TW#1 Czerwony Kapturek i Kury Zombie

Jestem Rachela. Mam trzynaście lat i od zawsze uwielbiam oglądać bajki o Czarodziejkach. Jestem na ich punkcie zafiksowana do tego stopnia, że jeszcze nie dawno potrafiłam z pamięci wymienić wszystkie odcinki pierwszej serii „Winx club” i „LoliRock” z pamięci i jeszcze opisać ich fabułę! Pewnego dnia nawet powiedziałam mamie, że kiedyś chciałabym zostać Czarodziejką. Mieszkałyśmy tylko we dwie i nigdy nie było problemu, abym dostała to, co chciałam. Babcia nazywała to rozpieszczaniem i wcale jej się to nie podobało, więc jak tylko mama powiedziała jej o tym pomyśle, ta stwierdziła, że trzeba mi to „wybić z głowy”. Bo to niby niebezpieczne i trzeba żyć w świecie rzeczywistym. No i wywiązała się z tego awantura. Nie pierwsza, nie ostatnia, ale to nie o tym mowa. Ważne, że to od babci dostałam duży, różowy wisiorek w kształcie z serca ze złotym obramowaniem i moim złotym imieniem. Niby typowa zabawka dla małej dziewczynki, ale nie zgadniecie jednak, co było w środku! Oprócz zwykłego lusterka zobaczyłam tam także podobiznę kury!

 

— No ale dlaczego akurat kura? — zapytałam mamę, kiedy wracałyśmy do domu po kolejnej wizycie od babci.

 

— To jest pewnie jakiś firmowy gadżet, bo wiesz, że babcia zajmuje się sprzedażą jajek, prawda? — odparła mama. W tamtym momencie takie wyjaśnienie mnie zadowoliło i pewnie wystarczałoby na długo, gdyby nie pewne bardzo dziwne wydarzenie. Dobrze pamiętam tamten wieczór. Mama dostała nagłe wezwanie do pracy i nie miała mnie z kim zostawić, więc postanowiła zawieźć mnie do babci. Bardzo się ucieszyłam, ponieważ uwielbiałam spędzać z nią czas. Chodziłyśmy wtedy na spacery, piekłyśmy ciastka, a ona opowiadała mi zabawne i szalone historie z czasów swojej młodości. Jednak gdy tego wieczoru wjechałyśmy na jej posesję, od razu poczułam, że dzieje się tu coś dziwnego. Nie powiedziałam o tym mamie. W końcu mogło mi się tylko wydawać. Gdy wysiadłyśmy z auta, na podwórku nie zauważyłam nic podejrzanego, choć teraz myślę, że za dnia na pewno coś przykułoby moją uwagę. Było jedynie to dziwne uczucie. Bramka okazała się zamknięta, ale to również zbytnio mnie nie zmartwiło. Babcia często o tej porze ją zamykała, więc mama zadzwoniła do niej na komórkę.

 

— Cześć, babciu! – Pomachałam jej od razu, kiedy tylko wyszła z domu.

 

— Cześć, skarbie — odparła. Moją uwagę przykuł fakt, że była bardzo zaskoczona naszym przyjazdem, co było nie typowe, bo mama często niespodziewanie mnie do niej zawoziła, nawet o późniejszych porach. Zapytałam, co się stało.

 

— Nic, nic, kochanie… Po prostu mamy nagłych gości… z… z… Ameryki i…

 

— Przyznaj się, że zaprosiłaś jakiegoś faceta! – Uśmiechnęła się złośliwie mama.

 

— Jakiego faceta? — zapytałam.

 

— Nie, nie, żadnego. Tak naprawdę przyjechała moja siostra z Ameryki i nie wiem, czy będę miała dla ciebie miejsce…

 

— Ta ciocia Ania o której tyle mi opowiadałaś? — zawołałam, podekscytowana. – Mogę ją wreszcie poznać! Jej! – Gdy babcia otworzyła furtkę, od razu chciałam popędzić do domu, ale szybko mnie zatrzymała. Przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć. W końcu odparła, że ciocia jest bardzo zmęczona podróżą i już dawno śpi. Mój entuzjazm trochę opadł.

 

— Wrócę jutro — rzekła mama i odjechała.

 

— Posłuchaj mnie, Rachela, jest bardzo późna pora, więc pójdziesz spać, dobrze?

 

— Dopiero dwudziesta pierwsza. Zazwyczaj o tej porze oglądałyśmy jeszcze bajki.

 

— No tak, ale mam jeszcze dużo do zrobienia… Trzeba się przygotować na jutro…

 

— A co będziesz robić? – Babcia była bardzo tajemnicza, co tylko podsycało moją ciekawość.

 

— To taka niespodzianka dla cioci.

 

Zaczęłam przysięgać na słowo honoru, że nikomu nie powiem, ale tu znowu działo się coś nietypowego. Zawsze udawało mi się jakoś ją przekonać, aby zdradziła mi swoją tajemnicę, ale tym razem szła prosto do domu, starając się ignorować moje prośby i nawet na mnie nie patrząc. Gdy weszłyśmy do środka, zobaczyłam w ganku kilka walizek. Pomyślałam, że to pewnie cioci Ani. Na stole stały filiżanki po kawie i talerz z ciastkami, ale tak jakby ktoś tylko na chwilę je zostawił. Wzięłam sobie jedno. Wbrew swoim obawom o brak miejsca, babcia od razu zaprowadziła mnie do pokoju. Włączyła telewizor i wręczyła mi pilota, a następnie powiedziała, że mogę jeszcze coś pooglądać, ale nie za długo. Chciałam ją jeszcze o coś zapytać, lecz szybko zostawiła mnie samą w pokoju i zamknęła drzwi na klucz! To już całkowicie mnie przeraziło! Przez chwilę jeszcze szarpałam klamką i wołałam ją, niestety bez skutku.

 

Zrezygnowana, usiadłam na łóżku i postanowiłam przeanalizować fakty. Byłam teraz pewna, że działo się coś dziwnego. Brak miejsca był tylko wymówką, zupełnie jakby babcia chciała się nas pozbyć. Przyjazd cioci też wydawał mi się podejrzany. Zawsze powtarzała, że jak tylko ciocia przyjedzie, to zrobimy zjazd rodzinny, a teraz nagle robi z tego taki sekret? Nie. To musiał być jakiś inny gość. Tylko tyle udało mi się podsumować, bo moje powieki pomału zaczęły robić się ciężkie, aż w końcu usnęłam.

 

***

 

Zawisłam pośrodku strasznego ciemnego miejsca. Wokół nie było żywego ducha. Nie słyszałam żadnych dźwięków poza własnym oddechem. Wszędzie roztaczała się tylko nieprzenikniona pustka. Przez chwilę nawet myślałam, że umarłam we śnie, tylko jakoś nikt po mnie jeszcze nie przyszedł, aby mnie zabrać na sąd.

 

W końcu uświadomiłam sobie, że to nie jest taki zwykły sen. W tym momencie mój wisiorek zerwał mi się z szyi i świecąc, zaczął jakby przede mną uciekać. W ostatniej chwili złapałam go za nitkę i pobiegłam za nim. Narzucił straszne tempo. Nigdy nie miałam problemów z bieganiem, ale myślę, że w tamtym momencie nawet najlepsi biegacze nie daliby rady. W dodatku z sekundy na sekundę poruszał się szybciej i szybciej. W końcu doszło do tego, że jedynie trzymałam się łańcuszka, a on mnie ciągnął za sobą. Z każdą chwilą wszystko było coraz bardziej przerażające. Najpierw ujrzałam migające z oddali światła, do których potem dołączyło przeraźliwe gdakanie. Takie jak z najgorszego horroru. Wwiercało się w moją głowę, zupełnie jakby ktoś próbował rozsadzić mi czaszkę. Jedną ręką próbowałam zakryć sobie uszy, ale nie mogłam wypuścić medalionu. Zresztą i tak nic to nie dawało. Wreszcie upadłam na ziemię (o ile można tak powiedzieć o nicości) i wisiorek znów zawisł na mojej szyi. Zdążyłam jedynie zauważyć wielką kopułę energii, z której próbował wydostać się tłum dzikich, przerośniętych i obleśnych kur. Dwie kobiety, które z trudem utrzymywały tę barierę, odwróciły się i w tym samym momencie potworom udało się ją opuścić. Zaczęły biegać w kółko.

 

Przerażona skuliłam się w sobie. Widziałam, jak te gigantyczne kury dosłownie tratują te dwie kobiety. Sama też odczułam ich ciężar na sobie. Nie wiem nawet, jak opisać ból, który wtedy poczułam. Jestem pewna, że najbardziej torturowani ludzie na świecie nie doświadczyli czegoś takiego. Jednak najgorsze było dopiero przede mną, bo jedna z nich połknęła mnie niczym małe ziarenko. Znalazłam się w samym środku ciasnego, kurzego przełyku. Czułam, jak napierają na mnie wszystkie jego ścianki. Rękoma próbowałam się jakoś jeszcze zaprzeć i wydostać, ale szybko zjechałam na dół. Tam dopadły mnie zielone glutowate stworzenia, które próbowały wgryźć się moją w skórę. Z kilku miejsc wypłynęła mi krew. Krzyczałam, ale byłam przekonana, że nikt mnie nie usłyszy i miejsce to zostanie moim grobem.

 

— Otwórz medalion! – Usłyszałam w pewnym momencie. Z trudem wykonałam to polecenie. Z medalionu wydobyła się ogromna łuna niebieskiego światła, które rozsadziło kurę. Jej pozostałości roztrysnęły się po okolicy, a ja upadłam na ziemię. Kury dalej biegały, jak oszalałe, ale mnie chroniło coś jakby bariera, bo o mnie się potykały.

 

Miałam na sobie sukienkę z czerwonym kapturkiem oraz coś jakby ponczo w tym samym kolorze, z małymi dzwoneczkami. W ręku trzymałam wysoką laskę pasterską, wewnątrz której pulsowała duża, zmieniająca kolory gwiazda. Znów zobaczyłam te dwie kobiety, próbujące na nowo utworzyć barierę.

 

— Co mam robić?! — zawołałam. Nie byłam w stanie się podnieść. Pomału przeczołgałam się w miejsce, w którym nic nie biegało i dopiero wtedy powoli stanęłam na chwiejących się nogach.

 

— Zamachnij się laska!

 

— CO?! — krzyknęłam.

 

— Zamach… AAA!! – Zobaczyłam, jak potwór chwycił ją w pasie. Postanowiłam nie czekać. Uniosłam laskę najwyżej, jak tylko mogłam i zamachnęłam się z całej siły. Pulsująca gwiazda obracała się wokół własnej osi. Znikąd pojawił się ogromny wiatr, który tylko dla mnie nie stanowił problemu i zagonił kury w jedno miejsce, gdzie na koniec uderzyłam je wielką kulą tęczowego światła. Wszystko zniknęło.

 

***

 

Obudziłam się następnego dnia, około dwunastej. Wpierw byłam przekonana, że to wszystko okaże się jedynie przerażającym snem, ale moja nadzieja prysła, kiedy zobaczyłam, że nadal mam na sobie czerwony kapturek, ponczo z dzwoneczkami, a obok leżała pasterska laska. W dodatku byłam w salonie. Pomału usiadłam na łóżku. Obok mnie siedziała obca mi kobieta.

 

— Witaj, Kapturku — Uśmiechnęła się do mnie tajemniczo.

 

— Co to było?! Gdzie jest babcia?! I kim jest kapturek?!

 

— Spokojnie, zaraz ci wszystko wyjaśnię. Babcia jeszcze śpi i nie martw się, nic jej nie jest. Prosiła, abym się teraz tobą zajęła. Tak w ogóle to jestem jej siostrą, Anną – Wyszła na chwilę do kuchni i wróciła z tacą z talerzem z kanapkami i szklanką herbaty. Postawiła ją przede mną.

 

— No więc? – Zaczęłam jeść.

 

— Miałaś zostać kapturkiem, kiedy skończysz osiemnaście lat, ale wróg odkrył naszą kryjówkę duzo szybciej, niż się spodziewaliśmy.

 

— A czego on od nas chce?

 

— Tego — Wzięła ze stołu ozdobne pudełko i otworzyła je. W środku zobaczyłam najpiękniejsze słodkości, jakie istniały na świecie. Wyciągnęłam po nie rękę, ale ciocia szybko je zabrała.

 

— To nie są takie zwykłe ciastka, mają niezwykłą moc. Potrafią… — Na chwilę zrobiła pauzę.

 

— Co?

 

— Nie wiem, jak ci to powiedzieć, eh… niektóre z nich potrafią odmładzać, inne zmieniać jedzącego w coś innego, a jeszcze inne pomagają posiąść ogromną wiedzę. Rolą Kapturka jest…

 

— A te to, co robią?

 

— A te potrafią przywrócić zmarłych do życia, lecz za cenę życia innego śmiertelnika — Ciocia powiedziała to na jednym wydechu, a mi ze strachu aż wypadła kanapka.

 

— To dlaczego je tu przywiozłaś?! Naraziłaś nas wszystkich na ogromne niebezpieczeństwo!

 

— Nie przywiozłam ich, one tutaj były od zawsze, ale twoja babcia dowiedziała się, że nasz wróg jest blisko i poprosiła mnie o pomoc.

 

— A kim jest nasz wróg?

 

— Jeszcze nie czas, aby ci powiedzieć. Ważne jest, że rolą Kapturka od zawsze było strzeżenie tych słodyczy. Wiesz, co tak naprawdę niósł Czerwony Kapturek do babci i dlaczego?

 

— Te ciastka? — zgadłam.

 

— Dokładnie — Ciocia skinęła głową. – Babcia wcale nie była chora, to później rozeszła się taka plotka. Tak naprawdę razem ukryły ciastka tutaj, przed naszym wrogiem.

 

— A jak to było z tym wilkiem? – Próbowałam sobie jakoś poukładać tę niesamowitą historię.

 

— Napatoczył się przez przypadek. Wiesz, to, że ktoś ma rolę Kapturka, nie oznacza, że jest mądry, jak się okazało w przypadku tamtej dziewczynki. Później po świecie rozeszła się ta wersja historii, która jest znana dzisiaj i wydawałoby się, że o ciastkach nikt już nie pamięta – Ktoś zadzwonił do drzwi, więc ciocia wyjrzała przez okno w kuchni. – Twoja mama przyjechała!

 

— Ale ja mam jeszcze tyle pytań!

 

— Jeszcze porozmawiamy. Musisz tylko mieć świadomość, że czeka cię bardzo niebezpieczne zadanie. Życie Czarodziejki tylko na pozór wydaje się piękne i kolorowe jak w twoich bajkach. Właśnie dlatego babcia tak bardzo się zmartwiła tym, że chciałaś nią zostać. Spodziewałyśmy się dzisiejszego ataku i gdybyś się nie pojawiła, dałybyśmy sobie radę.

 

— Yhym… — Nie wiedziałam, jak to skomentować. Miałam mętlik w głowie. Czyli babcia dała mi ten medalion, abym w przyszłości mogła wypełnić swoją misję. Tylko czemu nie poczekała z tym do mojej osiemnastki? Może miał mnie on wcześniej chronić przed nie znanym wrogiem? Chciałam zapytać o to ciocię, ale ona otworzyła drzwi, a dobrze wiedziałam, że przy osobach nie wtajemniczonych nie wolno rozmawiać o takich sprawach. Starałam się też uwierzyć, że gdyby nie ja, to dałyby sobie radę same, ale tak naprawdę szczerze w to wątpiłam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bajkopisarz 18.01.2020
    „z pamięci wymienić wszystkie odcinki pierwszej serii „Winx club” i „LoliRock” z pamięci”
    2 x z pamięci, jedno zupełnie zbędne
    „to, co chciałam. Babcia nazywała to rozpieszczaniem i wcale jej się to nie podobało, więc jak tylko mama powiedziała jej o tym pomyśle, ta stwierdziła, że trzeba mi to „wybić z głowy”. Bo to niby niebezpieczne i trzeba żyć w świecie rzeczywistym. No i wywiązała się z tego”
    To-to-jej-to-jej-tym-ta-to-to-tego
    Zamikoza, stopień zaawansowany
    „wizycie od babci.”
    U babci
    „pewnie wystarczałoby na długo, gdyby nie pewne”
    2x Pewnie-pewne
    „ją przekonać, aby zdradziła mi swoją tajemnicę, ale tym razem szła prosto do domu, starając się ignorować moje prośby i nawet na mnie”
    Ją-mi-tym-moje-mnie, znów zaimkoza
    „sobie. Widziałam, jak te gigantyczne kury dosłownie tratują te dwie kobiety. Sama też odczułam ich ciężar na sobie
    Sobie-te-te-ich-sobie – za dużo zaimków
    „— Zamachnij się laska!”
    Laską
    „Wpierw byłam przekonana”
    To wpierw nie pasuje. Jakby to było stylizowane to taki przestarzały zwrot byłby ok., ale w normalnym tekście lepiej zabrzmi „początkowo”
    „naszą kryjówkę duzo”
    Dużo

    Jak przejrzysz jeszcze raz i pousuwasz połowę zaimków to będzie zupełnie nieźle. Treść jest całkiem w porządku, panujesz nad nią, nie wyskakują nagle diabołki z pudełek. W tym sensie, że nie ma niespodziewanych przeskoków akcji, czy nieuzasadnionych zwrotów. Zobaczymy jak dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania