TW - Malinowy budyń
Postać: Handlarz księżycówką
Zdarzenie: Uprowadzenie słonia z ZOO
Upalne czwartki zaczynały się zwykle niepozornie, czasami nudnawo. Po kilku godzinach monotoniczności nabierały kolorytu soczystej czerwieni. Wieczorem pozostawała jedynie wyblakła plama na drewnianej podłodze. Echa krzyków tłumionych wełnianą poduszką szumiały, odbijając się od tęczowych ścian mieszkania. Czwartki, o ile były upalne, zawsze zostawiały w pamiętniku życia pani Malgiblugres palący przyjemnym bólem satysfakcji ślad. Emerytura spłynęła malinowym budyniem.
Dochodziła czternasta. Słońce prażyło niemiłosiernie, przeganiając wszystko, co żywe do nor, domów, pomiędzy zardzewiałe beczki. Pani Malgiblugres powoli dreptała w stronę maleńkiej kuchni, czując zapach gotowego ciasta. Słodki zapach ogarnął całe pomieszczenie i wdzierał się mimochodem do pozostałych przez uchylone drzwi ,oblepiając swą wonią różnokolorowe tapety. Kwieciste, geometryczne i mieszane wzory z przekroczeniem progu mieszkania emerytki biły po oczach z niewiarygodną natarczywością. Może dlatego kobieta zawsze była górą?
Wyłożyła blachę ciasta z widocznymi rumieńcami na policzkach. Przez chwilę naprawdę wyglądała jak zwyczajna babunia z nudnego bloku robiąca różne nudne rzeczy, po prostu kobieta w kwiecie emerytury. Ale ta chwila była bardziej ulotna niż zapach ciasta. To wyglądało naprawdę przepysznie. Nawet nieobecny dotąd wzrok trupa leżącego na korytarzu zdawał się z apetytem świdrować wypiek. Facet od dobrych dwóch godzin był martwy. Siedział spokojnie z w połowie rozwalonym łbem i kawałkami mózgu w dłoniach. Te bardzo przypominały malinowy budyń — specjalność pani Malgiblugres. Pomyślała dokładnie w ten sposób. Oblizała resztki lukru z ust. Zalegał tam po deserze. Spojrzała na dziesięć butelek księżycówki stojących na blacie kuchennym. Mogła nieźle zarobić. Naprawdę miała okazję. Gdyby nie upalny czwartek. Poprawiła okulary, po czym wyjrzała nieśmiało przez okno. Na ulicy nadal panowała pustka. Sufi natomiast jęczał przeraźliwie od kilku minut, znosząc tupot dwóch grubasów. Parszywe świnie zasiadały najwidoczniej do obiadu. Zawsze o tej samej porze i z tą samą energią wygłodniałego zwierza. Ale co o nich, by nie mówić, zapełnili portfel staruszki nie raz i nie dwa. Księżycówka wchodziła im lekko zawsze, podobno. A ta od pani Malgiblugres to już w ogóle. Dobrotliwa babunia umiała manipulować słowem. Lepiej wychodziło jej jedynie miażdżenie czaszek pechowych klientów. Ten ostatni, bodajże Mirek nadal siedział na korytarzu w pozie bezradnego pijaka. Gdyby tylko nie ten rozwalony łeb. Poczerniały od krwi dywan powoli zaczynał cuchnąć, zresztą nie tylko on. Mirek też uwalniał arsenał z przytupem. Smród zaczął mieszać się z aromatem malinowego wypieku. Kombinacja zrobiła wrażenie na staruszce. A co gdyby...
Dźwięk telefonu rozbrzmiał na całe mieszkanie. Kobieta podreptała najszybciej jak tylko mogła. Pomarszczona twarz nabrała dziwnego niepokoju.
— Pani Malgiblugres przy słuchawce — wyrecytowała niewinnym głosikiem babuni.
— Masz dwie godziny. Coś poszło nie tak. Słoń uprowadzony. — Głos faceta w słuchawce brzmiał jak wyrok.
— Jest czas, będzie zabawa — zakończyła staruszka i odłożyła słuchawkę. — Odliczamy — dodała w myślach.
Komentarze (38)
No, no zantrygowaleś mnie tym tekstem. Dobrze napisanym tekstem, dodam :)
Czytuję cię od dawna o widzę postęp w pisaniu. Tu też :)
Czekam na cd :))
Pozdrowionka
O kurde. O, naprawdę, kurde.
Zobaczyłem tytuł – pomyślałem: Nooo, pewnie troszkę spierdolone będzie. Taki abstrakt podbity ezystencjalnym pierdu, pierdu. Ale nie. Bardzo, bardzo nie.
Tekst krótki - do tego czekałeś 12 dni - ale jeśli tak ma to wyglądać, rób tak dalej. Naprawdę kompozycja wyjątkowo udana, a rozpatrując tylko pisane te z Twego głównego nicku - jedna z najbardziej udanych.
Jej ładny - nieprzebudowany - język. Jest takiemica. Jest kontrast zbudowany z sielskiej atmosfery i abstrakcyjnej makabreski. Są dosadne, obrazowe opisy. Noo, jest wszystko.
Nie mam się do czego przyjebać. Dla mnie - pomijając grupę prowadzącą - na tę chwilę jeden z dwóch najlepszych tekstów.
Brawo, Marok. Kminiłeś, kminiłes i wykminiłes. Bardzo dobry tekst.
Świetnie to obmyśliłeś i zobrazowałeś. Na pozór sielanka, starsza pani piekąca ciasto, nic bardziej mylnego. I do tego trup z rozpłataną głową. Tekst czyta się lekko i przyjemnie. Jest księżycówka i słoń.
Zatem trzeba czekać na część następną.
Pozdrawiam.
Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – jutro o godz. 20.00.
Pozdrawiamy :)
Postać: Prostytutka
Zdarzenie: Implozja
Gatunek: Postapo lub Horror (do wyboru)
Czas na pisanie: 24 luty (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Bardzo prosimy o podanie adresu do wysyłki nagrody, mailowo na adres:
treningwyobrazni@gmail.com
Życzymy dalszych sukcesów :)
Pozdrawiamy!
Nie zmienia to faktu, że bardzo mi się podobało.
Mam wątpliwość co do "monotoniczności", czy takie słowo Istnieje? Może po prostu "monotonii"? Jeśli jest, to wybacz.
Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – jutro o godz. 20.00.
Pozdrawiamy :)
A ty?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania