Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
TW # 9 – Bez wymówek
Postać: Pedofil podofil
Zdarzenie: Uzależnienie od lenistwa
Gatunek: coś pomiędzy pamiętnikiem a retrospekcją
Przyszedł dzień, kiedy zwyczajnie dotarło do mnie, że jestem kimś, kogo wcale nie znam i nie chcę poznawać. To było jak przebudzenie ze śpiączki, tylko że ciąg dalszy nie był szczęśliwy.
Ale zacznę może od początku, mimo że sam nie wiem, gdzie go szukać. Może jeszcze w szkole podstawowej? Wspomnienia z tamtego okresu wciąż pozostają żywe, choć zabijałem je setki razy.
W ciepłe, wiosenne dni przerwy spędzaliśmy na podwórku. Chłopcy uganiali się za dziewczynami, próbowali zaglądać pod spódnice, ciągnęli za włosy, wrzucali pasikoniki za koszulki. Wszyscy prócz mnie. Nie to, że nie chciałem, zwyczajnie byłem zbyt nieśmiały. Z przyjemnością za to obserwowałem poczynania kolegów. Lubiłem patrzyć, jak wymyślają co chwilę nowe psikusy, a dziewczyny uciekają z piskiem, czasem z płaczem na końcu nosa. To było słodkie. Niewinne. To było prawdziwe w przeciwieństwie do całej reszty mojego popapranego życia.
Czas leciał, podstawówka została z tyłu wraz z cząstką naszego dzieciństwa. Poszliśmy dalej. Wymyśliłem sobie, że w przyszłości będę pracować przy komputerze, żebym czasem nie musiał spędzać zbyt dużo czasu wśród ludzi, więc wybrałem klasę informatyczną. Pamiętam, że kolega śmiał się, że to miejscówka dla pedałów. Nie rozumiałem, co go tak bawi, aż do pierwszego dnia szkoły, kiedy spostrzegłem, że w grupie jest tylko jedna dziewczyna! Na dodatek brzydka. Oj, nie miała lekko, oj nie. Wciąż musiała udowadniać, że potrafi, że wie, ale w końcu się przepisała i zostali sami faceci. Niektórzy narzekali (szczególnie ci, którzy jej dokuczali) , że teraz to już totalnie do bani, bo same chłopy, ale mi to nie przeszkadzało. Nawet zaczynałem myśleć, czy może faktycznie jestem gejem, skoro nie marzę o dziewczynie?
Liceum przetrwałem jako singiel, choć, co zaskakujące, miałem powodzenie. Płeć przeciwna wykazywała zainteresowanie moją osobą, tylko ja jakoś nie. To znaczy: nie interesowała mnie płeć przeciwna, ale sam siebie też niewiele obchodziłem. W sumie to dość skomplikowane jak życie każdego nastolatka. Dopiero na studiach poznałem Paulę. Nie byliśmy wprawdzie typową parą, ale przyjaźniliśmy się bez zobowiązań. Ot, na luzie. Pomyślałem, że skoro uprawiam seks dla seksu, to chyba jednak jestem normalny. Ulżyło mi, choć wciąż czułem, że coś jest nie tak. Nie rozumiałem, o co tyle zamieszania. Fajnie jest tak sobie pobzykać, ale żeby zaraz jakieś halo z tego powodu, to nie bardzo. Chociaż muszę przyznać, że Paula była wyjątkową osobą. Udzielała się w samorządach, organizowała zbiórki pieniędzy, kiermasze i inne takie, by pomóc chorym dzieciakom. Szanowałem to i w miarę możliwości zawsze się dorzucałem. Wszystko jakoś się kręciło do dnia, kiedy na jej prośbę poszedłem na oddział dziecięcy przebrany za klauna. Większość dzieci spłoszona chichotała pod kołdrami, gdy siliłem się na bycie zabawnym (to nie w moim stylu, zawsze byłem ponurakiem). W końcu jednak pewna dziewczynka odważyła się usiąść na moich kolanach. Poczułem jej zapach i miękką skórę. Ogólnie to, co poczułem, przeraziło mnie. Ten ogień w środku… Oczywiście nie przyznałem się do tego Pauli, kiedy odmawiałem kolejnych wizyt u dzieci. Koniec końców obraziła się na mnie i zostałem sam z tym wspomnieniem. Prześladował mnie zapach niewinności małej pacjentki i myśl o opiece nad nią. Wracały wspomnienia ze szkoły podstawowej, przypadkowe muśnięcia na przerwach i te wszystkie głupkowate psoty.
Lubiłem wracać do tamtego świata. To były fajne czasy. Rodzice mieszkali razem, jeszcze nie wspominali o rozwodzie. Nawet nie przechodziło mi przez myśl, że pewnego dnia tata się wyprowadzi, a na jego miejsce przyjdzie Rysiek Despota. Przecież takie rzeczy zdarzają się innym, w innych rodzinach, tych złych, ale nie u mnie! O, co to, to nie! Ale stało się, gdy poszedłem do ogólniaka, było już tylko gorzej. Teraz wiem, że to wtedy moja nieśmiałość pogłębiła się. Byłem jak studnia bez dna. Słuchałem wszystkich dookoła, ale sam nic o sobie nie mówiłem. Robiłem tajemnice z niczego, jakbym przeczuwał, że czai się we mnie pewna niewłaściwość.
Kiedy Paula odeszła, stałem się samotnikiem. Dużo czasu spędzałem przy komputerze. Uczyłem się programowania. Jadłem i spałem. Przybyło mi kilogramów i nawet nie wiem, kiedy z chuderlaka stałem się typem misia. Pochłonęło mnie lenistwo. Skończyłem z bieganiem i basenem. Dziwne, że choć nie kochałem Pauli, to bez niej traciłem grunt pod nogami, jakby mój skrupulatnie układany świat powoli zaczynał się rozsypywać, a ja, zamiast patrzeć przed siebie, wciąż wracałem pamięcią do tych beztroskich, szkolnych chwil, słyszałem pisk dziewcząt i chichot chłopców. Aż pewnego dnia, błądząc po parku, przysiadłem na ławce koło placu zabaw. Obserwowanie roześmianych dzieci sprawiało mi radość, ale nie tylko. Było lato, dziewczynki nosiły krótkie spodenki, spódniczki. Bawiły się, robiły fikołki, nieświadomie odsłaniając kolorowe majteczki. To, co wtedy się ze mną działo, było nie do opisania. Nie chciałem jak jakiś zbok masturbować się w krzakach, więc szybko szedłem do domu. Mieszkanie wynajmowałem razem z Paulą, ale jej ciągle nie było, a na każdy weekend wyjeżdżała do rodziców. Miałem swobodę. Oczywiście wszystko zwaliłem na stres, przemęczenie i brak seksu, a w końcu na Paulę, tak też przestałem się do niej odzywać.
Czekałem na zimę. Miałem nadzieję, że jak nie będę widział bawiących się dzieci, to jakoś minie ten dziwaczny okres, że na pewno poznam fajną dziewczynę i znów będzie normalnie. I właśnie wtedy zapukała ona. Miała może dziewięć lat, dwa czarne warkocze i zwiewną sukienką. Zapytała o Olę, wiedziałem, że pomyliła piętra i powinienem jej o tym powiedzieć, ale odruchowo zaproponowałem, by weszła napić się czegoś zimnego. Pamiętam, że tego dnia było bardzo gorąco. Nalałem soku tej ufnej istotce i usiadłem obok. Blisko. Zbyt blisko. Chciałem poczuć zapach dziecięcego ciała. To pragnienie było silniejsze ode mnie, a jednocześnie naturalne, jak oddawanie porannego moczu. Pytałem, czy chłopcy ją zaczepiają. Milczała, rumieniąc się. Na pewno, jesteś piękna, domyślam się, że ciągną cię za te lśniące warkocze, i łaskoczą po stopach. Mam rację, prawda? Tak mówiłem i mówiłem, a ona nie przerywała aż do momentu, kiedy wypiła sok. Wtedy wstała i zapytała o pokój Oli. Postawiony pod murem wytłumaczyłem, że to pomyłka. Śmiała się i powiedziała, że będzie wpadać czasem na sok, jak Oli nie będzie i pobiegła piętro wyżej.
Sąsiadka z góry była równie urocza, ale niesamowicie nieśmiała. Niestety często słyszałem krzyki dochodzące z jej mieszkania. Na korytarzu zawsze mijała mnie ze spuszczoną głową. Dlatego ucieszyłem się na myśl, że ma taką miłą koleżankę jak Zosia. Tak Zosia. Mój pierwszy gość.
Uwielbiałem jak wpadała do mnie na orzeźwiający napój. Zawsze pilnowałem, by nie zabrakło. Kupowałem różne smaki, ale szybko zorientowałem się, że najbardziej lubiła jabłkowy. Nasze spotkania trwały w niewinności naiwnych rozmów, aż do momentu, gdy zapytała o czekoladę…
To, co później robiłem, nie było dobre, ale ona nie protestowała, a ja nie potrafiłem przestać. Usprawiedliwiałem się, że to tylko chwilowe, ze zaraz skończę studia, przeprowadzę się, zmienię środowisko, znajdę dziewczynę, że wszystko znów będzie normalnie. Ale nie było.
Studia się skończyły, dostałem posadę na uczelni jako programista i wykładowca. Paula wyjechała, a ja zostałem w tym samym mieszkaniu. Nie chciałem tak naprawdę zmian. Wciąż się oszukiwałem. Zosia przychodziłam do mnie przez prawie trzy lata. Nie wyobrażałem już sobie życia bez jej wizyt. Nie wiem, czy sąsiedzi coś podejrzewali, ale w sumie niewiele mnie to obchodziło. Z domu wychodziłem tylko w piątki na uczelnię, resztę dni pracowałem w zaciszu własnego pokoju. Jadłem, spałem, kodowałem i czekałem na Zosię.
Przychodziła zawsze we wtorki i soboty, sam nie wiem czemu akurat w te dni, dlatego zdziwiłem się, słysząc pukanie w pewien czwartek rano. A jeszcze bardziej zszokował mnie widok Oli. Nawet nie witała się ze mną w przejściu, a teraz przyszła? Na dodatek zapytała o sok. Zaprosiłem ją do środka. Podałem szklankę. Wypiła szybko i od razu poprosiła o coś słodkiego, podnosząc do góry spódniczkę. Byłem pewny, że Zosia jej wszystko opowiedziała. Podszedłem powoli. Leżała na kanapie z oczami wbitymi w sufit. Na górze toczyła się awantura. Na pewno nasłuchiwała, próbując rozróżnić słowa i głosy. Ogarnęło mnie współczucie. Chciałbym, choć przez chwilę zobaczyć uśmiech na jej twarzy. Klęknąłem i połaskotałem ją po wewnętrznej stronie ud. Były tam sińce i zadrapania. Tego się nie spodziewałem. Kto jej to zrobił? Czy ktoś podobny do mnie? Czy też stanę się brutalny? Te i inne pytania zbombardowały mnie w ułamku sekundy. Dojrzałem łzy w wielkich oczach i napięcie na skroniach. Bała się. Znienawidziłem sam siebie. Znienawidziłem tak bardzo, że zapragnąłem umrzeć. Czułem się winny jej cierpieniu, choć ledwo ją tknąłem. Przez moment nie mogłem się ruszyć, odrętwiałem na myśl, że ktoś tak ją skrzywdził. Kazałem wyjść. Stojąc w drzwiach, podziękowała za czekoladę i uciekła, a ja rozpłakałem się jak dziecko. Wiedziałem, że to, co robiłem, nie było normalne, że to nie żaden etap. Wtedy zrozumiałem, że jestem potworem.
Musiałem wbrew wszystkim popędom dokonać zmian. Przeprowadziłem się do innego miasta. Znalazłem nową pracę, choć nie za wiele to dla mnie oznaczało, bo wciąż mogłem pracować w domu, tylko że dla kogoś innego. Oczywiście pasowało mi to. Nie chciałem widywać się z ludźmi, miałem wrażenie, że wszyscy wiedzą o tym, kim jestem i o czym fantazjuję. Przeżywałem załamanie nerwowe. Brałem antydepresanty, pracowałem jak szalony, spałem, jadłem, tyłem. Zacząłem oglądać porno. Zamówiłem nawet dziwkę. Nic nie pomagało. Nie podniecały mnie dorosłe kobiety. To był początek końca. Lenistwo stało się moim nałogiem, a plac zabaw przyciągał jak magnes. Po roku stałem się jednym z tych oblechów, co robi sobie dobrze w krzakach. Nie chciałem nikogo dotykać, nie pozwalałem sobie nawet na kontakt wzrokowy. Ale pożądanie było zbyt silne. Nie miałem już nic do stracenia. Uważałem się za karalucha, który czeka, aż ktoś go zdepcze. I kiedy już myślałem, że nie może być gorzej, jedna z matek mnie przyłapała. Wyzwała od zboczeńców, groziła policją. Tego dnia zamknąłem w domu wszystkie zamki. Mój świat się skończył. Miałem trzydzieści dwa lata, nadwagę i byłem pedofilem. Tak mnie nazwała i miała rację. Dotarło to do mnie – potworny pedofil. Tak się nazywałem. Nie mogłem patrzeć na siebie, nie mogłem myśleć o sobie, a w głowie wciąż słyszałem śmiech dzieci. Doprowadzał mnie do szału.
Musiałem z kimś porozmawiać, ale nie z psychologiem, mogliby mnie zamknąć. Pomyślałem o Pauli. Nie utrzymywaliśmy kontaktu, ale wciąż widniała jako jedna z moich znajomych na fb. Długo się wahałem, ale w końcu napisałem z prośbą o spotkanie. Tłumaczyłem, że fajnie byłoby się zobaczyć po latach, opowiedziałem, gdzie mieszkam. Zaskoczyło mnie, z jaką łatwością przyjęła zaproszenie. Dostałem biegunki ze stresu już tydzień wcześniej. Chciałem jej wszystko opowiedzieć. Musiałem w końcu komuś powierzyć moje chore sekrety, bo odchodziłem od zmysłów. Nie wiedziałem już, co się zdarzyło naprawdę, a co było wytworem wyobraźni. Strach paraliżował logikę.
Dla zabicia stresu zacząłem sprzątać. Moje mieszkanie zarosło brudem, idealnie odzwierciedlając życie bezrobotnego zboczeńca na zasiłku. Opakowania po jedzeniu na zamówienie, butelki i puszki, spleśniałe owoce, brudna bielizna… Sprzątałem cały tydzień i dobrze mi to zrobiło. Byłem gotowy na spotkanie, tak przynajmniej mi się wydawało… W sobotę rano wykąpany, ogolony i w czystych ciuchach czekałem na Paulę. Udawałem spokój przed niewidzialną widownią i wymiotowałem w przerwach.
Wreszcie dzwonek do drzwi. Przechodząc przez przedpokój, spojrzałem w lustro. Wielkie cielsko się ze mnie zrobiło, pewnie będę napawał ją obrzydzeniem. Zawahałem się czy otworzyć. Zerknąłem przez wizjer. Nic się nie zmieniła, wciąż taka dziewczęca. Wziąłem głęboki oddech i przekręciłem zamek. Bez odwrotu. Przywitała mnie z uśmiechem, a zza ściany wyskoczyła wesoła dziewczynka, krzycząc „akuku”. Córka? Tego nie przewidziałem! Zaprosiłem gości do środka, ale na chwilę wyszedłem do toalety. Zwymiotowałem po raz kolejny. Wpadłem w panikę. Przecież w takiej sytuacji niczego nie mogłem wyznać. Jasna cholera z tym wszystkim! Na dodatek mała była przeurocza. Piła sok jabłkowy i wciąż przebierała palcami u nóg. Pachniała, a Paula opowiadała o pracy, o rozstaniu z mężem, trudach życia samotnej matki. Mówiła i mówiła, i nie pytała co u mnie, a ja wcale nie chciałem jej przerywać. Choć w duszy modliłem się, żeby już wyszły. Nie mogłem znieść tego napięcia. Pewnie poderżnęłaby mi gardło, gdyby wiedziała, że roznosi mnie na widok jej pięcioletniej córki. Może i dobrze by się stało? Wreszcie miałbym spokój… Życie nie jest jednak tak proste.
Po dwóch kawach i trzech szklankach soku wyszły, a ja znów zwymiotowałem. Moja ostatnia deska ratunku okazała się głazem ciągnącym słabych na dno. Tam właśnie chciałem się znaleźć. Na dnie.
Po wizycie Pauli już tylko jadłem i spałem. Po jakimś czasie waga wskazała dwójkę z przodu. Nie wiem, kiedy to się stało. Nie wiem, czy robiłem to podświadomie, ale doszedłem do momentu, że nie potrafiłem się zadowolić, nie miałem też siły wychodzić, więc nie odwiedzałem placów zabaw. Moje uzależnienie od lenistwa w pewnym sensie uratowało mnie przed samym sobą. Byłem bezpieczny, dzieci były bezpieczne.
Teraz ważę dwieście pięćdziesiąt kilo. Siedząc wygodnie w fotelu, obserwuję, jak matka z córeczką wesoło rozmawiają, oglądając plan nowego placu zabaw. Budują mi go pod samym nosem…
Nie chcę już żyć. Nie zasługuję. Ostatnio często myślę o tym jak ze sobą skończyć. Nie powieszę się, bo jestem zbyt ciężki. Nie mam zbyt wielu leków, bo po nowe musiałbym wyjść do apteki. Podcinanie żył jakoś mnie obrzydza, a z okna nie skoczę, bo mieszkam na pierwszym piętrze.
Ale chyba znalazłem. Wpadłem na pewien pomysł jakiś czas temu. Dziś realizuję i drukuję napis: „Jestem pedofilem. Chroń swoje dziecko. Zabij mnie. Drzwi będą otwarte.” I wieszam na drzwiach. Siadam w fotelu naprzeciw okna i czekam.
A tę opowieść udostępnię w sieci, gdzie tylko się da. Nie, nie chcę wzbudzać współczucia czy szukać zrozumienia. Nie potrzebuję litości. Robię to zwyczajnie ze względów praktycznych. Oficjalnie uniewinniam mojego wybawcę.
Komentarze (69)
To chyba najlepszy tekst, jaki tu czytałem. Do ideału brakuje mu długości, czyli wypełnienia, zatrzymania się czasami na pojedynczym momencie, na czymś, co spowodowałoby, że zadałbym sobie pytanie: co ma w sobie bohater, oprócz tego, co napisane?
Na 2 portalach, na których bywam, czytałem tylko jeden lepszy tekst.
Nie wiem, co powiedzieć, bo aż zabrakło słów.
Aha. Było kilka literówek, trochę interpunkcji, czasem niefortunnie użyte słowo czy dwa. Ale to pikuś, pan pikuś.
Rewelacja!
Pozdrawiam.
ps. Dobrze, że nie probowałaś tłumaczyć, skąd wzięło się u niego to zboczenie.
Pozdrawiam
Świetna robota!
Pozdrawiam.
M.
Dzięki piękne i pozdrawiam!
Liceum przetrwałem jako singiel, choć co zaskakujące, miałem powodzenie.
Przecinek przed "co".
W sumie to dość skomplikowane jak życie, każdego nastolatka.
Bez przecinka.
Ogólnie to, co poczułem przeraziło mnie.
Przecinek przed "przeraziło".
Kiedy Paula odeszła stałem się samotnikiem.
Przecinek przed "stałem się".
Oczywiście wszystko zwaliłem na stres, przemęczenie i brak seksu, a w końcu na Paulę, tak też przestałem się do niej odzywać.
Przeredagowałbym to zdanie. Po ostatnim przecinku może dałbym po kropce.
Mam rację prawda?
Przecinek przed "prawda".
To co później robiłem nie było dobre,
2 przecinki.
Nie wiem czy sąsiedzi coś podejrzewali,
Przecinek przed "czy".
Z domu wychodziłem tylko w piątki na uczelnie
Ogonek na końcu.
Stojąc w drzwiach podziękowała za czekoladę i uciekła,
Przecinek po "drzwiach".
Może i dobrze by się stało? Wreszcie miałbym spokój… Życie nie jest jednak tak proste.
Wywaliłbym w ogóle ostatnie zdanie.
Siedząc wygodnie w fotelu, obserwuję jak matka z córeczką wesoło rozmawiają, oglądając plan nowego placu zabaw.
Przecinek przed "jak matka".
Była przynajmniej jeszcze jedna literówka, ale teraz nie zauważyłem.
Pozdrawiam.
Mimo to tak namalowałaś tego człowieka, że oprócz odrazy wzbudza też współczucie.
Rytm opowieści, porównania, wszystko się zgadza.
Zastanawiam się tylko, czy założenie jest prawdziwe. Czy to możliwe, że ktoś jest pedofilem, jeśli nie został sam skrzywdzony w dzieciństwie, tak po prostu, jakby z charakteru, z nieprzystosowania. W jakimś wywiadzie z kimś, kto zajmuje się tematyką, przeczytałam, że wszyscy pedofile, z którym się spotkał, byli kiedyś skrzywdzonymi dziećmi. Ale nie wiem, w sumie nigdy głębiej nie wchodziłam w ten temat, pamiętam tylko tę jedną rozmowę, więc mogę się mylić.
Dobry tekst, Justysko!
Pozdrowienia!
Pozdrawiam!
Podziwiam, że poradziłaś sobie z tym zestawem i to fenomenalnie. Musiałam kilka razy przerwać lekturę, bo stworzyłaś niesamowicie realnego bohatera. Zgadzam się z Jesienią, że jest mi go żal.
Zakończenie ekstra. Takie z krzywym uśmiechem losu.
Myślę, że pominięcie szczegółów wyszło Ci na dobre, dzięki temu bohater zyskał delikatność. Wierzę, że sam się sobą brzydzi i dlatego jest mi go szkoda.
Pozdrawiam :)
Pozdrawiam o świcie!
Pozdrawiam ;)
W każdyn razie chciałem tylko powiedzieć, że biję czołem przed Tobą.
Jest mi bardzo miło... dzięki wielkie!!
Pozdrawiam
W Twoim tekście, jemu z tym trudno. Pragnie walczyć. Nawet unicestwijąc siebie. Tak czy siak powinno się potępiać czyny, a nie człowieka. Pozdrawiam.5
Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam poranku!
Pozdrowka!
Napisałam długaśny komentarz odnośnie tego tekstu, ale uznałam, że jednak nie będę go publikować. Czasami po prostu takie opowiadania, które poruszają takie "ważne tematy" zbyt bardzo na mnie działają. A wtedy ja i te moje mądrości….ach zdecydowanie mam z tym problem. Niemniej jest to na pewno tekst warty uwagi. Zmuszając do refleksji. Ogólnie to jestem pod wrażeniem tego jak poradziłeś sobie z tym zestawem (strasznym!) i jaką historię z niego stworzyłaś. Nooo łoł! Jak zawsze na pięć.
Pozdrawiam :)
Pozdrawiam i milego dnia!
Przede wszystkim udało Ci się uczłowieczyć kogoś, kogo uczłowieczyć niemal się nie da. Wielkie propsy za to.
Druga sprawa to mistrzowskie wykorzystanie gatunku, zwłaszcza tego z lenistwem.
Bardzo, bardzo dobry, przemyślany tekst.
Pozdrawiam
Poruszyłaś bardzo trudny temat. Obraz ze świata pedofila. Dwa światy rzeczywisty i jego ukryty przed ludźmi. Człowiek ten miał świadomość tego co czuje lecz nie miał odwagi poprosić o pomoc. Kiedyś takie postępowanie może wzbudziło by popłoch wśród specjalistów, dzisiaj? a tak myślę po kierunku informatycznym można było zapobiec tej tragedii, bo w końcu skrzywdził dziecko i zobaczył krzywdę u drugiej dziewczynki (pewnie krzywdzonej przez ojca). Sądzimy i krzyczymy kiedy widzimy takie postępki, ale czy to jest naganne? Powiedzmy to matce skrzywdzonego dziecka, ona nie widzi po drugiej stronie człowieka, tylko zwyrodnialca.
Takie postępowanie powinno być bezsprzecznie określone jako złe i niebezpieczne. Powiedzmy głośno, że pedofilia to stan, w którym głównym lub wyłącznym sposobem osiągania satysfakcji seksualnej jest kontakt z dziećmi w okresie przed lub w fazie pokwitania. Więc zaspokojenie swoich potrzeb seksualnych. Czy to nie jest egoizm?
Nic nie wiemy o dzieciństwie bohatera i rodzinie. Został sam i lenistwo okazało się jedynym wyjściem z sytuacji. Może bał się
stygmatyzowania przez społeczeństwo, przemocy fizycznej i psychicznej o charakterze systematycznego prześladowania. Ja jednak w takich przemyśleniach, czy żal czy nie jestem ostrożna. Nie wiemy na jakim podłożu została ta preferencja zasiana.
Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, ja jednak nie potrafię przejść obojętnie obok skrzywdzonego dziecka, ostatnie wydarzenia objawiły zaścianek takiej beznadzieji… wszyscy wiemy i nic nie zrobimy, bo to nie dotyczy mnie. Dla mnie taka zbrodnia jest nieusprawiedliwiona i tyle. Przecież człowiek ma rozum.
O warsztacie nic nie powiem, bo zrobili to inni.
ze zaraz skończę studia, - że
Pozdrawiam
A temat ten o którym mówisz jest bardzo mocnym fundamentem do przyzwolenia na takie poczynania. Poszperaj i podziel się z nami.
Pozdrawiam
W sypie pięknie napisany tekst o tragicznym wydźwięku. A jeśli i sensacyjny, to nie jest to sensacja tania
No dziękuję Wam za komentarze, mimo wszystko cieszę się, że tekst wzbudził emocje.
Pozdrawiam
Mnie najbardziej ujęło w nim, że nie czeka na przygotowywaną przez obecną władzę (i wkrótce mającą być podaną do publicznej wiadomości) listę pedofilii (tak jak w UK), ale sam to czyni. Mocne! I chyba trzeba odczytać ten akt jako prośbę o karę i jednocześnie wołanie o pomoc. Na pewno niełatwo było Ci, Justysko, pisać, na pewno nie chciałaś narratora-bohatera usprawiedliwiać, ale masz taką humanitarną jaźń, że inaczej stygmatu pedofilii, nie potrafiłabyś rozgryźć.
Chociaż... gdyby tematem była małoletnia ofiara, jestem pewna, że dostałoby mu się bardziej, w tej jej relacji bycia molestowaną.
Za mało patrzymy na krzywdę ofiar, za bardzo, i to kierując bardzo różnymi powodami, staramy się zrozumieć winowajców.
Bardzo ciekawe opowiadanie, szacun.
5.
(
I czy istnieje gorsza kara od tej, którą sami sobie wymierzamy z pełną świadomością czynionego zła? Nie wiem... Napisałam jak umiałam i choć uważam, że coś nie coś jeszcze powinno pojawić się w tekście, to już go nie ruszam...
Pozdrawiam
Inaczej można do niej (i trzeba) podejść, niż do pedofilii sytuacyjnej, zastępczego rozładowania napięcia seksualnego, vide pedofilia prawdopodobnie większości księży. Których leczyć wcale nie trzeba, a karać surowiej, bo rezygnacja z molestowania dzieci wymaga jedynie zmiany zawodu, środowiska.
Myślę, że o wiele trudniejszym zadaniem jest próba wejścia w mentalność, doświadczenia molestowanych dzieci, szczególnie, gdy pedofilskie akty były intensywniejsze od tych, które przedstawiłaś w opku.
Im, molestowanym, też bardzo trudno opowiedzieć o swojej traumie.
Żeby było wszystko jasne, świetnie, że podjęłaś się realizacji tego tematu. I w taki a nie inny sposób. Pozwoliłam sobie jedynie na uwagę, że rozumiejąc tragedię winnnych - bezwinnych pedofilii, nie można zapomnieć o doświadczeniach 100% niewinnych ofiar.
Jeszcze raz gratuluję tekstu.
Świetny, masz niesamowity talent.
Ciężko nie obejść się bez dozy empatii dla głównego bohatera. Zresztą - taki był raczej Twój zamysł, aby wywołać jakieś uczucia względem człowieka, wobec którego większość posiada jedynie te najskrajniejsze, negatywne. Tak jak darzę ogromnym współczuciem ofiary takich zbrodni i tępię jakąkolwiek przemoc seksualną, tak i nie wyobrażam sobie gorszej męki psychicznej od odczuwania pociągu do dzieci, bycia pedofilem. Zostajesz wykluczony społecznie na zawsze, szczęście może sprawić Ci jedynie najgorsze z możliwych, ludzkich zwyrodnień - gwałt. I tutaj z Wrotyczem się nie zgodzę, bardzo często obieramy jedynie perspektywę ofiary, nie skupiając się na punktu widzenia sprawcy. Jasne, nie ma wytłumaczenia dla tak niepojętej krzywdy względem dziecka, a pedofilów, wykorzystujących je należy tępić, izolować od kontaktu z bodźcem za wszelką cenę i karać należycie, bez względu na zawód (ekhem). Ale również - ważnym elementem jest, abyśmy odróżniali chore osoby, dotknięte tą dewiacją, które nie krzywdzą dzieci od tych prawdziwych skurwesynów. Tych pierwszych leczyć i nie gnębić, drugich zamykać, ale też leczyć.
A prawda o samym tekście została już napisana - kapitalny.
Pozdrawiam, Justyska.
Dziękuję i pozdrawiam!
Pozdrawiam
Pozdrawiam
„Ale porządnie było zbyt silne” – chyba pożądanie*
Przekapitalny tekst. Prze-ka-pi-tal-ny. Protagonista i antagonista w jednym. Bardzo wiarygodna postać, świetnie stworzony bohater i przedstawienie kontrowersyjnej tematyki w sposób jeszcze bardziej kontrowersyjny. Do tego płynność narracji i rzetelne wykorzystanie zestawu.
Jestem zachwycona tekstem.
Brawo, Justyś :)
Pozdrawiam :)
Dzięki piękne za wizytę i... oj tak bardzo dobre słowo.
Pozdrawiam!
Bardzo dobrze ci to wyszło.
Pozdrawiam
Bardzo dobrze ci to wyszło.
Pozdrawiam
Pozdrawiam!
Nie.
Przepraszam, ale mogę ocenić ten tekst tylko pod względem technicznym. Piątka.
Pozdrawiam!
Pozdrawiam serdecznie!
Pozdrawiam
Dziekuje i pozdrawiam!
Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – dziś o godz. 20.00.
Pozdrawiamy :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania