TW #5 - Niepotrzebny
Postać: Gruby spocony facet
Zdarzenie: W żółwim tempie
Nie będzie żadnej drogi. Ten grubas nigdzie się nie ruszy.
Wydaje się, że umiera. Ciężko oddycha. Nieregularny ruch klatki piersiowej strzepuje okruchy dawno pochłoniętych chipsów z przepoconego podkoszulka. Powoli się dusi, próbuje złapać oddech swoimi wielkimi ustami. Jest jak ryba wyjęta z wody. Bezradny. Opuszkami palców próbuje dosięgnąć porzuconego na podłodze pilota. Może chociaż uda mu się obejrzeć ulubiony program zanim wyzionie ducha? Nie, cel jest za daleko. Ledwo dotyka plastiku, nie ma szans, że go złapie. Gasnący wzrok zwrócił się w sufit. Pleśń okręca się wokół zepsutego wiatraka. Wilgoć pochłania jego plecy. Wszystko wokół gnije, on też, tyle, że boleśniej. Zlizuje z podbródka ostatnią kroplę coli. Smak krwi miesza się z cukrem. Skąd krew? - pomyślał. Nie, to nie jest teraz ważne. Nie może się ruszyć. I tak nie dałby rady wstać, ale teraz nic nie czuje. Neuronowa pustka. Tylko jego głowa. Ostatni bastion woli. Powoli wygasa, obraz staje się mętny, prześwietlony. Przypomina sobie, próbuje przynajmniej. Grubas nie chce umrzeć bez ostatniej myśli. To niegodne nawet dla kogoś, kogo ledwo można nazwać człowiekiem. Szuka dobrej przystani. Wędruje. Mógłby sobie przypomnieć rodzinę, jakby kiedykolwiek jakąś miał. Mógłby sobie przypomnieć dziewczynę, gdyby którakolwiek go kiedyś zechciała. Mógłby sobie przypomnieć szczęśliwe życie, gdyby cały czas nie umierał w rozpaczy. Droga. Tylko to wspomnienie mu pozostało. Potworny wyścig po skwierczącej jak jajko na patelni pustyni. Już tam jest. Powoli idzie. Słyszy cichy krzyk:
Start!
Odnowa. Jest pełen sił. Już nie sapie ze zmęczenia. Jest tylko gruby, tak jak zawsze. Nerwowo się rozgląda. Nie pamięta, po co. Jest tylko asfalt i nicość. Musi iść, bo nic innego. Zaczyna dostrzegać ludzi. Jeszcze się nie ruszył, ale oni idą. Kilka metrów przed nim. Rusza. Chce ich dogonić, bo nic nie wie. Powolne kroki, choć dla grubasa to już sprint.
Upada po raz pierwszy.
Niebo stało się ametystem. Zabarwiło się fioletowym blaskiem. Łapie obraz jego łysiny i przekazuje go pustyni, by dobrze zapamiętała jego porażkę. Podchodzi dziewczyna. Grubas nie chce pomocy, choć jej oczy wypełnia dobroć. Głęboki pocałunek z asfaltem niebezpiecznie się przedłuża. Nieznajoma się nachyla, wyciąga gładkie, czułe dłonie. Sygnał ostrzegawczy. Otyły prosiak nie chce litości. Podpierając się ramionami wstaje, otrzepuje się z kurzu. Dziewczyna jest pod wrażeniem. Nie wierzyła w niego. Sądziła, że jej pomoc jest niezbędna.
Zmęczony mężczyzna rusza dalej. Kolana go bolą od upadku, a prawy polik pokrył pył. Słońce pali zielone oczy, a potargany podkoszulek boleśnie ociera się o spoconą skórę. Teraz idzie wolniej, nie chce wykorzystywać pełni energii. To jego jedyne wspomnienie, więc musi je szanować, delektować się jego ważnością. Dziewczyna ruszyła za nim. Podziwia każdy krok giganta, docenia jego upartość i siłę włożoną w wędrówkę. Mogłaby już wrócić do pozostałych, do tych, co już zdążyli uciec za horyzont, ale zostaje z nim. Zawsze miała słabość do słabeuszy. To oni ją zaciągnęli, choć tak bardzo ich wszystkich kocha, na to okropne, beznadziejne dno. Nie żałuje swojej decyzji, ale chciałaby rozpaczać. Skrucha zapewniłaby jej miejsce z przodu, mogłaby się cieszyć blaskiem akceptacji, ale jej serce żąda cierpienia. Idzie więc z tą żałosną istotą, bo ona też chce być żałosna, choć nikt tego nie pożąda. Dotknęła jego miękkich, tłustych pleców, tak że nawet nie zauważył tego dotyku i uśmiechnęła się lekko. Grubas jakby trochę przyśpieszył; przez ułamek sekundy widział niewyraźną sylwetkę na horyzoncie. Ona nie musi, bo i tak wyprzedza go o kilka centymetrów, choć idzie najwolniej jak może. Przez chwilę wskoczyła przed twarz grubasa i zobaczyła na niej determinacje. Zdążyła czmychnąć na bok, a on niespodziewanie upadł.
Tak jak upada niechciana skała.
Znowu chciała mu pomóc, ale zjawił się ktoś inny. Stoi nad gorącym ciałem i patrzy. Jest tylko kaktusem, ale rozumie, co to ból, bo on jest bólem. Wyciąga kolce, tak jakby chciał go otulić, ale tylko go krzywdzi. Dziewczyna próbuje to powstrzymać, odpycha kolce, ale los chce inaczej. Niemy strażnik pustyni chce powitać nowego skazańca. Igły przenikają przez podkoszulek, wbijają się w miękkie, naprężone mięśnie. Kaktus czuje tę siłę, która popycha trupa do działania. Towarzyska grubasa wyciąga kolec po kolcu, chce uratować ciepłe ciało. Nic to jednak nie daje, bo kaktus jest nieustępliwy. Nie ma zamiaru porzucić swojego gościa. Mężczyzna jednak po chwili wstaje, łamiąc wbite w niego igły ciężarem swego ciała. Naprężone plecy wyrzucają obce pragnienia. Jest już na nogach, w blasku swojej żałości. Kaktus się wycofuje, chowa swoje żądze. Dziewczyna dokładnie ogląda skórę. Tylko dziury w podkoszulku. Nie ma krwi. Grubas nie chce czuć bólu. Chowa go w sercu, by nie zmartwić towarzyski, której prawie nie widzi, bo nie odwraca głowy od drogi. Rusza, umierając z każdym krokiem.
Tym razem, na szczęście, nie upada.
Idzie hardo, powoli, skutecznie. Każdy krok jest bezcenny, a słońce jest coraz gorsze. Niebo barwi się krwią śniących. Nie zmienia koloru, ale jego natura staje się dziwniejsza. Grubas to czuje, dziewczyna jest zbyt czysta, by mogła to dostrzec. Idą razem, choć tak naprawdę idzie tylko jedno. Towarzyszka się pogrąża. Za długo jest wśród niewdzięcznych mięczaków. Ostatni człowiek, którego mogli jeszcze dostrzec zniknął za horyzontem. Droga stała się ich własnością. Są samotni, milczący i martwi. Grubas się nie poddaje, ale ona zaczyna mieć wątpliwości. Za bardzo kocha słabość, by się z nią bratać. Przyśpiesza, wraca do tempa ludzi. Waha się. Przez moment zwalnia, nie chce teraz odchodzić, ale spocony wielkolud machnął głową. Może odejść, to mówią niewyraźne zmarszczki na jego twarzy. Dziewczyna odchodzi. Zostawia na asfalcie jedną ze swoich łez. To pamiątka. Jeśli grubas do niej dojdzie, będzie wiedział, że to rzecz człowieka. Taka jest jego rola. Gdzieś dojść, gdy wszyscy już odejdą. Po paru minutach nieznajoma znika za horyzontem. Nikt nawet nie mrugnął przy jej odejściu. Został tylko cień porzucony na granicy horyzontu.
Upada po raz ostatni, bo nie ma już nic.
Tym razem nie wstaje, bo jest w swoim pokoju. Umiera, tak jak było mu przeznaczone. Wspomniał, co było przed śmiercią, by wrócić do śmierci. Nie może nawet włączyć telewizora. Smutne. Oddech miesza się z kurzem, bo jego ciało jest właśnie tyle warte.
Odchodzi, jakby w ogóle nie odszedł.
Odszedł, choć nigdzie nie doszedł, bo nie dano mu szansy.
Spoczywanie w Spokoju odwróciło głowę, przegrywając w pokera z Nieistnieniem.
Komentarze (33)
Krzesełko pętelka na szyje i odkopnąć
...
Daję 4 bo sorry, ale jak już 5 takie tw się czyta to już klimat nie przekonuje
Pozdrawiam
Ej sorry
Tekst nie jest zły dlatego 4
Co nie zmienia faktu że w tym morzu pesymistycznych opowiadań
Traci on trochę na swojej mocy - niestety
Możliwe też że trochę przesadzam, ale staram się nie oceniać tego co czytam nieuczciwie
Uczucie po przeczytaniu było warte 4 więc i 4 zostawiłem
Chylę czoła jeśli kogoś uraziłem
Pozdrawiam
No to miło że się rozumiemy
Uważam, że Wasze podejście jest troche nie fer.
Wkoncu każdy pisze to jak chce. A że chwilowo jest moda na smutek to dlaczego ktoś ma tak nie pisać. Bo co ktoś już napisał o śmierci? Bo ktoś już napisał o depresji? To czyli ja już nie mogę o tym napisać. Taka zabawa to bardziej w piaskownicy. Okej dużo smutnych opków, ale nie powinno się oceniać czyjegoś opowiadania przez pryzmat innych. Bo każdego powinno się oceniać indywidualnie. Skoro tak bardzo Was męczy takie czytanie, to przecież jest milion innych opek. Wystarczy wejść w zakładkę śmieszne i tam napewno coś znajdziecie.
„Powoli się dusi, próbuje złapać oddech swoimi wielkimi ustami. Jest jak ryba wyjęta z wody. Bezradny. Opuszkami palców próbuje dosięgnąć” – 2 x „próbuje”
„Pleśń okręca się wokół zepsutego wiatraka” – to fajne, ciekawe
I dalej też, turpistycznie, fajne, pociachane, coś a'la dynamiczne opisy statycznych scen, git.
„Grubas nie chce umrzeć bez ostatniej myśli. To niegodne nawet dla kogoś, kogo ledwo można nazwać człowiekiem. Szuka dobrej przystani. Wędruje. Mógłby sobie przypomnieć rodzinę, jakby kiedykolwiek jakąś miał. Mógłby sobie przypomnieć dziewczynę, gdyby którakolwiek go kiedyś zechciała. Mógłby sobie przypomnieć szczęśliwe życie, gdyby cały czas nie umierał w rozpaczy. Droga” – to też w moje gusta
Słodzę, słodzę, zaraz coś znajdę, żeby się przyczepić. :P
Dalej jest coraz bardziej onirycznie, wciąż mi się podoba, cyklicznie podkreślanie otyłości bohatera również na plus.
„Towarzyska grubasa wyciąga kolec po kolcu” – Towarzyszka*
Ok, na dłuższą metę ten pociachany opis aż prosi się o dłuższe zdania. Ja rozumiem, że tak go wystylizowałeś, ale (moim zdaniem) to nie sprawdza się na zbyt dużej przestrzeni, a przynajmniej sprawdza się gorzej niż w krótszych fragmentach. To taki pół-zarzut, bo ogólnie opowiadanie mi siadło. Jest takie… inne.
Pozdrawiam, Bucz :)
W każdym razie bardzo nowatorskie i sugestywny ujęcie, które mi bardzo siadło.
Jeszcze jakbyś doczekał kilka dni, żeby tekst zatarł Ci się w pamięci i wrócił badając pod kątem czasów i tam gdzie masz przeszły, rozważył ciągłość teraźniejszego.
Barfzo dobra robota.
Ukłony
Faktycznie klimat tego TW mocno depresyjny, ciekawe czemu tak. Ale nie zmienia to faktu, że Twój tekst jest świetny.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania