Trampki

Pokonywał wzdłuż ulice Piotrkowską, podczas spaceru dokładnie przyglądał się butą przechodniów. Wrzesień dopiero rozsiadał się na miejscu po sierpniu. Dlatego mnóstwo pań nosiło klapki, balerinki lub sandały. Trampki w tym sezonie wyszły z mody.

Roman zmierzał na spotkanie z nieznajomą dziewczyną. Dzień wcześniej pisał z nią na anonimowym czacie, aż zaszło słońce, a jego oczy naszły krwią. Umówili się w kawiarni. Kiedy chłopak poprosił o wymianę zdjęć, odmówiła. Gdy zapytał, więc o jakiś detal, który pozwoli mu ją rozpoznać, otrzymał fotografię oliwkowych trampek.

Lokal, który zaproponowała obca osoba, był do połowy pełen gości. Zanim Romek zajął miejsce, obszedł całą salę. Uważnie badał, co klienci mieli na stopach. Nie było to proste. Parę razy musiał uciec się do fortelu i upuszczać, przy niektórych stolikach portfel, aby przyjrzeć się obuwiu. Na nic, nawet nikt nie miał zielonych sznurówek.

Zjawił się kelner, wysoki blondyn o obcym akcencie. Wskazał chłopakowi zaciemniony stolik na końcu kawiarni. Romek usiadł niechętnie i ogarnęła go fala gniewu. Wpierw ból zębów wywołały u niego ceny w menu. Na żadną z kaw nie było go stać. Chyba że poprosiłby jedną trzecią filiżanki, podaną w słoiku. Pozwolić mógł sobie na szklankę lemoniady, która w poniedziałki była na promocji.

Druga, o wiele większa irytacja przyszła z myślą, że ktoś mógłby wywinąć mu pranka. Nie było i nie ma zagadkowej nieznajomej. Jakiś obrzydliwy gnojek wykorzystał pustkę w życiu Romka, aby trochę się pośmiać. Fakt, że znalazł się w kawiarni na Piotrkowskiej, był świadectwem braku jakichkolwiek zajęć w jego życiu.

Podana lemoniada smakowała, jak rozwodniony kisiel ze zdechłych owadów. Pływały w niej żałośnie trzy kostki lodu i listek mięty. Napoju starczyłoby na dwa łyki, więc Romek dozował napitek, wyłącznie moczył w nim spierzchnięte usta.

Do środka wszedł bezdomny w brudnych ubraniach, które bardziej przypominały zbroje z zesztywniałych części garderoby. Nie przykuł uwagi gości. Podchodził do dopiero co opuszczonych stolików, z jednego zabrał niedojedzonego rogalika. Z drugiego kawałek ciasta.

Chłopak miał dość czekania, przesiedział trzydzieści minut. Z każdą lemoniadą robiła się obrzydliwsza. Nie umiał sam sobie wyjaśnić, dlaczego jeszcze nie zrezygnował i zapomniał o całym zgiełku. Miał wrażenie, że uczestniczy w ukartowanej grze. Nieznajomy bądź nieznajoma niczym szachista, był kilka ruchów przed Romkiem. Znacznie wcześniej wmontował w krzesło, na którym Romek spoczywał magnez, który nie pozwalał mu wstać.

Parę metrów przed nim siedziała wpatrzona w siebie para. Nieustanie szeptali, trzymali się za ręce i uśmiech nie znikał im ze zdrowych twarzy. Inni obecni w kawiarni zerkali na nich nieufanie. Co chwile ktoś nerwowo skręcał kark w ich kierunku, jakby oczekiwał, że parka ma na sobie samobójcze kamizelki.

Kobieta z pieskiem rasy York w torebce, której kolor współgrał z jej żelowymi paznokciami, ostentacyjne zmierzyła parę wzrokiem i ruszyła do wyjścia. Wroga atmosfera unosiła się w lokalu, jak smród nad trupem.

Nie uszło to uwadze czujnej obsługi. Kelner stanął przy stoliku radosnych gołąbków. Za powierzchniowym uśmiechem, skrywał intencje wyproszenia mącicieli porządku.

— Two flat whites with palnt milk, please. — odezwał się mężczyzna, bez odrobiny polskiego akcentu w głosie do kelnera.

— And blueberry pie twice. — dodała kobieta krystalicznie czystym angielskim.

Kelner odetchnął z ulgą wraz z pozostałymi gośćmi. Zakochane papużki, którym horyzont wypełniał, tylko obraz duszy sympatii, byli bez cienia wątpliwości obcokrajowcami na wakacjach. Kelner zanotował posłusznie zamówienie. Po czym błyskawicznie je podał, aby oczyścić sumienie i wynagrodzić parze niemiłe zamiary.

Romek obserwował kobietę za ladą. Przygotowywała koktajl warzywny. Podczas przelewania go do szklanki, od powieki odkleiła się jej sztuczna rzęsa. Kelnerka zbladła. Łyżeczkę, którą wyławiała zgubę, ledwo udawało jej się utrzymać w palcach. Musiała poczuć, że jest pod czyjąś lupą, bo kucnęła i zniknęła, jak króli w norze.

Nagle widok na bar, przysłoniła Romkowi dziewczyna. Od razu wbił wzrok w podłogę. Tak, była to posiadaczka oliwkowych trampek. Sznurówki wiązała wokół kostek, buty były zadbane, jak świeżo kupione w butiku. Nieznajoma zajęła miejsce naprzeciwko.

Serce stanęło, na dno żołądka spadło kowadło, a język zamienił się w betonową kolumnę. Uciec, wyskoczyć albo schować głowę pod stół. To były jego jedyne myśli. Paliły niczym rana po kuli. Żadnej nie zdołał chwycić.

Zerknął na nieznajomą, która miała pieprzyk na policzku, śniadą cerę i cień na powiekach. W lewym uchu kolczyk w kształcie klucza wiolinowego, w prawym asa pik. Gapił się jak wariat, bez wyciśnięcia z siebie, chociażby słowa na powitanie. Zawstydzony udał, że bada strukturę serwetki.

Gdy drugi raz się jej przyjrzał, już pewien, że otworzy usta. Zobaczył całkowicie inną osobę. Po drugiej stronie stolika siedziała dziewczyna o słowiańskiej urodzie, jakby przywędrowała do kawiarni z plemienia Wiślan. Bez biżuterii, makijażu, za to z warkoczem, który oplatał jej głowę. Czytała książkę, znad kartek spoglądała od czasu do czasu na towarzysza.

Przerażony pomyślał, że ktoś doprawił mu lemoniadę nielegalnym specyfikiem. Nabierał łapczywie powietrza, aż płuca wywierały bolesny nacisk na żebra.

— Miło — Przerwała ciszę nieznajomą.

— Co, proszę? — powiedział zduszonym głosem.

— Miło w końcu z kimś pobyć w ciszy.

— Bardzo przyjemnie. — Uświadomił sobie i opanował nerwy. Obraz dziewczyny przestał się rozjeżdżać, kolczyki wróciły na swoje miejsce razem z pieprzykiem.

— Amelia, bardzo mi miło cię poznać w realu. — Odłożyła zamkniętą książkę na blat.

— Romek, mi również miło cię zobaczyć. — Dopił lemoniadę, o dziwo smakowała o wiele lepiej niż wcześniej.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • zsrrknight rok temu
    Jest trochę błędów, a ogólnie dobrze napisane
  • Vincent Vega rok temu
    Dziękuję bardzo, myślałem, że wytropiłem każdy błąd. :) Pozdrawiam.
  • alexfiso rok temu
    Nie rozumiem czemu zakochana parka wzbudziła takie emocje, ale całość przyjemnie się czytało
  • Vincent Vega rok temu
    Zakochana para budziła zdziwienie, bo byli szczęśliwi i wpatrzeni w siebie. Pozostali samotni klienci byli zazdrośni. Dziękuję za przeczytanie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania