Tory

Przede mną stoi niewzruszony las pełen mrocznych i budzących grozę drzew. Na niektóre z nich pada słaby snop księżycowej poświaty. Całe niebo przywodzi na myśl bezgraniczne wody intensywnie granatowego morza, po którym pływają rozproszone, bijące blaskiem statki. Mimo czerwcowych upałów w ciągu dnia, noc zaskakuje nieprzyjemnym chłodem, potęgowanym przez pojawiające się z rzadka podmuchy wiatru. Idąc wzdłuż „zapomnianej” ulicy, właśnie wkroczyłem w głąb puszczy. Wszędzie pusto. Cicho.

Mogłem wziąć taksówkę. Gdybym nie wypił tej wódki, pewnie skorzystałbym

z roweru Jarka. Dobrze, że chociaż mogę normalnie funkcjonować. Widocznie mam twardą głowę.

W tym momencie na mej drodze niespodziewanie pojawiły się tory. Oczywiście musiałem się o nie potknąć… Wstałem i otrzepałem spodnie z kurzu. Nowe jeansy. Tego by brakowało, żebym je podarł. Na szczęście tylko trochę się pobrudziły. Jak wrócę do domu, wrzucę je do pralki.

Już ruszyłem przed siebie, lecz patrząc w stronę feralnego przejazdu, spostrzegłem że coś na nich leży. Wróciłem się. Patrzę na dziwny kształt leżący kilka metrów dalej. Idąc po torach, dochodzę do celu. To jakiś dzieciak. Wygląda na dwadzieścia parę lat. Muszę zaraz sprawdzić, czy jest przytomny!

- Niech mnie pan zostawi – usłyszałem zrezygnowany, lecz pełen świadomości głos młodego chłopaka.

- Huh, człowieku zejdź z tych torów. Piłeś coś? A może brałeś? Chodź, to ci pomogę, tylko zejdź z tych torów.

- Niech się pan odczepi. Sam sobie poradzę.

- Świetnie, tylko że niedługo tędy może jechać pociąg, a wtedy nie będzie czego po tobie zbierać.

- Czekam na niego ponad pół godziny.

Zrozumiałem. Ten chłopak nie jest pijany. On jest zupełnie trzeźwy. On chce popełnić samobójstwo! Nie wiedzieć czemu, nagle poczułem zdenerwowanie.

- Chodźże stąd i nie rób cyrku! – krzyknąłem trochę zbyt nerwowo.

- Nie rozumie pan, że nie mam już po co żyć? Nic mnie stąd nie odciągnie. Proszę nie tracić czasu – głos chłopaka był zaskakująco opanowany.

- W takim razie poczekam razem z tobą – mówiąc to, położyłem się obok niego. Co mi strzeliło do głowy!?

- Jeżeli pan myśli, że to na mnie jakoś podziała, to bardzo mi przykro, ale nie zamierzam zmieniać decyzji.

- Rozumiem. A możesz chociaż powiedzieć mi, dlaczego chcesz popełnić samobójstwo? Jesteś młody, przed tobą najpiękniejsza lata życia.

- Życia? Jakiego życia? Świat wali mi się już teraz.

- W wieku dwudziestu kilku lat?

- Dwudziestu trzech.

- Tym bardziej nie rozumiem twojego zachowania.

- Chodzi o hazard. Karty obecne były już w moim dzieciństwie. Trochę grałem

z kolegami w szkole. Robiłem zakłady. Później zacząłem chodzić do kasyna. Wie pan, że raz wygrałem dziesięć tysięcy? Tylko wcześniej straciłem piętnaście.

- Masz długi?

- Jeszcze jakie. Jednemu kolesiowi wiszę trzydzieści tysięcy.

- Twoi rodzice wiedzą?

- Nie. Wychowuje mnie matka. Gdyby się dowiedziała… Mamy spore problemy finansowe. Ledwo wiążemy koniec z końcem. Jeszcze do tego rzuciła mnie dziewczyna. Myślałem, że mam u niej wsparcie, a ona stwierdziła, że nie pasujemy do siebie.

- Posłuchaj mnie, to tylko pieniądze. Coś się wymyśli. Natomiast jeśli twoja dziewczyna rzuca cię w takiej sytuacji, to znaczy że nie jest ciebie warta. Zresztą to tylko dziewczyna. Zaraz znajdziesz sobie nową.

- Tu nie chodzi o dziewczynę. Tu chodzie o te długi. Może dla pana to tylko trzydzieści tysięcy, ale dla mnie to aż trzydzieści tysięcy. Nie załatwię takiej sumy. To nierealne.

- Myślisz, że samobójstwo ci w tym pomoże? Cały ciężar zrzucisz na swoją biedną matkę. Czy tego właśnie chcesz?

- Nie chcę, ale nie mam wyjścia.

- Zawsze jest jakieś wyjście, chłopcze. Ja mam dużo pieniędzy na koncie. Mogę je pożyczyć, bez żadnego procentu. Oddasz, kiedy będziesz mógł.

- Przecież mnie pan nie zna.

- Ale chcę ci zaufać. Mogę?

Przez chwilę chłopak wahał się z podjęciem decyzji, lecz po chwili odpowiedział:

- Oczywiście może mi pan zaufać. Obiecuję, że oddam co do grosza – w tej chwili

w moje oczy uderzył snop światła, to nadjeżdżający pociąg.

- Skoro jesteśmy dogadani, musimy stąd iść.

Chłopak wstał, po czym podał mi ręce. Pociąg jest coraz bliżej. Próbuję stanąć na nogi, ale… nie mogę! Moja bluza o coś zaczepiła. Próbuję rozsunąć, zamek się zaciął! To już koniec. Chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem. Po oczach znów uderzył mnie snop oślepiającego światła. Zaraz potem nastała ciemność. Wieczna ciemność.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Boże, to opowiadanie jest przecudne!! Wczułam się tak, że nawet nie zorientowałam się, że ryczę jak bachor. Naprawdę czuć tutaj taki pesymizm, jaki ja lubię. Zakochałam się!!
  • Kakarotto 21.07.2016
    Dzięki :D
  • Szalokapel 31.05.2016
    Faktycznie opowiadanie rewelacyjne, a zwłaszcza, że posiada takie nieprzewidywalne zakończenia. Nic innego, tylko 5. Dałaś dobry klimat :)
  • Kakarotto 21.07.2016
    Dziękuję ;)
  • TeodorMaj 21.07.2016
    Swietny tekst. 5
  • Kakarotto 22.07.2016
    Cieszę się, że Ci się podobało

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania