TW #14 Ten przeklęty Thom Owen
Bohater: najmądrzejszy w całej wsi
Zdarzenie: armia kur zombie
Gatunek: horror
9 maja 1903, Catrow - Belgia
Piorun rozświetlił ponurą izbę. Oczom ewentualnego obserwatora ukazałyby się dwie skulone pod ścianą postaci. Mężczyzna około pięćdziesiątki ubrany w prostą brązową koszulę zapinaną na guziki i przytulona do niego kobieta z długim warkoczem ciemnych blond włosów. Noc roznosiła zapach trwogi i stęchlizny, który wpadał między nieszczelne deski domu. Minęły trzy dni od śmierci Thoma Owena - lokalnego "alchemika wszechwiedzy", fanatycznego hodowcy kur, zwanego przeważnie Inspektorem Garbusem. Ten niepokojący i oczywiście wyjątkowo nieurodziwy garbaty człowiek od lat zamieszkiwał olbrzymią szopę na uboczu wsi. Chował tam swoje nieprzyzwoicie liczne ptaki. Mimo specyficznego trybu życia całe Catrow było pełne stukotu laski Owena i zawodzenia jego nieludzkiego nosowego głosu, nie tyle nieznoszącego sprzeciwu, co nie zwracającego na takowy żadnej uwagi. Garbus spędzał swoje dni na krążeniu od chaty do chaty i głoszeniu niezwykłych nowin. Wielu zmęczonych monotonną pracą rolników przyjmowało te bajki jako ciekawą odskocznię i źródło zaiste przedziwnej, niecodziennej wiedzy. Od Owena można było wysłuchać o rzeczach nieziemskich. Opowiadał o ósmym kolorze, który twierdził, że potrafi dostrzegać i uparcie próbował ten kolor opisać przez skojarzenia smakowe (rybę pan by zagryzł truflem, to wszystko by się stało jasne), o szerokości sufitu niebieskiego opisanej jako tysiąc tysięcy długości Catrow mierząc w poprzek dodać cała noc marszu przez las, o tym, że sufit ten zbliża się powoli, acz nieuchronnie i niedługo pękną od tego ściany horyzontu, o duchowej misji rolnika polegającej na namnażaniu swojej trzody i samym gromadzeniu produktów tej hodowli (broń Boże nie wchodziło w grę korzystanie z nich czy dzielenie się nimi), o tym, że jeśli potrafi się odpowiednio oddychać, to nie trzeba jeść, ani pić, a również, że wszelkie choroby są karą za myślenie, że stanowią karę za niegodne czyny. Przez ostatni rok Inspektor Garbus stękał jednak przede wszystkim o zbliżającym się nieszczęściu. Zdarzeniu, które na zawsze odmieni życie mieszkańców Catrow. Wskazywał wtedy na swoją szczególnie napęczniałą brodawkę, a nieraz nawet nagle przerywał monolog, żeby zacząć rozmowę w nieznanym języku z tą swoją naroślą wielkości zmutowanej śliwki. Twierdził, że dokładnie opisała mu koniec życia jego i jego kur. Nic jednak nie wspominał o zagładzie całej wsi.
Któregoś dnia Thom Owen zniknął. Jak się okazuje zamknął się w szopie, kopiąc olbrzymi dół. Nocami wywoził ziemię w pobliski las. Tak z dnia na dzień podłoga jego domostwa znajdowała się niżej i niżej, a gdaczące wszędzie naokoło kury dziwiły się, że światło słońca nieubłaganie się od nich oddalało. Czas zagłady się zbliżał. Kiedy wydawało się już, że kończy się ziemia do wybierania, Thom Owen osunął się bez sił, a wokół niego jak przeklęte domino z krzykiem tysiąca czartów upadły ptaki.
*
Wypełzły nocą. Raczej wybiegły. Diabelskie czerwone pomioty. Kurska pozbawione piór, świecące czernią pustych oczodołów. Pokryte ohydnym osoczem, przypominającym fluorescencyjny krwiak na ciele starego człowieka. Kury wcieliły się niejako w swojego pana. Odwiedziły domostwa spokojnych mieszkańców Catrow. Prowadzone jednak przez żądzę mordu.
*
Pioruny umilkły. Mężczyzna słuchał dramatycznie słabnącego dudnienia deszczu. Dziewczyna trzęsła się w jego ramionach. Nie. Nie nie nie. Koniec ulewy oznaczał powrót ptaków. A oni nadal tkwili w swojej klatce. Deszcz się skończył. Nie było już czasu na ucieczkę. Jak mogli nie skorzystać z takiej bezcennej mokrej okazji?! Skazani na zamknięcie i przeklęty szelest liści, brzmiący czystą chorobą. Lęk i strach. Trwoga i szeleszczenie. Matnia wewnątrz matni. Cztery ściany, a wokół nich wieś naznaczona duchem żywych trupów. Izba wypełniona wonią potu i stęchlizny. Na zewnątrz tchnienie perwersji. A rzeczywistość jak werble. Myśli jak piski szczurów. Na polach grasujący rozgdakani oprawcy. Wewnątrz samotnego bastionu żywego człowieka kuli się ta może ostatnia nieszczęsna para, jej śmiertelny błąd i konieczność popełnienia następnych. Przeklęty układ śmierci. Śmierci przeklętej przekleństwem przeklętych.
Mężczyzna wstał na nogi, rozejrzał się po pomieszczeniu. Drzwi były ciężkie i stanowczo zamknięte. Problemem pozostawały okna. Trzeba było je zabezpieczyć. Szyba nie była żadną barierą dla martwych dziobów kierowanych szatańską mocą. Desek wokół znajdowało się pod dostatkiem - łóżko, podłogi. Wszystko zmontowane z użyciem gwoździ - również koniecznych. Dobrze. Dobrze? Dobrze zapuszkować się w nicości kiedy nie ma dokąd uciec?
Łzy mężczyzny oblewały jego rozdygotane myśli. "Przeklęty Thom Owen! Ten przeklęty Thom Owen! Przecież nie ma ratunku! Bo niby jak?! ... Okna, drzwi. Na co? Gdzie? Uciekać? Ukrywać się? Ile się ukrywać? Ile jeszcze głodować? Skoro wyjście na zewnątrz - śmierć. Jak? Wyjście - śmierć. Po co głodować. Ile jeszcze szaleć w pokoju własnego obłędu? Ja bezowocnik! Ja bezowocnik! Przeklęty Thom Owen. Ten przeklęty Thom Owen! Teraz niby co, mądralo? CO?? ". Deska łamana z furią w rękach. "Ja Bezowocnik! Bezowocnik! Bezowocnik żyłem!... Bezowocnik umrę! Przeklęty Thom Owen! Przeklęty Owen!!" Drzazga wbijająca się w krtań. Ciało opadające na ziemię w strumieniu kwi. Podłoga zadygotała. Demoniczny wrzask kobiety. Dźwięk mieszający się z ciemnością i uzupełniający jej istotę. Ciało tarzające się po ziemi w śmiertelnych drgawkach. Ciało słaniające się na pryczy w spazmach histerii. Zabełtany odmęt mroku piętrzący swą kwintesencję. Ostatnia chata pod powiekami ostatniego człowieka odlatująca powoli w przestrzeń obłędu, zalewającego ciemnością wieś Catrow.
Komentarze (21)
Przypominamy też o obdarowywaniu zestawami – dziś o godz. 20.00.
Pozdrawiamy :)
Podobało mi się- pińć.
Pozdrowionka ;)
Pozdrawiam
Świetnie językowo tu. Szacun za umiejętne puszczenie oka w tym, jakby nie analizować pełnoprawnym horrorze.
5.
Łap gwiazdy :)
Pozdarwiam
Postać: Kichająca sklepowa
Zdarzenie: Statek pełen ognia
Gatunek (do wyboru): Komedia/Groteska/Makabreska lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
Czas na pisanie: 1 września (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Ciekawy pomysł z tymi ... kurami ;)
Fajnie napisane opowiadanie, czyta się płynnie. Literówek nie zauważyłam.
Pozdrawiam
Trudny wybór. Od groma dobrych tekstów.
"Wskazywał wtedy na swoją szczególnie napęczniałą brodawkę, a nieraz nawet nagle przerywał monolog, żeby zacząć w rozmowę w nieznanym języku z tą swoją naroślą wielkości zmutowanej śliwki." - piękne <3
Bardzo dobry kawałek tekstu. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania