TW 3.0 #5 - Zabić bez kary? Umrzeć z perłami?

//Postać: Kolekcjoner pereł

Miejsce: Drewniana chatka z krwawą tajemnicą

Zdarzenie: Pośmiertny monolog//

 

Nienawidzę swojej pracy. Po prostu nienawidzę; nigdy jej z resztą nie lubiłem.

Słyszeliście kiedyś o jakimś kolekcjonerze pereł? Nie? Ja też nie. W zasadzie nigdy nie przejmowałem się takimi dziwakami. Mój ojciec był kucharzem - to dobry zawód. Całkiem opłacalny, przyjemny, dający uczucie spełnienia. Ja natomiast... No cóż, pochylam się nad śmierdzącym trupem wąsatego gościa. Miło.

Samo pochylanie na nic by mi się zdało. Mam też jego dziennik. Leżał na podłodze pomiędzy porozrzucanymi perłami i innymi badziewiami. Na szczęście nie pochłonęła go kałuża krwi, swoją drogą dość świeżej. Tak czy siak, nie jestem tu tylko po to by tracić siły na pisanie tych bzdur dla "nie wiadomo kogo". Czas wziąć się za lekturę tych prywatnych zapisków. Oczywiście mógłbym zapisać, że tylko je przeczytałem i chwilę odpocząć, ale traktuję, mimo wszystko, swoją pracę poważnie i zacytuję wszystkie fragmenty, które zaraz przeczytam. Syzyfowa praca, ale tego wymaga mój szef.

A wy, którzy to czytacie, okażcie trochę szacunku i upewnijcie się, że książka, którą czytacie jest z legalnego źródła. Wiem, głupia prośba, bo zdaję sobie sprawę, że większość z was kupuje te durne przedruki z Vallen'ven lub jakiejś innej wiochy, bo są o połowę tańsze, a moje reportaże i artykuły nie są, według was drodzy piraci, warte nawet złamanego grosza, ale ludzie, trochę litości. Z poprzedniego nakładu rozeszła się nawet nie połowa, a jak przechadzałem się tu i ówdzie, widziałem wyraźnie, że wiele osób, o wiele więcej niż liczba sprzedanych egzemplarzy, książki te posiada i czyta na moich oczach. Kurde, poprzedni miesiąc jadłem tylko chleb i spałem w karczmach, bo nie starczyło mi na czynsz. Nie wiem jak wy, ale tacy ludzie jak ja mają naprawdę ciężko i każda sprzedana książka jest naprawdę ważna. Tak czy siak, pewnie większość z was nawet nie spojrzała na ten akapit, więc wracam do meritum sprawy.

Czytanie z dziennika, rozdział pierwszy:

"1 dzień miesiąca żniw.

Właśnie wprowadziłem się do nowego domu. Mała chatka na obrzeżach miasta, z dala od zgiełku. Idealne miejsce dla mnie i dla moich małych skarbów. Kurier trochę się spóźnił, ale po dokładnym przeliczeniu jestem pewien: trzysta siedemdziesiąt siedem pereł. Wszystkie w idealnym stanie. Póki co trzymam je w kartonach, a jutro już powinny dotrzeć do mnie zamówione meble. Wybrałem drewno bukowe - uznałem, że tylko ten materiał jest godny przechowywania tego, co dla mnie najcenniejsze. Postanowiłem, że udam się wieczorem na mały spacer. Perły schowałem w piwnicy - jest chłodna i nieobudowana, ale wolę się zabezpieczyć. Chyba bym nie przeżył, gdyby coś im się stało.

 

9 dzień miesiąca żniw.

Już na dobre zakwaterowałem się w nowym lokum. Nie obyło się bez paru problemów, ale jestem zadowolony. Pogoda jest piękna jak nigdy dotąd i czuję, że może być tylko lepiej. Dodatkowo pewien znajomy wyjawił mi, że za dwa tygodnie w mieście odbędzie się aukcja przedmiotów antycznych. Zazwyczaj takie wydarzenia niezbyt mnie interesują, ale ten właśnie znajomy napomknął również, że na owej aukcji pojawią się starożytne perły z Alabastii. Być może w obecnej chwili mnie na nie nie stać, ale sam fakt tego, że będę mógł je zobaczyć na żywo sprawia, że wprost nie mogę zasnąć z podekscytowania. Nigdy nie sądziłem, że szukając spokoju znajdę coś, co tak bardzo przyspieszy mi tętno. Jak to mówi młodzież, jaram się jak czarownica na sztosie.

 

6 dzień miesiąca żniw.

To trochę niepokojące, bo dzisiejszego poranka, gdy liczyłem perły, zauważyłem, że brakuje trzech egzemplarzy. Przeliczyłem wszystko jeszcze kilka razy, ale nie mogło być mowy o jakimkolwiek błędzie. Zostałem okradziony! Sprawdziłem zamek od gabloty, ale nie było na nim choćby zadrapania. Najprawdopodobniej więc była to sprawka jakiegoś podejrzanego czaru. Oznaczało to tyle, że nie okradł mnie byle złodziej, a najprawdziwszy czarodziej! Natychmiast poszedłem z tą sprawą do straży miejskiej. Niestety nie chcieli zająć się tym zająć. Odprawili mnie mówiąc, że ze w związku z nad chodzącą aukcją (która, jak się dowiedziałem, jest naprawdę wielką imprezą) mają dużo na głowie, a w dodatku w tych stronach drobne kradzieże to coś powszechnego i gdyby mieli się zajmować wszystkimi tego typu sprawami, to nie starczyło by im rąk do pracy. Drobna kradzież? Też mi coś! Mógłbym tym panom wytłumaczyć ile te perły były warte, ale wolałem się nie angażować w sprzeczki z nieskutecznym wymiarem sprawiedliwości. Tak jak kiedyś powiedział mi stary przyjaciel, w tym kraju nie można polegać na służbach państwowych. Wszystko trzeba załatwiać samemu i to właśnie postanowiłem zrobić.

 

18 dzień miesiąca żniw.

Udało mi się zdobyć numer do Agencji Łowców. Nigdy nie słyszałem o tej instytucji, ale pewien zaufany znajomy twierdził, że są najlepsi i podejmują się każdej, nawet najbardziej kuriozalnej, misji. Po południowej herbacie postanowiłem zadzwonić na numer owej agencji. Miła pani z obsługi klienta przekierowała mnie do najbliższych łowców i wtedy rozpoczęły się negocjacje. W Vallen'ven znajdowała się aktualnie para najemników - Iris i Marco van Romerowie. Przedstawili się (każdy po kolei) jako jedni z najlepszych w tej branży. Zaufałem im i dokładnie opowiedziałem o moim problemie. Byli z początku lekko sceptyczni, bo zazwyczaj nie zajmują się takimi błahostkami, ale gdy uzgodniliśmy kwestie honorarium zgodzili się bez marudzenia. Umówiłem się z nimi na jutro, by przyszli i dokładnie obejrzeli, i zbadali gablotę. Przed pójściem spać jeszcze raz dokładnie policzyłem wszystkie perły. Brakowało dokładnie trzech.

 

19 dzień miesiąca żniw.

Łowcy przybyli na dokładnie umówioną godzinę. Ani chwili spóźnienia. Gdy rozmawiałem z nimi przez telefon wyobrażałem sobie ich zupełnie inaczej, ale nie miałem powodów do marudzenia. Wszystko lepsze niż straż miejska. Iris, za słuchawką ostra i wyrachowana, w rzeczywistości przypominała skacowaną bibliotekarkę. Nie inaczej było z Marco, który wydawał się być młodym, głodnym przygód awanturnikiem, a wyglądał jak nieogolony i zapuszczony pijak z karczmy. Tak czy siak, z całą moją serdecznością zaprosiłem ich do środka i pozwoliłem dokonać dokładnego zbadania szafki. Ja natomiast wyszedłem na zewnątrz i usiadłem na krześle przed domem i zagłębiłem się w lekturę cotygodniowej gazety. Minęło parę godzin i łowcy przyszli do mnie z wynikami oględzin bukowej gabloty. Tak jak podejrzewałem, kradzież została dokonana za pomocą czaru, w dodatku zakazanego w naszym państwie. Iris wyjaśniła mi, że zaklęcie to jest na tyle mocne, że jeszcze długo po użyciu zostawia ledwie widoczną magiczną smugę, która ciągnie się za jego użytkownikiem. Marco zaś napomknął, że w mieście przebywa znajomy mag, z którego pomocą z łatwością wytropią przestępce. Odetchnąłem z ulgą i zapłaciłem łowcom za dobrą robotę. Zażądali jeszcze dopłaty po uchwyceniu sprawcy, ale byłem gotowy na to poświęcenie. W gruncie rzeczy perły były dla mnie najważniejsze i nie mogłem puścić płazem tej okropnej zbrodni. Położyłem się spać po przeliczeniu wszystkich pereł. Brakowało dokładnie trzech.

 

21 dzień miesiąca żniw.

Rankiem dostałem SMS-a od łowców, w którym napisali, że pochwycili już sprawcę. Jak się okazało był to jeden z nielegalnych przemytników, który aktualnie przebywał w Dobrivein. To szmat drogi stąd, więc zupełnie się nie dziwię, że dopiero teraz go znaleźli. Napisali jeszcze, że wrócą w nocy następnego dnia, więc idealnie przed aukcją. Dzięki temu będę mógł spać spokojnie i z przyjemnością zachwycać się widokiem starożytnych pereł z Alabastii. Po południu zapaliłem fajkę i rozsiadłem się wygodnie w fotelu naprzeciw gabloty. Z nudów liczyłem moje skarby i tak samo jak poprzednio, brakowało trzech. Tym bardziej się cieszyłem, że już niedługo do mnie powrócą."

Niech to szlag. To już koniec. Następne strony są wyrwane, a ja nadal nie wiem jak zginął ten koleś. Przekichana sprawa... Mógłbym policzyć te wszystkie perły walające się po podłodze i sprawdzić, czy nie ubyło ich jeszcze więcej, ale myślę, że to chyba bez sensu. Jedyne, co wiem, to to, że w tę sprawę zamieszani są Marco i Iris van Romerowie i zapewne to oni są kluczem do rozwiązania krwawej tajemnicy tej drewnianej chatki. Tak czy siak, to chyba jedna z dziwniejszych spraw, jakie w ostatnim czasie miałem okazję opisywać. Zanim jeszcze zacząłem pisać te słowa dokładnie się przyjrzałem trupowi. Rana cięta na brzuchu. To wszystko. Na pewno nie umarł od razu. Musiał trochę pocierpieć, być może to była nawet kilkugodzinna agonia. I jeszcze ta wywrócona gablota. To na pewno nie była kradzież. Ktoś zabił tego kolekcjonera i zdewastował mieszkanie. Jeszcze gorsze jest to, że oprócz zabójcy najprawdopodobniej nie ma żadnych innych świadków. Ta chatka znajduje się na zupełnym odludziu i nie ma szans, że ktokolwiek mógł widzieć, to co się tutaj wydarzyło. Wygląda na to, że została mi tylko i wyłącznie rozmowa z tymi łowcami. No cóż, taka już moja praca...

 

***

Dobra, mam ich. Zapytałem przechodnia i wiem już, że zazwyczaj przesiadują w karczmie "Pod Skulonym Lisem". Nie mam czasu do stracenia, rozpoczynam rozmowę.

- Hej! - rzuciłem w przestrzeń - Kto z was to Marco i Iris van Romer?

- Tamci - wskazał palcem brodaty mężczyzna.

Podszedłem do wskazanego stolika.

- To wy jesteście tymi łowcami? - powiedziałem dosiadając się do nich.

Kobieta i mężczyzna. Tak jak pisał w dzienniku - skacowana bibliotekarka i pijak z karczmy.

- Nie musisz się tak na nas gapić - powiedziała Iris - Nasz wygląd to wina pracy, a nie genów.

Dobra jest. Od razu wiedziała, o czym myślę.

- Tak czy siak, wy jesteście Iris i Marco van Romer, prawda? - powtórzyłem.

- Van Hestia - poprawił mnie Marco.

- Ta, zmieniliśmy nazwisko. Romer już wyszło z mody - dopowiedziała Iris.

- Nie o to pytałem. Tak czy siak, uznaję, że tak - Spojrzeli na mnie jakoś dziwnie - Pamiętacie jeszcze zlecenie od kolekcjonera pereł, pana Karla Loovena?

- O co cię to obchodzi - odrzekł nieprzyjemnie Marco.

- Wiecie, pan Karl został zamordowany i szukam sprawcy.

- Nic o tym nie wiemy - odrzekła z zimnym wzrokiem Iris - Gdy kończyliśmy zlecenie jeszcze żył.

- Jesteś pewna? - Spróbowałem być tak przenikliwy jak ona - Coś mi się wydaje, że mnie wkręcacie.

- Łowcy nie mogą kłamać - Marco wyciągnął z kieszeni jakąś pogiętą kartkę - Możesz spojrzeć. To nasz kodeks.

Faktycznie. Tak było tam zapisane.

- Dobra, ale ten papier nic nie znaczy.

- Znaczy więcej niż myślisz - odrzekła chłodno "skacowana bibliotekarka" - Łowcy nigdy nie łamią swojego kodeksu.

- Dlaczego?

- Bo to bez sensu - Marco zapalił papierosa - Nie ma sensu być łowcą, skoro się nie przestrzega zasad bycia nim.

- Powiedzmy, że wam wierzę - usiadłem głębiej w drewnianym krześle - Jeżeli nie jesteście winny, to kto mógł go zabić?

- Ktokolwiek - stwierdziła Iris - Pewnie miał wielu wrogów.

- Wrogów? - W dzienniku nic o tym nie było.

- Gdy oglądaliśmy gablotę dokładnie się przyjrzałam tym jego perłom. Większość była kradziona.

- Skąd wiesz? - spytałem zaciekawiony.

- To jedna z umiejętności łowców. Potrafimy rozpoznać skradzione przedmioty - wyjaśnił Marco.

- I nic z tym nie zrobiliście? Nie przeszkadzała wam praca dla złodzieja?

- Nie. Pracowaliśmy już dla gorszych ludzi - powiedziała Iris - A poza tym to nie nasza sprawa.

- Nie wasza sprawa, mówicie - złapałem się za brodę - Jesteście pewni, że nie macie żadnych podejrzeń?

- Żadnych - Marco zgasił papierosa w popielniczce - Nic nie wiemy.

- Zupełnie nic - potwierdziła jego partnerka.

- Rozumiem - wstałem z krzesła - Jeśli byście się czegoś dowiedzieli możecie do mnie zadzwonić - rzuciłem im wizytówkę.

- Ta, jakby co będziemy dzwonić - rzuciła chłodno Iris.

- Bywajcie - pożegnałem się i wyszedłem z karczmy.

Porozmawiałem z nimi i nadal pustka. Ciągle nic nie wiem. Właśnie dlatego nienawidzę tej pracy. Ciągłe zapędzanie się w ślepy zaułek i sprawy nie do rozwiązania. Poddaję się. Wiecie, ten tekst i tak się sprzeda, więc sądzę, że nie będę już tego ciągnął. Lepiej pójdę do domu i przeczytam ten dziennik jeszcze raz. Może mi coś umknęło. Albo po prostu przeczytam starsze zapiski. Tak czy siak, moja opinia się nie zmieniła. Mogłem, tak samo jak ojciec, zostać kucharzem. Wyszedłbym na tym o wiele lepiej. Tak czy siak, sprawę uważam za zamkniętą. No, przynajmniej na razie.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (30)

  • Ritha 16.10.2018
    HALO!

    Tu jest opko bez komcia!
    Komciować, ludzie!
  • Pan Buczybór 16.10.2018
    Czyli tak się zdobywa czytelników?
  • Ritha 16.10.2018
    Pan Buczybór tak!
    Pacz nizej.
  • Ritha 16.10.2018
    GŁUPIA DUPA


    *słowo klucz)
  • Pan Buczybór 16.10.2018
    Ritha o, teraz to się zlecą jak muchy
  • Enchanteuse 16.10.2018
    Ritha xDD
    Pamiętam.
  • Ritha 16.10.2018
    Enchanteuse xDD
  • Pan Buczybór 16.10.2018
    Dobra, a teraz komentarze o tekście
  • Ritha 16.10.2018
    No, takze ten. Ja juz jestem po robocie dzis. Przyjde rano ;)
  • Pan Buczybór 16.10.2018
    Ritha będę czekał
  • Ritha 17.10.2018
    Bucz, pamiętam, daj mi jeszcze godzinkę
  • Ritha 17.10.2018
    Uwaga, czytam, uroczyście.
  • KarolaKorman 16.10.2018
    ,, czarownica na sztosie.'' - jeżeli to nie celowe, bo nie wiem, jak mówi młodzież, powinno być: stosie :)
    ,,6 dzień miesiąca żniw.'' - tutaj się zastanawiam, czy nie pomyliłeś cyferek. Chyba że czytasz na wyrywki
    ,,że ze w związku z nad chodzącą aukcją '' - nadchodzącą
    ,,z którego pomocą z łatwością wytropią przestępce.'' - kogo?, co? - przestępcę
    ,,- powiedziałem dosiadając się do nich.'' - po powiedziałem przecinek
    ,,- O co cię to obchodzi'' - tu bardziej pasowałoby: A co.. i pytajnik na koniec, chyba że uznałeś to za stwierdzenie
    ,,Jeżeli nie jesteście winny,'' - winni
    W dialogach, po wtrąceniu kropki, bo zaczynasz kolejne zdanie po pauzie
    Mnie się bardzo podobało :) Takie opowiedzenie jednego dnia pracy i to ciekawej. Może śmierdzącej, ale ciekawej :)
    Lubię takie otwarte zakończenia, bo można podumać, co było przyczyną zdarzenia, które opisałeś.
    Zostawiłam 5 :)
    Pozdrawiam :)
  • Pan Buczybór 17.10.2018
    aj, błędy... Dobra, poprawię później. Dzięki za komentarz
  • Ritha 17.10.2018
    A więc jestem :)
    Pierwszy akapit – dobry start. Zaciekawia od pierwszych zdań.

    nie jestem tu tylko po to by tracić siły na pisanie tych bzdur dla – przecinek bym walnęła, przed „by”
    tych prywatnych zapisków. Oczywiście mógłbym zapisać, że tylko je przeczytałem – zapisków/zapisać, powtórzenie, być może celowe, ale mi się gryzie
    mimo wszystko, swoją pracę poważnie i zacytuję wszystkie – tutaj to samo, wszystko/wszystkie
    A wy, którzy to czytacie, okażcie trochę szacunku i upewnijcie się, że książka, którą czytacie jest – znów, czytacie 2x

    Tak czy siak, pewnie większość z was nawet nie spojrzała na ten akapit, więc wracam do meritum sprawy – hahaha, dobry myk, autoironia, lubię

    Zapiski z dziennika tez lubię, jakoś podświadomie bliska człowiekowi forma.

    1 dzień miesiąca żniw – git (wole słownie cyfry, ale skoro to dziennik, w dzienniku raczej nei byłoby słownie, więc do przyjęcia)

    Hm, narracja i klimat sprawiają, że czytałabym i czytałabym.

    Nigdy nie sądziłem, że szukając spokoju znajdę coś, co tak bardzo przyspieszy mi tętno. Jak to mówi młodzież, jaram się jak czarownica na sztosie – heh, git

    W ogóle świetnie wykorzystany zestaw. Świetnie.
    „To trochę niepokojące, bo dzisiejszego poranka, gdy liczyłem perły, zauważyłem, że brakuje trzech egzemplarzy. Przeliczyłem wszystko jeszcze kilka razy, ale nie mogło być mowy o jakimkolwiek błędzie. Zostałem okradziony!” – ludka też dobrze odmalowałeś

    Niestety nie chcieli zająć się tym zająć – jedno out
    „Odprawili mnie mówiąc, że ze w związku z nad chodzącą” – że w* związku
    Myślę, ze brakuję też kilku przecinków, czasem mi się tak majaczy, ze tu i tu powinien być, ale nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, wiec daruję sobie mądrości ;)

    Iris i Marco van Romerowie – cudne imionka
    Przedstawili się (każdy po kolei) jako jedni z najlepszych w tej branży- nawias całkiem spoczi, w każdym razie – wywołuje uśmiech

    „raz dokładnie policzyłem wszystkie perły. Brakowało dokładnie trzech.
    19 dzień miesiąca żniw.
    Łowcy przybyli na dokładnie umówioną godzinę” – 2 x dokładnie, masz sporo tych powtórzeń, spróbuj potraktować synonimami

    „wyszedłem na zewnątrz i usiadłem na krześle przed domem i zagłębiłem się w lekturę cotygodniowej gazety” – 2 x „i”, może „wyszedłem na zewnątrz i usiadłem na krześle przed domem, zagłębiając się w lekturę cotygodniowej gazety”

    „z którego pomocą z łatwością wytropią przestępcę” – przestępcę*

    ‘W gruncie rzeczy perły były dla mnie najważniejsze i nie mogłem puścić płazem tej okropnej zbrodni. Położyłem się spać po przeliczeniu wszystkich pereł. Brakowało dokładnie trzech” – nie no, genialny jest gostek i to powtarzające się stwierdzenie „Brakowało dokładnie trzech”

    że już niedługo do mnie powrócą." – kropka za cudzysłów

    - Hej! - rzuciłem w przestrzeń – Bucz, kreski, za dobrze piszesz, by nadal stosować krótkie. Weź to pozmieniaj na takie —, wspaniałe, długie niczym palce ginekologa, krechy dialogowe.

    „- Nie musisz się tak na nas gapić - powiedziała Iris - Nasz wygląd to wina pracy, a nie genów” :D

    Póki była narracja było bardzo dobrze. Było świetnie. Gdy zaczął się dialog, zaczęły się schody. Tzn. nie! Po kolei – najważniejszą rzeczą, według mła, w dialogu jest naturalność i Ty tę naturalność w dialogu stosujesz, ale rozmowa trąca/jest na granicy przegadania. Po pierwsze jest zbyt długa, by nie wpleść w to pobocznej, choćby śladowej, ale jednak narracji. Po drugie obczaj tutaj:
    „- Znaczy więcej niż myślisz - odrzekła chłodno "skacowana bibliotekarka" - Łowcy nigdy nie łamią swojego kodeksu.
    - Dlaczego?
    - Bo to bez sensu - Marco zapalił papierosa - Nie ma sensu być łowcą, skoro się nie przestrzega zasad bycia nim”
    - takie prowadzenie typy – jeden ludek coś mówi, drugi rzuca słowo-pytanie, w stylu: dlaczego/po co/jak/kiedy itp.,, a na to znów ten pierwszy odpowiada, to ma sens jeśli jest natężenie napięcia, a tutaj nie ma. Tu można by:
    „- Znaczy więcej niż myślisz - odrzekła chłodno "skacowana bibliotekarka" - Łowcy nigdy nie łamią swojego kodeksu. Wiesz… nie ma sensu być łowcą, skoro się nie przestrzega zasad bycia nim” czy jakoś tak. Piguła. Mniej często znaczy lepiej.

    Zakończenie – nie doszliśmy do niczego, więc ja, jako czytelnik, czuję lekkie rozczarowanie. Uciąłeś, szkoda.
    Reasumując – dziennik jest prześwietny, stworzenie postaci tego faceta także, historia miała potencjał, potem wjechał dialog i urwanie przy końcu. Wiesz – jest to jakaś baza, jeśli nie miałeś od razu pomysłu na zamkniętą historię, można było zrobić z tego cz. 1 i pociągnąć w następnej (przemyśl).
    Trochę błędów jest, ale ogólnie klimat mi się podobał.
    4+, dałam 5
    Pozdro, Bucz :)
  • Pan Buczybór 17.10.2018
    Błędów tyle, bo pisałem wieczorem i wolałem iść spać, zamiast poprawiać :v Tym bardziej dzięki za komentarz, bo zaoszczedziłaś mi szukania błędów. No, i kreski też wymienię.
    A co do ucięcia historii... Przyznam się, pod koniec już mi się trochę nie chciało :) Nie wiem, nie lubię tak dłubać przy tekstach opublikowanych i wystawionych na pożarcie.
    Tak czy siak, padam na kolana i dziękuję wielce!
  • Ritha 17.10.2018
    "Błędów tyle, bo pisałem wieczorem i wolałem iść spać, zamiast poprawiać" - trzeba było iść spać, a poprawić i opublikować na drugi dzień ;)

    " No, i kreski też wymienię" - super

    "A co do ucięcia historii... Przyznam się, pod koniec już mi się trochę nie chciało" - czuć to. i tu patrz dwa zdania wyżej.

    A przecież historia mogła się zamknąć, nie wiem, - tym, że Ta dwójka zabiła tego pana, celem kradzieży drogocennych pereł, ale okazało się, np. że to żadne perły, więc je oddali (musiały perły być na miejscu zbrodni, bo by kolekcjoner pereł nie był zasadny). I zakończyć się mogło bym, ze według zapisków z dziennika, a tego, co nasz kolekcjoner zastał ilość się nie zgadza. I na koniec : "Brakowało dokładnie trzech".
    I wtedy masz niedopowiedzenie odnośnie tych trzech, intrygujących pereł, a masz wyjaśniona śmierć chłopa. To jedynie przykład, możliwości jest duzo. Mógl nie wytrzymać ich braku i się zabić.

    Idz w jakość Bucz, w dopracowane historie, bo zauwazam u Ciebie mix smykałki do pisania i niedbalstwa. Najlepsze teksty pisałam kilka dnia, to musi polezakować, musisz miec czas przemyślec, wrócić do nich, pogrzebać.
    Inaczej bedzie dupa.
  • Ritha 17.10.2018
    dni*
  • Ritha 17.10.2018
    W sensie ten facet (ten ie wiem, śledczy?) by nie był potrzebny. Tzn. byłby, bo trup, ale te perły musialy tam być. Poebało mi się. Kolekcjoner to ten od dziennika.
    Hm, tu tez lekka zamotka, bo na początku, nie wiem czemu, pomyslałam, ze obaj kolekcjonuja perły.
    Może jestem zamotana.
  • Ritha 17.10.2018
    Nie! On jest pisarzem!
    Boże... kim on jest?
    Tak sie skupiam na językowo0-technicznych aspektach, ze czasem mi cuś umyka.
  • Pan Buczybór 17.10.2018
    Ritha "Idz w jakość Bucz, w dopracowane historie, bo zauwazam u Ciebie mix smykałki do pisania i niedbalstwa." - o właśnie, to muszę u siebie zwalczać. Teraz będzie kolejne TW, więc tak jak pisałaś, napiszę sobie jednego dnia, chwilę zostawię i będę dopracowywał pomału, a nie na ostatnią chwilę. Znaczy, zazwyczaj tak robię, ale tak jak napisałaś, to nadal jest miks :)
  • Ritha 17.10.2018
    Git, 3mam kciuky :)
  • Witamy kolejny tekst! :)
  • Dekaos Dondi 17.10.2018
    Zwróciłem uwagę na pewien szczegół. Nie wiem czy celowy. Łowcy: nie skłamali, ale zabić: mogli.
    Rzekli: "Gdy kończyliśmy zlecenie, jeszcze żył" - to było prawdą. A gdy skończyli.
    P.S. Trochę za dużo: się→ czasami. Ale mam na tym tle odchyłkę. :~)) Pozdrawiam→4+
  • Pan Buczybór 17.10.2018
    pozdro również!
  • Nachszon 17.10.2018
    Sprawne, wartkie. Jak już byłem w zapiskach, to zapomniałem, że w nich jestem i potem po łbie dostałem wiedzą, że to zapiski. Magia wprowadzona ot tak, swobodnie, bez huku, bez szumu, naturalnie. Wciąga w nurt, nie nudzi. Bardzo ładnie pisane.
  • Pan Buczybór 17.10.2018
    dzięki bardzo
  • Witaj!
    Co sądzisz o:
    1. Wrzuceniu gatunków do zdarzeń? Np. "Napisz horror".
    2. Pisaniu TW w parach? Dla chętnych. Dwie opcje:
    - tworzenie jednego zestawu z dwóch otrzymanych i każdy pisze osobno
    - tworzenie jednego zestawu z dwóch otrzymanych i wspólnie pisanie jednego tekstu (publikacja: tekst zostaje podzielony na pół, aby każdy mógł go opublikować u siebie, musi mieć ten sam tytuł oraz informację z kim został pisany)
    3. Numer zdarzenia przestaje wpływać na kolejność. Obecni na niedzielnym obdarowywaniu wybieraliby zestawy w kolejności przybycia. Oczywiście, każdy otrzymałby zestaw. Nieważne, czy byłby obecny, czy też nie.
    4. Czy masz inne pomysły na zmiany w TW?

    Daj znać w tym wątku:
    http://www.opowi.pl/forum/zabawa-slowami-w273/

    Pozdrawiamy!
    PS: Jeśli jeszcze masz ochotę dorzucić coś swojego do pul (postacie, miejsca, zdarzenia) to śmiało wrzucaj do tego samego wątku, co odpowiedzi na pytania z ankiety :)
  • Elorence 11.11.2018
    O! Szkoda, że tak późno tu przybyłam, ale bardzo mi się podobało :) Przeczytałam szybko i kurde, nagle nastąpił koniec... A szkoda, bo myślałam, że dowiem się kto go zabił. W ogóle co za koleś hipokryta. Nikt nie może go okraść, ale on okradać innych może...
    W ogóle w ciekawy sposób ugryzłeś temat. Czegoś takiego bym się nie spodziewała. Jak najbardziej na plus!
    PIąteczka i pozdrawiam :)
  • Pan Buczybór 11.11.2018
    Dzięks

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania