TW 2.0 #6 - Regulamin
Postać: Naiwny astronom
Miejsce: Marchewkowe pole
Zdarzenie: Profesor odkrywa, że przez noc urósł mu drugi komplet sutków
Podróż, która miała trwać raptem jeden ziemski dzień, zaczęła się niebezpiecznie dłużyć. Pokonywał kolejne coraz to dłuższe odcinki wyznaczonej trasy, która już dawno miała dobiec końca. Rozżarzona kula gazów w srebrnej lśniącej otoczce powoli kończyła swój pozorny bieg po niebie. Dla niego oznaczało to, że nadchodzi zmierzch. Nocny mrok nie był jego sprzymierzeńcem. Tutejsze ciemności stokroć przewyższały te ziemskie. Ich porównywanie było bezsensowne. Nawet kombinezon, który z założenia miał mu zapewnić stuprocentową ochronę w świetle dnia, pośród ciemności tracił swoją przydatność. Statek, którym wylądował na tym pstrokatym globie stał na północnym biegunie planety. Z wyliczeń mężczyzny wynikało, że znajduje się tuż za granicą bieguna.
Był już więc prawie u celu swojej misji. Stacja kosmiczna znajdująca się na orbicie planety wychwyciła ciekawe zjawisko. Z przestrzeni kosmicznej wyglądało to jak olbrzymie marchewkowe pole. Był to wąski pierścień okołobiegunowy, na którego powierzchni znajdowały się liczne wyrostki skalne o specyficznym przypominającym marchwie kształcie. Dokładny ich skład nie był możliwy do poznania przy użyciu dostępnej mu technologii. Każda z monumentalnych skalnych marchwi była silnie napromieniowana jednak czujniki nie wskazywały na żadne zagrożenie. Astronom postanowił, że kontynuowanie podróży jest bez sensu w praktycznie całkowitych ciemnościach. Wiedział, że noc będzie trwać mniej więcej trzy noce ziemskie. Wygodnie ułożył się pod jednym ze skalnych wyrostków i czekał. Wszystko trwało raptem kilka minut, bo zmożony snem zamknął powieki i odpłynął z rzeczywistości. Jego organizm, który zresztą nie był przystosowany do tego typu misji kosmicznych, a on sam został przydzielony do niej tylko dlatego, że w centrum kosmicznym na ziemi nikt nie widział różnicy między astronomem a astronautą. No może i te dwa miliardy w gotówce dla całej kadry przydzielającej misję zrobiły swoje. Zostało mu trochę, żeby kupić fałszywy tytuł profesora tak dla pewności, że zostanie wybrany.
Obudził się tuż na granicy nocy i dnia. Czuł się bardzo dziwnie. Nie potrafił stwierdzić czy dziwnie ma tu znaczenie czysto pozytywne, czy jest zalążkiem czegoś o wiele gorszego. Jego kombinezon był na tyle pojemny, że bez przeszkód mógł wyjąć całą rękę z gumowej rurki ochraniającej ją i włożyć w części gdzie znajdował się tors. Odruchowo zaczął się obmacywać i po chwili poczuł dziwne wyrostki tuż pod sutkami. Dokładnie je obmacał i stwierdził, że to kolejna para sutków. Pierwsza myśl to mutacja na skutek nieszczelności powłoki chroniącej jednak żaden z czujników nie reagował. Brak odpowiedniej wiedzy skłonił go do kontaktu z bazą na orbicie.
– Halo, halo baza jesteście tam?
– Tutaj baza jesteśmy. O co chodzi?
– Jest naprawdę poważny problem. Nie wiem, jak to się stało, ale to jest problem. Dajcie do słuchawki lekarza albo jakiegoś chirurga – serie słów padały tak szybko, że logiczny ciąg zdań zmieniał się w kosmiczny bełkot.
– Chwila, chwila spokojnie. Mamy ograniczone możliwości sygnału. Mów wolniej i wyraźnie to może coś z tego wyjdzie.
– Dobra, dobra. Misja cały czas trwa. Okazało się, że trasa, którą mi wyznaczyliście jest o wiele dłuższa niż zakładaliśmy.
– Znaczy, że tam nie dojdziesz, czyli możemy to kończyć....
– Nie. Jestem już na za granicą bieguna. Ale mniejsza z tą misją. Jest o wiele większy problem. Przez noc zostałem zmutowany. Nie wiem, jak to się stało. Wyrosły mi dwa dodatkowe sutki.
– Sutki? Przerywasz misję i tracisz moc baterii rozmawiając z bazą o sutkach?
– Kto wie, co to oznacza? Możliwe, że moje dni są przesądzone.
– To na pewno.
– Czyli miałem rację....ale chwila jak na pewno?
– Wiedziałem matole, że nie czytałeś regulaminu misji. Nikt tego nie robi.
– Po co regulamin? Ten uprzejmy chłopak od zakładania kombinezonu powiedział, że to bez sensu. On się zna na rzeczy. Miał tak biały kitel, jak ty.
– Chodzi ci o Alberta. Tak lubi mi podkradać służbowe stroje. Niezły z niego żartowniś. Jednemu powiedział, że w próżni zupa mleczna smakuje jak skrzydełka w panierce. Zgadnij jak postanowił to sprawdzić? Ale mniejsza o to. Zgodnie z tym regulaminem każdy, kto umyślnie odwleka misję podczas jej trwania jest zabijany i tyle. To jest cały regulamin.
– Jakie umyślne? Mam dodatkową parę sutków. To może być zalążek jakiegoś cholerstwa zakaźnego. Jak się tego pozbyć?
– Bardzo łatwo. W tej właśnie chwili moja ręka powoli przesuwa się w stronę zielonego guzika na panelu. Jest to włącznik zapalnika w twoim kombinezonie. Nacisnę go, a twoje ciało zostanie rozerwane na kawałeczki.
– Chwila nie możesz...
– Mogę – szepnął, uderzając w przycisk.
Komentarze (12)
Pozdro
Dobry moment z asystentem, co sieprzebiera. Wszystko takie luźne.
Problememem tego tekstu jest to, że jest którymś z kolei w ten deseń. Jako pierwszy, drugi - byłby ok
"Rozżarzona kula gazów w srebrnej lśniącej otoczce powoli kończyła swój pozorny bieg po niebie. " — ładnie :))
"Każda z monumentalnych skalnych marchwi była silnie napromieniowana jednak czujniki nie wskazywały na żadne zagrożenie." — "... jednak natężenie promieniowania nie stanowiło żadnego zagrożenia" — widzi mi się, że tak byłoby logiczniej i składniej ;)
"Jego organizm, który zresztą nie był przystosowany do tego typu misji kosmicznych, a on sam został przydzielony do niej tylko dlatego, że w centrum kosmicznym na ziemi nikt nie widział różnicy między astronomem a astronautą." — w tym wypadku Ziemi z dużej litery, bo mowa o planecie
Przy końcówce poleciałeś na łeb na szyję, puenta zatrważa ;)
Nie najgorzej wyszło :)
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania