Turniej pisarski (groteska)

– Szanowni państwo, w końcu długo oczekiwany finał Turnieju Pisarskiego. Na przeciwległych stronach biurka mamy debiutanta – Wojciecha Ciaciarę, z drugiej zaś trzykrotnego zwycięzcę turnieju, czyli Tymona Podłucha.

W wypełnionej po brzegi sali rozległy się brawa, a gdzieniegdzie rozległ się kierunkowy doping:

– Ciaciara, Ciaciara, Ciaciara…

To ojciec Wojtka dał upust emocjom. Gdy jednak prowadzący podniósł do góry rękę, momentalnie zapadła cisza.

– Turniej, jakiego do tej pory nie było. Proszę państwa, już na ważeniu mieliśmy do czynienia z dużymi emocjami. Ważący sto dwadzieścia dwa kilo Podłuch nie odrywając wzroku od swojego konkurenta, wypowiedział do niego jedno, jedyne słówko: „Palant”. I co się stało? Całkowicie nic, Ciaciara jedynie nieznacznie ziewnął i pokazał na wagę, a ona wskazała siedemdziesiąt dwa kilo, a przecież obaj mieli porządne metr osiemdziesiąt! Cóż to była za zniewaga, jakby mu powiedział wprost, że jest grubą świnią!

 

Na trybunach ponownie dało się słyszeć żywiołowe okrzyki, gwizdy oraz donośne oklaski. Publika, co należy pochwalić, była dobrze przygotowana, wielu fanów miało transparenty z napisami: „Gdańsk popiera Ciaciarę”, czy też: „Podłuch, każdego walnie w łeb”. Oj, było kolorowo, jak cholera. I jeszcze odpalono race, atmosfera lepsza nawet niż na piłce nożnej.

– Zasady proste, edytor tekstu nie poprawia i nie wychwytuje błędów, tak więc wszystko zależy od kunsztu pisarskiego i kreatywności. A tematem będzie… – prowadzący zawiesił głos. – „Rola wielbłąda we współczesnym świecie przy wciąż rosnącej produkcji oleju rzepakowego”. Gatunek – horror.

Wojciech Ciacara uśmiechnął się pod ubogim, blond wąsem, natomiast Tymon Podłuch zachował kamienny wyraz twarzy, z czego zresztą był znany od dawien dawna. Jego nalana, zbyt okrągła twarz i gdzieś tam głęboko osadzone szare oczy nie wyrażały żadnych uczuć. Pochylił się nad klawiaturą i we własnym rytmie w nią klepał.

 

„To była jedna z tych nocy, gdy ciężkie, burzowe chmury przysłaniają nawet najmniejsze źródło światła. Ten dzień zapisał się w historii Namysłowa, jako czarna noc. Pozbawione prądu miasto zanurzyło się w ciszy i mroku. Zaskoczeni ludzie pozbawieni latarek i świec, starali się podgrzać olej rzepakowy, tak by ten mógł podtrzymać ogień. Niestety, gdy komukolwiek się udała ta sztuka, słyszał wyraźny stukot kopyt pozbawionych podków, a w drzwiach ukazywała się przerażająca sylwetka …”

 

Wydawało się, że trzykrotny mistrz ma wszystko pod kontrolą, jednak bardziej uważny widz, zauważyłby z pewnością kroplę potu spadającą z czoła Podłucha. To oznaczało tylko jedno, temat wyraźnie mu nie leżał. Co innego można było zauważyć u debiutanta, uśmiech od ucha do ucha i roziskrzone oczy wyraźnie wskazywały, że jest pewny swego. Co z tego, jeżeli stukot klawiatury nie był rytmiczny, rwał się, a czasami zalegała cisza. Czy to była tylko dobra mina do złej gry?

 

„Waldemar od dobrych trzech dni miał zatwardzenie i nic mu nie pomagało. Gdy zjadł słój kiszonej kapusty, jego brzuch był tylko bardziej wydęty, a otoczenie wyraźnie wyczuwało niezbyt miły dla nosa zapach. W nocy zaś rzucał się w łóżku i gdy tylko udało mu się na chwilę zdrzemnąć, przed oczami widział wielbłąda pozbawionego oczu. Puste oczodoły patrzyły na niego, a gęba zwierza poruszała się, nie dlatego, że przeżuwa pokarm, ale że chce mu coś powiedzieć. Gdy tylko wzeszło słońce, Waldemar poszedł do kuchni, nalał do szklanki olej rzepakowy i jednym haustem go wypił. Wydawało się, że zadziałało. W brzuchu usłyszał przelewające się płyny i poczuł wyraźną potrzebę. Pomknął, najszybciej jak się da, otworzył drzwi toalety i wpadł wprost na wielbłąda…”

 

Ojciec Wojtka obserwował przez lunetę syna i czuł coraz to większy niepokój. Uśmiech syna wydawał mu się nieco na pokaz, można by wręcz powiedzieć, że jest fałszywy. Wydawało się, że szuka pomocy i tak chyba rzeczywiście było. Mimo że miał jeszcze ponad dwadzieścia minut, to od dobrych dwóch wpatrywał się w Podłucha. Ten zaś w końcu wyczuł jego wzrok i spojrzał na konkurenta. Wojtek uśmiechnął się jeszcze szerzej, Tymon zaś nie zmieniał wyrazu twarzy, Wojtek wyciągnął kciuk do góry, Tymon nie wykonał żadnego gestu, Wojtek zaśmiał się, a Tymon wrócił do tekstu i ponownie dało się słyszeć rytmiczne dudnienie w klawiaturę.

 

„Wielbłąd patrzył się przed siebie, a jego krwiście czerwone oczy wydawały się oczami diabła, szatana, który zszedł na ziemię. Jacek patrzył na wielbłąda, a przed oczami miał spalone uprawy rzepaku oraz płonącą fabrykę oleju rzepakowego, a przecież on tam pracował, jak i jego żona. Zamknął oczy, mając nadzieję, że to tylko sen, ale nie, to była rzeczywistość, od której nie było ucieczki. W przypływie paniki próbował zamknąć drzwi, niestety wielbłąd był już w środku i to nie sam, ale z całym stadem.”

 

Wojtek widząc, że konkurent wrócił do pisania, wzdrygnął się i także zaczął klepać w klawiaturę.

 

„– Czego chcesz? – Waldemar czuł, że zaraz wybuchnie, a droga do sedesu wciąż była zagrodzona przez wielbłąda.

– Musisz uratować produkcję oleju rzepakowego na świecie. Ona wciąż rośnie, ale zbyt wolno. – Usłyszał w głowie. – Tylko to uratuje nasz gatunek.

Zwierz nieznacznie się odsunął, co wykorzystał Waldemar i po chwili poczuł wyraźną ulgę. Wielbłąd zaś karcąco spoglądał na niego pustymi oczodołami, a jego gęba wykrzywiła się wyraźnie.

– A dlaczego miałem zatwardzenie?

Proste pytanie Waldemara pozbawiało nadziei dromadera. Miał przed sobą siedzącego na sedesie samoluba, który za nic miał los wielbłądów. A przecież tylko z nim umiał nawiązać kontakt. Chyba że…”

 

– Panowie, zostało tylko pięć minut. Przypominam, że prace bez wyraźnego zakończenia tracą połowę punktów.

– Kurwa! – wyrwało się Wojtkowi i po raz pierwszy tego dnia mogliśmy oglądać uśmiech Tymona Podłucha.

Jego konkurent był w wyraźnych opałach, a on mógł zakończyć historię. A to oznaczało, że może po raz czwarty wygrać najbardziej prestiżowy turniej pisarski. Był bliski zwycięstwa! Ponownie można było usłyszeć, jak bije opuszkami palców w klawiaturę.

 

„Jakimś cudem udało mu się uciec i wraz z rodziną oraz innymi mieszkańcami schronił się w największej fabryce rzepaku w Europie. Niestety już po chwili przed bramą pojawiły się tysiące wielbłądów i wydawało się, że to już koniec. Na szczęście główny technolog firmy w ostatniej chwili dokonał zaskakujących wyliczeń, z których wynikało, że wielbłądy może zabić olej rzepakowy. Gdy te wdarły się na teren fabryki, pracownicy odpalili hydranty wypełnione olejem i strumień lepkiej substancji skierowali na wielbłądy. Te zaczęły się ślizgać i wkrótce wszystkie z nich miały połamane nogi, a z tym żyć nie mogły. Ludzie ponownie wygrali, a to tylko dlatego, że w odpowiednim czasie, zwiększono moce produkcyjne fabryki!

Samotny wielbłąd błąkał się po pustyni i obmyślał plan zemsty, a ta musiała być rozpoczęta od likwidacji fabryk oleju rzepakowego”

 

Wojtek w akcie rozpatrzy, skończył także swoje dzieło.

 

„Wielbłąd przeżuwał ciało Waldemara i cieszył się, że ten zdołał się wypróżnić. Wiedział, że jak zje go całego, to pojawi się nić zrozumienia z kolejnym człowiekiem i być może ten następny uratuje jego gatunek. Jednak zanim to się stanie, czekała go długa tułaczka.”

 

Gdy po raz ostatni Wojtek nacisnął przycisk klawiatury, odezwał się gong kończący zawody. Ciaciara uśmiechnął się do siebie, wstał z krzesła i ukłonił się widzom, to samo zaś zrobił Tymon. Wojtek nie wiedział, czy wygra, ale był pewny, że to doświadczenie wzmocni go i być może za parę lat stanie się królem polskich pisarzy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • kasiaczek pół roku temu
    Podsłuch, czy Podłuch, bo raz jest tak innym siak. Ale poza tym dobre.
  • Józef Kemilk pół roku temu
    Dzięki, ujednoliciłem. W sumie w życiu też przekręcam nazwiska.😀
    Dzięki za koment
    Pozdrawiam
  • Grafomanka pół roku temu
    Walka o tron... fajne! 5
  • Józef Kemilk pół roku temu
    Dzięki 😀
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania