TW - Bojan

Miła pani z recepcji

Hip hop w terenie podmokłym

 

Czarny Polak to trochę temat tabu. Niby się to widzi, rozmawia, gdy zajdzie potrzeba, ale brakuje myśli. Dlaczego? Czemu tutaj, a nie gdzieś indziej? Po co, skoro bez tego i tak jest źle? Nie trzeba sobie zadawać tych pytań, ale czasami warto mieć świadomość ich celowości. Wiecie, zawsze może się zdarzyć sytuacja, w której, będąc trochę podenerwowanym, zagubionym, trzeba będzie powiedzieć głośno „Bojan, co ty tutaj (do cholery) robisz?". A on, ten przysłowiowy murzynek Bambo, odpowie: „Zakupy kupuję" i wróci do swojego zajęcia, pozostawiając twoją duszę bez odpowiedzi na bezsensowne pytanie, powstałe na skutek głupiej rozbieżności sposobów myślenia. Właśnie na takie wypadki trzeba być przygotowanym, bo skończycie o wiele lepiej niż Ewelina Krajda, właścicielka wspomnianego wyżej cytatu.

Ah, nie wiecie kto to, prawda?

Cóż, to długa historia, a zaczęła się w Toronto. Znaczy w Toruniu.

— Te kartony tam dajcie — wskazał kierownik. — Nie, nie tam. Tam! — Machnął ręką w drugą stronę, bacznie obserwując zawracających pracowników. — Nie, nie, czekajcie — Przygruby mężczyzna zerknął do trzymanych w dłoni instrukcji. — To do ciężarówki. Tam, na lewo!

— Kierownik strasznie się spocił — zauważył Karol, człowiek z kartonem. Zerknął przez ramię, przeanalizował skład niknących w cieniu czarnych dresów przełożonego. — Zdecydowanie nie radzi sobie ze stresem.

— Chuj mnie to — stwierdził poprawną polszczyzną Bojan, kładąc swój karton na pace. — Ten wieprz to nasz bilet na kolejny poziom.

— Co prawda to prawda — odrzekł Karol. — Trzeba to przetrzymać. Każdy przez to przechodził.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, przyczepy, hangary rzucały coraz dłuższe cienie. Gdzieś tam w oddali Wisła, stąd niewidoczna, skrzyła się jak te amerykańskie jeziora, pochłaniała gasnące promyki. Pracownicy oderwali się na chwilę od pracy, stanęli, podziwiali rozciągające się nad nimi niebo przyjmujące coraz więcej pomarańczy. Nawet kierownik, potliwy wieprz, oderwał się od kiszących się w bigosie myśli, by kontemplować nad codziennym cudem natury.

Wtedy jednak przyszedł Jed.

— Cyk! — Wystrzał, obrót bębenka, łuska na ziemi.

Kierownik leży, większa część przegotowanego mózgu metr dalej, lecz strumyczek krwi szybko leci, by dogonić wypchnięty z czaszki organ. Całe szczęście. Bez krwi by umarł.

— Hej! — wykrzyknął Karol, tak, że prawie mu spadły okulary.

— Szyyy — Jed przyłożył palec do ust, dym z lufy przeleciał mu koło ucha. Wiatr wiał w jego stronę.

Podszedł do zszokowanych kartonowców. Powolutku, niczym prawdziwy rewolwerowiec. Głowy na przemian na muszce; metal tańczył w ruchu drgającym. Częstotliwość opadała wraz z każdym krokiem. Był coraz bliżej. Bojan był spokojny. Znał procedury. Nie mógł panikować. Poczuł oddech nałogowego palacza tabaki.

— Gratulacje — wyciągnął ochoczo rękę do zmieszanego Bojana. — Awansujesz.

— Dz—dziękuję — odrzekł, starając się nie zrobić czegoś głupiego.

— A ty... — Rewolwerowiec wskazał na Karola — Możesz już iść.

— Dlaczego? — Błąd. Zaognił sytuację.

Ręka Jeda niebezpiecznie przejechała po zaczesanych do tyłu włosach.

— Dlaczego? — westchnął. — Ciągle pytacie. Dlaczego? Po co? — Schował rewolwer do kabury, podszedł do roztrzęsionego mężczyzny.

Opleciona atramentowym wężem prawa dłoń Jeda niebezpiecznie spoczęła na barku Karola.

— Po prostu — wejrzał w zagubione oczy. — Idź. Twoja rola się skończyła. Już.

Bojan stał z boku, przyglądał się. "Nie stary, nie igraj z nim" — myślał w duchu. W przeciwieństwie do Karola, dobrze wiedział kim jest Jed i jak łatwo można przy kontakcie z nim skończyć z kulką w głowie. To niebezpieczny człowiek, nawet bardziej niż niebezpieczny, bo cholernie nieprzewidywalny.

Zrezygnował. Wąż puścił niewinną szyję.

— Bojan, idziemy — wziął go pod rękę, zostawił Kamila za plecami. — Czeka cię teraz wiele nowych obowiązków — powiedział głośno, przyśpieszył.

Kamil został sam, przez chwilę na nich patrzył, poprawił okulary. Odpuścił. "To nie dla mnie". Poszedł w swoją stronę. Słońce zostało na miejscu.

 

***

Bojan, siedząc na miejscu pasażera, powoli siorbał kawę równie czarną, co jego karnacja. Minęły dwa lata, miał już wyrobioną pozycję w półświatku, wydał nawet pierwszą płytę - wiodło mu się. Słowa same mu się cisnęły na usta, miał dobry słuch, poczucie rytmu, a teksty inspirowało ryzykowne życie i przebywanie w towarzystwie Jeda, który, jak już niejednokrotnie pokazywał, jest równie niebezpieczny, co nitrogliceryna. Z resztą to właśnie rewolwerowiec dostrzegł talent Bojana i on właśnie odciągnął go od pracy przy kartonach. Znaczy, nie żeby zrobił to ze względu na własne przeczucie - to już sprawka tych z góry.

— Słuchaj, zatrzymamy się w tamtym nowym hotelu — zagaił Jed, przerywając panującą w kabinie ciszę. — Wiesz, mówiłem ci o tym wcześniej.

Kawy ubywało, przejechali już przez tunel, miasto otworzyło się całkowicie.

Bojan spojrzał za siebie.

— Tam na drodze coś leży.

— Trup pewnie — Jed zerknął na kontrolki w desce rozdzielczej. — Zapomniałem zamknąć.

— Nie będzie przypału?

— Nie — odrzekł bez przejęcia. — To nikt ważny.

Kolejne minuty wypełniła cisza tak gęsta, że można by ją ciąć nożem. Od tej atmosfery nawet kawa się ścięła, pozbawiając Bojana źródła energii. W dodatku, ni stąd ni zowąd zaczęło padać. Mocna, szybka ulewa. Drogę zalała woda. Krople deszczu przesłoniły widok. Niemalże armagedon. Jednak to była chwila. Parę minut. Przestało. Dojechali. Klimat się ulotnił. Raper mógł odetchnąć, a rewolwerowiec... jego to nie ruszyło.

Weszli pewnie do środka. Przywitało ich zdziwienie.

— Bojan, co ty tutaj robisz!? — wykrzyknęła recepcjonistka.

— Ewelina!? — Bojan natychmiastowo odwzajemnił zdziwienie. — Jak to?

— Ja pierwsza chcę zapytać! — Kobieta energicznie przeskoczyła ladę, głośno tupiąc zbliżyła się do mężczyzny. — Mieliśmy się już więcej nie spotkać!

— Właśnie! — przyznał jej rację. — Zawaliłaś. Jak mogłaś tak zaniedbać naszą obietnicę!?

Malachitowe oczy przyciągnęły węża.

— Pani Krajda? — rozładował napięcie Jed. — Czyżby szanowna pani znała Bojana? — rzekł z udawaną kulturę.

— Bardziej niż znam! — oznajmiła pewnie. — To dzięki mnie tutaj trafił!

— I tylko tyle ci zawdzięczam! — Bojan minął kobietę, podszedł do lady. — Chcieliśmy tutaj przenocować. Może byś nas obsłużyła?

— Tak sobie pogrywasz? — Ewelina wróciła na miejsce. — Dobrze. Jakiego pokoju państwo... — zerknęła na szczerzącego zęby Jeda. — szukają...

— Ale z was dobrana para! — zaklaskał rewolwerowiec. — Może opowiecie mi trochę o sobie?

— W życiu! — Raper szybko ujarzmił głupi pomysł swojego towarzysza. — To nie twoja sprawa!

— Właśnie! — przyznała Ewelina. — Zakończmy formalności i każdy pójdzie w swoją stronę.

Ciekawość szalonego węża wypełzła z jaskini. Samolot opuścił pas startowy. Załadowano ładunek.

— A-a-a — Pomachał rewolwerem Jed. — Żadnego rozłąki. Chcę was zobaczyć razem. No już — wycelował w głowę kobiety. — Będziesz grała na moich zasadach.

— Ej, ziom, co ty robisz? — zapytał ze wzburzeniem Bojan. — Miałeś nie celować w moich znajomych.

— Znajomych? — zaśmiał się złowrogo. — Przecież mieliście się już więcej nie spotkać. Nie wkręcaj mnie, że ci na niej zależy.

— Bojan! — machnęła głową w jego stronę. — Zróbże coś!

— Robię! — odrzekł. — Nie znasz Jeda, więc się nie wymądrzaj.

— Hej, hej, hej — Jed zrobił krok do przodu. — Coraz lepiej wam idzie. Dalej, pokażcie jak do siebie pasujecie!

— Odbiło ci? Musisz robić takie zamieszanie? Jutro mamy spotkanie, prawda? — próbował negocjować Bojan. — Nie możesz od tak se celować do przypadkowych ludzi, jasne?

— Do przypadkowych strzelam od razu — zgasił argument oponenta. — Ona... Ty ją dobrze znasz, Bojan. Jestem cholernie zazdrosny. Zależy mi na ludziach, rozumiesz? Chcę znać tych, co znają tych, których znam. Dawaj, podejdź — machnął bronią. — Opowiesz mi trochę o sobie.

Ewelina nawet nie drgnęła. Jej wzrok skamieniał.

— Nie? — rzekł Jed z rozczarowaniem. — Dobrze. A zatem będziecie walczyć.

Wąż zdjął skórę. Kamizelka poleciała na ziemię. Koszula odsłoniła koszmar sapera.

— Zawsze mam przy sobie jakąś bombę. Wybuchowy ze mnie facet, prawda?

— Oszalałeś!? — rzekł zdenerwowany Bojan.

— Nie — Szybka odpowiedź. — Chodźcie na zewnątrz. Szybko.

Dawni znajomi spojrzeli sobie głęboko w oczy. Ich spotkanie, do którego miało nigdy nie dojść, obróciło się całkowicie przeciw im. Nie mieli wyjścia.

 

***

— Twoja stara to pierdolona krowa, yo. Rymy masz słabe jak... coś. — Nieumiejętność Eweliny grzęzła w ziemi razem z jej honorem.

Oficjalnie: najgorsza hip-hopowa bitwa w historii Polski zakończyła się zanim na dobre się zaczęła. Wszyscy się rozeszli. Bojan wygrał walkowerem. Bomba nawet nie tyknęła.

— Mogło być gorzej, Ewelina — spróbował ją pocieszyć, gdy już byli w środku. — W normalnych warunkach poszłoby ci znacznie lepiej. Pamiętam jak wtedy rapowałaś w Brooklynie. To było coś...

— Przestań — Uśmiechnęła się przez łzy. — Stał blisko mnie. Bomba nie była prawdziwa, widziałam.

Ewelina wróciła do domu całkowicie załamana i pozbawiona godności. Wąż ją wykiwał. Całkowicie bzdurnie.

 

***

— Ale to było słabe... — przyznał Jed. — Dla takiej to nawet nie opłaca się wysadzać...

— Chciałeś to zrobić?

— Zawsze to robię — Uśmiechnął się. — Ale nie tym razem. Była całkowicie nieciekawa.

 

***

Bojan i Ewelina już więcej się nie spotkali. Dotrzymali obietnicy.

Mniej więcej.

— Słyszałeś, Bojan? Będziesz miał konkurencję.

Jed minął jego fotel, otworzył drzwi od łazienki.

— Bojan? — Echo rozniosło się po mieszkaniu.

— Bojan? — nawoływał, przeszukując kolejne pokoje.

— Gdzie on, kurwa, jest!?

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Pan Buczybór 09.02.2019
    nje
  • Witamy nowy tekst! :)
  • Agnieszka Gu 10.02.2019
    Witam,

    Na początek drobiazgi:
    "Gdzieś tam w oddali Wisła, stąd niewidoczna, skrzyła się jak te amerykańskie jeziora, pochłaniała gasnące promyki." - gryzie mi się tu kilka rzeczy: niewidoczna, a się skrzy - to jeszcze ok, ale że jak jeziora - trochę mam za ciasny umysł chyba - rzeka-jezioro jedno płynie, drugie stoi upraszczając to i skrzenie powierzchni raczej inaczej będzie wyglądać. No, nie wiem, taka drobna uwaga ku przemyśleniu...

    "Słońce zostało na miejscu.
    ***
    Bojan, siedząc na miejscu pasażera, powoli siorbał kawę równie czarną, co jego karnacja" - 2x miejscu za blisko, chyba że odpuścić, za wzgl na dzielące ich gwiazdki...

    Ale już dalej:
    "wydał nawet pierwszą płytę - wiodło mu się. Słowa same mu się cisnęły na usta, miał dobry..." - 2x mu się

    No to tak,
    Mamy opowieść z finiszem, trochę drogi było, motywy z tw wykorzystane. Pamiętam, że u ciebie, w twoich opkach królowały były mocna, dosadna narracja - tutaj tego się niestety nie czuje.
    Nieźle opowiadanie. Tak bym je określiła.
    Pozdrawiam
  • Agnieszka Gu 10.02.2019
    I zmień może kategorie na "Trening Wyobraźni"...
  • Pan Buczybór 10.02.2019
    Dzięki za komentarz
  • krajew34 10.02.2019
    Sam nie wiem, co przeczytałem.. :) Może podsumuje to tylko słowem dobra robota. Pozdrawiam.
  • Ritha 10.02.2019
    Hej :)
    Więc tak, wstęp w Twoim stylu, czyli wywołanie efektu "ale o co chodzi?"
    Jest trochę niuansów/smaczków, typu "Ewelina Krajda, właścicielka wspomnianego wyżej cytatu lub "zauważył Karol, człowiek z kartonem"

    "— Chuj mnie to — stwierdził poprawną polszczyzną Bojan, kładąc swój karton na pace. — Ten wieprz to nasz bilet na kolejny poziom.
    — Co prawda to prawda — odrzekł Karol. — Trzeba to przetrzymać. Każdy przez to przechodził" - 4 x "to", obadaj czy nie można z jednego wyoutować

    "Pracownicy oderwali się na chwilę od pracy" - masłem maślanym trąca, choć to moze nieadekwatne akurat w tym przypadku, ale pracownicy/pracy troszke mi się w głowie dubluje (może "od swoich zajęć"?)

    "Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, przyczepy, hangary rzucały coraz dłuższe cienie. Gdzieś tam w oddali Wisła, stąd niewidoczna, skrzyła się jak te amerykańskie jeziora, pochłaniała gasnące promyki. Pracownicy oderwali się na chwilę od pracy, stanęli, podziwiali rozciągające się nad nimi niebo przyjmujące coraz więcej pomarańczy. Nawet kierownik, potliwy wieprz, oderwał się od kiszących się w bigosie myśli, by kontemplować nad codziennym cudem natury" - podoba mi sie tutaj wyważenie narracji, opisy, przyjemnie sie czyta

    "— Cyk! — Wystrzał, obrót bębenka, łuska na ziemi." - noo, Bucz, trzy krótkie stwierdzenia uzyte niemalze perfekcyjne, bardzo w me gusta

    "Głowy na przemian na muszce; metal tańczył w ruchu drgającym" - świetne

    Cały ten fragment mi się szalenie podoba:
    "Podszedł do zszokowanych kartonowców. Powolutku, niczym prawdziwy rewolwerowiec. Głowy na przemian na muszce; metal tańczył w ruchu drgającym. Częstotliwość opadała wraz z każdym krokiem. Był coraz bliżej. Bojan był spokojny. Znał procedury. Nie mógł panikować. Poczuł oddech nałogowego palacza tabaki"

    "— Dz—dziękuję" - zastanawiam sie nad zasadnoscią użycia myślnika w środku :dziękuję:, w sensie czy nie lepiej dywiz: "Dz-dziękuję", albo nawet tak: "Dzzziękuję" ale tu zaznaczam, że kompletnie nie mam pojęcia jak jest poprawnie, po prostu z tym myślnikiem wygląda (według mnie) dziwnie

    "— Dlaczego? — Błąd. Zaognił sytuację.
    Ręka Jeda niebezpiecznie przejechała po zaczesanych do tyłu włosach" - wtrącenia podialogowe coraz lepsze masz, prowadzenie narracji dynamiczne, jest tu jakieś napięcie, fajno

    "Opleciona atramentowym wężem prawa dłoń Jeda niebezpiecznie spoczęła na barku Karola" - to też ciekawe

    "— Bojan, idziemy — wziął go pod rękę" - nie wiem czy nie Wziął* z dużej

    "Czeka cię teraz wiele nowych obowiązków — powiedział głośno, przyśpieszył" - tu się zastanawiam czy z kolei nie za bardzo pociachane, czy nie lepiej np. "powiedział głośno, po czym przyśpieszył" ale to tylko pół-sugestia

    "wydał nawet pierwszą płytę - wiodło mu się" - tutaj półpauza (ta średnia kreseczka – )

    "własne przeczucie - to już sprawka" tu też półpauza

    "wydał nawet pierwszą płytę - wiodło mu się. Słowa same mu się cisnęły na usta"- 2 x "mu się"

    "Kawy ubywało, przejechali już przez tunel, miasto otworzyło się całkowicie" - to też piękne zapigułowanie informacji

    "rzekł z udawaną kulturę" - kulturą*

    "Koszula odsłoniła koszmar sapera.
    — Zawsze mam przy sobie jakąś bombę" :DD

    "— Twoja stara to pierdolona krowa, yo. Rymy masz słabe jak... coś. — Nieumiejętność Eweliny grzęzła w ziemi razem z jej honorem" :D

    Co do fabuły – trochę się pomotałam, dość szalone to to. Niemniej jednak całość mi się podoba, językowo mnie kupiłeś, jest dynamika, przyjemna narracja, przemyślane słownictwo.
    Pięć gwiazd Bucz.
    Pozdrowienia :)
  • Pan Buczybór 10.02.2019
    Coś czułem, że nie uniknąłem błędów. Nie chciało mi się dokładnie sprawdzać, więc dzięki - poprawię. Dzięki też za miły odbiór :)
  • Ritha 10.02.2019
    Pan Buczybór "Nie chciało mi się dokładnie sprawdza" (-_-)
    Nie ma duzo bledie. Losuj na dzis, Bucz, jesli chcesz :)
  • Ritha 10.02.2019
    błędów*
  • Pan Buczybór 10.02.2019
    Ritha Byde losować niedługo
  • Karawan 10.02.2019
    Dołożyłem swoje pięć ;) Resztę rzekli za mnie. ;)
  • 00.00 10.02.2019
    O, tego za cholerę nie rozumiem. :)
  • Canulas 10.02.2019
    "Z resztą to właśnie rewolwerowiec dostrzegł talent Bojana i on właśnie odciągnął go od pracy przy kartonach" - zresztą

    "— Bojan, co ty tutaj robisz!? — wykrzyknęła recepcjonistka.
    — Ewelina!? — Bojan natychmiastowo odwzajemnił zdziwienie. — Jak to?" - zawsze znak zapytania pierwszy.

    "— A—a—a — Pomachał rewolwerem Jed. — Żadnego rozłąki. Chcę was zobaczyć razem. No już — wycelował w głowę kobiety. — Będziesz grała na moich zasadach." - Żadnej.

    Cieszą długie kreski. Martwi zapis dialogów.
    Opko enigmatyczne. Bojan, to... no niestety zawsze jak słyszę to imię pojawia mi się Bojan Krtić przed oczami zasuwający na boku Barcelony. Tak już mam.

    Wyjście z opresji tematycznej - udane (naprawdę trudny zestaw), ale do poprawy w zapisie - od cholery.
    Pozdrox.
  • Pan Buczybór, oto Twój zestaw:
    Postać: Wstydliwy ekshibicjonista
    Zdarzenie: Zimno mi

    Gatunek: Postapo lub Horror (do wyboru)
    Czas na pisanie: 24 luty (niedziela) godz. 19.00

    Powodzenia :)
  • kalaallisut 11.02.2019
    Zakręcone opko na maxa. Dużo się dzieje :))
  • pkropka 12.02.2019
    Zakręcone, ale całkiem przyjemne do czytania. :)
  • Pan Buczybór 13.02.2019
    Dzięki wszystkim komentującym i Canulasowi :)
  • Pan Buczybór, oto Twój zestaw:
    Postać: Psi ogon
    Zdarzenie: Lot w nieznane

    Gatunek (do wyboru): Punk (wszystkie odmiany) lub Western
    Czas na pisanie: 10 marca (niedziela) godz. 19.00

    Powodzenia :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania