TW #03 - Rewolwer owiec
Kto: Student na kacu
Co: Zimno mi
Gatunek:punk+western=cattlepunk
- Jak się czujesz?
- Zimno mi. Co on mi zrobił?
- Posłuchaj... Nie denerwuj się. Jedziemy do lekarza.
- Przecież jesteśmy na pieprzonym pustkowiu.
- Niedługo będziemy na miejscu. Znam osobę, która nam pomoże.
Jechali już długo. Słońce zdążyło dwa razy wzejść i zajść, a oni wciąż nie dostrzegli śladów cywilizacji. Stan Edwarda wyraźnie się pogarszał. Cokolwiek wstrzyknął mu Rewolwerowiec stanowiło na pewno swego rodzaju powoli zabijającą truciznę.
Mechaniczni Rewolwerowcy mieli załagodzić pladze przestępców i szaleńców, która opanowała Dziki Zachód. Niezmordowani, prawie niezniszczalni, silniejsi i wytrzymalsi od zwykłych ludzi i nakierowani tylko na jeden cel. Tropienie bandytów i zadbanie o to by już nigdy nie dopuścili się wykroczeń co wiązało się z ich eliminacją. Dysponowali niewidzialną siecią połączeń i komunikacji. Wystarczyło przesłać jednemu z nich rysopis oprycha, a wiedzieli o nim już wszyscy w całym kraju. Wiadomo często się mylili, gdyż portret pamięciowy był niedokładny, ale nie ponosili za to winy, bo nie byli ludźmi, tylko maszynami.
Jeden z takich Rewolwerowców ścigał teraz Edwarda i Conwaya, gdyż ten pierwszy był bardzo podobny do poszukiwanego bandziora. Dzięki pomocy Conwaya udało się im uciec przed ślepym wymiarem sprawiedliwości, niestety tym samym obaj stali się w oczach bezlitosnej maszyny wyjętymi spoza prawa.
Conway miał nadzieję dotrzeć do lekarza zanim Edward wykituje. Pozostawał jeszcze problem tego czy znajdzie się jakieś lekarstwo na truciznę, którą zdążył wstrzyknąć Rewolwerowiec.
- Zimno mi - skarżył się Edward, a Conway nie miał pojęcia, co mu odpowiedzieć. Nawet w samo południe chory dostawał dreszczy i narzekał na dojmujący chłód. Często również majaczył jak student na kacu, opowiadając o nieistniejących miejscach i istotach, powstających jedynie w jego wyobraźni.
W końcu na horyzoncie zamajaczył samotny domek, należący do lekarza. Conway odetchnął z ulgą. Wreszcie dotarli.
Edward jednak już nie żył.
Conway nie poddawał się. Byli tak blisko celu. Wiedział, że lekarz nic nie wskóra, bo musiałby być nekromantą, ale był to pierwszy dom, na jaki natknęli się od kilku dni, więc racjonalne stawało się zajrzenie z prośbą o pomoc.
Zapukał. Drzwi były lekko uchylone, więc wszedł do środka.
Tam czekał go makabryczny widok. Doktor leżał w kałuży krwi, a nad nim stał niewzruszony Mechaniczny Rewolwerowiec. Nim Conway zdołał zorientować się w sytuacji, maszyna wyciągnęła broń i go zastrzeliła, a potem wydała coś na kształt upiornego metalicznego chichotu.
W samo południe.
Komentarze (21)
Łatwo nie będzie
"Mechaniczni Rewolwerowcy mieli załagodzić pladze przestępców i szaleńców" - chyba coś tu namieszałeś ze zdaniem.
Pomijając niedosyt - świetnie Ci to wyszło. Widać, ze gatunek siadło. Długie kreseczki - brawo. Narracja płynna. Historia spójna, ciekawa.
Gwiazdy zostawiam, pozdrawiam :)
Pozdrawiam!
Pozdrawiam :)
Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – jutro o godz. 20.00.
Pozdrawiamy :)
Postać: Wstydliwy ekshibicjonista
Zdarzenie: Żonglowanie jajami
Gatunek (do wyboru): Bajka/Baśń/Legenda/Przypowieść lub Fantasy
Czas na pisanie: 24 marca (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania