Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Tajemnicze spotkanie

Słońce już zachodziło, na niebie było widać księżyc co chwile przysłonięty chmurami których tego wieczoru nie brakowało na niebie. Uliczki już opustoszały, gdzieniegdzie jeszcze można było dostrzec pojedyncze osoby pędzące każda w swoim kierunku. Na ulicach pojawiali się już latarnicy odpowiedzialni za zapalania lamp ulicznych, każdy chodził w towarzystwie członka zakonu. Słońce już zaszło i tylko, lampy rozświetlały ulice ukazując zniszczone ściany budynków, zabłocone alejki pełne odchodów oraz innych odpadków, całą dzielnica portowa wyglądała tak samo. Przez te ponure uliczki przemieszczała się samotna postać, niewielka, przykryta starym, szarym płaszczem, z zarzuconym kapturem na głowę, Płaszcz nosił wyraźne ślady używania, przetarcia oraz dziury jak po zadrapaniu rzucały się w oczy, Zakapturzona postać biegła starając się zachować ciszę, co już grzęznąć w błocie które jest efektem całodniowych opadów. Zbiegła z głównej ulicy wbiegając w ciemną uliczkę pozbawioną latarni, co chwile oglądając sie za siebie upewniając się że nikogo tam nie ma. W momencie jak już miała wybiec z uliczki drogę zastąpiła masywna postać, nie zastanawiając się postanowiła zawrócić jednak z drugie jstrony w uliczkę wchodziło dwóch mężczyzn.

A kogóż my tu mamy? - powiedział mężczyzna stojący na wprost, trzymając w ręku kij z powbijanymi gwoździami.

Postać w płaszczu zatrzymała się i nerwowo zaczęła rozglądać szukając wyjścia z beznadziejnej sytuacji.

Ej chłopaki patrzcie kogo tutaj mamy - rzekł mężczyzna z kijem, łapiąc bohatera za ramię.

Zaczęli się szarpać, dwaj mężczyźni z tyłu podeszli już do bohatera, jednak tylko się przyglądali i rechotali ze śmiechu patrząc jak ich kolega szarpie się z postacią o połowę mniejsza od niego. Podczas szarpaniny zsunął się kaptur i ukazały się piękne długie blond włosy związane w koński ogon. Korzystając z chwili zamieszania nasza bohaterka wyrwała się z uścisku i pognała rozświetloną ulicą nie oglądała się za siebie, nie musiała dobrze słyszała jak biegli za nią. Dostrzegła znak gospody “pod rybką” wystający nad drzwiami, nie zastanawiając się wbiegła do środka z hukiem otworzyła drzwi i podbiegła do lady zasiadając przy wolnym krześle, zakryła głowę rękoma. Drzwi nie zdążyły się zamknąć a do środka wbiegli znani nam już rabusie. Rozejrzeli się dookoła dostrzegając naszą bohaterkę. Podeszli do niej otaczając z każdej strony.

Panowie nie chcemy tutaj żadnych burd - powiedział gospodarz stojący za ladą, wycierając kufle - Jeśli szukacie kłopotów to źle trafiliście a jeśli chcecie coś zjeść lub wypić to widzicie że nie ma wolnych miejsc.

Nie odzywaj się jeśli nie chcesz posmakować “loli” - odpowiedział największy zbir wymachując znanym nam już kijem z gwoździami - mamy tutaj pewne sprawy do załatwienia i lepiej sie nie wtracaj - ciągle wymachując “lolą”

W gospodzie zapanowała cisza wszyscy klienci zwrócili wzrok w stronę lady przy której toczyła się dyskusja. W tym momencie dwóch mężczyzn wstało od stołu i udało się w stronę lady. Obaj nie wyróżniali się niczym szczególnym, byli czyści i schludni, jeden był ciut wyższy i miał blond włosy ściągniete w kitkę oraz gładko ogoloną twarz, drugi niższy od pierwszego jednak i tak jak na standardy na pewno nie był niski, miał czarne jak smoła włosy i kilkudniowy zarost. Reszta klientów z zaciekawieniem obserwowała bieg wydarzeń.

No i co się tak gapicie - rzekł drugi z bandytów, odwracając się w stronę sali, wymachując rękami, trzymając w jednej kawałek drewna przypominający urwaną nogę od stołu. - wracacie do swoich spraw albo posmakujecie - pokazał trzymany w ręku kawał drewna.

Panowie chyba pomylili lokale, ubojnia znajduje się parę uliczek dalej a my tutaj nie chcemy takich jak wy - odpowiedział blond mężczyzna mężczyzna idący w ich stronę - Macie Panowie dwa wyjścia.

No ciekawe jakie - przerwał w połowie zdania największy zbir wymachując “lolą”- możemy zrobić tak że grzecznie wrócisz na miejsce albo wybije ci te białe ząbki.

W tym momencie mężczyzna wyciągnął sztylet dźgnął zbira w nadgarstek, ten upuścił “lolę”, mężczyzna łapiąc go za rękę obrócił plecami do siebie , noga kopnał w kolano zmuszając go do przyklęknięcia i przykładając sztylet do gardła, na ten widok pozostali bandyci rzucili się do ataku, pierwszy z nich nie zauważył podstawionego krzesła i wylądował na podłodze zaplątany w nogi od tegoż krzesła, drugi z kolei trzymający kawałek deski zanim zdążył się zamachnąć poczuł na gardle ostrze miecza trzymanego przez drugiego mężczyznę.

Panowie proszę nie tutaj - błagalnym głosem rzekł gospodarz - skończcie to albo wyjdźcie na zewnątrz.

Mężczyzna trzymający największego zbira spojrzał na gospodarza i rzekł spokojnym głosem

Myślę że już skończyliśmy - spojrzał na zbira - co kolego pójdziecie już sobie czy może macie ochotę jeszcze pogadać.

Nie już skończyliśmy - odrzekł zbir czując zimno stali na gardle.

Poluźnił chwyt, zabrał sztylet z gardła - Może byście jeszcze postawili kolacje i nocleg swojej koleżance skoro biegliście za nią aż tutaj to z pewnością taki gest nie będzie dla was żadnym problemem nieprawdaż.

Czyś ty ocipiał nie będę suce stawiał posiłku - w tym momencie sztylet który jeszcze przed chwilą był przyciśnięty do gardła jednym szybkim ruchem odciął ucho które spadło na podłogę.

AAAAA coś ty zrobił - wyrwał się, chwycił ucho z podłogi i ruszył w stronę wyjścia - zabieraj Estyka i spadamy stąd.

Zbir mający miecz na gardle spojrzał na człowieka który go trzymał i który skinieniem głowy zezwolił na zabranie leżącego na ziemi kolegę po czym wszyscy trzej zniknęli za drzwiami gospody. Wewnątrz jeszcze chwilę była cisza, po której wszyscy wrócili do swoich rozmów.

No i kto to będzie sprzątał Aronie? - spoglądając na podłogę gospodarz rzucił spojrzeniem na blondyna trzymającego zakrwawiony sztylet

Dawaj ścierę to posprzątam ale najpierw dowiedzmy się czego to chciały te gamonie od naszego gościa - Aron podszedł do dziewczyny w płaszczu siedzącej przy barze - Jak się nazywasz, czego od Ciebie chcieli - rzekł siadając na sąsiednim krześle - w tym czasie obrywając po twarzy szmatą rzuconą przez gospodarza.

Odrzucając szmatę na podłogę rozejrzał się po wnętrzu sali, wszyscy już byli zajęci swoimi sprawami jakby nic się przed chwilą nie stało.

Możesz to sprzątnąć - rzekł Aron spoglądając na przyjaciela poprawiającego krzesło po popisach akrobatycznych jednego ze zbirów.

A może by tak magiczne słowo - Stanął wyprostowany, odparł się obiema rękami w bokach.

Proszę czy mógłbyś to sprzątnąć, jak widzisz ja jestem zajęty - spojrzał na dziewczynę - no to powiesz kim jesteś i co tutaj robisz? - odwrócił głowę - gospodarzu podaj no tutaj kufel piwa i talerz zupy.

Dziękuję za pomoc ja, ja nie wiem co by mi zrobili - cały czas mając spuszczoną głowę - żadnej jałmużny przyjąć nie mogę.

Myślałaś że piwo i zupa dla ciebie? O nie moja droga to dla mnie, a ty mi jeszcze nie odpowiedziałaś na pytania - w tym momencie przed Aronem gospodarz postawił kufel piwa i talerz zupy. - Ja jestem Aron ten tutaj - pokazując ręką na mężczyznę sprzątającego podłogę - to jest mój młodszy brat Ydril a ten maruda - pokazując gospodarza - to Zandir a ty jak masz na imię.

Ja ja nie wiem jak mam na imię - podniosła głowę rozejrzała się po sali ostatecznie zatrzymując wzrok na Aronie - Nie pamiętam co tutaj robię i jak się nazywam.

Proszę zjedz trochę - Aron podsunął talerz zupy do dziewczyny - Wyglądasz na młodą więc piwa Ci nie dam bo jeszcze się na tutaj upijesz. Ydril co o tym myślisz?

Ydril wstając z ziemi odrzucił szmatę do Zandira po czym podszedł do dziewczyny, powąchał, dotknął płaszcza, chwycił dłoń dziewczyny i zaczął oglądać.

Hmm pachnie jakby się nie myła przez parę dni, płaszcz wyraźnie poszarpany przez jakieś zwierzę być może wilka, brud pod paznokciami oraz zadrapanie na dłoniach to wszystko nam mówi że jest w drodze od dawna ale ten wilk mnie zastanawia w tej okolicy od bardzo dawna nie było żadnych dzikich zwierząt.

Jak chcesz dziś możesz przenocować tutaj, umyj się, najedź a jutro zobaczymy co z tobą zrobić - rzekł Aron przyglądając się jedzącej dziewczynie.

Ale ja nie mam jak zapłacić - dziewczyna jadła zupę jakby od paru dni nie miała niczego w ustach.

Nie przejmuj się dziś jesteś naszym gościem.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Mirai 10.06.2017
    Tekst nie jest zły, ale co mnie najbardziej razi to fakt, że powtarzasz wyrazy i sformułowania gdy to nie jest potrzebne. Przykład jest już w pierwszej linijce
    Słońce już zachodziło, na niebie było widać księżyc co chwile przysłonięty chmurami których tego wieczoru nie brakowało na niebie.
    Niebie x2 w tym samym zdaniu.
    Albo tutaj
    Uliczki już opustoszały, gdzieniegdzie jeszcze można było dostrzec pojedyncze osoby pędzące każda w swoim kierunku. Na ulicach pojawiali się już latarnicy odpowiedzialni za zapalania lamp ulicznych, każdy chodził w towarzystwie członka zakonu.
    Uliczki/ulice zdanie w zdanie gdzie spokojnie można to czymś innym zastąpić albo po prostu ominąć.

    Generalnie podobało mi się i poza tym co napisałem wcześniej nie znalazłem żadnych drażniących oko błędów. Liczę na dalsze teksty.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania