To się nigdy nie powinno stać
Chodziłam z chłopakiem po dachach NY, skakaliśmy z jednego na drugi, cóż, raz się zachwiałam, prawie spadłam, trzymałam się dachu palcami. Wiedziałam, że zaraz spadnę.
- Jack! Pomóż!
On był zdezorientowany, Przygotowywał się do następnego skoku, zauważył, że lewno się trzymam. Był pewny, że jestem tuż za nim, tak jak na poprzednich dach . Biegł w moją stronę, ja już trzymałam się ostatkiem sił.
-Asami!!!
Gdybym wytrzymała kilka sekund dłużej, nic by się nie stało. On krzyczał moje imię jak opętany, ta bezsilność zabijała go od środka, zalał się łzami. Nie chciał bym kiedykolwiek zobaczyła go w takim stanie, cóż ja też nigdy nie chciałam się znaleźć w takiej sytuacji widząc go, takiego innego, jego twarz normalnie zawsze radosna, teraz załamana, okryta cieniem strachu.
-Przepraszam Jack- To jedyne co umiałam wymóć, choć nie głośno, ale jednak. Jeśli sama to przeżyję, to mało prawdopodobne, już nigdy nie wejdę, na jakikolwiek dach...
Wiatr mierzwił mi włosy, oczy zaszły łzami. Wiedziałam, że niedługo będzie mój koniec. Oby nikt inny nie był tak bezmyślny jak my.
Nagle poczułam ostatni raz cokolwiek w mym życiu. Twarde uderzenie o ulicę, czułam jak rozrywa mi narządy od środka, wiedziałam, że krew leje się ze mnie. Oddałam ostatnie tchnienie. Widziałam tunel, a w nim światło. Było piękne, szłam w jego stronę. Miałam możliwość odwrotu, nie skorzystałam, wiedziałam, że jak wrócę, będę cierpieć, będą mi musieli wszystkie narządy przeszczepić, zużyć na mnie wiele krwi, a do tego jeszcze bym miała połamane kości i wstrząśnienie mózgu. O uszkodzonych nerwach, mięśniach i innych częściach ciała nie wspominając, tak przynajmniej uratują więcej niż jednego człowieka.
Tylko tęsknota za rodziną, przyjaciółmi i Jackiem rozrywała, mnie od środka (znaczy moją duszę). Teraz zostało mi życie w światłości, z nadzieją, że wszyscy inni będą żyć dłużej niż ja, że spotkam ich kiedyś, ale nie prędko, ich śmierć byłaby okropna, nawet dla mnie.
Chciałabym cofnąć czas. Gdyby to było możliwe. Uroniłam łzę, przynajmniej tak myślę. Coś zaczęło mnie razić w oczy. To oślepia! Co się dzieje?!?!
-Wstawaj, śniadanie do łóżka, znaczy zaraz je przyniosę ! Nie pozwolę by godzina w kuchni się zmarnowała.
Zaczęłam Płakać ze szczęścia. Gdyby tylko wiedział jak się cieszę! Szybko wygramoliłam się z łóżka i rzuciłam na niego. Myślałam, że go uduszę ze szczęścia. Wyszeptałam mu tylko:"Dziękuję Jack". On nie wiedział o co chodzi. Później dostał ode mnie namiętnego całusa, którego bezczelnie przerwałam biegnąc do kuchni.
-Jednak zmarnowaliśmy godzinę w kuchni!
Patelnia i jej zawartość zaczęły się palić. On pobiegł po gaśnicę. Przybiegł cały w pianie, ale jednak tym do zostało udało się nam ugasić "pożar". A później pamiętam tylko jak się całowaliśmy.
Komentarze (7)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania