TW #2 - Mały troll
// Od autora.
Canulas – podwójne dzięki za podrzucenie wyzwania o niecodziennym charakterze.
To jedno z tych, które albo zabija, albo wzmacnia.//
Osoba: Tramwajarz (dziecko-ona).
Miejsce: Izba przesłuchań.
Zdarzenie: Super-Man vs Super-Troll.
Elizabeth Queares uwielbiała władzę. Poczucie wyższości nad innymi dosłownie ją narkotyzowało. Pragnęła być ważna; pragnęła, by się jej obawiano. Nie liczyła na szacunek. Oceniony przezeń wprawnym okiem, stanowił towar zbyt przereklamowany - trzeba o niego dbać i łatwo go stracić. W jednej chwili twoi podwładni szanują cię, a w drugiej robisz coś, co im nie odpowiada i zostajesz bez podwładnych. Elizabeth przerabiała w swojej karierze podobne scenariusze, jak i setki innych, dlatego doskonale wiedziała, jak zagrać się na scenie, by odnieść zamierzony sukces.
W więzieniu pokroju Foragaszu była prawdziwą królową. Panią wszystkich zamkniętych za kratami mężczyzn i kobiet. To ona skazała każdego z nich i to ona decydowała o ich losie. Byli jej marionetkami, żywym teatrem lalek składającym się z szerokiej gamy morderców, szaleńców i najgorszych zdrajców. Kochała patrzeć, jak dla niej tańczą i jak śpiewają, dlatego chwytała się każdej możliwej okazji, by postawić stopę w swym azylu. Dziś nadarzyła się sposobność, by odwiedzić jeden z ulubionych okazów. Gdyby tylko mogła, zabrałaby go na stałe do siebie do domu lecz istniało spore prawdopodobieństwo, że zabiłby ją i jej córkę przy najbliższej nadarzającej się sposobności.
Weszli na trzecie piętro a Vennel, nadzorca więzienny, otworzył zakratowane drzwi na korytarz prowadzący do cel i, finalnie, do sali przesłuchań. Użył do tego zwykłego klucza, ponieważ każdy centymetr kwadratowy tego budynku był całkowicie uodporniony na magię. Minęli kilku strażników którzy przywitali ich niskim pokłonem. Poprawka. Przywitali ją niskim pokłonem. Vennelowi przecież nikt nigdy się nie kłaniał. A już na pewno nie za darmo.
Cele ustawione były tylko po jednej stronie korytarza, zatem gdy szli, starali się przemieszczać raczej po przeciwnej stronie, by uniknąć rąk mogących w każdej chwili wyłonić się zza krat. Zdarzało się to jednak dość rzadko, ponieważ stalowe pręty ustawione były ciasno, a każdy przebywający w celi więzień nosił przez cały czas kajdany, złączone długim, cienkim łańcuchem. Mało było osób posiadających rękę dość szczupłą, by pomimo zapiętych na nadgarstkach metalowych obręczy, móc przecisnąć dłoń między prętami.
Gdy przechodzili korytarzem wzdłuż ponumerowanych rosnąco cel, niektórzy ciekawscy więźniowie wyglądali przez zakratowane okna, jednak większość kompletnie ich ignorowała. Trzecie piętro stanowiło raczej spokojną część Foragaszu, bowiem to tutaj zamknięci byli magowie, zwykle uznawani za dość spokojnych i mało skłonnych do buntu. Może to właśnie dlatego przy obchodzeniu się z każdym z nich zachowywano szczególną ostrożność. Strzeż się cichego psa i spokojnej wody, jak powiadano.
Mała Rosalia Queares przysunęła się bliżej Elizabeth, chwytając drobną dłonią skraj długiej, sędziowskiej togi. Dziewczynka już nie pierwszy raz została zabrana przez matkę do pracy, stąd doskonale znała zasady, jakich musi przestrzegać w Foragaszu. Uniosła rękę i poprawiła na głowie szarą czapeczkę z czerwoną lamówką i czarnym, wystającym nad czoło daszkiem. Gęste, rude loki, które odziedziczyła po matce, wystawały spod czapeczki rozchodząc się we wszystkie strony długimi, rozłożystymi spiralami.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego uparłaś się, by zabrać ze sobą tę okropną czapkę. – rzuciła krótko Elizabeth, zerkając kątem oka na córkę.
- Mamo, mówiłam ci przecież…
Kobieta wydała z siebie bezgłośne westchnięcie. Może i była Najwyższym Sędzią Przymierza, górującym nad setkami ludzi, jednak w tym pokrętnym świecie istniały obszary, na które nawet ona nie miała wpływu.
- Że jesteś, jak to było, ‘kolejkarzem’?
- Tramwajarzem! – Oburzyła się mała Rosalia. Sprawa zabrzmiała bardzo poważnie. - Prowadzę tramwaje!
Nastała krótka chwila ciszy, w której Elizabeth rozważała taktyczne podejście do tematu. Jak delikatnie wyjaśnić dziecku, że wygaduje kompletne głupoty?
- Kochanie, przecież nie istnieje nic takiego, jak ‘tramwaj’.
- Pragnę zaoponować.
Bogowie, skąd ona niby zna takie zwroty? Na pewno nie ode mnie.
- Tramwaj, mamo, to taki mały pociąg co jeździ po mieście i przewozi ludzi – wyjaśniła Rosalia tonem prawdziwego eksperta, specjalisty od spraw transportu publicznego. Dziarskim ruchem pochwyciła czarny daszek czapki i przekrzywiła go lekko na bok. - Jak dorożka. Tylko, że bez koni.
Elizabeth pokręciła z niedowierzaniem głową. Nie zamierzała zagłębiać się dalej w obszary dziecięcej wyobraźni. Małe, miejskie pociągi? Nonsens.
Odgłos kroków ucichł, gdy trojka zatrzymała się na samym końcu korytarza, gdzie mieściła się sala przesłuchań. W celu utrzymania bezpieczeństwa, znajdowała się na każdym z pięter więzienia, by ograniczyć do minimum ryzyko związane z przeprowadzaniem skazańców między sektorami. Ciszę przerwał niski, donośny głos nadzorcy.
- Zająć się małą na czas przesłuchania, pani Queares?
- Nie trzeba, Vennelu. Otwórz nam tylko drzwi.
Vennel popatrzył na Elizabeth niepewnie. Kobieta czekała, taksując go chłodnym, ponaglającym spojrzeniem piwnych oczu. Następnie przeniósł wzrok na małą Rosalię. Dziewczynka również sprawiała wrażenie zniecierpliwionej, najwyraźniej świadoma, że lada moment jej również przyjdzie przekroczyć próg sali przesłuchań. Nieco zmieszany, choć nieśmiejący oponować Vennel, zerknął niepewnie na metalowe drzwi. Po krótkim wahaniu chwycił klamkę i nacisnął. Zawiasy skrzypnęły, gdy nadzorca otworzył drzwi i odsunął się kilka kroków, robiąc miejsce paniom Queares.
Po środku sali siedział wysoki, postawny mężczyzna z tygodniowym zarostem zakrywającym połowę ostro zarysowanej twarzy. Głowę oblekały gęsto kruczoczarne włosy, już nieco przydługie, bo zachodzące na kark i górną część uszu. Oczy – równie ciemne, niebywale bystre, powoli wodziły po przybyłych osobach. Spod rękawów więziennego odzienia wystawały wyryte na skórze tatuaże, pokrywające niemal całe ręce. Dłonie, skute kajdanami, spoczywały spokojnie na blacie stolika.
To nie był zwykły człowiek, lecz mag, z mocami równie niezwykłymi i wyjątkowymi, co jego wygląd. Mocami, które teraz spoczywały uśpione, związane specjalnymi, zaklinanymi kajdanami. W Foragaszu owy mężczyzna nie różnił się niczym od przeciętnego, niemagicznego mieszczucha.
Na widok długo wyczekiwanych gości uśmiechnął się szeroko, ukazując szereg równych, białych zębów.
- W końcu. Już myślałem, że przestałem być wam potrzebny - mruknął cicho, niskim, chrypliwym głosem, którego dawno nie używał, tygodniami siedząc zamknięty w czterech ścianach celi. Śledził uważnym wzrokiem przemieszczające się ku niemu postacie. – Widzę, że dzisiaj w pakiecie…
- Cześć, Thanastelu – rzekła mała Rosalia, machając otwartą rączka do zakutego w kajdany mężczyzny. - Bo nazywasz się Thanastel, tak? A wiesz, jak ja się nazywam?
Drugie pytanie padło, jeszcze zanim mężczyzna zdążył odpowiedzieć na pierwsze. Zmarszczył lekko brwi, nieco zdezorientowany. Nie był to pierwszy raz, jak widział Rosalię i choć minął ponad rok, a mała sporo wyrosła, trudno skojarzyć tę imponującą szopę rudych loków z kimkolwiek innym. No, chyba że z jakąś przerośniętą wiewiórką. Rosalia postanowiła pomóc nieco skonsternowanemu magowi.
- Nazywam się Tramwajarz. Prowadzę tramwaje.
- To jakiś nowy gatunek konia?
- Nie, głuptasie! To taki mały pociąg, co jeździ po mieście i przewodzi ludzi!
Teraz z kolei ciemne brwi maga uniosły się wysoko, wywołując na czole szereg kilku zmarszczek. Elizabeth usiadła po przeciwnej stronie stołu i usadziła sobie córkę na kolanach. Z początku nie zamierzała dopuścić do rozmowy między małą, ośmioletnią dziewczynką a skazanym na dożywocie seryjnym mordercą-magiem, ale widząc zdębiałą minę na twarzy tego drugiego, poczuła się zaintrygowana dalszym obrotem sprawy. Zdecydowała się nie wtrącać. Przynajmniej na razie. Przesłuchanie może przecież zaczekać.
- I niby w jaki sposób po mieście jeździ ten ‘tramwaj’?
- Na kółkach. Po torach – odparła lakonicznie dziewczynka, takim tonem, jakby oczywistość odpowiedzi na zadane pytanie wydała się dziwna nawet jej. A była przecież dzieckiem. To dorośli zazwyczaj wszystko wiedzą.
- I co go napędza? Konie? – Mag prychnął pogardliwie. - Tylko nie mów, że magia, bo nie uwierzę.
- Prąd. Prąd go napędza. Płynie przez takie sznurki, zawieszone na słupach. Te sznurki nazywają się druty. W tym prądzie jest energia i to ona napędza tramwaj. Wiem, bo widziałam na obrazkach w książkach z Zachodniego Quadium.
- Ja pochodzę z Zachodniego Quadium. Mieszkałem w tamtejszych miastach przez dziesiątki lat i nie widziałem nigdy ani słupów ze sznurkami, ani żadnych tramwajów, ani czegoś takiego, jak ‘prąd’!
- Ty głuptasie! Oczywiście, że widziałeś prąd. Każdy widział prąd!
- Nie, nie i jeszcze raz nie – odrzekł zdecydowanie mężczyzna, unosząc dłoń w obronnym geście. Zamierzał szybko wycofać się z owego pojedynku na słowa. Mózgi magów bardzo źle radzą sobie z abstrakcją, a ciężko o czystszą abstrakcję, niż ta, płynąca z ust dziecka.
- No ale… Ale widziałeś burzę? Taką z piorunami? – Ciągnęła uparcie Rosalia. Najwyraźniej bardzo wzięła sobie do serca, by wyjaśnić Thanastelowi istotę problemu. Mag z kolei nie chciał współpracować. Choć wciąż słuchał, uparcie nie udzielał odpowiedzi na pytanie.
Minęło dobrych kilka sekund, po których Rosalia słusznie uznała, że milczenie oznacza zgodę.
- No to te pioruny, to jest prąd. Prąd, który płynie potem w drutach, to znaczy w kablach, które napędzają tramwaj. A ja jestem Tramwajarzem i steruję tym tramwajem. Przewożę ludzi! Oni kupują bilety i dzięki nim mogą wejść do mojego tramwaju. Spójrz, mam nawet czapkę. Jest na niej taki znaczek... – Rosalia wskazała rączką biały znaczek naszyty centralnie na froncie czapki. – Chcesz wiedzieć, co on oznacza?
- Elizabeth, błagam. Zacznijmy już to przesłuchanie – jęknął mag, kręcąc lekko głową, jakby chciał otrzepać się z potoku zasłyszanych słów. Elizabeth Queares odchrząknęła cicho, zakrywając usta pięścią. Nie dało się jednak nie zauważyć lekkiego uśmiechu na jej czerwonych od szminki wargach.
- Kochanie, może pójdziesz do wujka Vennela na chwilę? Opowiesz mu o swoim wymarzonym tramwaju. – Mała z delikatną pomocą matki stanęła na nogach, obok krzesła. Rozpromieniła się cała, słysząc fantastyczną wieść.
- Mogę?
- Idź, idź. Powiedz wujkowi, że przyjdę za dwadzieścia minut. I koniecznie opowiedz mu, skąd bierze się prąd. Jestem pewna, że ze względu na swoją mało stabilną posadę, będzie żywo zainteresowany.
Elizabeth uśmiechnęła się szeroko, patrząc jak jej córka bez słowa dyskusji, biegiem opuszcza salę przesłuchań.
Trzask. I zniknęła za drzwiami.
Szybko, jak błyskawica.
****
Komentarze (39)
"Elizabeth Queares" albo "Thanastel"- skąd ty bierzesz takie nazwiska i imiona? Czy przebija się tu fascynacja (lub oczytanie) lub jedno i drugie angielską literaturą (?)
"Przywitali JĄ niskim pokłonem." - JĄ - koniecznie drukowanymi? rozumiem, że chciałaś "coś" podkreślić, ale może wystarczy, jak napiszesz z dużej - choć i tu mam wątpliwości.
ta "Mała Rosalia" - to bardzo ciekawa osóbka
"Śledził uważnym wzrokiem przemieszczające się ku niemu postaci." - postacie (?)
" Rosalia postanowiła pomóc nieco skonsternowanemu magowie." - magowi
"- JA pochodzę z Zachodniego Quadium." - znów drukowane Ja, może zwykłe Ja by wystarczyło?
No powiem tak. Idealnie chyba udało ci się wstrzelić z zapodaną tematykę. W dodatku zrobiłaś to wyjątkowo dobrze, w swoim stylu, który już nawet zaczyna być dla mnie bardzo widoczny. Połączenie współczesnej tematyki prąd-tramwaj z magiczną tematyką - to nie lada wyzwanie. Widzę inspirację angielską, nieco mroczną literaturą. Jeśli się mylę, popraw mnie :)
Pozdrawiam :))
Imiona i nazwiska postaci mają swoją małą etymologię. Siedzi mi w głowie razem ze światem w którym ma miejsce akcja.
Inspiracji jest bardzo wiele i rzeczywiście jest wśród niej trochę angielskiej literatury, masz rację.
Co do wycapslockowania tych dwóch zaimków osobowych, prawdę mówiąc nie wiem co sobie myślałam. Prawdopodobnie nie za wiele. Dzięki za wychwycenie robaków, siadam i poprawiam.
Również pozdrawiam.
Ta mała jest rozkoszna, aż chce ją narysować i chyba tak zrobię.
''Odgłos kroków ucichł gdy trojka zatrzymała się'' - przed ''gdy'' - przecinek.
Nie lubię fantastyki. Ale całkiem sprawnie operujesz słowem :).
''Jestem pewna, że ze względu na swoją mało stabilną posadę, będzie żywo zainteresowany.'' - to fajne, zabawne.
Piszesz dobrze. Oddajesz klimat i nastrój. Twoje twory troszkę mi się kojarzą ze Steampunkiem albo grą Dishonored. Tkasz detalicznie z uwagą. Nie ma co Cię zbytnio drapać po plecach, bo udowadniasz, że po prostu znasz się na robocie.
Poza tym dzięki za dobre słowo.
Chylę czoła.
Trudny temat, jak dla mnie dobrze ujęty.
Na wstępie wielkie dzięki, że do mnie zawędrowałeś.
Bardzo zależało mi, żeby umieścić akcję w świecie w którym najbardziej lubię kreować - tym stworzonym przez mnie ze starą dobrą szlachtą, królami, magami i różnymi innymi ciekawymi ewenementami. Miałam problem z tramwajarzem, więc musiałam jakoś wybrnąć. Wyobraźnia dziecięca jest niesamowita i zawsze mnie fascynowała. Dziecko myśli kompletnie nieliniowo, tworzy skojarzenia tam, gdzie ludzie o dojrzałym umyśle wstępu mieć nigdy nie będą. Czy wybiegała myślami w przyszłość? Możliwe. Na pewno widziała więcej, niż inni.
Jeśli świat cię interesuję, zapraszam do lektury pozostałych tekstów. Co prawda na razie zbyt dużo ich nie ma, ale gwarantuję, że to się zmieni.
Jeszcze raz dzięki za wizytę.
Do miłego zobaczenia, Szudraczu.
Przepraszam za męskie końcówki, to wynik mojej niewiedzy, nie ignorancji. Teraz już wiem. :)
Jakbyś wrócił do dyspozycji, czuj się mile widziany, by komentować, krytykować, jechać po bandzie, poprawiać czy co tam lubisz.
Do miłego !
"Strzeż się cichego psa i spokojnej wody, jak powiadano" - bardzo git
"- Pragnę zaoponować" :)
Spoko opis więźnia. Magowie - nie mój klimat, co nie znaczy, że mi się nie podobało. Zabrakło chyba Super-Man vs Super-Troll w takim bardziej, hm, bezpośrednim pojęciu. Opisy ładne, spokojnie prowadzisz narrację. W zasadzie nie mam się czego czepić. 4+, bo zabrakło "pier*olnięcia", czyli czegoś, co by mi szerzej oczka otworzyło :)
Wsparcie techniczne:
"sobą tę okropną czapkę. – rzuciła krótko " - kropka out
"przewozi ludzi. – wyjaśniła" - tu też
"być wam potrzebny. - mruknął cicho" - i tu też
Thanastelu. – rzekła mała Rosalia - i tu ;)
Nastała krótka chwila ciszy w której Elizabeth - przecinek przed "w której"
Pozdro
Dziękuję bardzo, zapis dialogów nadal stanowi dla mnie coś z pogranicza czarnej magii.
Rzeczywiście, bardzo okrężnie przebiegłam w okół tematyki supermana, ale chcąc utrzymać sprawy w powyższym świecie, nie miałam innego wyjścia. Są jednak pewne sugestie, co do trolla.
Nie wiem tylko, co masz na myśli przez owo pierdolnięcie.
Pozdrawiam !
Dziękuję bardzo!
Piąteczka jak się patrzy!
Pozdrawiam! :D
PS: Widzisz? Dotarłam też do Ciebie :D
Powoli odkrywamy karty zamierzchłej historii i pewnego dnia może okazać się, że istniała magia/elektryczności.
Natomiast pewne cechy charakteru ludzkiego pomimo zmian pokoleniowych pozostają stałe, niczym bastion.
Pozdrawiam, opowiadanie było ciekawe i pouczające.
treningwyobrazni@gmail.com
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania