Talia Kart - Rozdział 1 - Dwójka Pik

Talia Kart

Rozdział I

„Dwójka Pik”

 

Artur nie mógł zasnąć tej nocy. Chodził tylko po swoim mieszkaniu. Postanowił usiąść na kanapie przed telewizorem. Chwycił za pilota i wcisnął przycisk. Skakał po kanałach nie mogąc znaleźć niczego wartego uwagi. Po kilku minutach bezowocnych poszukiwań zrezygnowany zaczął oglądać wiadomości. Zegar w narożniku ekranu pokazywał godzinę pierwszą czterdzieści sześć. Patrzył jak atrakcyjna prowadząca opowiada o najnowszych wieściach z Polski i świata. Nagle zadzwonił telefon. Wstał i powoli poszedł do sypialni. Podniósł leżące na stoliku obok jego łóżka urządzenie i przesunął palcem po ekranie. Przyłożył komórkę do ucha.

- Halo. – powiedział.

- Cześć Artur. – usłyszał znajomy głos. – Mam nadzieję ,że cię nie obudziłem.

- Nie. Coś się stało? – zapytał.

- Mamy trupa. Zaraz po ciebie podjadę. Cholera. Długo będziesz miał to auto w warsztacie?

- Jeszcze dwa tygodnie. Mechanik mówi, że czeka na części ale wydaje mi się ,że po prostu nie chce mu się ruszyć dupy.

- A mówiłem żebyś nie kupował tego rzęcha.

- Nie mów tak o moim Fordzie. To klasyka motoryzacji! Nie to co twój.

- Dobra ,dobra. Będę za trzy minuty. No kurwa kto dał temu idiocie prawo jazdy!- krzyknął

- Nieładnie. Rozmawiasz przez telefon i prowadzisz. – Artur uśmiechnął się. Jego najchętniej odebrałby prawo jazdy każdemu poza nim. -Jakby się komendant dowiedział…

- Cicho… Zaraz będę.

- Czekam.

Rozłączył się i odłożył telefon. Otworzył szafę i wyjął z niej białą koszulę, krawat i spodnie. Ubrał się w pośpiechu i przypiął do paska broń. Wyszedł z sypialni na korytarz, gdzie założył płaszcz i buty. Wstając po zawiązaniu sznurowadeł zauważył swoje odbicie w wiszącym na ścianie lustrze. Przyjrzał się swoim czarnym włosom. Muszę się wybrać do fryzjera – pomyślał. Opuścił swoje mieszkanie zamykając za sobą drzwi. Zszedł po schodach na dół gdzie obok wejścia do budynku w którym mieszka czekał na niego Robert. Siedział w swoim samochodzie z rękoma na kierownicy. Wyglądał na niewyspanego.

- Cześć Robert. – powiedział podając partnerowi dłoń.

- Cześć, cześć.

- Wiesz coś więcej?

- O czym?

- O trupie.

- Niedużo. Mężczyzna po czterdziestce. Rana kłuta.

- Żonaty?

- Chyba, a co? – odpowiedział patrząc na drogę.

- Zakład o piwo ,że to ona?

- Nie tym razem. To zawsze są żony. Możemy po drodze zatrzymać się na stacji benzynowej? Jedziemy na oparach.

- Pewnie.

Jechali nocą ulicami oświetlonymi jedynie przez latarnie. Nawet księżyc schowany był za chmurami. Ruch był niewielki więc prędko dotarli na najbliższą stację. Robert napełnił swój bak paliwem i poszedł zapłacić. Zanim wszedł do budynku okno jego auta otworzyło się do połowy. Usłyszał prośbę swojego partnera o kubek kawy. Wrócił po chwili z dwoma. Popijając gorący napój dojechali na miejsce zbrodni. Wjeżdżając w ulice zauważyli ogrodzony policyjną taśmą bar i kilku policjantów. Zaparkowali obok i wysiedli. Pokazali odznaki pilnującemu porządek policjantowi i przeszli dołem pod taśmą. Artur podszedł do mężczyzny w prostokątnych okularach robiącego zdjęcia ciała leżącego na chodniku a Robert z kubkiem w dłoni zaczął rozmawiać z jednym z policjantów o świadkach.

- Cześć Krzysiek. – przywitał się.

- Czołem. Szkoda ,że zawsze widujemy się w takich okolicznościach. Musimy się koniecznie kiedyś umówić na partyjkę pokera albo dwie. – zaproponował.

- Czemu nie. Ale przyjemności później. Co tu mamy?

- Na pierwszy rzut oka nic szczególnego. Mężczyzna , wiek około czterdziestu pięciu lat. Dobrze zbudowany, drogi garnitur. Śmierdzi szkocką. Prawdopodobnie pił w tym barze. Wykrwawił się. Cztery rany kłute. Dwie między żebrami, pozostałe w okolicach lewej nerki. – wymieniał. – Najprawdopodobniej zadane nożem. Ostrze mniej więcej dwudziestocentymetrowe.

- Coś jeszcze? Coś miał przy sobie?- wtrącił się Robert wróciwszy z rozmowy z policjantem.

- Portfel. W środku kilkaset złotych. Na szczęście ułatwił nam robotę z identyfikacją. Miał jeszcze karty kredytowe i prawo jazdy. Nazwisko i zdjęcie się zgadzają. Nazywa… to znaczy nazywał się Adam Zieliński. W drugiej kieszeni miał kluczyki do tamtego samochodu. – wskazał palcem na zaparkowanego po drugiej stronie ulicy Bentleya.

- Dzięki ,Krzysiu. Idziemy przesłuchać świadków. – powiedział Robert. – Tamten facet znalazł ciało na chodniku. – pokazał palcem mężczyznę opartego o ścianę baru. – Barman powinien coś wiedzieć. Można jeszcze przesłuchać klientów. Może ktoś rozmawiał z tym Zielińskim.

- Chwila! Coś tutaj jest! – usłyszeli krzyk młodego chłopka.

Cała trójka obróciła się w stronę źródła dźwięku. Nad ciałem stał pochylony rudy, piegowaty mężczyzna wyglądający na dwudziestu kilku latka. Trzymał w dłoniach wyjęty z ust zamordowanego złożony kawałek papieru ozdobiony czerwono-złotym wzorkiem.

- A ty to kto? – zapytał chłopaka Artur.

- To Damian. Nasz nowy praktykant. Świeżo po studiach. – wtrącił się Krzysztof.

- To chyba karta. – Damian rozłożył kawałek papieru. – Tak. To dwójka pik.

- Eee… Artur? Pamiętasz jak zaproponowałem partyjkę pokera? Chyba zmieniłem zdanie.

- Karta w ustach? Dziwne.

- Cholera. Mogłem się założyć o to piwo. To na pewno nie żona. – westchnął Robert.

Praktykant włożył ostrożnie kartę do woreczka na dowody. Artur postanowił porozmawiać z jednym ze świadków. Robert chciał wcześniej wyrzucić pusty kubek po kawie do kosza. Najbliższy znajdował się po drugiej stronie ulicy ,obok czarnego Bentleya zamordowanego. Przeszedł przez jezdnię pogwizdując. Już miał wyrzucić śmieć do kosza gdy dostrzegł wśród odpadów kawałek metalu odbijający światło latarni. Przyjrzał mu się i zawołał:

- Krzysiu! Podaj tu jeden z twoich woreczków na dowody!

- Co tam masz? – zapytał po dołączeniu do detektywa.

- Chyba narzędzie zbrodni. Spójrz.

- Zaraz zobaczymy… - mruczał pod nosem zakładając gumowe rękawiczki. Sięgnął do kosza i wyciągnął brudny od krwi nóż myśliwski. – Pasuje do ran. Zabiorę to do laboratorium.

W tym samym czasie Artur rozpoczynał rozmowę z jednym ze świadków. Podchodząc do mężczyzny przyjrzał mu się. Wyglądał na trzydzieści lat. Jego włosy miały czarny kolor. Były krótkie i kręcone. Mimo znajdowania się na miejscu zbrodni wydawał się być dziwnie spokojny.

- Dzień dobry. Nazywam się Artur Orłowski. To pan znalazł ciało?

- Tak, panie detektywie. – powiedział ze spokojem. – wracałem do domu i znalazłem tego człowieka leżącego na chodniku. Chciałem sprawdzić, co się z nim stało. Leżał jeszcze wtedy na brzuchu. Obróciłem go na plecy i zobaczyłem te rany. Wtedy zadzwoniłem na policję. To wszystko.

- Rozumiem. Jest pan pewien ,że to wszystko? Może kogoś pan widział?

- Obawiam się, że nie.

- Jeżeli coś pan sobie jeszcze przypomni proszę do mnie zadzwonić. – powiedział podając mu wizytówkę.

- Oczywiście. Mogę już iść?

- Nie. Proszę podać swoje dane tamtemu policjantowi.

- Oczywiście.

Świadek odsunął się od ściany i odszedł. Nie spodobał się Arturowi. Mówił za spokojnie. Był zbyt opanowany. W jego głosie nie dało się wychwycić żadnej emocji. Patrzył jak rozmawia z funkcjonariuszem. Domyślał się ,że coś ukrywa. Zamyślenie przerwał mu Robert, który przesłuchawszy barmana przyszedł podzielić się nowinami.

- Barman powiedział ,że Zieliński to stały klient. Przedsiębiorca. Siedzi w imporcie i eksporcie. Przychodzi tu średnio raz na tydzień. Dzisiaj był wyjątkowo zadowolony. Podobno zrobił interes życia. Nie dzielił się niestety szczegółami. Według barmana to był miły gość. Nigdy nie robił problemów.

- Ja dowiedziałem się niedużo. Świadek twierdzi ,że znalazł ciało, sprawdził czy żyje po czym zadzwonił po nas. Cholera, nie podoba mi się to wszystko. Małomówny świadek, zadźgany bogacz i karta w ustach. – mówił patrząc jak z miejsca zbrodni odjeżdża wóz z ciałem do kostnicy. – A pozostali? Ktoś z gości z nim może rozmawiał?

- Nie. Sławek ich przesłuchał. Nikt nic nie słyszał. Nikt z nim nie rozmawiał. – westchnął. – To co robimy?

- Wracamy chyba do domów. Dzisiaj już nic nie załatwimy.

- To widzimy się jutro w pracy.

- Nie odwieziesz mnie?

- Eh… Nie mogę się doczekać jak dostaniesz auto z powrotem z warsztatu.

Następnego ranka Artur przyszedł do pracy pieszo. Od miejsca pracy dzieliło go pięć minut drogi. Wszedł do budynku policji i wjechał windą na czwarte piętro. Zamiast skręcić w lewo w stronę wydziału zabójstw ,poszedł w prawo do automatu z kawą. Wrzucił monety do otworu i wcisnął przycisk z napisem „ czarna kawa”. Czekając aż maszyna napełni plastikowy kubek napojem zauważył jak zbliża się do niego Krzysztof. Ubrany w biały fartuch szedł w stronę Artura z teczką pod pachą i garścią monet w dłoni.

- Cześć, Krzysiek.

- Czołem. – ziewnął.

- Niewyspany?

- A jak myślisz?

- No tak… Głupie pytanie. Znalazłeś coś ciekawego na dowodach z wczoraj?

- Technicznie to z dzisiaj. Umarł po północy. Ale wracając do pytania to nie. Nawet nie zacząłem. Damian przyszedł dzisiaj wcześniej. Może on coś ma. Ale wątpię. Musisz poczekać kilka godzin. Może nawet więcej, jeśli znowu obetną nam budżet. Cały czas brakuje nam odczynników i sprzętu.

- Wpadnę po południu do laboratorium.

- Zapraszam. – odpowiedział wrzucając monety do automatu.

Artur zawrócił w stronę wydziału zabójstw. Przechodząc przez drzwi usłyszał rozmowę inspektora Królikowskiego ze swoim partnerem. Nie wyglądał na zadowolonego. Rozmowa skończyła się a inspektor poszedł do swojego biura. Robert zauważył Artura.

- Nie jest dobrze.

- Również dzień dobry.

- Ten cały Zieliński to stary znajomy Królikowskiego. Mamy złapać zabójcę. Najpóźniej na wczoraj.

- No to zabierajmy się do pracy. Masz coś?

- Tak. Zieliński wygrał wczoraj przetarg. Duży kontrakt. Dostawa jakiejś elektroniki do fabryki samochodów.

- Mamy jakiś punkt zaczepienia. – wziął łyk kawy. – Kto przegrał?

- Kilka mniej ważnych firm. Najpoważniejszym konkurentem był… - Robert spojrzał na kartkę papieru leżącą na jego biurku. – Import King S.A. Firma należy do Pawła Króla. Można go odwiedzić.

- Sprawdziłeś jego rodzinę?

- Zielińskiego? Tak.Był żonaty.

- Żonę też można odwiedzić.

- Nie żyje od czterech lat.

- A dzieci?

- Miał syna.

- I co z nim?

- Też nie żyje. Zginęli razem w wypadku. Tylko Zieliński przeżył.

- Cholera… - dodał wypiwszy całą kawę. – To jedziemy odwiedzić tego Króla.

Wsiedli do samochodu i pojechali za miasto. Tam znajdowała się siedziba Import King S.A. Zaparkowali obok głównego budynku. Weszli do środka i zbliżyli się do recepcji.

- Nazywam się Artur Orłowski, a to Robert Wójcik. Policja. Wydział zabójstw. – pokazał recepcjonistce odznakę. – My do szefa.

- Zapytam czy ma czas. – podniosła słuchawkę do ucha. – Panie Król, policja do pana… Rozumiem… Tak, przekażę… Nie. Szef nie ma dla was czasu.

- W takim razie poczekamy. Nigdzie się nam nie śpieszy, prawda Artur?

- Prawda. Usiądziemy sobie.

Odwrócili się i usiedli na kanapie przy stole w narożniku pomieszczenia. Czas zabijali grając na telefonie i rozmawiając o samochodzie Artura stojącym w warsztacie. Po godzinie czekania usłyszeli dźwięk windy z której wyszedł Paweł Król.

- Pani Gosiu wychodzę na lunch. Wracam za godzinkę. – powiedział do recepcjonistki.- Szedł w stronę drzwi z uśmiechem na ustach gdy nagle na drodze stanęli mu policjanci.

- Dzień dobry. Artur Orłowski, Robert Wójcik. Może teraz pan z nami porozmawia.

- Trochę się spieszę. – spojrzał na złoty zegarek.

- To nie zajmie długo. Co pan robił dzisiaj między dwunastą a pierwszą rano? – spytał Robert.

- Jestem o coś oskarżony? – spytał zirytowany.

- Nie. Chcemy wiedzieć co pan robił między dwunastą a pierwszą.

- Wracałem z lotniska do domu. Przepraszam, spieszę się. Chcecie ze mną o czymś rozmawiać to załatwcie nakaz. Do widzenia.- powiedział odchodząc na parking.

Wyszedł z budynku , wsiadł do swojego samochodu i odjechał. Arogancki przedsiębiorca nie spodobał się policjantom. Wyszli z siedziby Import King S.A. Telefon w kieszeni Roberta zadzwonił.

- Halo… Tak… Przyjąłem… Już jedziemy… To centrala. Mamy zabójstwo, Jedziemy.

- Ale my już mamy sprawę.

- Nie rozumiesz. Znaleźli kolejne ciało z kartą w ustach.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania