TW #15 Nie otwieraj niebieskich drzwi
Postać: Człowiek, który widział już wszystko
Zdarzenie: Nie otwieraj niebieskich drzwi
Skołowana. Tak się czuła, zwiedzając po kolei miejsca, które dobrze znała. Albo wydawało się jej, że zna, gdyż teraz wszystko stało się starsze, mniejsze, bardziej brudne, zupełnie nie takie, jak dziesięć lat temu, kiedy w sukience z falbankami (kto nosi falbanki na wsi, Martuś?, śmiał się dziadek) biegała po pomieszczeniach, oglądając konie, prosięta i kurczaczki. Nie indyki, indyków się bała, więc spoglądała na nie z daleka, najchętniej z kolan dziadka, który ten lęk rozumiał. Dziadek wszystko rozumiał. I kochała go bardziej niż babcię, choć nikomu się do tego nie przyznawała.
Zwierzęta były tu nadal, ale mniej liczne, nie opłacało się ich już hodować – Marcie wydawało się, że jej dzieciństwo znika z każdym kolejnym pomieszczeniem, do którego zaglądała. Dziadek też był inny, ale tego się spodziewała. To przecież on zdecydował, że koniec z wakacjami na wsi, jakieś dwa lata przed śmiercią babci. Zabronił mamie przywozić tu Martę i pozostał w tej decyzji nieugięty.
Nigdy tego nie zrozumiała. Prosiła mamę, zadzwońmy, zadzwońmy. Raz spróbowały, płakała w telefon, ale dziadek odpowiedział tylko, że tak będzie lepiej, a mama zacięła się i od tej pory nie chciała nawet o tym słyszeć. Dziadek został wspomnieniem z pierwszych wyjazdów Marty, wspomnieniem dzieciństwa, razem z zapachem siana i obornika, dotykiem szorstkich policzków.
Teraz jednak miała osiemnaście lat i sama decydowała o sobie. Nie pytała o pozwolenie. Zadzwoniła do dziadka i oznajmiła, że przyjeżdża. Próbował protestować, ale odłożyła słuchawkę. Owszem, bała się jego niezadowolenia, tego, że odmówi miłości, ale jeszcze bardziej bała się, że kiedyś straci go na zawsze, nie zrobiwszy nic, by go odzyskać.
Powitał ją dość sucho, ale usmażył naleśniki, które kiedyś uwielbiała. Zerkał na nią z ukosa, zadał nawet kilka pytań, o szkołę, czy ma kawalera, co lubi robić, jak nic robić nie musi. Na wszystkie odpowiadała z wdzięcznością.
– I co, ten twój Adaś to na poważnie? – Odwróciła wzrok, z obawą, że wyczyta w niej wszystko jak w otwartej księdze. A to było takie świeże, jak mysi noworodek, którego można zgnieść nieostrożnym dotknięciem, choćby wynikającym z dobrej woli. W zeszłą sobotę powiedział, że ją kocha. I ona odpowiedziała mu to samo. Przyszłość należała do nich, będą studiować w jednym mieście, jeśli tylko oboje się dostaną. Wynajmą wspólnie pokój, zacznie się życie, prawdziwe, na które zawsze czekała.
– Przyszłość pokaże, dziadku – powiedziała tylko i mężczyzna spojrzał na nią dziwnym wzrokiem. Jakby ze współczuciem?
– Pamiętasz, co mówiłem o niebieskich drzwiach?
– Że nie wolno ich otwierać.
– To nadal obowiązuje. – Nachylił się do niej, nagle władczy, niemal groźny. – Nie otwieraj ich. Pod żadnym pozorem. Rozumiesz?
Kiwnęła. Chociaż nie rozumiała. Zadała to samo pytanie, co dziesięć lat temu, kiedy była tu ostatnio:
– Dlaczego?
– Po prostu tego nie rób.
Wstał i wyszedł. Dokończyła naleśnik, choć nie miała już ochoty. Wstała, umyła naczynia. Kiedyś wiele razy chciała wejść przez te niebieskie drzwi, pomimo zakazów. Zastanawiała się, dokąd prowadzą. Nie potrafiła ich jednak otworzyć. Wyglądały jak drzwi do niewielkiej piwniczki. Co aż tak strasznego dziadek tam trzyma? I po co ten zakaz, tak intensywnie powtarzany, jakby życie od tego zależało, skoro ona nawet nie ma klucza?
Znowu wyszła na podwórko. Stała, patrzyła. Lekki wiatr przywiewał znajome zapachy. W oddali śpiewały jakieś ptaki. Zboże delikatnie falowało. Żegnała dzieciństwo, witała przyszłość, która pukała do jej serca coraz intensywniej każdego dnia. Czy z Adamem się uda? Czy dostanie się na architekturę? Co będą robić później? Ile będą mieli dzieci? I czy Marta dokona czegoś ważnego? Pytania iskrzyły się w niej, mieniły, nęciły rozkosznym niepokojem.
– O czym myślisz?
Dziadek stał za nią. Napięty, nieprzyjazny.
– O niczym… O przyszłości. Chciałabym wiedzieć, co mnie czeka.
– Nie masz pojęcia, o czym mówisz. – Uciął i wszedł do mieszkania.
Nic się nie zmieni, po prostu przestał mnie kochać, pomyślała i żal rozlał się po jej ciele aż po koniuszki palców.
Dziadek pościelił jej w tym samym pokoju, w którym spała, będąc dziewczynką. Leżała, patrzyła na cienie drzew za oknem. Nie mogła zasnąć. Źle zrobiła przyjeżdżając tu, pomimo otwartego sprzeciwu dziadka. Gdzieś w środku napędzała ją nadzieja, że jak już się zobaczą, jego opór zniknie nagle, i wszystko będzie tak, jak dawniej. Głupia nadzieja. Naiwna. Marta nie miała już pięciu lat, do cholery, więc dlaczego działała jak pięciolatka?
Nagle coś zwróciło jej uwagę. Jakiś pobłysk na podwórku, jakby światło? Wstała, podeszła do okna. To niebieskie drzwi. Były uchylone, leciutko. Światło wydobywało się z piwniczki. Przeszedł ją dreszcz. Czy dziadek był tam w środku? Cicho wymknęła się z pokoju, zajrzała do jego sypialni. Spał. Więc skąd to światło za niebieskimi drzwiami?
Wyszła na podwórko. Było zimno, ale nie chciała wracać po sweter. Bała się, że światło zgaśnie. Tak, jakby to jej wzrok je utrzymywał.
Tak jakby ktoś zaświecił je dla niej.
Podeszła bliżej. Drzwi były ledwie uchylone. Nie widziała, co jest za nimi. Dziadek zabronił tam wchodzić. A Marta bardzo chciała tam wejść.
Zrobiła jeszcze kilka kroków. Próbowała zajrzeć przez szparę. Niebieskawe światło. Poza nim nie widziała niczego. Dotknęła klamki, poczuła, że drzwi ustępują. Mogła tam wejść. Mogła je zamknąć, tak żeby dziadek nie zauważył światła i nigdy się nie dowiedział, co się stało.
Wokół panowała cisza. Wszystko spało. Nikt nie widział, co się dzieje. Była tylko Marta i niebieskie drzwi.
Otworzyła je, weszła i zatrzasnęła za sobą.
Na początku nic się nie działo. Po chwili jednak w niebieskiej poświacie coś dostrzegła, jakby hologram. Postać kogoś jej przypominała. Ach tak, to przecież ona, Marta! Coś pisze, wokół pojawiają się inne postaci. Matura! Patrzyła na swoją skupioną twarz, widziała, że dobrze jej idzie. I nagle zniknęły ławki, pojawiły się karty wiszące na korytarzu jej szkoły. Wyniki. Postać biegnie, patrzy, śmieje się, ściska przyjaciółkę. Zdała! Marta uśmiechnęła się, choć czuła już zaczątki lęku, kiełkującego gdzieś w brzuchu. Co to jest? Wygląda jak jej przyszłość. Jeśli tak, to znaczy, że zda maturę, i dobrze, przecież się przygotowywała, ale chyba nie chce widzieć nic więcej…
Lecz oto pojawia się znowu, roześmiana ściska Adama, oboje dostali się na studia. Ach, wspaniale, jednak teraz Marta musi już wyjść, szarpie drzwi, drzwi jednak pozostają zamknięte a przed jej oczami ukazuje się kolejny obraz. Ona i Adam, ściśnięte twarze, coś mówią. Ona płacze. On odchodzi. Adam i inna dziewczyna, razem, za rękę. Niemożliwe, nie, nie, nie, Marta nie może go stracić. Marta nie zgadza się, krzyczy, ale obraz pozostaje niewzruszony. Widzi teraz siebie, zalicza kolejne imprezy, pije, zachowuje się idiotycznie, kompletnie pijana ląduje z kimś w łóżku, fuj! Nie może tego zrobić! A jednak to robi, rano zbiera zmiętą pościel, wymiotuje i płacze. Marta nie może na to patrzeć, gdzie jest dziadek, niech uwolni ją z tego koszmaru.
Dziadka nie ma, Marta z przyszłości wreszcie wygląda lepiej, zdaje egzaminy, ktoś ją zaczepia w pociągu, co za brzydal! A jednak siedzi z nim w kinie, chodzi z nim za rękę, całuje się i oto, o Boże, przecież to ślub. Marta z przyszłości wygląda na nieprzytomnie szczęśliwą, uwielbia swojego brzydala, ale jak to, gdzie Adam, jak to się może dziać? Przed oczami mija jej szereg spokojnych dni. Pracuje, projektuje wnętrza, przynajmniej to wyjdzie tak, jak sobie wymarzyła, to znaczy, jak teraz marzy, wieczorami wychodzą gdzieś z brzydalem, dużo się kochają, może nie jest takie złe to małżeństwo. Pokaz przyspiesza. Ciąża, zakupy, wózek, radość, i nagle nie ma ciąży, co się stało? Straci dziecko? Nie, to zbyt straszne. Rozpacz i wycie. Kolejna ciąża, tym razem dziecko. Potem drugie. Dwie dziewczynki. Marta chciała synka. Dlaczego nie ma chłopca?
Dziewczynki coraz większe, w małżeństwie nie jest już tak pięknie, wieczorami widać kłótnie, aż któregoś dnia, blada z nienawiści, popycha męża, on odsuwa jej dłoń, szarpią się. Marta z teraźniejszości z trwogą patrzy na Martę z przyszłości, to niemożliwe, ona taka nie jest, kim się stanie, co to wszystko znaczy? Teraz na pewno będzie rozwód, myśli, ale nie w kolejnych scenach żyją nadal razem, mijają kolejne śniadania, znowu rozmawiają przy stole, jakby nic się nie stało, kłótnie pojawiają się i znikają, córki rosną, jej i mężowi przybywa zmarszczek, ona się robi coraz grubsza, wcale nie dba o siebie, praca ją nuży, ma mniej zamówień, córki wychodzą z domu, mają własne dzieci, mąż zaczyna chorować, chodzi z nim po lekarzach, czasami pomaga mu się myć, co za obrzydlistwo, jak to możliwe.
A potem widzi siebie w łóżku, obok siedzi mąż, jej twarz jest poorana zmarszczkami, Boże, jaka ona brzydka, jaka obrzydliwa, ślina w kąciku ust, oczy blade, jakby ktoś zabrał z nich światło, zapadnięte, skóra jak szmata, niemożliwe, że stanie się tym czymś, nie zgadza się. Nie może na to patrzeć, ale oto postać bierze ostatni oddech i umiera. Brzydal płacze przy łóżku, wszystko blednie, światło gaśnie.
Niebieskie drzwi się otwierają, uwalniając ją w teraźniejszość.
Nie zauważyła jak i kiedy wróciła do łóżka i zapadła w ciężki sen bez marzeń. Obudziła się późnym rankiem. W progu stał dziadek.
– Długo śpisz. Zrobiłem śniadanie.
– Zaraz zejdę. – Obróciła się plecami. Nie chciała, żeby na nią patrzył. Zrozumiał, wyszedł.
Nie miała wyjścia. Ubrała się, weszła do jadalni. Nawet nie była smutna, czuła się tylko odrętwiała. Jakby straciła coś najważniejszego. Swoje życie. Starała się wkładać do ust kawałki jedzenia i je przeżuwać. Unikała wzroku dziadka, aż on się odezwał:
– Otworzyłaś je?
Nie miała nawet sił zaprzeczać. Milczeli. Patrzyła w stół. Wreszcie usłyszała, jak dziadek się podnosi. Usiadł przy niej. Wziął jej dłoń w swoją. Ścisnął.
– Teraz rozumiesz? Dlaczego ci zabraniałem? Dlaczego nie chciałem, żebyś przyjeżdżała?
Kiwnęła głową. Ciepło jego dłoni sprawiło, że coś w niej zmiękło i pękło, nagle zalała się łzami.
– Już wszystko wiem, wszystko widziałam, i po co mam żyć?
– Widziałaś wszystko. Ale nie przeżyłaś tego… uwierz mi, że to co innego…
– Co mam przeżywać?! Stratę Adama, ciąży, siebie samej?! Nie masz pojęcia, Boże, dziadku, nie wiesz, co ja będę robić… kim się stanę… a na końcu… na końcu… – Urwała. – Nie mogę, nie zgadzam się… – płakała teraz głośno, zanosząc się. Starszy mężczyzna wziął ją w ramiona i kołysał jak dziecko, jak wtedy, kiedy miała pięć lat i mieli to swoje porozumienie. To było zanim on otworzył niebieskie drzwi i zobaczył śmierć swojej żony, zanim zobaczył, jak drzwi otwiera jego wnuczka i zanim postanowił temu zapobiec.
Marta powoli uspokajała się w jego ramionach. Nie wiedziała już nic. Jak ma żyć i po co. I o czym marzyć, skoro wiedziała już wszystko.
– Nie wiesz wszystkiego. – Dziadek jakby czytał jej w myślach. – To tylko niektóre momenty.
– Najważniejsze! I one są straszne, straszne. Aż… – urwała.
– Aż wydaje ci się, że nie przeżyjesz. Ale przeżyjesz wszystko. I nadal będziesz szła swoją drogą.
Nie wierzyła. Ale nic więcej nie powiedziała.
– Przejdziemy się?
Pokiwała głową. Wyszli na podwórko. Potem na drogę. Marta zdjęła sandały, szła, czując pod stopami ziemię i piasek. Powietrze pachniało porankiem. Na ramieniu poczuła dłoń dziadka. Tej chwili nie pokazano jej za niebieskimi drzwiami.
Komentarze (46)
Hm. Baśń dla starszej młodzieży, w zasadzie tak w przedziale: 13 - 100 :) Pożyteczna, bo uczy smakować niby banalne ryty codzienności i pogodzić się z tym, co mocne in minus. Niesamowity ten Dziadek.
Patrząc bardziej uniwersalnie baśń niebieskich drzwi potwierdza totalny determinizm.
Wywołuje wiele myśli... dobrze, że nie mogłam poznać kiedyś tam opowieści na mój temat zza Błękitu. Jakbym zareagowała... ?
Kiedyś Cyganka oddała mi pieniądze, nie chciała powiedzieć, co zobaczyła w mojej dłoni. Dalej nie wiem, czy już to przeżyłam, czy...
A forma... jak zwykle, b. dopracowane opoko.
Szacun.
5.
Zamknęła mi dłoń i poszła.
Tak jakoś w Twoich niebieskich drzwiach ją zobaczyłam, sorry za prywatę.
Opko na pewno zapamiętam.
Może to było tak, że gdyby powiedziała, to by się stało.
Np. "Umrzesz dzisiaj". Ktoś idzie do kościoła pojednać się z Bogiem, a tam dzwon na niego spada;)
Więc nie powiedziała i się nie stało:)
Piąteczka!
Do przemyślenia:) No nie wiem, ja bym tam pewnie próbowała coś zmienić, i wierzę że się da, być może u niektórych zobaczenie przyszłości dałoby dobrą zmianę, zmianę myśli i samoświadomości. Bo od czego zależy przeznaczenie?
"Pilnuj swoich myśli bo stają się słowami
Pilnuj swoich słów bo stają się czynami
Pilnuj swoich czynów bo stają się nawykami
Pilnuj swoich nawyków bo decydują o twoim charakterze
Pilnuj swojego charakteru bo decyduje o twoim przeznaczeniu."
Ja też myślę, że można by próbować zmieniać, choć nie wiem, co mogłaby zmienić Marta...
No ale nie dowiemy się. Decydować musimy na bieżąco. I dobrze :)
Dobry ten cytat.
Pozdrowienia!
"bardziej brudne, zupełnie nie takie, jak dziesięć " - świetnie to oddałaś. Tak jest, gdy zwiedzasz miejsca z przeszłości. Ty rośniesz, one maleją.
Cudowny pierwszy akapit. Jestem zachwycona i oczarowana tym, jak doskonale wchodzisz w głowę bohaterki.
" czy ma kawalera, co " - :-D :-D :-D
"Zastanawiała się, dokąd prowadzą. Jednak nie potrafiła ich otworzyć." - Ja bym tu troszkę zmieniła szyk zdania, lub je połączyła. Na przykład: Zastanawiała się, dokąd prowadzą. Nie potrafiła ich jednak otworzyć. - Taka tam drobnostka :-)
". Wyglądały, jak drzwi do niewielkiej piwniczki. " - bez przecinka
" pobłysk n" - pobłysk? Nie jestem pewna. Może chodziło o błysk?
"Marta wyszła na podwórko." - tutaj bym akapit dała
"ak z niebieskiej " - tutaj chyba W niebieskiej poświacie
" Niemożliwe, nie, nie, nie Marta nie może go stracić" - a tu brakuje jednego przecinka po 'nie'
"sz szła swoją drogą.." - tutaj brakuje kropki lub jedna za dużo ;-)
Jesieni, jesteś moim ulubionym autorem na Opowi. Piszesz od serca, prawdziwie, o emocjach, które znamy, o ludziach, jakimi jesteśmy. To co tam na górze wypunktowałam to drobnostki, o takie z rozpędu. Jesteś nieomylna w zaglądaniu do ludzkich serc. Twoje teksty mają sens, nie są przegadane, czyta się je tak, jakby człowiek miał zaraz odkryć jakąś ważną tajemnicę. Widać, że naprawdę (choć może zabrzmieć to banalnie) myślisz o tym, co tworzysz. Poświęcasz temu czas, dopieszczasz. To wyjątkowe, unikatowe, łagodne i zarazem bardzo mocne.
Mam inny Twój ulubiony tekst co prawda, ale ten też jest świetny. Nie rozczarowałaś mnie, historia jest kompletna, niby lekka, a jednak tak przytłaczająca, super. Zrozumiałam, że ostatecznie tak naprawdę dziadek pozwolił Marcie to zrobić. Pozwolił jej na to, by podjęła tę decyzje o zobaczeniu i był taki oschły bo, choć nie chciał, dusił to w sobie by dziewczyna sama odkryła prawdę. Mógł z nią przecież porozmawiać, powiedzieć jej jak jest i co ujrzy za drzwiami, a jednak pozwolił jej nauczyć się samej - i takie właśnie jest nasze życie.
Zawsze lubię do Ciebie wracać. Pozdrawiam serdecznie,
Twoja fanka - Kawa.
PS. Ja też uwielbiam Twoje pisanie! :)
Aha, i dzięki za pokazanie błędów, jutro zrobię z nimi porządek :)
znalazłem chwilę, aby przeczytać co nieco. Ale bez cytowania błędów. Jestem zbyt zmęczony.
Bardzo mi się podoba. Na tyle, że wpadł mi do głowy pomysł na nowe opowiadanie - inspirowane Twoim.
Świetny pomysł!
Jednak mam wrażenie, że ciut gorzej napisany niż zwykle u Ciebie. Np. czasami za dużo niepotrzebnych szczegółów, które spłycają tajemnicę.
Dla mnie jest kilka poziomów tego tekstu. Od osoby dziadka, przez tajemnicę niebieskich drzwi, aż po zwiększającą się tolerancję z wiekiem.
Pozdrawiam.
Pozdrowienia!
aha, przypomniałaś mi pewną płytę, na okładce której były półotwarte drzwi i ze środka biło niebieskie światło. Płyta to "House of blue light" Deep Purple.
https://www.youtube.com/watch?v=2kDNpis4_og
A moje opowiadanie napisze pewnie dopiero za miesiąc lub więcej, bo na razie nie mam na nic czasu, nawet dziś idę do roboty.
Pozdrowienia.
I dziękuję :)
Ładnie to podsumowałaś. Nawet nie nazwałabym tych momentów najważniejszymi, a kluczowymi. Bo najważniejsze są te drobne.
Inna sprawa, że miała dobre życie. Ale do takiej konkluzji trzeba chyba dorosnąć. Patrzeć z perspektywy, że nic nie jest nigdy idealne. Dobrze dobrałaś wiek i moment życia bohaterki, dzięki temu reakcje były wiarygodne.
Bardzo mi się podobało.
Na Ciebie można zawsze liczyć - umiesz pisać.
I tak, ona miała dobre życie, tylko niedoskonałe i dość zwyczajne. Dzięki za refleksje, bardzo mi się podobają.
I za miłe słowo:)
Ostatnie zdanie... no tak :)
(Dzięki).
Tworzysz w sposób przeuroczy. Wiem, że to może dziwne określenie na styl pisania, ale opowiadanie
naprawdę załapało mnie za serce. Piszesz tak swojsko, nie, że pospolicie, ale no wiesz, jakby porównywać teksty do potraw to ten Twój jest idealnie przyrządzonym schabowym z młodymi ziemniakami, pietruszką i małosolnym ogórem.
Powrót do dzieciństwa, który miał sprostować niewyjaśnione zawiłości w rodzinnych kontaktach, a okazał się namnożyć jeszcze więcej nieporozumień i problemów, aby na samym końcu przekształcić się w niesamowicie wzruszającą lekcję życia.
"Pokiwała głową. Wyszli na podwórko. Potem na drogę. Marta zdjęła sandały, szła, czując pod stopami ziemię i piasek. Powietrze pachniało porankiem. Na ramieniu poczuła dłoń dziadka. Tej chwili nie pokazano jej za niebieskimi drzwiami." - Ten fragment jest po prostu prze-cu-dow-ny. Rozpływam się.
Gratuluję, Jesienio.
Haha, chyba jestem spójna, bo taki obiad, jaki opisujesz, należy do moich ulubionych.
Ty nawet komentarz piszesz pięknie.
Bardzo, bardzo Ci dziękuję :)
Czytałam i przeczuwałam, co będzie za tymi drzwiami. Bo inaczej, po cóż dziadek zabroniłby jej przyjeżdżać.
Opowiadanie bardzo dobrze napisane, pełne jakiejś nostalgii, krąży wokół uniwersalnych mądrości życiowych, choć nie dotyka ich bezpośrednio. Tak naprawdę spodobało mi się dopiero po odczytaniu ostatniego zdania - wtedy nabrało dla mnie sensu.
Końcówka wyszła ci zatem mistrzowsko.
Pozdrawiam :)
Pozdrawiam!
Tekst mnie wkurwił, co jest plusem, bo nic nie jest gorsze od obojętności. Wiele wartości tu przemycasz. Piękno prostoty świadomie amputowane z zapyczacho-ozdobników.
Językowo przyjrząłbym się wtrąceniom podialogowym. Masz taki myk, że często stojusz - Obrócił/Odwróciła.
Obadaj.
Dziękuję, Canu, za tę opinię.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania