TW 2#3 - Hodowca z Texasu

Postać: Hodowca drobiu GMO

Miejsce: Pola roponośne w Teksasie

Zdarzenie: Profesor odkrywa, że przez noc urósł mu dodatkowy komplet sutków

Emocje: Melancholia / Wstyd

 

Texas 2030

Słaby powiew wiatru wtargnął do środka i poruszył kartkami papieru przyczepionymi do tablicy korkowej. Szelest skradł cenną ciszę, co spowodowało falę westchnięć u profesora Smitha, który od wielu godzin wlepiał zmęczone oko w soczewkę mikroskopu. Rozejrzał się poirytowany po laboratorium i dostrzegł, że jedna z notatek przedziurawionych pineską jeszcze drga. Mlasną, przełykając gęstą ślinę, podrapał się pod brzuchem w okolicach paska do spodni i opierając ręce na kolanach, wstał powoli. Ruszył w kierunku małego okienka. Szurając leniwie, gromadził pod podeszwami dziurawych butów wszechobecne kurze pierze, które wznosząc się w powietrze, osiadało na ubraniu. Profesor nie zwracał na to uwagi, mieszkając na kurzej fermie, której był właścicielem, przywykł nawet do smrodu łajna, ale wiatru nie lubił.

Spoconą dłoń przykładał w różnych miejscach ramy okna. Po chwili wyczuł lekki powiew w prawym górnym rogu. Uszczelka najwyraźniej była już wysłużona. Nabrał na szpatułkę jakiejś zielonej mazi ze słoika, który już tam czekał, i obsmarował nią szczelinę. Dla pewności schylił się, zebrał z podłogi trochę piór i przykleił je również. Nie poruszały się, więc był pewny, że jest dobrze. Westchnął głęboko i wyraźnie znużony wrócił do pracy przy mikroskopie.

W laboratorium panował nieład i okropny zaduch. Próbówki z różnymi substancjami zajmowały cały regał pod oknem, obok znajdowało się biurko zapełnione notatkami, wyliczeniami i rysunkami łańcuchów DNA. W rogu niewielkiego pomieszczenia stało kilka klatek z kurami, które miały szczęście wysiadywać swoje jajka osobiście. Dostąpiły tego zaszczytu, gdyż przyszłe potomstwo rozwijało się w wyjątkowo dużych skorupkach. Profesor miał nadzieję na bliźniaki lub nawet trojaczki.

Właśnie dlatego spędzał przy pracy całe dnie. Unikał ludzi i wciąż tylko drapał się po głowie, szukając odpowiedniej genetycznej modyfikacji. Wbrew własnym przekonaniom robił wszystko, aby zwiększyć produkcję. Nieraz z żalem wspominał czasy dzieciństwa, spędzonego na wsi, kiedy kury biegały swobodnie po posesji, znosiły jajka, kiedy chciały i rosły we własnym tempie, a koguty obwieszczały rozpoczynający się dzień. Spoglądając przez okno, z którego widział olbrzymią halę-wylęgarnię, marzył o podróży w czasie. Zapragnął ponownie stać się tym małym chłopcem z workiem ziaren w ręce. Chciał cieszyć się z każdego pisklęcia i widzieć w nim cud narodzin. Niestety wiedział, że jest to niemożliwe. Rynek wymagał, producent musiał sprostać. Obecnie pisklęta to tylko towar na taśmie produkcyjnej, myślał z żalem. Bolało go, że nikt nie nadawał im imion, nikt nie szukał znaków szczególnych, aby móc odróżnić jednego od drugiego. Czasy się zmieniły…

Smith nie lubił, gdy ktoś przeszkadzał mu w trakcie pracy, dlatego zawsze zamykał się w laboratorium i wyciszał dzwonek w telefonie. Tym razem jednak zapomniał o tym drugim. Wibracja na przemian z nieznośną melodyjką zakłóciła jego skupienie. Sapnął i lekko poirytowany odebrał.

– Tak słucham.

– Witaj Smith, to ja Clay. Nie odzywasz się… wszystko u ciebie w porządku? – odezwał się głos w słuchawce

– Tak, tak. Pracuję, wiesz, że mam dużo do zrobienia – mówił, nie odrywając wzroku od zapisków.

– Ostatnio czytałem o ankarofobii i zastanawiałem się, jak znosisz te wiatry?

– Zamykam szczelnie okna i biorę leki. Daję rade. Bardziej martwię się o mój interes. Kury nie znoszą tyle jaj, ile powinny. Wymagania rynku rosną, a ja czuję się zmęczony.

– Nad czym konkretnie pracujesz?

– Chcę wyhodować gatunek, który będzie znosił większe jajka, tak aby z jednej sztuki wykluwały się przynajmniej dwa pisklęta.

– Rozumiem, ale przecież i sama kura musi być w takim razie większa…

– To prawda... – profesor zamyślił się i spojrzał w stronę obrazu w złotej ramie, który wisiał po przeciwległej stronie. Przedstawiał on wielką kurę nioskę, namalowaną stylem starych mistrzów. – Coś wymyślę w końcu.

– Ostatni taki eksperyment źle się skończył, pamiętasz? Ten wielki okaz, który udało ci się stworzyć… jak ona miała na imię?

– Lucy…

– Właśnie Lucy, przecież zdechła jak znosiła to ogromne jajo, mimo że sama była ogromnych rozmiarów.

– Tak wiem – mówiąc to, znów spojrzał w stronę obrazu i przetarł załzawione oczy. – Słuchaj, muszę kończyć. Mam dużo pracy.

– Dobra rozumiem. Tylko posłuchaj mnie jeszcze chwilę. Pamiętaj, że twoja ferma znajduje się na polach roponośnych. Zawsze możesz się przebranżowić…

– Ropa? Kto teraz tego używa… Muszę już naprawdę kończyć. Trzymaj się i dzięki za telefon.

Rozmowa ze starym przyjacielem wytrąciła go z równowagi, budząc wspomnienia o Lucy, jego największym genetycznym osiągnięciu, które zakończyło się równie dużym niepowodzeniem. Z ogromnego jaja wykluło się aż troje piskląt w czasie krótszym niż dziewiętnaście dni, matka niestety zmarła. Profesor bardzo to przeżył. Popełnił błąd. Nie powinien nadawać jej imienia.

Odpoczął chwilę, napił się zimnej wody dla odświeżenia myśli, po czym wrócił do pracy. Nagle spoglądając przez mikroskop, doznał olśnienia. Postanowił użyć materiału genetycznego Lucy, który wciąż miał zamrożony. Do tej pory powolne ruchy stały się szybkie i zwinne, godne młodego mężczyzny, którym od dawna już nie był. Wezwał również jednego z pracowników i poprosił o przyniesienie pisklęcia w celach naukowych. Po chwili mały kurczaczek wpadł przez odpowiedni otwór w drzwiach – wymyślony przez profesora, aby unikać niepotrzebnych przeciągów, podczas otwierania drzwi.

Podekscytowany napełnił strzykawkę i podszedł do malucha, który niemal zgubił się w piórach, pokrywających podłogę. Już prawie złapał nowy obiekt badań, gdy nagle poślizgnął się na ptasim łajnie i upadając, wbij strzykawkę we własne ramię. Wstał, otrzepał się przerażony i z ulgą stwierdził, że strzykawka jest nadal pełna. Pochwycił pisklę, zaaplikował nowy gen i umieścił je w klatce.

Tego dnia już więcej nie pracował. Poczuł się bardzo zmęczony i postanowił odpocząć. Na zewnątrz panowała wichura, dlatego położył się na kanapie w swoim laboratorium. Śniły mu się ogromne kury, składające jajka niczym strusie i wylęgające się z nich jeszcze większe pisklęta. Szły na niego, skrzecząc przeraźliwie, a on uciekał pchany wiatrem. W pewnym momencie odwrócił się i prosił o litość. Nadawał kurom imiona, chciał je przytulać, a one rozpościerały ogromne skrzydła, robiąc jeszcze większy wiatr…

Obudził się spocony jeszcze przed świtem. Czuł się jakoś dziwnie. Nie otwierając oczu, podrapał się po klatce piersiowej. Wyczuł coś dziwnego, więc podrapał się jeszcze raz dla pewności. Zerwał się zdenerwowany i trzęsącymi się dłońmi odpiął guziki koszuli. Z przerażeniem stwierdził, że urosły mu dodatkowe sutki.

To wczorajsze, cholerne ukłucie, pomyślał, mam nadzieję, że nic więcej się nie wydarzy. Uspokoił się i poszedł do małej łazienki, dobudowanej niegdyś do laboratorium. Po drodze strzepywał z siebie pióra, te jednak nie odpadały. Coraz bardziej się denerwował, aż zrozumiał, że nimi obrósł. Gdy dotarł do zlewu, z lękiem spojrzał w wiszące tam lustro. To, co zobaczył, wprawiło go w osłupienie. Twarz porośnięta rzadkim pierzem, dodatkowe sutki i czerwony grzebień na głowie. Zapłakał gorzko, zawstydzony swoim wyglądem. Obmył twarz zimną wodą i pełen obaw poszedł sprawdzić pisklę. W małej klatce siedziała pokaźnych rozmiarów kura o ludzkiej twarzy i spoglądała zaciekawiona na profesora.

– Lucy? To ty? – przemówiła ludzkim głosem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (21)

  • Dekaos Dondi 08.04.2018
    No super, zdaniem mym. Końcowe fragmenty i końcowe zdanie→ jeszcze lepsze. Bardzo takie ...filmowe. Pozdrawiam→5
  • Justyska 09.04.2018
    Dzieki Dekaos :)
  • Canulas 08.04.2018
    "Słaby powiew wiatru, wtargnął do środka i poruszył kartkami papieru przyczepionymi do tablicy korkowej." - z przecinków jestem dDebiliusz, ale ten tu, chyba niepotrzebny.


    Ja pierdziele. Srodze pojebane, ale w pozytywnnym sensie. WYbroniłaś się z zestawu 10-10. Nic tu nie jest "na sztukę". Wszystko należycie uzasanione. Swoją drogą, sporo ostatnio tekstów o genetyce. Pasja miała dwa - teraz Ty.
    No ładnie.
    Bardzo dobrze napisane TW. Tak jak przy pierwszym Twoim miałem jakieś tam wątpliwości, tak tu - kupuje w całości.
    Składna, dobra, "pojebana" historia.
  • betinka 08.04.2018
    Oj nieładnie
  • Justyska 09.04.2018
    Dziekuje, przecinek wywale jak będę przy komputerze. Cieszę się bardzo ze się spodobało, bo nie był to łatwy zestaw dla mnie.
    Pozdrawiam :)
  • Pasja 08.04.2018
    Kapitalnie wybrnęłaś z tematu i to jeszcze w jakim stylu. Końcówka mnie wybiła ze snu całkowicie.
    Ukłony dla Autorki
  • Bożena Joanna 08.04.2018
    Jak widać za błędy się srogo płaci. Ciekawa fabuła i ostrzeżenie przed GMU. Podobało mi się. Pozdrowienia!
  • Justyska 09.04.2018
    Dziękuję. To prawda z Gmo trzeba uważać :)
  • Justyska 09.04.2018
    Dziękuję Pasjo:)
  • Aisak 09.04.2018
    Nie spodziewałam takiego zakończenia.
    Bardziej, że wyrośnie wielka qra i zgniecie ich wielkim kurzym tyłkiem xD

    Mam nadzieję, że w laboratoriach bogatych państw, nie robią rzeczy, których mogliby żałować.

    Fajne :)
  • Justyska 09.04.2018
    Również mam nadzieję, choć wydaję mi się, że robią gorsze rzeczy... dziękuję i pozdrawiam :)
  • Blanka 09.04.2018
    O wow, nieźle:):):) Justyska, wybrnęłaś koncertowo, super:)
    "Popełnił błąd. Nie powinien nadawać jej imienia."- to zdanie bardzo ładne:) całość zresztą bardzo dobra. Brawo:)
    ("dodatkowe suki "? )
  • Justyska 09.04.2018
    Dzięki za odwiedziny i cieszę się, że się spodobało, a suki zaraz poprawię :)
  • Szudracz 09.04.2018
    Kurcze blade, ale metamorfoza. :) Podobało mi się podejście do sprawy. :)
  • Justyska 09.04.2018
    Dzięki wielkie :D
  • Elorence 20.04.2018
    Ale pomysł! Mega!
    Tak trochę przerażające... dobrze, że tylko obrósł w piórka i urosły mu sutki. Gorzej, jeśli zmniejszyłby się do rozmiarów kurczaka :P
    Tak to właśnie jest, jak ludzie chcą się bawić w Boga :)
    Super tekst :)
    Pozdrawiam!
  • Justyska 20.04.2018
    Dziękuję Elorence. Miałam dziś okropny dzień, dziękuję za zastrzyk energii:) w sam raz do poduszki.
    Pozdrawiam
  • MarBe 26.04.2018
    Eksperymenty genetyczne dokonywane w licznych laboratoriach owocują nieplanowanymi negatywnymi skutkami i pewnego dnia wypijemy to piwo.
  • Justyska 26.04.2018
    Co racja to racja. Myślę, że już powoli siorbiemy
  • Margerita 24.08.2018
    tekst mi się bardzo podoba nie ma to jak zaradny profesor co potrafi zrobić wszystko nawet uszczelkę załatać, by przez nią wiatr nie hulał pięć
  • Justyska 25.08.2018
    Dziękuję pięknie Margerito!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania