Trzy dni.

- Wstawaj kochanie, bo spóźnisz się do pracy.

Otworzyłem oczy i rozejrzałem się wokół. Niby wszystko znajome, ale jakieś takie obce i ta kobieta, która prawdopodobnie była moją żoną. Czy coś jest ze mną nie tak?

- No już, wstawaj, śniadanie gotowe, ja muszę lecieć. – pocałowała mnie w policzek i wyszła.

Powoli zwlekłem się z łóżka i ponownie się rozejrzałem. Z prawej strony łóżka stała stara zabytkowa szafa, przyozdobiona płaskorzeźbą z postacią anioła zstępującego na ziemię. Z lewej stał natomiast mały stolik, na którym znajdował się budzik. Dlaczego wydawało mi się to tak strasznie nierealne ?

- I słusznie.

Do moich uszu doszedł ledwie słyszalny szept.

- Czy ktoś tu jest?

Odpowiedziała jedynie cisza. Zebrałem się w sobie i poszedłem do kuchni, gdzie czekało na mnie śniadanie. Usiadłem przy stole i spojrzałem na dwa jajka sadzone, które jakby wpatrywały się we mnie, tymi swoimi żółtymi oczami. Jakoś nie miałem na nie ochoty, wypiłem więc trochę letniej herbaty, zjadłem bułkę z masłem i na tym zakończyłem posiłek. Jajka wciąż patrzyły na mnie, więc czym prędzej wstałem i zamierzałem wyjść, gdy zorientowałem się, iż na drzwiach kuchennych wisi mój garnitur. Mógłbym przysiąc, iż jeszcze chwilę temu tam nie wisiał. Do moich uszu ponownie doszedł cichutki głosik.

- Partactwo.

- Czy ktoś tu jest?

Oczywiście odpowiedziała jedynie cisza. Stałem przed lustrem i poprawiałem krawat. Tym razem nie zastanawiałem się, dlaczego jestem już ubrany. Ten dzień był jakiś dziwny.

- Trzy dni.

Zignorowałem szept, który prawdopodobnie dobiegał z mojej głowy. Wyszedłem z domu i ze względu na piękną słoneczną pogodę, postanowiłem do pracy pójść pieszo. Nie uszedłem więcej niż trzydzieści kroków, gdy zobaczyłem leżącego na chodniku mężczyznę. Początkowo zamierzałem go wyminąć, ale coś kazało mi się zatrzymać i udzielić mu pomocy.

- Proszę Pana, czy wszystko w porządku?

Facet powoli wstał, uśmiechnął się i spojrzał na mnie tak jakoś przenikliwie.

- Jedynie słuchałem, będzie dobrze.

- O co chodzi? – ponownie spojrzałem na niego, na jego żółte spodnie i czerwony sweter.

- Wszystko będzie dobrze, może Pan iść. – poklepał mnie przyjacielsko po plecach i odszedł.

Stojąc przed szefem, nie mogłem dojść jakim cudem się tutaj znalazłem.

- … dlatego też postanowiłem Pana awansować, co oczywiście wiąże się z wyższym wynagrodzeniem oraz zwiększeniem zakresu obowiązków.

Czy mam Alzheimera? Skąd takie przeskoki?

- Kochanie wstawaj, czas do pracy, ja muszę iść.

Chwyciłem ją za rękę i nie pozwoliłem odejść.

- Czy my mamy dzieci?

Spojrzała na mnie i wyczułem w niej paniczny strach. Czego się bała?

- Powiedz!

- Tak, oczywiście, że mamy, są u twoich rodziców. Możesz mnie puścić, to boli.

Puściłem jej rękę i spojrzałem w jej oczy, które zmieniły swoją barwę z jasnozielonych na brązowe.

- Możesz pokazać mi zdjęcie?

- Jakie zdjęcie?

Usłyszałem niski głos. Siedziałem w fotelu i wpatrywałem się w łysiejącego, starszego faceta ubranego w biały fartuch.

- Gdzie jestem?

Do moich uszu dotarł cichutki głosik.

- Dnia drugiego.

Lekarz patrzył na mnie z lekkim niepokojem.

- Przyszedł Pan do mnie. Mówił Pan o swoich problemach z pamięcią, co jak widać, przybrało postać bardzo mocno zaawansowaną. Dałem odpowiednie skierowania, jeżeli Pan chce, to odprowadzę do kolejnego gabinetu.

- Nie to nie jest potrzebne, jakoś sobie poradzę.

- Dnia trzeciego.

Ten cholerny szept, tego nie da się znieść. Podkuliłem nogi i zacząłem płakać.

- Cholerny szept.

- Kochanie, czy coś się stało? Musisz iść do pracy.

Znowu byłem w łóżku. Tym razem nie próbowałem zatrzymać żony, jeżeli faktyczne nią była. Musiałem się przekonać, o co w tym wszystkim chodzi. Wziąłem komórkę, włączyłem nagrywanie i położyłem na nocnym stoliku. Siedząc przy stole w kuchni, korzystając z chwili, iż jestem świadomy, wróciłem do sypialni, chwyciłem komórkę i odtworzyłem nagrany obraz. Tam nic nie było!

- Dnia trzeciego

Było tam nagranie, tylko nie było tam mnie!

- Dnia trzeciego.

Wybiegłem z domu i zacząłem biec przed siebie.

- Dnia trzeciego.

Co się stało, Boże pomóż mi ! Co jest ze mną nie tak?

- Nie patrz w prawo!

Co to za głosy? Czy to się dzieje naprawdę?!

- Dnia trzeciego.

Nagle usłyszałem pisk hamulców i huk dobiegający z mojej prawej strony.

- Nie patrz w prawo!

Spojrzałem w prawą stronę. Stałem nam swoim ciałem. Potrącił mnie jakiś samochód..., nie żyłem!

- Dnia trzeciego zmartwychpowstanie.

…..

Leżałem w błocie w jakimś koszmarnym miejscu i zastanawiałem się, czy to jest koniec mojej męki. Wokół mnie było pełno jęczących, złorzeczących ludzi. Powoli wstałem i ruszyłem przed siebie. Teraz przynajmniej wiedziałem, co się stało. Czułem żal, że nie pożegnałem się ze swoimi bliskimi, teraz jednak przynajmniej wiedziałem, kim byłem ja i kim byli oni. Zrozumiałem, iż dar życia, jaki otrzymałem nie był przeze mnie do końca wykorzystany. Część dni przelatywała mi przez palce, a ja skupiałem się tylko na sobie. Na szczęście nie zawsze tak było, więc szedłem z nadzieją na lepsze jutro. To miejsce było moim miejscem odkupienia. ON mi to powiedział. Pochyliłem się nad około pięcioletnią dziewczynką i przytuliłem ją. Moim zadaniem było dać tym wszystkim zagubionym duszą nadzieję, która w każdym z nich się jeszcze tliła, ja zaś byłem tym który miał przynieść światło. Na potwierdzenie tego, na niebie pojawiły się nieśmiałe promienie słońca.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Anonim 07.04.2017
    podoba mi się ekspresja,
    tematyka mnie rozczarowała, te wszystkie bozie, światełka, fiku miku, ale każdy ma prawo do swoich poglądów.
    światło daje życie, ale potrafi je również odebrać. Pan raczy wybaczyć innowierczyni, 4.
  • Józef Kemilk 07.04.2017
    To fajno tak sobie wierzyć, jak będzie się schodziło z tego świata, to można będzie mieć nawet uśmiech na twarzy, a nie jak większość chrześcijan, bać się do ostatka:). Dzięki za komentarz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania