To dobrze, że wracam?

                              'To dobrze, że wracam?'

 

Dzisiaj nie odwołam się do czterech żywiołów świata. Nic ciekawego nie pokazały mi tego dnia, ani nie zachwyciły wystarczająco, więc nie skłamię dla dobra początku rozdziału i nie zrobię przysługi matce naturze. Napiszę o tym jak się czuje. Ważne? Otóż nie, ale zdecydowanie zabawne. Te gnidy znowu się wykluły w mojej głowie, znowu powodują rozpad myśli. Dzieje się coś przełomowego? Czy czas najwyższy podążyć prostą drogą?

      Jeśli ktoś marzył o domu na wsi z ogródkiem i garażem, ten w rzeczywistości nie był spełnionym marzeniem. Strumienna. Cicha, spokojna i otulona przyjaznymi sąsiadami okolica, licząca ledwie do stu osób. W tym dom. Mój rodzinny niegdyś dom, który miał rysować wspomnienia, do których wraca się po uśmiech na twarzy i rozgrzane serce. Nie tutaj, nie u nas, nie ja. Wracam w snach do obrazu mieszkania, w którym spędziłam dzieciństwo. Jeden pokój na cztery osoby, kuchnia i łazienka. Wąski korytarz prowadził do wyjścia. Mama zadbała o czystość i spokój, gdy jego nie było w domu.

     Późna noc. Wszystkie światła w mieszkaniu  pogaszone - jedynie kuchnia była oświetlona. Bladozielona zasłona odgradzała kuchnie od pokoju, w którym spaliśmy - zastępowała drzwi, a więc każdy szept dochodzący zza niej wydawał się dwukrotny. Jak zazwyczaj - stanęłam bosymi stopami przy wejściu, dyskretnie zerkając na nerwową dyskusje mamy i taty. Nadsłuchiwałam. Nie sposób było nie usłyszeć ani słowa. To stało się moją tradycją. Wiem, że musiałam. Czułam się zobowiązana, aby nadzorować co dzieje się za firanką mojego pokoju. Czasami miałam wrażenie, że grałam w horrorze, w którym grałam główną bohaterkę . Nie byłam najstarsza, ale najodważniejsza. Opiekowałam się rodzeństwem. Starałam się mieć podzielność uwagi, a w razie potrzeby chwycić za telefon i wystukać numer alarmowy. Nauczyłam się zmagać z potworami, nie tylko tymi, które czuwały pod moim łóżkiem, ale także z tymi w mojej głowie. Byłam perfekcyjna w tym, co robiłam. Kazałam im zatykać uszy i wyobrażać sobie łąkę. Tak, łąkę bo tam spędzaliśmy beztroskie dni bawiąc się w najlepsze. Nic nie słysząc, rodzeństwo zasypiało. A ja? Ja nie potrafiłam po prostu zamknąć oczu. Jeszcze mama. Gdzie jest mama? Czuwałam przy bladozielonej zasłonie.

Ohhh, znowu pijany? Boże! Możesz się nim zaopiekować, abym mogła pomóc mojej rodzinie? Nie słuchał mnie. Modlitwy, które odmawiałam co wieczór, stały się dla mnie pustą rozmową z kimś kto nazywał się Bogiem. Miałam do niego pretensje. Jak mógł krzywdzić kogoś kto na to nie zasłużył? Widzę rozmazaną twarz mamy. Siedzi na czarnym taborecie przy kuchennym bufecie. Nerwowo spala kolejnego papierosa i błaga sytuację, aby się zmieniła. Błaga ojca żeby zasnął. Ten leży na rozłożonej kanapie z uśmiechem jaki wnerwiłby nawet osobę oddaną medytacji. Wierzę, że nie chciała wpuścić ojca do domu. Wierzę, że była silna. Matczyna miłość, w której ważniejszy jest spokój dzieci niż spokój własny. Bezcenne. Zauważyła mnie. Podeszła i kazała iść spać. Nie wiedziała, że nie zasnę pierwsza od niej. Odsunęłam się, lecz nie posłuchałam jej rady. Czuwałam. Znowu i znowu. Godzina za godziną. Każda z nich była czekaniem na wybuch złości ojca. Co on zrobi? Jak się zachowa? Pójdziemy spać, aby rano powitać słońce uradowani? Czy wstaniemy jakby nagle niebo zabrało nam kogoś ważnego? Czuwałam. Wciąż powtarzana sytuacja, która jest zła nagle staje się jeszcze bardziej zła. Jak ta, kiedy ojciec obmywał moją mamę obraźliwymi komentarzami. Jest cudowną kobietą, a traktował ją jak śmietnik. To był ten moment, w którym nie wytrzymała. Podeszła do zlewu, na którym ułożone sztućce dawały wrażenie porządku. Wzięła nóż. Zadrżałam. Czy tej nocy będzie zimno? Czy zmarzniemy w kamień zamieniając spokojne dusze w mordercze? Będę współwinna. Niech to się zakończy. Zaśmiał się. Moje serce ścigało się z oddechem. To nie była równa walka.

      Przytuliła nas. Wszyscy płakaliśmy. Chyba doszła do siebie. Po omdleniu zawsze zapewniała, że to więcej się nie powtórzy. Nie mogłam jej karać za to, czego nie zrobiła, ani za to jak zrobiła. Byłam przy niej. Chyba czuła to. Ten pan z policji. Był bardzo miły. Wiele widział w swoim zawodzie. Zapewne to dla niego kolejna przemoc domowa, w której brał udział. Nie przejmował się. Ale był miły. Nie ma ojca. Wszyscy odetchneli.

- Myślisz, że nadejdzie dzień, w którym będę miała dobre sny? Kiedy przestaniesz stać przy zasłonie i będziesz mi czytać bajki?

- Nie mów tak, mała. Jesteś wyjątkowa. Wszyscy jesteśmy. Dostaliśmy od losu szansę. Taki magiczny prezent.

- Prezent?

- Tak. To, co teraz odczuwasz i przeżywasz to ogromny dar od życia. Kiedyś będziesz dorosła, założysz własną rodzinę. Będziesz wiedziała jak sobie poradzić z trudnościami. Dasz radę, mała.

- Skąd wiesz?

- Przypomnisz sobie jak było i jak nie chciałabyś żeby było. Będziesz bogatsza od wszystkich ludzi, którzy tego w dzieciństwie nie mieli.

- Bogata i sławna?

- Nie, maluszku. Będziesz bogata w doświadczenie i wyrośniesz na mądrą dziewczynkę.

- To znaczy, że będę sławna?

- Sławni ludzie muszą dużo spać żeby dobrze wyglądać. Inaczej nie zrobią kariery. Śpij słodko.

Przytulilam najmłodszą siostrę i przykryłam kocem. Wszyscy spali. Mama także. Położyłam się obok Małej i odeszłam w sen.

       Wspomnienia lubią być szkłem. Potrafią rozbić porządek dnia i stać się realnym odczuciem. Czułam to tego wieczoru. Nie mogłam zasnąć. Może nie chciałam? Co jeszcze może przynieść mi ta noc? Wiatr coś do mnie krzyczy przez uchylone okno w moich czterech skromnych ścianach - nie odpowiadam. Zapewne znowu przyjdzie tu na chwilę i wyjdzie jakby był u siebie. Moje życie zaczęło się zmieniać etapowo. Czuję jakby nabrało niewiarygodnych obrotów i nie przeszkadza mi, że tak jest. Nie wylewam łez, kiedy psuje się mój tradycyjny dzień, nie panikuję, nie ubolewam nad swoim losem.

 

                                            04:30

 

- Zostawiłaś swój zapach na mojej pościeli, koszulce i bluzie.

- Szkoda, że ja nie mogłam pożyczyć Twojego zapachu na zawsze.

- Możesz przyjść i się przytulić. Mieszkamy od siebie kilka kroków. Jako licencjonowany lekarz, zalecam takie rzeczy na poprawę samopoczucia.

- Z przyjemnością Kuba.

   Czas, który dawniej liczyłam co do sekundy, teraz stał się martwy. Zapomniałam, że dni idą do przodu, że jestem dalej niż wczoraj. Mijały następne ważne chwile z nim. Wszystko jest w najlepszym porządku. Nasza relacja pogłębiała się z każdym wypowiedzianym słowem, spojrzeniem, gestem. Nie myślałam wcześniej, że brak czyjichś objęć mógłby istotnie wpłynąć na moje myślenie. Nie wiedziałam, że można pragnąć tak mocno spędzać czas z tą jedną osobą. Widziałam wiele par oczu, wiele uśmiechów, ale nie takich mądrych. Bóg nie mógł mi dać więcej niż mogłabym udźwignąć. Może ma dla mnie boski plan? Kolejny wspólny wieczór pozwalał nam na więcej. Przytulał mnie kiedy wiedział, że tego chcę. Przytulał nawet wtedy, kiedy nie wiedziałam, że chce to zrobić. Będąc w jego objęciach czułam się bezpiecznie. Czuję, że spotyka mnie coś dobrego, ale nie wierzę w taką idealność. Gdzie jest ta kłoda o którą się potknę, Boże?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania