Bo nie jesteśmy małżeństwem. Człowiek który prawdopodobnie przyprowadził tu Filipa, nie miał pojęcia co podać.

- Jak widać, jest tu mnóstwo dzieci i ja wszystkich nie pamiętam.

- Mnie też pani nie pamięta? - zacząłem. - To dziwne, bo sądziłem że takiego dzieciaka nie da się zapomnieć.

- A powinnam?

- No chyba tak. Może w to teraz trudno uwierzyć, ale ja, to ten sam Kacper który wyszedł pięć lat temu, a do tego czasu zdążył w tym domu dziecka nawyczyniać bardzo wiele. - Spojrzała na mnie innym kątem.

- No przecież - uśmiechnęła się. - Nie poznałam cię ani trochę. Co za niespodzianka. Policjant?

- Właściwie to tajne służby. Naprawdę długa historia.

- Rzeczywiście kiedy stąd wyszedłeś, nikt nie miał z tobą kontaktu. Radziłeś sobie?

- Jakoś to było - westchnąłem. - Pomoże nam pani?

- Ale ja naprawdę nie mam pojęcia jak.

- A możemy się rozejrzeć?

- Wiesz... Nie powinnam.

- To ważne. W jego życiu wydarzyło się bardzo wiele, a jeśli trafił tutaj, muszę go znaleźć.

- No dobrze. To wyjątkowa sytuacja. - Odetchnąłem i wyszliśmy z jej pokoju. Prowadziła przez główny korytarz, więc z tym można było się rozejrzeć po salach z zabawkami. - Sam wiesz że nie jest łatwo znaleźć to właściwe dziecko z pośród tylu.

- Wiem.

- Dlatego będzie trzeba też popytać pielęgniarki. Jaki jest Filip? - Na to pytanie pozwoliłem odpowiedzieć Laurze.

- To spokojny chłopiec. Raczej nie sprawia problemów, ale przeszedł przez ręce zupełnie obcych dla niego osób.

- Rozumiem. Możliwe że został przebadany przez pedagoga dziecięcego. Jak się zachowuje względem obcych ludzi?

- No... Nie wiem. Czasami jest śmiały, otwarty, ale kiedy zostaje zupełnie sam, robi się zagubiony.

- Dobrze - otworzyła drzwi pokoju pedagoga. - Pani Basiu, chciałabym listę małych pacjentów z przed miesiąca.

- Już - podała segregator. - Coś się stało?

- Podobno doszło do nieporozumienia. Państwo poszukują półtora rocznego chłopca.

- Z przed miesiąca? A jak wygląda?

- Mniejsza wersja tego pana - wyznała Laura mając na myśli mnie.

- Jak ma na imię?

- Filip.

- Proszę za mną - uznała młoda kobieta i ruszyła przodem. Chyba mi ulżyło i jeśli się znajdzie, będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. - Rzeczywiście jest taki jeden chłopiec. Nie ma z nim w sumie kontaktu, ale przez rysunki wyraża swoje emocje. Powtarza tylko "mama", albo "tata". Nie chce jeść i tylko płacze. Kiedy go tu przywieziono, miał ze sobą mały samochodzik który cały czas trzyma.

- Tak, to Filip - zaczęła Laura od razu. - Mieliśmy iść na plac zabaw. Chciał odnieść tą zabawkę.

- Przecież mu się podobała.

- Kacper, nie teraz.

- Proszę chwilę zaczekać - uznała pedagog. - Być może śpi, więc przeżyje szok. - Weszła, a my z niecierpliwością czekaliśmy przed drzwiami oblepionymi kolorowymi motylkami i kwiatkami.

- To jest na pewno on - szepnęła dziewczyna i lekko ją objąłem.

- Będę musiała wezwać policję - wyznała dyrektor. - Jeśli doszło do pomyłki, trzeba znaleźć przestępcę.

- Przestępca już nawet nie żyje.

- Jak to?

- Podciął sobie żyły w celi.

- To straszne. - W tym momencie drzwi się otworzyły i kobieta pozwoliła nam wejść.

- Tylko spokojnie. Chłopiec jest w ciężkim stanie psychicznym.

- Przecież nas pozna.

- Miejmy nadzieję. - Kiedy stanęliśmy w progu, od razu zobaczyłem swojego syna, ale on... Potworny widok. Siedzi w kącie, wpatrzony w jeden punkt podłogi. Myślałem że Laura rzuci się do niego biegiem, ale ona chyba dokładnie wiedziała jak ma się zachować wobec niego. Podeszła wolno, przez drogę szlochała.

- Filip - szepnęła kucając przed nim. - Synku. Chodź do mamy. - Wystawiła do niego rękę, ten uniósł głowę, patrzył zapłakany i tym samym wolno wtopił się w nią zaplatając ręce na szyi swojej mamy — takiej ulgi jak teraz, nigdy nie czułem — podszedłem do nich i kiedy Laura wstała trzymając go na rękach, objąłem ich oboje. Dziewczyna nie mogła przestać ronić łez, ale to były łzy szczęścia i ulgi. - Już dobrze - szeptała gładząc go po plecach. - Wracamy do domu. Moje maleństwo...

 

Na miejsce przyjechali odpowiedni urzędnicy by to wszystko wyjaśnić, bo Filip trafił tu przypadkiem, nie jest częścią domu dziecka. Policja tak samo wszystko potwierdziła, a z nią zjawiła się i Klaudia, bo ze mną prowadziła to śledztwo. Tym samym wcześniej namówiła Jurka, by nie siedział w więzieniu bezczynnie kiedy ja ratuję Laurę na statku. To dzięki jej posłuchał, a w zamian dostał złagodzenie kary — Laura cały czas była blisko z Filipem jak i teraz siedzi z nim w samochodzie i nieustannie coś do niego mówi by się nie bał.

- Klaudia - stanąłem przed nią kiedy skończyła przesłuchiwać dyrektorkę tego miejsca. - Dzięki za wszystko.

- Ty, mi? Powinieneś sobie dziękować.

- Ale dziękuję też tobie. Pomagałaś mi, uległaś nawet wtedy gdy nie powinnaś.

- Skoro tak - dała się przytulić. - Nie ma za co. Fajnie mi się z tobą pracuje. Agencie.

- Mnie z tobą też nie najgorzej - wyprostowałem nas.

- Ale raporty kończysz ty. Za karę.

- W porządku.

- No to leć już. Ciesz się rodziną. - Posłałem jej uśmiech i odszedłem sprawdzić czy już wreszcie mogę zabrać Filipa do domu.

- Myślę że tak - odparł mężczyzna. - Chłopiec dostanie opiekę psychologa na jakiś czas, a potem się zobaczy. Koniecznie proszę się zgłosić na terapię dziecięcą. Nie będzie funkcjonował normalnie po czymś takim.

- Może to poczekać do jutra?

- Państwa decyzja.

- Rozumiem.

- To żegnam - wystawił rękę na pożegnanie, po czym odszedł.

- Kacper - zaczepiła mnie jakaś kobieta, ale ja ją znam bardzo dobrze, bo to moja była opiekunka, nic się nie zmieniła. - Nawet się nie przywitasz? - Posłałem jej uśmiech i mnie objęła. - Dobrze cię widzieć.

- Panią też.

- Jak żyjesz? - wyprostowała nas.

- Tak jak widać.

- Jestem dumna że odnalazłeś swoje szczęście w życiu. Masz piękną żonę, syna.

- Jeszcze... Nie jesteśmy małżeństwem. - Spojrzała tym samym wzrokiem co zawsze kiedy zrobiłem coś nie tak.

- Co do paru spraw, nic się nie zmieniłeś.

- No pewnie. Nadal komplikuje sobie życie, ale jest dobrze.

- Cieszę się. Zawsze wierzyłam że drzemie w tobie dobra strona. A teraz nawet wiem do kogo dzwonić jak się coś stanie.

- Tak dosłownie nie zajmuję się kryminałami, ale pomóc zawsze mogę.

- Odwiedź nas jeszcze kiedyś. A powiedz, masz jakiś kontakt z Jurkiem?

- Tak. Nadal się trzymamy.

- Co u niego?

- Zaszalał. - Westchnęła.

- Bardzo źle?

- Nie... Jak trzeba, to go ratuję.

- To dobrze. Dbajcie o siebie chłopcy - pogładziła mnie po ramieniu. - Pamiętaj że dom dziecka nie istnieje tylko do pełnoletności. Zawsze możesz nas odwiedzać.

- Ostatnio nie było czasu, życie było inne, ale teraz... - spojrzałem na samochód w którym jest Laura. - Teraz nic innego się nie liczy.

- Ciężko pomyśleć. Naprawdę widzę że się zmieniłeś.

- Nie sam.

- To dobrze. Nie zmarnuj tego.

- Nie ma szans. - Pożegnałem się też z kobietą i teraz już ostatecznie chciałem zabrać swoją rodzinę do domu.

 

LAURA/

 

Mając Filipa w swoich objęciach, czuję niesamowitą ulgę. Tak bardzo za nim tęskniłam... Pociesza mnie tylko to, że był w ciepłym miejscu, pod dobrą opieką, ale czuł się zagubiony wśród tych obcych twarzach i kątach. Nie chciał nic do jedzenia i w ogóle się nie odzywa, tylko słucha i obserwuje. Aż serce mi się kroi jak na niego patrzę. Kiedy wróciliśmy chciałam żeby zmrużył oczy, więc położyłam się z nim, ale on i tak wolał gdy jest w moich objęciach. Siedząc, kołysałam się cały czas go obejmując i co raz dostał buziaka w czoło. Bez przerwy też starałam się dać mu bezpieczeństwo poprzez głaskanie go po głowie. Po paru godzinach w progu pojawił się Kacper. Wrócił z biura, bo jeszcze coś załatwiał. Odbił się od futryny i do mnie dołączył. Kiedy lekko dotknął Filipa po ręku, ten otworzył oczy i wpatrywał się w swojego tatę. Nastał też wieczór. Sytuacja niewiele się zmieniła, bo Filipa nie było można odstąpić nawet na krok, bo robił się niespokojny i ronił ciche łzy. Udało mi się położyć go w jego własnym łóżeczku i tutaj usypiał między swoimi zabawkami które bardzo dobrze zna, ale to nie zmienia faktu, że co raz otwierał oczy po to by sprawdzić czy przy nim jestem.

- Zmienię cię - szepnął Kacper pojawiając się za mną. - Jest północ. Prześpij się. - Przytaknęłam wstając i teraz chłopak zajął miejsce przed łóżeczkiem, ale ja jeszcze nie odeszłam tak szybko. Zły miałam na wierzchu, więc co raz przecierałam mokrą twarz. Kacper przeszedł dłonią po brzuchu Filipa, a ten jak mały robot, chwycił go za palec. Zawsze tak było kiedy usypiał i tym razem też nic się nie zmieniło. Odeszłam wolno do pokoju, bo jeszcze sama musiałam się przebrać do spania — nie mogę sobie darować, jak Olaf mógł zrobić coś takiego? Kacper coś wspomniał że przeniosą go z więzienia do zakładu psychiatrycznego, bo on jest chory z tego wszystkiego, zwariował i już. Sąd ma wydać takie orzeczenie i odstąpi od kary, tylko w zamian Olaf będzie się leczył.

Ani ja, ani Kacper nie spaliśmy tej nocy. Na przemian trzeba było czuwać przy Filipie, bo bez przerwy zrywał się z płaczem. Nikt nie powiedział że jak wszyscy troje wrócimy do domu, koszmar się skończy. To wszystko teraz dopiero wychodzi na światło dzienny, a my jako rodzice, musimy sobie z tym poradzić. Nad ranem swoją zmianę miał Kacper, więc jak się obudziłam niósł nam do łóżka Filipa.

- I proszę, mama się obudziła - mówił patrząc na synka. - Chcesz się przywitać? - Przytaknął, więc Kacper postawił go na nogi. Nie myślałam że nowy dzień przyniesie tyle plusów. Mały wolnymi krokami podążył wprost do mnie pod kołdrę i jeszcze się mocno przytulił.

- Mój skarbie - objęłam go. - Dobrze się spało? - Na to pytanie zawsze kiedyś mi przytakiwał, ale nie dziś. - Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - Kacper tak samo wsunął się na swoje miejsce i podparł głowę na łokciu.

- Ja to myślę, że Filip jest bardzo głodny - mówił głaszcząc go po główce. - I pewnie Filip zjadłby swoje ulubione płatki. - Czekaliśmy na reakcję, ale zmian nie było, więc też postanowiłam jakoś nakłonić chłopca do jedzenia.

- Nie zjesz z tatą płatków? Tata będzie płakał. Tyle czekał aż znowu razem zjecie. Co ty na to? - Odchylił się trochę i patrzył raz na mnie, raz na Kacpra, po czym przeniósł wzrok w stronę drzwi. - Chcesz iść? - Przytaknął więc Kacper wziął go na ręce i przeszli do kuchni. Jaka ulga że przynajmniej nie będzie chciał głodować — sama się podniosłam i postanowiłam zjeść razem z nimi.

Przez śniadanie wspólnie z Kacprem staraliśmy się o jakiś uśmiech na twarzy Filipa, chociaż najmniejszy o ten który pokaże nam że będzie dobrze, ale najwyraźniej jest za wcześnie. Nieco później Kacper odbierał różne telefony z pracy, aż w końcu pojawił się taki który wezwał go na dobre. Widać było że nie chciał iść, ale podobno to ważne.

- Poradzisz sobie?

- Tak. Jedź. Tylko uważaj na siebie.

- Okej. Jak coś, to dzwoń, a ja rzucę wszystko i przyjadę. - Przytaknęłam i mnie pocałował, po czym przeniósł wzrok na Filipa. - Będziesz pilnował mamy? - Patrzył poważne i też dostał całusa, tylko że w czoło.

- Pomachamy tacie na drogę? - Przytaknął. - No to chodź. - Kiedy Kacper wyszedł, przeszłam z synkiem do okna kuchennego gdzie było widać wszystko. Filip rzeczywiście machał, więc to dobry znak.

Z biegiem dnia Filip zaczął interesować się swoimi zabawkami, a po pewnym czasie nawet zszedł z moich kolan i usiadł przy koszu, wysypując te wszystkie rupiecie które gromadził. Mnie też zaprosił na podłogę, więc dołączyłam. Na końcu znalazł kredki i zawahał się patrząc na drukarkę. Stamtąd zwykle wyciągał kartki by rysować.

- No śmiało - doradziłam, więc podszedł, ale cały czas patrzył czy nikt nie wejdzie — złapał za kilka kartek i biegiem wrócił do mnie. - Tam nikogo nie ma.

- Pan.

- Nie ma. Już tu nie wróci - mówiłam patrząc na niego. - Filip, ten pan tu nie wróci.

- Tata?

- Tata wróci. Przyjedzie do nas niedługo. - Zrozumiał co do niego powiedziałam, po czym podał mi kredkę. - Co narysować?

- Tata.

- Tatę? No dobrze. Będziemy rysować tatę - Zrobiłam kółko jako głowa, po czym taką jakąś resztę tułowia. - A jakie tata ma oczy? - Zastanowił się z pomiędzy kolorów kredek i wręczył mi brązową. - Świetnie. Zrobimy oczy, a ty dorysujesz tacie wąsy. Ma tata wąsy?

- Nie - zaśmiał się. Po raz pierwszy się uśmiechnął. - Masz rację. A może powiemy żeby tata zapuścił wąsy, co? I brodę.

- Tak.

- No to jak tylko wróci, to mu o tym powiemy. - Przytaknął i spojrzał na kartkę, po czym wziął w ręce i przytulił. - Filip, a powiedz mi, chciałbyś mieć siostrę? - Zmarszczył brwi, bo chyba nie miał pojęcia co chcę przez to powiedzieć. - Miałbyś się z kim bawić.

- Tak - uznał. - Chcę.

- A wiesz że jest taka możliwość? Tam gdzie byłeś, było dużo dzieci, prawda?

- Tak. Nie chcę tam być.

- Nie będziesz. Już nigdy nie zostaniesz sam, wiesz? - pogłaskałam go po głowie. - Chodź do mnie - posadziłam go sobie przodem na kolanach i jedną ręką pozwoliłam by dotknął brzucha. To dziwne że Kacper jeszcze się nie zorientował, sama jestem zdziwiona, ale już sporo widać. To chyba już nawet koniec trzeciego miesiąca. - Tam w środku - mówiłam patrząc poważnie. - Tam właśnie rozwija się dla ciebie rodzeństwo. Cieszysz się?

- Tam?

- Tak.

- Jak?

- No tak magicznie. Ty też tam byłeś. Tata dużo z tobą rozmawiał, nawet tłumaczył ci jak złożyć szybkie autko.

- Ja to słyszałem?

- A nie wiem, pewnie tak.

- Nie pamiętam.

- Bo tego się nie pamięta.

- Dlaczego?

- Nie wiem.

- Ona mnie słyszy?

- Chyba jeszcze nie. Jak będzie większa, na pewno będzie cię słyszała, a ty jak przełożysz rękę, poczujesz jak się rusza. Poczekaj, coś ci pokażę. - Podniosłam się, sięgając do szuflady z dokumentami i wyjęłam USG na którym jest Filip będący w brzuchu. - Zobacz - rozłożyłam na podłodze. - Kiedy byłeś u mamy w brzuchu, to właśnie ty. - Patrzył uważnie i nie umiał zrozumieć.

- Jak robi się takie zdjęcie?

- Pan doktor ma takie specjalne urządzenie które pokazuje wszystko na ekranie, a potem zdjęcie robi się tak jakoś samo.

- A kiedy będzie?

- Dziecko? - Przytaknął. - Na wiosnę. Prawdopodobnie na koniec marca. Będziesz czekał? - Znowu przytaknął i przytulił się do brzucha. Jak to dobrze jest się podzielić z kimś taką wiadomością. Filip zadowolony z siostry, teraz kolei na Kacpra. Mam nadzieję że równie dobrze uzna córkę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania