TW – Miasto, które umarło
TW – Miasto, które umarło
Postać: Anorektyczna instruktorka fitness
Zdarzenie: Seks w małym mieście
Kiedy dowiedziałem się, że koncern, w którym pracuje od wielu lat, dostał koncesje na poszukiwanie w Polsce gazu łupkowego, wykorzystałem wszelkie znajomości, żeby dostać się do zespołu i po ponad dwudziestu latach wrócić do ojczyzny. Mimo wielu problemów udało się i pewnego letniego dnia zawitałem do Polski. Byłem ciekawy, jak też zmienił się kraj, z którego wyjechałem w latach osiemdziesiątych. Kiedy załatwiłem wszystkie sprawy w firmie, postanowiłem odwiedzić rodzinne miasteczko, co było o tyle łatwe, że odwierty miały być prowadzone niecałe pięćdziesiąt kilometrów od Radawic, czyli miasta, w którym się urodziłem. Byłem ciekawy, jak też wygląda teraz, po upadku komuny. Nie byłem tu ponad dwadzieścia lat i ciekawiło mnie, jak też sobie radzą dzisiaj mieszkańcy, wśród których było wielu moich krewnych.
Radawice * leżą około 70 kilometrów na południe od Poznania. W regionie to miejscowość owiana złą sławą nazywana "ciemną stroną mocy". Tamtejsi porównują ją ze starym Dębcem-dzielnicą Poznania. To okolica, w której sporo "trudnej" młodzieży, alkoholu i używek. W Radawicach skupiskiem takiego towarzystwa jest Rynek. W teorii powinno być to miejsce reprezentatywne, ale zdecydowanie nie spełnia założeń wizytówki miasta, choć ma ogromny potencjał. Dookoła niewysokie kamieniczki, kilka ławek, ładna kostka brukowa, piękny ratusz i kościół przypominający zamek. Tamtejszy rynek mógłby się równać z poznańskim czy wrocławskim, ale jest zniszczony i wygląda tak, jakby od lat nikt tam nie mieszkał.
W kawiarni "Pod Kozłem" jest większy ruch niż w głównym punkcie Radawic, czyli na Rynku. Nie szkodzi, że to poniedziałek i samo południe. Przy okrągłym niewielkim stoliku trzech mężczyzn delektuje się smakiem piwa. Jednego z nich poznaje, to mój wuja Henryk.
- Cześć wuju to ja Andrzej Borówko – siadam przy jego stoliku. Henryk patrzy na mnie lekko zamglonym wzrokiem, widać, że zaliczył już kilka piw. Po chwili jednak na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
- Ja pierdzielę to Ty? Kurde nie widziałem Cię od lat – wstał i objął mnie, poklepując po plecach.
- Musimy to oblać – tu spojrzał na mnie dość wymownie. Musiałem zareagować tak jak oczekiwał.
- Pół litra Krupnika poproszę i dwa kieliszki. Kiedy kelnerka przyniosła wódkę, wypiliśmy po dwa szybkie i ponaglany przez wuja opowiedziałem w dużym skrócie swoje dzieje od wyjazdu z Radawic. Kiedy skończyłem opowieść, zapytałem, jak się tu żyje. Henryk westchnął i spochmurniał.
- Nie jest za ciekawie. Upadek komunizmu dał Polakom nadzieję, ale dla wielu miejscowych oznaczał dramat. W Radawicach w ciągu kilku chwili zaroiło się od bezrobotnych. Po 1989 r. upadły zakłady pracy, które zatrudniały większość mieszkańców. W teorii miały je zastąpić małe firmy, ale dziś trudno tu o choćby najmniejszy dobrze prosperujący biznes. Wystarczy wyjść na ulicę. Obdrapane budynki, z których odchodzi farba, albo i jej wcale nie ma. Pomazane sprejem mury, kilka wulgarnych napisów, znak Polski Walczącej, a tuż obok narysowany męski narząd płciowy.
Totalny marazm, dookoła nic się nie dzieje. Na ulicach praktycznie brak ludzi, te same twarze mija się po kilka razy już po kilkunastu minutach pobytu. Po ubiorze widać, że w mieście panuje moda sprzed dziesięciu lat, wtedy najnowsza, dziś prowincjonalna. To często ludzie smutni, zamyśleni, zatroskani. Deszczowa pora i plucha jeszcze bardziej dopełniają wrażenie przygnębienia. Wystarczy podejść pod sklep spożywczy "Ola". Tam scena jak z serialu "Ranczo": dyżur z piwem w ręku. Nie kryją się – piją tak długo, jak starcza kasy. Nic innego im nie pozostało.
Jest źle, ci co bardziej bystrzy, już wyjechali, zostali w większości starsi ludzie i ci, którzy nie mają odwagi wyjechać. Ja mam emeryturę, więc jakoś żyję, ale pełno tu takich, którzy nie mają nic, a często chodzą głodni.
Zobacz, wzdłuż pierzei Rynku sporo nieczynnych lokali. Księgarnia zamknięta, nie prosperowała. Jakoś funkcjonują małe interesy, zaspokajające najbardziej podstawowe potrzeby: salon fryzjerski "Klara", właśnie sklep "Ola". W pasażu naćkane też kilka innych punktów: piekarnia, doradztwo finansowe, zakład pogrzebowy. Wszystko na odcinku kilku metrów. Reszta praktycznie jest martwa – zakończył swoją opowieść.
Cóż miałem rzec sytuacja rzeczywiście nie była zbyt ciekawa. Wyglądało na to, że miasto już umarło, choć pewnie jeszcze tego nie wie. Nie wiedziałem co powiedzieć, więc wuja kontynuował, pewnie mając radochę, że może z komuś się wyżalić.
- Niestety, tutaj świat się zatrzymał, a nawet cofnął, nic się nie dzieje, nie ma co robić. Pamiętasz, tu był Mera-kom, duży zakład, zatrudniał prawie pięciuset ludzi, a do tego dwie duże piekarnie. Wszystko zlikwidowali, a ludzie poszli na bruk. A szkoda gadać, miało być lepiej, a jest tragicznie. Powiem ci chłopcze, że gdyby mieszkańcy takich miasteczek jak ten wiedzieli, co ich czeka, broniliby rękami i nogami starej władzy. Ta była jaka była, ale dawała pracę każdemu, a do tego pozwalała spokojnie żyć i czekać na emeryturę. A teraz... e... szkoda gadać – po tych słowach wypił kolejny kieliszek. Patrzyłem na niego i cóż mogłem rzec. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak źle. Myślałem, że będą inwestycje, rozwinie się handel itd. Postanowiłem zapytać o to.
- A nie ma tu jakiś nowych inwestycji?
Henryk spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym powiedział coś bardzo głupiego.
- Jakie inwestycje, chłopie tu pies z kulawą nogą nie zagląda. Kilka lat temu przyjechała tu jedna taka kobieta z Poznania. Wynajęła stary magazyn, trochę go odremontowała i otworzyła fitness klub. Nie wiem, na co liczyła, bo choć ceny miała niskie to tutaj ludzie myślą jak przeżyć i nikogo nie stać na takie fanaberie czy fikołki. Byłem tam raz, tak z ciekawości, ale muszę przyznać, że kiedy zobaczyłem ją z bliska, odechciało mi się nawet zacząć ćwiczyć. Niby młoda dziewczyna a tak chuda. Wyglądała mi na anorektyczkę. Biznesu nie zrobiła, a do tego musiała uciekać.
- Jak to uciekać? - nie wytrzymałem.
- Hahaha, no okazało się, że panienka zaczęła sobie dorabiać, że tak powiem ciałem. Oczywiście na to był zbyt, ale kiedy jedna z kobiet złapała swojego męża na fikołkach, to nie bawiła się w żadne pierdoły, tylko wzięła do ręki kija i wpadła do pokoju. Możesz sobie wyobrazić, co się działo dalej. Oboje wybiegli nago na dwór, uciekając przez oszalałą ze złości żoną. Zleciała się chyba z jedna trzecia miasteczka. Wszyscy mieli ubaw po pachy i dopiero policja zrobiła porządek, choć też nie bez problemów. Po tym skandalu nasza pani trenerka wyjechała jeszcze tego samego dnia. Niestety seks w małym mieście, to nie to samo co w dużym. Tu dużo łatwiej o wpadkę. Tak zakończyła się ostatnia taka, jak to nazwałeś inwestycja w naszym mieście.
Siedzieliśmy w knajpie do wieczora, wspominając dawne i jak twierdził mój wuja lepsze czasy. Wniosek z tego, co mówił, był jeden. To, że wyjechałem, pozwoliło mi rozpocząć nowe życie, takie, na które w Radawicach nie miałbym żadnych szans.
* Nazwa miejscowości jest fikcyjna, ale opowieść wzorowałem na pewnym małym miasteczku, do którego jeździłem przez kilka lat do znajomej. To właśnie takie umarłe miejsce. Miałem okazję rozmawiać z kilkoma starszymi mieszkańcami, a to, co usłyszałem, jest w tekście, oprócz oczywiście trenerki fitness.
Mam zdjęcie głównej ulicy zrobione w poniedziałek o godz. 13:30 gdzie nie ma ludzi, samochodów, nawet psów. Wygląda to tak, jak jakaś zamknięta strefa ala Czarnobyl. Opowiadanie to poświęcam tym wszystkim, którzy uważają, że upadek komuny był dla nas WSZYSTKICH wielkim sukcesem. Jak pokazałem wyżej jednak nie dla wszystkich...
Komentarze (37)
Ciekawie napisałeś. Historie osadzileś gdzieś na przełomie dziejów - przemian historycznych w Polsce, a raczej tuż po nich, ukazując ich skutki.
Sprytnie też wplotłeś w całość motywy z Tw.
Masz swój charakterystyczny, rozpoznawalny styl - jak cześć z osób piszących a opowi - i widać, że dobrze się w nim czujesz. I bardzo dobrze bo to twoja mocna strona.
Podobało mi się.
Pozdrawiam :))
Jednego z nich poznaję, to mój wujan Henryk.
"- Cześć wuju to ja Andrzej Borówko – siadam przy jego stoliku."
- Cześć wuju to ja Andrzej Borówko. – Siadam przy jego stoliku.
"- Ja pierdzielę to Ty? Kurde nie widziałem Cię od lat – wstał i objął mnie, poklepując po plecach."
- Ja pierdzielę to Ty? Kurde nie widziałem cię od lat – wstaje i obejmuje mnie, poklepując po plecach. (nie zmieniaj narracyjnego czasu).
"- Musimy to oblać – tu spojrzał na mnie dość wymownie. Musiałem zareagować tak jak oczekiwał."
"- Musimy to oblać. – Spojrzał na mnie dość wymownie. Musiałem zareagować tak jak oczekiwał." - już nie poprawiam czasu, bo lecisz nagle cały czas przeszłym. Gdybyś chciał zachować jednostajność nararcyjną, byłoby: - Musimy to oblać. – Spogląda na mnie dość wymownie. Muszę zareagować tak jak oczekuje.
"- Pół litra Krupnika poproszę i dwa kieliszki. Kiedy kelnerka przyniosła wódkę, wypiliśmy po dwa szybkie i ponaglany przez wuja opowiedziałem w dużym skrócie swoje dzieje od wyjazdu z Radawic." - nie masz kreski oddzielającej dialog od narracji. WYgląda jakby to był jeden wywód. Daj:
"- Pół litra Krupnika poproszę i dwa kieliszki. — Kiedy kelnerka przyniosła wódkę, wypiliśmy po dwa szybkie i ponaglany przez wuja opowiedziałem w dużym skrócie swoje dzieje od wyjazdu z Radawic."
Zastanawiam się, w którym roku umieściłeś swoje opowiadanie. Możesz odpowiedzieć?
Ogólnie, łądny, przemyślany tekst z bardzo fajnym użyciem zestawu.
Co do daty, to były lata 91/02/93 kiedy to w Polsce nastąpiła ta najbardziej złodziejska tzw. prywatyzacja, która polegała na sprzedaży co lepszych firm zachodowi za grosze + oczywiście dodatkowo koperta, a te których nikt nie chciał były masowo likwidowane. Ten sabotaż zaowocował zniszczeniem całych polskich przemysłów i likwidacji ponad 50.000 zakładów pracy, a co za tym idzie wywalenie na bruk kilku milionów pracujących w nich Polaków, bez dania ludziom jakiejkolwiek alternatywy. To akcja Pana L. który potem w nagrodę został komisarzem UE.
Jednak byłem tam tak ze 3/4 lata temu i dalej miasto jest martwe, a nawet gorzej, bo młodych praktycznie tam już nie ma. Ludność w ciągu ostatnich 15 lat zmalała o 1/3 to chyba wystarczy za komentarz.
"Dzień dobry. Co się stało z tym dachem?"
"Patrz pan k...a dwa lata temu jak mieli przyjechać i zrobić i do dziś nikogo nie ma"
"Ale to pańska stodoła?"
"No, moja, ale oni mieli..."
Część ludzi tak ma a ich narzekania trwają do dziś i będą trwać. Postawy roszczeniowe i spychanie odpowiedzialności... A nawet rolnik Leper mawiał "Umiesz liczyć? Licz na siebie!". By myśleć nie trzeba ani pieniędzy ani szkół czego najlepszym przykładem jest Opowi !
Błędy wyłapał Can. Gdybyś Autorze uciekł od nadmiernego moim zdaniem powtarzania nazwy miejscowości byłoby znacznie lepiej. Pięć zostawiam.
Wpisz w wyszukiwarkę Bodie
(Miasto, które umarło - podoba mi się ten tytuł, przyciąga od razu)
Ładnie napisane.
Pozdrawiam.
„Byłem ciekawy, jak też wygląda teraz, po upadku komuny. Nie byłem tu ponad dwadzieścia lat i ciekawiło mnie, jak też sobie radzą dzisiaj mieszkańcy, wśród których było wielu moich krewnych” – powtórzenie, 2 x „jak też”
„- Ja pierdzielę to Ty? Kurde nie widziałem Cię od lat” – z małej ty* cię* (tylko w listach z dużej)
„- Ja pierdzielę to Ty? Kurde nie widziałem Cię od lat – wstał i objął mnie, poklepując po plecach.
- Musimy to oblać – tu spojrzał na mnie dość wymownie” – powtórzenie 2 x „mnie”
Świetny tytuł, zestaw dość naturalnie wpleciony w historię i, co ważne, wykorzystałeś swoje umiejętności w tym tekście – zamiast tłuc na siłę jakąś wymyśloną historię, odniosłeś się do realiów i poleciałeś opisówką. Dobrze się czytało, ciekawy temat umarłego miasta.
Zostawiam gwiazdy, pozdrawiam :)
Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – jutro o godz. 20.00.
Pozdrawiamy :)
Postać: Weteran II wojny światowej
Zdarzenie: Tragiczna decyzja
Gatunek: Postapo lub Horror (do wyboru)
Czas na pisanie: 24 luty (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Piszesz, że w mniejszych miejscowościach powstał marazm, ludzie zostali na lodzie, bez perspektyw, zaradniejsi uciekli (wyjechali), inni wegetują. Jeśli są tacy, którzy mogą odnieść sukces gdzie indziej (zaradni, wykształceni, bardziej przebojowi), to należy im tylko życzyć powodzenia. Twój bohater/narrator sam należy do tej grupy.
Co jednak z resztą? Podajesz przykład hipotetycznego miasteczka w południowej Wielkopolsce, ok. 70 km. na południe od Poznania. Zakładam więc, że mniej więcej na linii Książ, Jarocin, Chocz. To nie jest tak, że tam nic nie da się zrobić i koniec. Przykładowo, aglomeracja poznańska generuje olbrzymi popyt na różnego rodzaju towary i usługi, które dostarczają i świadczą osoby zamieszkujące w tym promieniu. Część z nich pozakładała w tym celu firmy, wielu jednak po prostu sobie dorabia „w szarej strefie”. Na początek usługi budowlane. Zamówienie dobrego fachowca, np. płytkarza, instalatora itp., wymaga półrocznego oczekiwania na wolny termin. I większość z nich dojeżdża właśnie z podobnych odległości, a ceny ich usług do niskich nie należą (i słusznie, jeśli swoją pracę wykonują dobrze). Rozumiem, że nie każdy umie układać płytki. Ale w okolicy działa wiele firm sprzątających albo zajmujących się pielęgnacją ogrodów (też dojeżdżają, nie muszą nawet do samego Poznania, bo klientela zamieszkuje już mniej więcej od Kórnika, albo nawet Środy Wlkp. - by pozostać przy kierunku południowym). Taka praca nie wymaga już specjalistycznych kwalifikacji, a zapotrzebowanie jest bardzo duże – np. wskoczyć do grafiku dobrej firmy sprzątającej to można tylko z polecenia, gdy ktoś z takich czy innych przyczyn rezygnuje. Kolejna nisza, to swojska żywność. Wielu ludzi ma dość oferowanych w sklepach produktów „gównopodobnych” (za przeproszeniem), ostatnia afera z chorymi krowami wzmacnia tylko tę tendencję. I gotowi są zapłacić całkiem sporo, by kupić produkty naprawdę „swojskie”. Nie trzeba do tego prowadzić sklepu, klienci polecają takiego dostawcę jeden drugiemu i na brak zamówień zwykle nie narzeka, jeżeli oczywiście nie ulega pokusie „uprzemysłowienia” i zepsucia hodowli kur, kaczek, gęsi czy królików. I pierogi. Duma polskiej kuchni, której jednak nikt już prawie nie praktykuje (babcie, niestety, powoli wymierają). W sklepach można kupić wspomniane g., a nie pierogi. Co prawda, tutaj zdarzało się, że takie „domowe wyroby” dowożone w okolice Poznania też okazywały się niewiele warte. Ale z odsieczą przyszli... Ukraińcy. Odkryliśmy knajpkę prowadzoną przez przybyszów ze Wschodu, w której pierogi lepi się ręcznie na oczach klientów, a smakują jak za dawnych lat. Też znajomi polecili.
Czyli ogólnie możliwości jest sporo, nawet dla osób bez szczególnego wykształcenia czy kapitału początkowego. Trzeba tylko chcieć, zamiast narzekać. I w tym zgadzam się akurat z Karawanem, chociaż często polemizujemy na różne inne tematy.
Po pierwsze masz rację, to jest protest-song.
Przeciw czemu?
Nie przeciw przemianom, bo te były nieuniknione, jeśli już nastąpiła zmiana systemu.
Jednak nie tak to miało wyglądać. Pod hasłami "Wolność i demokracja" – głoszonymi dzień i noc wyr....o 30 milionów ludzi. Ten cały okrągły stół to nic innego jak porozumienie między rządzącym od tak cirka 1985 roku wywiadem wojskowym a całą gamą agentów we władzach Solidarności. Umowa była bardzo prosta – my wam oddajemy władze, a wy się nie wtrącacie do naszych spraw i nikogo nie lustrujecie itd. Taki układ zresztą trwający do dzisiaj pozwolił "starym Kiejkutom" jak ich nazywa red. Michalkiewicz uwłaszczyć się na majątku po PRL, czyli przejąć banki, co lepsze firmy, zagarnąć 1,6 mld $$ z FOZZ itd. Czyli tak naprawdę przejść przez zmianę systemu nie dość, że bezboleśnie to jeszcze zagarnąć co najlepsze kąski ze stołu po PRL. Tego nikt ludziom wtedy nie powiedział, bo i po co. Byli jeleniami i murzynkami w tej grze.
Potem zaczęła się tzw. Prywatyzacja, czyli nic innego jak wyprzedaż najlepszych zakładów za grosze + łapówka, a reszta won do likwidacji.
Nefer znam to z życia, bo moją firmę ZSA Meramont trzeci zakład w Poznaniu zatrudniający ponad 3 tys. Ludzi został przez tzw. Komisarza zniszczony metodycznie i doprowadzony do likwidacji. Znam tę historię dzień po dniu. To był czystej wody sabotaż. A takich sabotaży było ponad 50 tys. w Polsce.
Napisałeś "Otóż, zamiast krytykować w czambuł, powiedz, jak sobie przeprowadzenie takich gigantycznych i z gruntu słusznych zmian wyobrażasz? W jaki sposób można było tego dokonać bez żadnych kosztów?
Ano moim zdaniem trzeba było oprócz Starych Kiejkutów i śmietanki Solidarności w tych planach uwzględnić te 4/5 milinów Polaków wywalonych z dnia na dzień na bruk z likwidowanych zakładów. Wiem, że to mrzonki i wręcz fantastyka, bo przeciętnego Kowalskiego ci panowie mieli w dupie, ale tego wymagała taka zwykła ludzka sprawiedliwość, której zresztą nie ma w Polsce do dzisiaj.
Co do kosztów, to dlaczego mieli je ponieść tylko biedni robotnicy i biedni chłopi? To gorsze chamstwo niż najgorsze czasy komuny, bo tak wiadomo było, że nowy ustrój, komunizm itd. A tu piękne hasło "Wolność i demokracja" na które kufa sam dałem się nabrać w 1989/90 roku. A to kufa była totalna ściema, olbrzymi skok na kasę, tak wielki, że chyba jeden z największych w historii Polski.
A do tego zaczęło się panoszenie obcych koncernów wykorzystujących Polaków jak murzynów, płacąc grosze za ciężką pracę.
Napisałeś"Jeśli są tacy, którzy mogą odnieść sukces gdzie indziej (zaradni, wykształceni, bardziej przebojowi), to należy im tylko życzyć powodzenia" – zgoda, ale ilu jest tych Orłów, Jastrzębi czy Sokołów – 10 no może 15% a co z resztą z tzw. Wróblami, czyli 80% ludzi? No wg. Liberałów "najlepiej, żeby znikli, bo tylko przeszkadzają bogatym się jeszcze więcej bogacić a do tego chcą pomocy od państwa – to przecież karygodne – więc co – masowa eutanazja – pewnie wielu by na to przyklasnęło, tylko na razie jeszcze sie nie odważają" Na razie ...
Napisałeś "Czyli ogólnie możliwości jest sporo, nawet dla osób bez szczególnego wykształcenia czy kapitału początkowego. Trzeba tylko chcieć, zamiast narzekać. I w tym zgadzam się akurat z Karawanem, chociaż często polemizujemy na różne inne tematy" – no ok. Są możliwości, ale tak ogólnie rzec biorąc, nie wydaje ci się, że jako naród zostaliśmy po 1990 roku wyruchani bez mydła?
Rzucano wtedy piękne hasła, a chodziło tylko o kasę. Mało tego media sprzedane, gazety, TVN, Polsat, i inne taki, a do tego żadna polska licząca się partia nie jest tak naprawdę polska tylko jest agendą czy to amerykańsko-żydowska jak PIS, czy niemiecka jak PO itd.
Nefer czy to, co się dzieje u nas po 1990 roku nie przypomina ci Polski magnackiej z XVIII wieku, gdzie magnaci siedzieli w kieszeni przyszłych zaborców i doprowadzili do rozbiorów. Przecież to widać na co dzień.
Smutne , ale prawdziwe, a najgorsze jest to, że 90% Polaków nawet sobie z tego nie zdaje sprawy, tak sprawna jest propaganda.
1. Emocjonalne podejście do wydarzeń związanych z upadkiem komuny, okrągłym stołem itp. W Twojej wypowiedzi widać stracone, młodzieńcze ideały, czujesz się oszukany, zdradzony. Bo głoszono piękne hasła, a wyszło, jak wyszło. Z emocjami dyskutować nie ma sensu, masz do nich prawo. Ja również pamiętam tamte czasy (komunę także), ale emocje odczuwam inne. Po prostu cieszyłem się wtedy, że wszystko obyło się w miarę spokojnie, bez rozlewu krwi.
2. Zresztą, czy naprawdę wyszło aż tak fatalnie? Powtórzę raz jeszcze, rewolucja odbyła się pokojowo, raczej spokojnie, bez krwi i ruin. To już samo w sobie jest wielkim plusem, zwłaszcza mając w pamięci historię naszego kraju. Dość wreszcie heroicznych klęsk, opłacanych cierpieniami narodu. I może rzeczywiście stało się tak dzięki umowie okrągłego stołu („zdradzie”, jak niektórzy obecnie ją nazywają). Odchodząca władza miała wiele możliwości, by bronić się na różne sposoby, także siłą, gdyby przyparto ją do muru, nie dano wyboru, grożono „szafotem”. Tego udało się uniknąć. A że idealistycznie nastawieni ale, wybacz, słabo zorientowani w polityce czy ekonomii robotnicy wielkoprzemysłowi wyobrażali sobie przyszłość inaczej? Że liczyli na to, że od razu, z całym dobrodziejstwem inwentarza nieefektywnej gospodarki socjalistycznej przejdą do warunków życia na bogatym Zachodzie? Cóż, to po prostu była naiwność. Nikt im tego, oczywiście, nie mówił. I może w ten sposób zostali oszukani. Stanowili jedyną siłę zdolną obalić komunizm, więc po co uświadamiać ich, że w ten sposób podetną zarazem gałąź, na której siedzą (czyli nieefektywne molochy komunistycznego przemysłu z przerostami zatrudnienia)? Znasz historię, okazujesz tego dowody w swoich felietonach. Czy była choć jedna rewolucja, która dała ludowi szybkie korzyści materialne? Chociaż to zawsze na barkach ludu je przeprowadzano? Może jedyna francuska, o ile poprzez lud będziemy rozumieć burżuazję oraz zamożne i średniozamożne chłopstwo. Oni skorzystali, biedota nie bardzo. Owszem, koniec końców zyskali wszyscy, ale to w dłuższej, kilkupokoleniowej perspektywie. Piszesz, że należało pomyśleć o oszukanym społeczeństwie, tzn. dać mu kasę i majątek pozostałe po komunie. Sam chyba pojmujesz, że to mrzonki i myślenie życzeniowe. To nigdy nie odbywa się w taki sposób. Zrewoltowany lud może co najwyżej rozgrabić rezydencje bonzów poprzedniego systemu (o ile dojdzie do ogólnego chaosu), ale raczej nie przejmie fabryk, majątków, zagranicznych kont, itp. A cenę tego chaosu zapłaci również on sam, może nawet najwyższą. Ja osobiście cieszę się więc, że czegoś takiego uniknęliśmy. I jeżeli stało się to dzięki okrągłemu stołowi, to chwała jego architektom. A te pokomunistyczne dobra, fabryki itp.? I tak nigdy przecież nie były moje, chociaż głoszono to wszem i wobec. W takie hasła mogli uwierzyć tylko naiwni. Nie czuję więc, żebym coś utracił.
3. Obecna sytuacja. Otóż nie postrzegam jej w tak czarnych barwach jak Ty. I to nie dlatego, że ulegam propagandzie, oceniam sprawy bardzo przyziemnie. Nie ekscytują mnie próby uprawiania polityki historycznej, pseudomocarstwowe „prężenie muskułów”, wysuwane dookoła pretensje i żądania. To przejaw głębokich kompleksów narodowych, ale w taki sposób nigdy ich nie wyleczymy. Natomiast widzę, ile wybudowano nowych domów, jakie samochody jeżdżą po naszych drogach (w coraz większej liczbie), ilu rodaków można spotkać o każdej porze roku w zagranicznych kurortach. I nie są to wcale sami złodzieje, kombinatorzy i aferzyści, jak próbują to wmawiać kapłani religii narodowych kompleksów, leczący w ten sposób frustrację swojego elektoratu. To zupełnie normalni, zwykli ludzie, którzy skorzystali na przemianach. Ich liczba rośnie i będzie nadal rosła. Oczywiście, dobrobyt nie wzrasta równomiernie, przy tej okazji pogłębiają się różnice społeczne, a to największe źródło frustracji i niezadowolenia. Co z tego, że kiedyś razem z sąsiadem marzyliśmy tylko o małym fiacie, a teraz mam w garażu całkiem porządny samochód? Ten drań obok jeździ audi 08, więc czuję się gorszy i biedniejszy niż wtedy, gdy obydwaj nic nie posiadaliśmy. Wniosek? Ten sąsiad musi być złodziejem i aferzystą, bo przecież w żadnym wypadku nie przyznam, że okazał się bardziej inteligentny, pracowity, ambitny itp. Politycy we własnym interesie wzmacniają tę zawiść. Te opowieści o „niewolnikach” niemiecko-żydowskich koncernów itp. Wybacz, takie farmazony to opowiadał śp. dziadek, endek z głębokiego przekonania (chociaż o historii większego pojęcia nie miał|), nawołując zarazem, żeby do dużych marketów na zakupy nie chodzić. A sam chodził. Dlaczego? Bo tam taniej, odpowiadał. Ja osobiście żadnym niewolnikiem się nie czuję. I niby z jakiej racji miałbym się czuć? Możemy obecnie podróżować po Europie jak normalni ludzie, ceny nie szokują jak trzydzieści lat temu, możemy wypić piwo, zjeść obiad w restauracji, zatrzymać się w przyzwoitym hotelu. Wszyscy są mili i uprzejmi. Co do wymarzonej jakoby przez liberałów eutanazji większości społeczeństwa, to, wybacz, piszesz tutaj bzdury, może uniesiony polemicznym zapałem. Konsumenci są potrzebni, najlepiej zamożni, żeby dużo kupowali. I biznes się kręci. Biednych, niewykształconych, sfrustrowanych wyborców potrzebują natomiast partie populistyczne. Tacy są najlepsi, bo łatwo i tanio można kupić ich glosy. Często wystarczą same obietnice. I taką analogię mamy w XVII-XVIII w. Polsce, gdy tłumy biednej, ciemnej szlachty klamkowały u magnatów oraz decydowały np. na polu elekcyjnym. A elekcja odbywała się w Warszawie, w samym sercu Mazowsza, gdzie szlachty było najwięcej, ale zarazem najbiedniejszej (20 % społeczeństwa, w innych dzielnicach 2-3 %).
Podsumowując, ja spoglądam w przyszłość bardziej optymistyczne. Sytuacja Polski nie jest ogólnie zła (pomimo różnych zawirowań, za które uważam np. obecne rządy). Poziom życia podniósł się zdecydowanie w stosunku do tego, co działo się za komuny. Możliwości też o wiele więcej. Tego, co mamy obecnie, w żaden sposób nie da się porównać do „starych, dobrych czasów” sprzed 1989 r. Nastąpił ogromny skok cywilizacyjny, wzrósł poziom zamożności. Jestem przekonany, że za 100-200 lat, gdy przyszli historycy będą na spokojnie już i z perspektywy czasu oceniać obecny okres, uznają go za jeden z najpomyślniejszych w naszych trudnych, polskich dziejach. Przypomnę tutaj, że rządy Kazimierza Wielkiego wzbudzały w jego epoce liczne opory, nazywano go tyranem (bo trzymał możnych i Kościół twardą ręką oraz zbierał wysokie podatki), zdrajcą (bo oddał Krzyżakom Pomorze), rozpustnym cudzołożnikiem (z wiadomych powodów), nawet mordercą (bo kazał zabić ks. Baryczkę). Przydomek „Wielki” pojawił się przy imieniu króla dopiero w XVI w., gdy doceniono jego zasługi oraz cały bilans panowania.
Być może masz rację co do straconych ideałów, ale ja jestem zwolennikiem tzw. sprawiedliwości społecznej, co między innymi przejawia się równym traktowaniem wszystkich nawet tych wróbli. Wiem, że to dzisiaj brzmi śmiesznie i nie modnie, ale taki jestem. W obecnych czasach wilków taka owieczka jak ja jest typowym mięsem armatnim.
Napisałeś, że wszystko odbyło się spokojnie. Oczywiście, ale dlaczego?
Bo ci, którzy naprawdę rządzili, czyli służby dogadały się ze swoimi agentami w Solidarności. Czyli "my sobie robimy co chcemy, a wy nas nie ruszacie"
Napisałeś "I może w ten sposób zostali oszukani" – NIE! MOżE!. Oni zostali wydmuchani i wrzuceni za burtę. A dzięki komu te wszystkie solidarnościowe gwiazdy wypłynęły, dosiadły się do koryta, robiąc kosmiczne szwindle? Dzięki robotnikom! Ale kiedy murzyn zrobił swoje, trzeba było się go pozbyć i tak też zrobiono.
Rzeczywiście, żadna rewolucja nie przyniosła korzyści tym na samym dole, choć to oni zazwyczaj walczyli na pierwszej linii. Co do dania społeczeństwu majątku i kasy, to znam to z życia. My jako załoga chcieliśmy przejąć firmę jako akcjonariat pracowniczy czy coś innego. Poszliśmy jako związkowcy do wojewody i okazało się (tak bardzo skrótowo), że to niemożliwe. Później dowiedzieliśmy się, że chodziło o grunty, na których była firma. Nikt nie chciał kupić zakładu, tylko mienie w upadłości, bo cena była 10-krotnie tańsza. To doprowadziło do upadku zakładu. Ile takich szwindli było w latach 90-tych w Polsce? Skromnie liczę na 30-50 tysięcy (wliczając same duże i średnie zakłady pracy).
Napisałeś " Ja osobiście cieszę się więc, że czegoś takiego uniknęliśmy. I jeżeli stało się to dzięki okrągłemu stołowi, to chwała jego architektom" – jaka chwała, sorka, ale tu nie zgodzę się w 100%. To, że nie było tzw. zadymy wynikało tylko i wyłącznie z układu, o którym pisałem wyżej. Po prostu agenci służb w Solidarności spacyfikowali tzw. ekstremę i przejęli władze. Skutki tego odczuwamy do dzisiaj.
Napisałeś, że te postkomunistyczne fabryki nie były nasze. To prawda, nawet trudno zdefiniować kogo były. Jednak jak ktoś pracował w jednej fabryce, powiedzmy 30 lat, "włożył" w nią sporo swojego życia, to mógł go szlak trafić, kiedy jakoś cwaniak kupił jego zakład za powiedzmy 10/20% wartości a takich przykładów można pokazać wiele. Mało tego sporo takich zakładów tuż po kupieniu zostało zamkniętych, ludzie wywaleni na pysk a nowy właściciel sprzedał maszyny i wszelkie dobro i jeszcze sporo zarobił.
Napisałeś "Biednych, niewykształconych, sfrustrowanych wyborców potrzebują natomiast partie populistyczne. No niestety w tej chwili propaganda jest tak dobra, że nawet ludzie wykształceni dają się nabierać na piękne teksty i żyją w świecie wirtualnym.
A co do Kazimierza Wielkiego to jak wiesz my Polacy, zazwyczaj nie lubimy żadnego wodza, czy króla twardego i mocnego. Przykładem może być choćby Stefan Batory, ale to inna bajka.
Zasadniczo co do sytuacji obecnej masz rację. To, co napisałem wyżej odnosi się do sytuacji w latach 90-tych. Teraz sytuacja jest inna. Nie ma już co za bezcen sprzedać, no może poza lasami państwowymi (był taki projekt).
"Nastąpił ogromny skok cywilizacyjny, wzrósł poziom zamożności” – i tak i nie. Owszem wielu ludzi podniosło swój status finansowy, ale z drugiej strony są miejsca, gdzie jest taka bieda, jakiej nie było za najgorszej komuny. Teraz mamy ogromne zróżnicowanie tzw. zarobków czy może inaczej dochodów. Z jednej strony sporo ludzi bogatych, a z drugiej bieda, jakiej nigdy nie było.
Niestety mój problem polega na tym, że słucham nie tylko reżimowej TV, ani niemieckiej TV – TVN czy Polsatu. Staram się słuchać, czy czytać ludzi, którzy może nie zawsze mają racje, ale pokazują nasz świat jakby z innej strony i próbują wyjaśnić co i dlaczego się u nas dzieje (tacy jak Michalkiewicz, czy Karoń). To powoduje, że widzę, jak jesteśmy dymani na wszelkie możliwe sposoby, a co najgorsze zdecydowana większość ludzi nawet sobie z tego nie zdaje sprawy. Nie wiem, czy to masowa amnezja, czy też jakieś takie psychiczne odrzucenie rzeczywistości.
Mnie tu już nazywano komunistą czy socjalistą, a tak naprawdę mnie się tylko nie podoba fakt, że Orły i Jastrzębie żyją jak królowie, a reszta na nich zapierdala jak w USA czy Europie w XIX wieku. My Polacy zostaliśmy w większości sprowadzeni do jak nas nazywają niektórzy białych murzynów, a co gorsza ci ludzie zazwyczaj nie zdają sobie sprawy z tego. Prawda jest taka, że Polska po 1990 roku stała się takim neokolonialnym tworem rządzonym głównie przez Niemców. Czy naprawdę tego chciały miliony ludzi popierających obie Solidarności (1980/81 i 1989/90)?
Bardzo wątpię.
Co do okrągłego stołu, to wszystko mi jedno, kto z kim się tam dogadał, mógł choćby diabeł z szatanem. Grunt, że dzięki temu uniknięto wojny domowej, a przynajmniej rozlwu krwi. To więcej warte niż realizacja jakichkolwiek ideałów. Więcej warte dla kraju i społeczeństwa.
Sytuacja obecna. Obiektywnie zdecydowanej większości Polaków żyje się teraz lepiej, niż za komuny. Problem w tym, że oni sami tego nie odczuwają, bo widzą przede wszystkim duże rozwarstwienie społeczne. Niezadowoleni z własnego awansu, zazdroszczą innym, którzy awansowali bardziej. Ale tak już mamy jako naród.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania