Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Tęcza śmierci - Czerwony Siepacz

Cisza nie istnieje. Zawsze jest jakiś dźwięk, który zmąci nasz spokój, rozpali zmysły, połechce sumienie. Tak było i tym razem. Mimo że nie oddychała już dobre parę minut było coś, co zakłócało ciszę jej duszy. To coś dygotało jej w piersi i rozpaczliwie skomlało o uwolnienie niczym ptak schwytany w sidła.

Janusz nie lubił patrzeć na cierpienie ptaszyn. Były małe, bezbronne i takie cudowne. Potrafiły każdy smutny dzień zamienić w piękną serenadę. Ptaki nie zasługiwały na męczarnie, upokorzenia, udręki. Szczęśliwa ptaszyna to wolna ptaszyna! Pragnął szczęścia małej istotki i tym razem.

 

Chwycił zatem swój nóż myśliwski, podszedł do kobiety i ukląkł tuż za jej głową. Dotknął dłonią miejsca między jej piersiami. Usłyszał go, ptaka wołającego o pomoc w ramionach opresji. Chwycił za cienki materiał zakrwawionej koszuli i zdarł ją z ofiary. Najpierw palcem przejechał po jej ciele, wyznaczając ślad. Chciał, aby cięcie było perfekcyjnie. Nie zamierzał bowiem skrzywdzić ptaszyny.

Ścisnął mocniej narzędzie zbrodni, z którego jeszcze nie zdążyła skapać krew i wbił ostrze w mostek kobiety.

Wyjął nóż, a z rany zaczęła strzelać krew. Musiał trafić na tętnicę. Wspaniale! Jej ścieżka zaprowadzi go do klatki, w której uwięziona została ta mała istotka.

 

Ponownie wbił nóż w jej ciało. Tym razem był skupiony na swym zadaniu, a krew tryskała dookoła. Kiedy spod deszczu krwi zaczęły wystawać białe żebra, odłożył nóż. Zaczął siłować się z kością, wiedział, że jednak nic nie ugra. Jego dłonie były za słabe, aby rozerwać grubą, mocną tkankę. Podszedł więc do torby, w której trzymał swoje narzędzia. Wrócił po chwili z siekierą i zaczął rozłupywać jej klatkę piersiową. Kiedy kości były już pokruszone ukląkł ponownie za jej głową. Odnalazł w tym bałaganie składającym się z tkanek, kości i pomniejszych narządów ptaszynę i chwycił ją w dłonie.

 

Krwawiła.

 

Ptak był ranny. Dygotał coraz ciszej, słabiej, wolnej. Wprawiło to Janusza w smutek. Nie lubił patrzeć jak ptaki umierają. Kiedy ptaszyna zamilkła na zawsze, otarł spływające po policzkach łzy. Jeszcze ciepłe truchełko wsunął do kieszeni kurtki i pozbierał wszystkie narzędzia.

 

Wychodząc spojrzał po raz ostatni na kobietę.

-Teraz jest cicho. Tak jak chciałaś. Ptak zamilkł, a wraz z nim również ty.

Wychodząc trzasnął drzwiami, zamykając kolejny rozdział w swoim życiu. Zostawił kałużę krwi, a wraz z nią ciało, z wielką dziurą pośrodku, w której nigdy więcej nie zakwili serce.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania