TW 16 - Muchy

Postać: Mieszka we mnie

Zdarzenie: Wypuść mnie proszę

 

Miał w brzuchu pełno much. Żywe, martwe, zmieszane ze sobą w jedną papkę powoli zdychającą oddając ostatnie zwielokrotnione oddechy – owadzia aria ostatniego ratunku. Ostre uczucie świdrowania zwaliło go na kolana. Na twarzy zapanował niemy bezruch kotlin zmarszczek wypełnionych zimnym potem. Wir różnorodnych myśli odebrał ostatnie pokłady zdrowego myślenia i zmusił ciało do upadku. Twarda betonowa płyta zatrzymała bezsilny worek pełen robactwa z głuchym rąbnięciem. Ofiara dławiła własną głupotą i trutką, która zdążyła zasiedlić większą część brzucha rozrywając ściany żołądka. Polowanie zdecydowanie udane. Takiego samego zdania były dwie pary przekrwionych, piwnych oczu wyglądających niespokojnie zza ściany pustostanu po drugiej stronie ulicy. Głodne, ale trzymane na uwięzi spojrzenia lustrowały sytuację od początku do końca. Po spierzchniętych ustach spływała reszta śliny. W dłoniach brzdękały noże i widelce.

Sam wyszedł jako pierwszy. Nieśpiesznym krokiem dotarł do krawężnika. Wysoki niczym najwyższe wzniesienia wywołał u mężczyzny odruch paniki. Kobiecy krzyk, wytrzeszcz i zwolnienie zwieraczy przy pełnym balaście. Po prostu totalny chaos reakcji. Jakby do porannej herbaty ktoś znowu wsypał mu ze dwie łyżeczki Mózgołamacza, który czekał w skrytce na cięższe dni, pełne szarości. W takich chwilach jego działanie tylko przeszkadzało. Lśniąca łysina zawadziła czubkiem o słup informacyjny. Twardy betonowy fallus ani drgnął natomiast czaszka Sama zachowała się jak szklana kula na sterydach. Coś tam brzdąknęło, ale zero reakcji bólowej. Beżowy płaszcz do kolan, częściowo wylądował w kałuży, kiedy Sam runął jak długi, tracąc resztki równowagi. Ciemna mgiełka otuliła przyjemnym ciepłem, nużącym i odprężającym. Zimny asfalt stał się miękkim materacem. Jorg ugryzł się w język. Wyjrzał zza ściany na leżącego kompana i tylko westchnął ciężko.

— Z takim doradcą Boże wpadnę w jeszcze większe bagno.

Minął Sama i zatrzymał się przy okropnie wyglądającej ofierze długiego i monotonnego polowania. Sina twarz pokryta wydatnymi guzami przypominała fioletową breję, jaką Jorg szamał co drugi dzień, przez co życie sunęło po gładkim torze z solidnymi barierkami bezpieczeństwa po bokach. Miał to szczęście, że efekt sraczki jakiegoś bożka pecha — Sam, potrafił pichcić breję, która trzymała go przy życiu.

Obmacał obie kieszenie. Wzrok skierowany mimochodem w bezkres nieba zszedł niżej, zatrzymując się na usianym zielenią wzniesieniu, które na tle błękitu zdecydowanie dominowało pośród szarej, betonowej dżungli.

Jest. Scyzoryk, stary jak świat, ale ostry jak brzytwa. Lśniące ostrze dotknęło poszycia dziennego odzienia, które nosiła ofiara vel Douglas Mighuf, jak informowała wizytówka usług hydraulicznych. Martwy Douglas brzmi znacznie lepiej, pomyślał Jorg i rozciął ubranie, po czym skupił wzrok na posiniałej skórze brzucha z widocznymi dziurkami wielkości nakłuć igłą. Jakby chory eksperyment równie niedorzecznego chirurga. Ale Jorg doskonale wiedział, że to sprawa krwiożerczych much – nowej genetycznie zmodyfikowanej partii powstałej na początku jako koncept w jego głowie, a potem przerodzonej w fakt. Uśmiechnął się pod nosem.

— To przerosło wszelkie oczekiwania. Poprawka do notesu geniusza, zmniejszyć dawkę.

Tymczasem Sam powolnie dochodził do siebie. Świat nabierał realnych form i kształtów. Podparty na łokciach złapał przyczepność starymi buciorami i dźwignął się z całych sił. Jęk, kiedy przeszywający ból pleców przejechał po nich jak czołg, spłoszył ptaki z dachu budynku.

— Rusz się złamańcu. Sam tego truchła nie radzę!

Sam niepewnym krokiem podszedł do kompana, wyglądając przy jego dobrze zadbanej sylwetce i gęstej czuprynie na głowie jak garbata pokraka z muzeum dziwactw. Kiedy wychodzili z laboratorium, na szybkości włożył stary płaszcz i równie wiekowe buty, przez co odstawał od normy kilkukrotnie. Za to wrażenia wizualne po Mózgołamaczu, który wylądował w jego herbacie na bank – niezapomniane.

— Nie wygląda na pięknego — stwierdził Sam po wstępnych oględzinach. Nie zajrzał tylko za ewidentnie mokre bokserki. Ufał, że mimo plamy na wizerunku uzbrojonej w dwa bombowce panienki, nie było takiej potrzeby.

— Dawka przesadzona kilkakrotnie. Albo ta fujara była już w stanie agonalnym, kiedy muchy przystąpiły do dzieła.

Martwy Douglas, kiedy jeszcze był żywy i żwawy zdążył zjeść trzy burgery lokalnej sieci fast-food i popić tłuste żarcie dwoma litra oranżady. Turbodoładowany bek uwolniony po kilku chwilach sprawił, że poczuł się pełny i usatysfakcjonowany. Sam i Jorg obserwowali potencjalnego kandydata na ofiarę kilka godzin, ale właśnie po wizycie w restauracji nabrali pewności, że pora na uwolnienie much. Obrzydliwe, zdradzieckie i okropnie skuteczne stworzenia uformowały chmurę i ruszyły na wychodzącego z lokalu Douglasa. Mężczyzna upojony oranżadą i napchany burgerami szedł powoli, jak ospały wół, zbierając w jelitach gazy, które mimowolnie wystrzelą w najmniej oczekiwanym momencie.

Owady dostały się przez nozdrza do gardła, dalej poszło łatwo. Jakby tylko formalnością było zabijanie mężczyzny od środka.

Był cholernie ciężki i cuchnął. Mocz, odór z ust i coś jeszcze. Niewiadomego pochodzenia zapach zmieszał się z pozostałymi, tworząc mieszankę o wątpliwych doznaniach rozkoszy zapachowych. Sam odwrócił głowę i splunął gęstą flegmą. Lepka wydzielina osiadła na brodzie, reszta wylądowała na nogawce. Jorg tylko westchnął ze zmęczenia. Ciało zatargali za budynek pustostanu, tam też Jorg objaśnił co dalej.

— Nie potrzebujemy całego ciała, tylko niektóre fragmenty, i tak teraz to worek wypchany nadżartymi wnętrznościami i skrzepłą krwią. Nic niewart w takiej postaci.

Lodowate, martwe spojrzenie trupa objęło swoim ‘’polem widzenia’’ Sama, która natychmiast zszedł z toru szklistych gałek ocznych. Wzdrygnął się i westchnął.

— To, co z nim zrobimy? Powinien odleżeć swoje w…

– Nie. Wywalą go na śmietnik, bo muchy dobrały się za bardzo do niego. Zmarnowany czas polowania od razu.

Jorg zamyślił się na kilka dłuższych chwil. Zawisł pomiędzy światami, tam, gdzie spokój i łagodna bryza beztroski ujmowały trosk i pozwalały trzeźwo spojrzeć na wszystko wokoło. Wariatkowo, w którym żyli, od zawsze skutecznie smażyło ich mózgi i wypalało resztki rozsądku. Firma, dla której mieli ‘’zaszczyt’’ pracować działała podobnie. Mniejszy świat wariatów, ale wciąż niebezpieczny i grząski. Utuczone prosiaki czuły się w jej murach jak w domu wisząc oskalpowane na łańcuchach w chłodniach, razem z poszatkowanymi ciałami mało wydatnych pracowników. Ofiary takie jak Martwy Douglas miały własną chłodnię, w której prezentowały się niewiele gorzej. Czasami można było podziwiać wiszące na łańcuchu udo zwieńczone różowymi stringami. Ale to była mglista przeszłość. Tak samo rozmyta, jak myśli Sama, który nie potrafił zrozumieć, co zamierza zrobić jego kompan. Sprzeciwianie się firmie to wyrok śmierci, ale jakoś nigdy nie przeszkadzało mi egzekwować wszystkich zasad. Były jasne i klarowne, jak na grząskie bagno, z którego nigdy nie wyjdziesz, a przynajmniej nieżywy.

Widok z pozbawionego szyb okna na martwe osiedle, pełne dużo łatwiejszych celów niż Douglas przywołało u Sama dziwne prądy wspomnień, które nigdy nie wpraszały się ot, tak. Teraz jednak wyraźnie pukały do drzwi, jak natrętne komary drażniły. Niepewne obrazy, poszarpane i wyblakłe. Szare budynki, żelbetonowe giganty, martwe trawniki i obsrane ławki. On siedział na jednej z nich. Siedział i jęczał, płakać, krzyczał wniebogłosy. Pod jednym z bloków leżało ciało. A raczej to, co z niego zostało. Krwisty budyń obłożony strzępami ubrań. Sam nie ruszał się. Siedział i przyglądał się. Tak ją właśnie zapamiętał — matkę.

— Czego tam szukasz? — Sam poderwał się i momentalnie wrócił do Wariatkowa.

— Ludzi szukam. Na życie, dla nas — rzucił szybko i spojrzał na truchło.

— Nie wygląda najlepiej. Raczej średnio.

— Długo cię nie było — Jorg posmutniał i zbladł.

— Jak długo? Się zamyśliłem na parę sekund i od razu zjebka.

— Samuel, nie było cię dłuuuugo. Za długo.

W tej chwili mózg Sama postanowił najwyraźniej pierdolnąć w mocniejsze klimaty, zapodając wizję, jakie nawet Mózgołamacze nie zapewniały. Wszystko wokoło rozlało się, po czym zlepiło od nowa w kształty jakby ulepione z plasteliny przez kilkuletniego bachora. Niebo przybrało kolor rubinowy, a z ciężkich stalowych z chmur runął deszcz brokatowych kul disco. Wyłażący ze swoich melin pijacy i bezdomni ginęli miażdżeni na surową papkę. Szczęśliwcy, którzy zwinnie omijali zagrożenie, zaczęli zlizywać resztki kompanów i lokatorów śmiejąc się wniebogłosy. Sam słyszał wciąż ten sam głos.

— Długo cię nie było, za długo — Usta Jorga poruszały się, ale to nie on mówił. Jorg leżał pod ścianą skulony i dosłownie obsrany ze strachu.

Sam podszedł do niego i potrząsnął. Tylko tyle potrafił zrobić, mając nadzieję, że kompan wstanie na równe nogi. Ten jednak nie zamierzał nawet oddychać. Wstrzymał w pewnym momencie powietrze. Jego głowa nabrzmiała jak balon. Najpierw czerwony, potem zielony i niebieski. W końcu siny fiolet i bum.

Znośny ból pleców i ramion, ale głowa jakby miała zaraz wybuchnąć. Krew pulsowała w żyłach, kiedy próbował wstać. Nic z tego. Nawet proste podparcie na łokciach wywoływało nieznośny ból. Będzie leżał i czekał. Resztki czaszki i mózgi Jorga wciąż zdobiły całe jego ubranie. Był ciekaw czy na zewnątrz krwawe plamy też się ostały? Jakby czytając jego myśli, głos dobiegający zewsząd przytaknął.

— Kto mówi?

— Jorgon Tottengron, jednostka bezwartościowa. Pora na ciebie, ostateczny test.

Poczuł w brzuchu dziwne nasilające się kłucia. Były coraz boleśniejsze i rozrastały się po całej jamie brzusznej. Krzyknął, potem znowu. W ustach poczuł zgniliznę. To było coś więcej niż działanie proszków w herbacie. Zawroty głowy i uczucie senności. Miał ochotę położyć się i zasnąć, nie przejmować się niczym. Zresztą nigdy tego nie robił. Jorg zawsze był mózgiem, on tylko łapał za drugi koniec ofiary i pomagał ją zanieść do furgonu albo dobić. Ten przyjemny dar bezceremonialnego miażdżenia ludzkich głów — bezcenny. Ale kiedy ból brzucha stał już nie do zniesienia, a smród zgnilizny zastąpiły krwawe wymioty, pragnął oddać ten cholerny dar w zamian za koniec męczarni znikąd. Ale kiedy w plamie wyrzyganej krwi zobaczył kilkadziesiąt much z hodowli Jorga, wiedział, co się święci. Nie mógł wstać, to jasne, ale mógł mówić.

Tak samo, jak te cholerne muchy, ale one przemawiały w głowie, choć teraz były raczej zajęte zżeraniem wnętrzności.

Jorg się postarał, stworzył coś niesamowicie śmiercionośnego. Stworzenia zabiły stwórcę i teraz dobierają się do jego pomagiera.

— Jeszcze mam parę w gębie, jeszcze…

No. Umarł.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (32)

  • Witamy nowy tekst! :) Pochwalamy nadrabianie zaległości :)
  • marok 26.09.2019
    Z bólem ,ale weszło :)
  • Witamy nowy tekst! :)
  • JamCi 26.09.2019
    Tu byłem, dokończę potem :-)
  • Marok, w wolnej chwili wrzuć link do wątku z linkami:
    http://www.opowi.pl/forum/trening-wyobrazni-linki-do-prac-w1016/
    :)
  • JamCi 26.09.2019
    O matko straszne. Wafelki ryżowe bardzo chciały wrócić. Chaos niiekontrolowany. Jakbym czymś cieżkim w łepetynę dostała.
  • marok 26.09.2019
    To przez te wafelki ryżowe. One niezdrowe
  • JamCi 26.09.2019
    marok no chyba tak, tera jadłam bułe z oscypkiem, to nie będę czytałą znowu, bo się oscypek niezdrowy okaze :-) z tego wszystkiego zapomniałam cyferki, co i tera nadrobiłam. Okropne to jest.
  • krajew34 26.09.2019
    Przeczytałem i moje wrażenia są takie. Gdybym wiedział, dokąd ta droga prowadzi, spierdzieliłbym już na pierwszym metrze. :) Nie napiszę, że dobra robota z tekstem, ale wspaniała robota ze spowodowaniem u czytelnika pewnych emocji. Nie wrzuciłbym tego tekstu do "czytania przy obiedzie", ale pomimo tego klimatu i ohydztwa, widać, że nie zmarnowałeś czasu na pisanie tego i wyszło fajnie (dla wielbicieli takich klimatów)
  • marok 26.09.2019
    No, początek dałem lżejszy żeby nikt nie uciekł od razu. Takie sprytne strategie. No przy obiedzie i nie polecam, ale przy kolacji, kto tam wie. Z czasem u mnie różnie, jakbym miał więcej, to bym w terminie dodał, a tak poślizg znaczny. Dzięki
  • szopciuszek 26.09.2019
    "Ofiara dławiła własną głupotą i trutką," - dławiła się chyba miało być

    "Miał to szczęście, że efekt sraczki jakiegoś bożka pecha — Sam, potrafił pichcić breję, która trzymała go przy życiu." - cos tu sie urwało

    "Sprzeciwianie się firmie to wyrok śmierci, ale jakoś nigdy nie przeszkadzało mi egzekwować wszystkich zasad - "mu" zamiast "mi"? Nie jestem pewna.

    Zakończenie fajne, nie powiem ;)

    Hm, zastanawiam się tylko, co było celem Jorga. Dlaczego to robił. Może nie wyłapałam albo mało domyślna jestem.

    Ogólnie klimat ciężki jak stan umysłu Sama. Patrzymy na to wszystko glownie jego oczami, więc może dlatego. Obrzydliwy świat, obrzydliwa śmierć. Nie jestem fanką flaków, miazgi i wybuchajacych głów, ale poczytać mogę ;)
  • marok 26.09.2019
    No, nie dziwię się że ciężko. Tekst taki specyficzny dosyć. Ale za samo przeczytanie do końca wielkie dzięki.
  • Ritha 26.09.2019
    „oddając ostatnie zwielokrotnione oddechy – owadzia aria ostatniego ratunku” – ostatnie/ostatniego, powtórzonko
    „Ofiara dławiła własną głupotą i trutką” – wydaje mi się, ze powinno być „dławiła się”
    „Po prostu totalny chaos reakcji” – nie lubię zwrotu „po prostu” w tekstach, tak jak nie lubię zwrotu „praktycznie”, odbierają mocy, obadaj bez, oczywiście luźna sugestia

    Kurdex, zaczelam czytac a tera musze cos w pracy dokonczyc jednak, wróce do tego tekstu jeszcze raz, na razie wklejam com wylapała.
  • marok 26.09.2019
    Ok, będę czekał na cd :)
  • Ritha 27.09.2019
    "Ofiara dławiła własną głupotą i trutką" - dalej brakuje "się" a już Ci dwie osoby wypomniały, czekasz a ż się uzbiera oczko? :P To jest minuta roboty, Marokok, sruuu, siadać, poprawiać

    "Miał to szczęście, że efekt sraczki jakiegoś bożka pecha — Sam, potrafił pichcić breję, która trzymała go przy życiu" - tutaj półpauza zamiast pauzy

    "Ale Jorg doskonale wiedział, że to sprawa krwiożerczych much " :D u Ciebie jest wszystko krwiożercze
    "nowej genetycznie zmodyfikowanej partii powstałej na początku jako koncept w jego głowie, a potem przerodzonej w fakt" - to zdanie jest tak absurdalne, że aż interesujące

    „Martwy Douglas, kiedy jeszcze był żywy i żwawy” – podoba mi się ta podszyta ironią narracja, to ewidentnie Twój duży plus
    "popić tłuste żarcie dwoma litra oranżady" – litrami*

    „Niewiadomego pochodzenia zapach zmieszał się z pozostałymi, tworząc mieszankę o wątpliwych doznaniach rozkoszy zapachowych” – tutaj tez masz troszkę dubel z tym: „zmieszał się (…) tworząc mieszankę”

    „Lepka wydzielina osiadła na brodzie, reszta wylądowała na nogawce” – bardzo obrazowo, wykrzywia twarz, czytając, więc kolejny Twój atut, ble

    „Lodowate, martwe spojrzenie trupa objęło swoim ‘’polem widzenia’’ Sama, która natychmiast zszedł z toru szklistych gałek ocznych” – która (?), który* zdaje się

    „Sprzeciwianie się firmie to wyrok śmierci, ale jakoś nigdy nie przeszkadzało mi egzekwować wszystkich zasad” – mi? Skąd tu nagle wjechała narracja pierwszoosobowa?

    „Siedział i jęczał, płakać, krzyczał wniebogłosy” – płakał* (Marok! Tu jest mnóstwo dupereli do poprawy, czytałeś to po publikacji?)

    „Tak ją właśnie zapamiętał — matkę” – półpauza zamiast pauzy
    „Niebo przybrało kolor rubinowy, a z ciężkich stalowych z chmur runął deszcz brokatowych kul disco” – 2 x „z’, jedno zdaje się zbędne (ps. opisy fajne)

    „Wstrzymał w pewnym momencie powietrze. Jego głowa nabrzmiała jak balon. Najpierw czerwony, potem zielony i niebieski. W końcu siny fiolet i bum” :DD

    „Ten przyjemny dar bezceremonialnego miażdżenia ludzkich głów — bezcenny” – znów półpauza zamiast pauzy, w narracji półpauzy Marok

    I jeszcze przecinki:
    Ofiara dławiła własną głupotą i trutką, która zdążyła zasiedlić większą część brzucha[,] rozrywając ściany żołądka.
    Twardy betonowy fallus ani drgnął[,] natomiast czaszka Sama zachowała się jak szklana kula na sterydach.
    Firma, dla której mieli ‘’zaszczyt’’ pracować[,] działała podobnie.
    Utuczone prosiaki czuły się w jej murach jak w domu[,] wisząc oskalpowane na łańcuchach w chłodniach, razem z poszatkowanymi ciałami mało wydatnych pracowników.

    Ok, reasumując – jest ok, ale miałeś już teksty, które wymiatały, ten natomiast zirytował mnie ilością dupereli do poprawki, lenistwo w narodzie znaczy (-_-) Masz za duży potencjał, żeby puszczać z takimi dupsami, niestety. Ironia, poczucie humoru, absurd – to są Twoje plusy. Do tego gęste opisy, cacucho. Minusem natomiast jest niestaranność. Nie dopieszczasz do ostatniej linijki. No i pomysły, wizje, które masz się czasami rozjeżdżają, w sensie – realizujesz je, ale, moim zdaniem, jeszcze nie wyczaiłeś gdzie podkręcać tempo, a gdzie zwolnić, ale to do wyszlifowania i już trochę level up w zasadzie. Od czasów Ambrożego poszło dużo do przodu, tera czekam aż rozkurwisz system. Może siedemnastką? Jeszcze jest dwa długie dni :))
    Pozdro
  • marok 27.09.2019
    No, dupereli sporo, bo trochę na odwal zrobione. Przyznaję się, że po prostu ten tekst był zaczęty i tak wisiał i kurde męczyłem go, aż wymęczyłem, a nie chciałem zwlekać jeszcze kolejnych parę dni. I bałagan godny moich dawny prac :D
    Postaram się o poprawę przy siedemnastce. Dwa dni, kupa czasu, a mam parcie żeby zdążyć bo chłosty na tyłek nie przewiduję :)
    Dzięki za czystkę, u mnie zawsze znajdziesz zajęcie :)
  • Ritha 27.09.2019
    Tak czułam, że na odwal :C No ale ok, wymęczyłeś i git, czekam na czyste złoto tera :3
  • marok 27.09.2019
    Ritha, kajam się i idę kopać te złoto, tylko wymienię latarkę na kasku
  • Ritha 27.09.2019
    marok git
  • Dzień dobry!
    Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – jutro o godz. 20.00.
    Pozdrawiamy :)
  • Karawan 29.09.2019
    Czepialski
    płyta zatrzymała bezsilny worek pełen robactwa z głuchym rąbnięciem - zmieniłbym szyk w zdaniu; płyta zatrzymała pełen robactwa, bezsilny worek... i nie z rąbnięciem a odgłosem, dźwiękiem, bo wg mnie głuche rąbnięcie domaga się ciągu dalszego; głuche rąbnięcie w drzwi... Albo więc głuche rąbnięcie w płytę zatrzymało worek, albo... Autor wie lepiej co z tym zrobić!! :)
  • Mane Tekel Fares 29.09.2019
    Taaak, duperele rzutują na całokształt. Ale to co siedzi we łbie to dobrze, że tylko na papier wylewasz. Bo jakby to wyszło na ulice... boję się myśleć. Strasznie... łoj :-), ok, potwornie lubię czytać w jaki sposób opowiadasz. Wylewasz z czapy, co Ci tam rodzi. I fajnie.
    Ale nad duperelami pomyśl i nawet jak ma to być tylko spust z myśli to rób to tak, żebyś potem nie musiał mówić, że na odwal się było.
  • pkropka 29.09.2019
    Siemanko marok :D
    "zmieszane ze sobą w jedną papkę powoli zdychającą oddając ostatnie zwielokrotnione oddechy" - coś mnie tu nie gra.
    "Martwy Douglas, kiedy jeszcze był żywy i żwawy zdążył zjeść trzy burgery" - zamykasz akapit powtórzeniem informacji.
    "łagodna bryza beztroski ujmowały trosk" - dziwnie brzmi ujmowanie trosk za pomocą beztroski.
    Skąd wziąłeś taki cudzysłów? :o -> ‘’
    Chyba obraziłeś się na przecinki. Albo nam poskąpiłeś ;)

    Całkowicie szczerze - minęłam się z tekstem. Mam wrażenie, że zbyt skupiłeś się na tworzeniu ładnych zdań i przez to uciekł sens i fabuła. Plus błędy utrudniały skupienie się na treści. A szkoda, bo potencjał był.
  • marok 29.09.2019
    Chyba za bardzo chciałem zdążyć jak najszybciej napisać i wyszło dno. No, następnym razem tak nie warto robić
  • Kurcze, aleś miał pomysł... grrr straszne!
    Z wykonaniem deczko gorzej, bo o ile sam pomysł cudny (choć makabryczny) to...
    Trzeba dopracować detale. Ja wracam do napisanego tekstu po kilku godzinach, i widzę, co jest do poprawy. To pozwala wyeliminować przynajmniej część z błędów popełnianych przy pisaniu "w natchnieniu".
    Pozdrawiam
  • marok 29.09.2019
    jednym słowem straszny tekst. No trochę wstyd :(
  • marok nie jest tak źle, spokojnie. Trochę trza przysiąść. Widać żeś sie starał, tylko teraz szczegóły trzeba doszlifować :)
  • Marok, oto Twój zestaw:
    Postać: Oswojony kosmiczny owad
    Zdarzenie: Czyja to noga?

    Gatunek (do wyboru): Punk lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
    Czas na pisanie: 13 października (niedziela) godz. 19.00

    Powodzenia :)
  • Dzień dobry!
    Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – to już dziś o godz. 20.00.
    Pozdrawiamy :)
  • marok
    oto Twój zestaw:
    Postać: Guzdrała
    Zdarzenie: Katastrofa lotnicza

    Gatunek (do wyboru): Bajka/baśń/legenda/przypowieść lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
    Czas na pisanie: 20 październik (niedziela) godz. 19.00
  • Sprostowanie: Czas na pisanie: 27 październik (niedziela) godz. 19.00
  • Dzień dobry!
    Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – dzisiaj o godz. 20.00.
    Pozdrawiamy :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania