Trudne sprawy # 1
– Monia! Chodźże tutaj zara!
– Ale czego się wydziera, jużem idem tylko pantofelka znajdem!
Halina szukała pantofla dość długo, na tyle długo, żeby Henio stracił zainteresowanie. Zupełnie mu już przeszła ochota, a jeszcze nie tak dawno, jeszcze kwadrans temu chciał. Chciał i to bardzo! Aż się w nim buzowało. Para uszami szła.
– Jestem już, czego chciał, hę?
– Jużem nic, babo jedna. Już mnie przeszło.
– Ale co ci przeszło, hę? Dziadygo wstrętny?
– Ja żem chciał przejąć insygnia.
– O czym ty pierniczysz?
– O insygniach. Nie wiesz, babo jedna cóż to takiego?
– A niby dlaczego miałaby nie wiedzieć, hę?
Halina machnęła ręką, a Henio zajął się dłubaniem w nosie. Wieczorem wszystkie kozy zostały zbite, a Halina nasmarowana leżała, czekała i pachniała. Henio przejął insygnia i zajął się Haliną jak należało. Insygnia wypieścił. Z namaszczeniem wręcz obserwował jak Halina się nimi posługuje. Czerpał nieskończoną radość, aż w końcu mu się znudziło. Podniósł się i zaczął iść, prędzej i prędzej, aż doszedł...
– Halina, długo ty jeszcze będziesz się z tą kolacją pieścić? Insygnia tylko ubrudziłaś!
Halina porzuciła więc insygnia – przybory kuchenne – wściekła, poirytowana i zrezygnowana pochwyciła pierwszy instrument, jaki wpadł jej w ręce i rzuciła nim w starego dziadygę. Insygnium mocno utkwiło, przywarło i doprowadziło do zejścia. Henio upadł i wydał ostatnie tchnienie.
– Ja ci dam dziadu stary przejmowanie...
Koniec
Komentarze (28)
Siemano!
W końcu odwiązali was od kaloryferów...
Małe, pomarszczone, ususzone gnomy xD
Hasajcie do woli
xD
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania