TW#14 Ćma
TW#14 Ćma
Postać: Ambitna kwiaciarka
Zdarzenie: Długopis w nosie
Gatunek (do wyboru): Opowiadanie przygodowe/drogi
*****
Na imię mu dali… Jak? Kto dał? Nie wiedział dokładnie. Mgliście widział cienie ludzi, którzy kiedyś byli w jego życiu. Kim był? Nie wiedział. Nie potrzebował tego wiedzieć. Niczego nie potrzebował, niczego nie chciał. Odkąd pamiętał, był wędrowcem. Nieznana siła gnała go z miejsca na miejsce, dalej, do przodu. Nie była przykra, raczej taka jakaś delikatnie nieodparta i nagląca. Jak ćma trzepocząca się w słoiku. Czego chciał? Czego szukał? Niczego? Nie wiedział.
Wędrówka dawała mu spokój. Ćma nie wyrywała się tak mocno, gdy szedł. Choć i tak był spokojny spokojem, podobnym do umarłych.
Przemierzał drogi, którymi poruszali się ludzie, czasem zwierzęcymi ścieżkami. Znał na pamięć zapachy i głosy miast, wsi. Konie, psy, stragany. Pokrzykiwania i szum wody wylewanej z wiader do koryt. Zapach siana, końskiego nawozu, pachnideł i wódki.
Ludzie pojawiali się i znikali. Jedni bardziej wyraźni, inni jak mgła przepływająca obok i rozmywająca się nie wiadomo gdzie.
Kwiaciarka właśnie wciskała mu kwiaty. Spojrzał. Nieee. Wyglądały martwo, jak odcięte głowy ludzi. Wydawały mu się obce. Ambitnie starała mu się sprzedać coś, czego nie chciał, nie umiał pokochać. Ale niczego innego też nie umiał, więc nie dziwiło go to, nie czuł braku. Pamiętał jednak kwiaty, które spotykał po drodze. Były bardziej realne od ludzi. Witał je jak przyjaciół, by po chwili pożegnać się na zawsze bez żalu. Pamiętał każdy płatek, strukturę listków, zapachy. Czasem delikatne, czasem aż gorzkie od intensywności.
Szedł dalej. Pucybut pokrzykiwał: — Buty, czyszczę buty, na glanc, będzie pan zadowolony!!! — Spojrzał ze zdziwieniem na swoje stopy. Bose. Pokryte kurzem i błotem i wszystkim, co spotykał na drodze. Kuszące. Mieć takie na glanc. Tylko trudno mu było sobie wyobrazić swoje stopy tak czarne i lśniące. Podziękował więc i poszedł dalej, gnany oddalającym się nawoływaniem chłopca.
Dalej. Osiedla ludzkie mijał zwykle obojętnie. Jak kamień przy drodze.
Zbliżał się wieczór. Wyszedł już poza miasto. Spać. Zobaczył go w oddali przy ścianie drzew: dom. Wszedł. Doszedł i zaszedł. Jakby to dziwne nie było, tak właśnie się stało. Chociaż on niczego nie zauważył, nie wiedział, co się właśnie zdarzyło. Bo właściwie nic się nie stało. Dom wydał mu się smutny. Z pewnością był opuszczony. Z czymś mu się kojarzył.
Postanowił spędzić w nim noc i rano wyruszyć dalej. Ułożył się na sianie rzuconym na deski prostego łóżka. Zamknął oczy i… już było rano. Posilił się, już miał wychodzić, kiedy zobaczył wyraźniej w dziennym świetle jego wnętrze. Pośrodku jak serce stał gliniany piec. Rozbity. Uszkodzony. Nagle zapragnął coś zrobić dla tego domu – tak gościnnie tulącego do snu. Postanowił, że pójdzie, kiedy się odwdzięczy. I został.
Wyszedł przed dom. Rozejrzał się. Pod lasem płynął strumień. Wszedł do niego. Miło było brodzić w chłodnej, czystej i lekko łaskoczącej wodzie. Pachniała mięta. Ptaki śpiewały. Zaskoczony zobaczył swoje stopy. Czyste, trochę pomarszczone. Nówka sztuka. Uśmiechnął się.
Obok strumienia znalazł glinę. Nabrał jej do wiadra, czuł jej ciężar, zapach inny niż ziemi, tłustość. Wymieszał z wodą i zaczął wyrabiać. Każdą grudkę rozcierał w palcach. Ręce to lubiły. Kiedy skończył – zabrał się do pracy. Nie wiedział skąd wie, ale wiedział jak się robi piece. Mgliście wracały obrazy, jak słaby rysunek małego dziecka. Położył jedną warstwę. I czekał. Długo. Czas się nie dłużył. Ćma przyglądała się ciekawie. Drugą, kiedy już pierwsza była sucha. Tak samo. Ostatnia. Rydelkiem w mokrej, gładkiej powierzchni żłobił twarze wszystkich kwiatów, które spotkał po drodze. Tych, które były przyjaciółmi. Żałował tylko, że nie może zachować ich zapachu. Ale kiedy na nie patrzył, zapach przychodził sam. Otulał, przygarniał.
Pozbierał rozrzucone fajerki, ułożył pieczołowicie i rozpalił. Dom nabrał światła i ciepła. Ćma zamarła, zagapiła się zachwycona. Chciała zostać.
Dom wypełniał się powoli. Człowiekiem, jego obecnością. I człowiek powoli, dzień po dniu wypełniał się obecnością. Czyją? Ciągle nie wiedział.
Pojawił się kot, chodnik, książki. Posadził kwiaty. Lubił wiele rzeczy. Wieczorami rozwiązywał krzyżówki, zdziwiony, skąd tak dużo wie o świecie. Czytał książki i zaskakiwała go radość (dotąd tylko mglisty cień) obcowania ze światami.
Rozwiązywał krzyżówkę. Dziwne hasło. Długopis upadł z brzękiem na podłogę. Potoczył się gdzieś. Gdzie? Nie wiedział. — Szukaj gapo — mówił do siebie. I nagle dotarła do niego odpowiedź: TO słowo. To, którego nie znał, a które nagle spadło na niego jak lawina.
Coś zaczęło się z nim dziać. Zewnętrzna powłoka, skorupa jak z gliny zaczęła pękać. Kawałki zaskorupiałej ziemi, ciasnego schowanka odpadały jedno po drugim. I powoli jak motyl, niepewnie wyszedł z kokonu. Urodził się? Urodził siebie samego? Tym razem urodził się naprawdę.
Rozejrzał się. Czego szukał? Nie wiedział. Miał w nosie pierdoły. Długopis też.
A na imię miał Krzysztof.
Komentarze (83)
JamCi, w wolnej chwili wrzuć link do tego opowiadania tutaj:
http://www.opowi.pl/forum/trening-wyobrazni-linki-do-prac-w1016/
:)
Gdyby ominął dom, to kto wie. Dał radość domowi, to i on zyskał, można by rzec.
Ćma wiedziała, gdzie go zaprowadzić, też można by tak rzec. Ale on zdecydował.
A imię to symboliczna tożsamość. Chociaż całkiem możliwe że o co innego w tym biega:) Pozdrawiam→5
Ja tego nie kupuję.
Beztroskie dzieciństwo raczej nie daje zagubionych ludzi. Daje jakiś fundament i siłę. Łatwiej wtedy wiedzieć to, czego bohater musiał poszukać później.
Pozdrawiam.
Klimat taki... no - trudno go określić
Fajny - satysfakcjonujący
5
Pozdrawiam
Kapelusznik
„Przemierzał drogi, którymi poruszali się ludzie, czasem zwierzęcymi ścieżkami. Znał na pamięć zapachy i głosy miast, wsi. Konie, psy, stragany. Pokrzykiwania i szum wody wylewanej z wiader do koryt. Zapach siana, końskiego nawozu, pachnideł i wódki” – jaaaa, jaki opis, w me gusta bardzo!
„Kwiaciarka właśnie wciskała mu kwiaty. Spojrzał. Nieee. Wyglądały martwo, jak odcięte głowy ludzi. Wydawały mu się obce” – no i tu dobre, mocne porównanie
Promujesz nabosakość tym łopkiem :D
„Pozbierał rozrzucone fajerki, ułożył pieczołowicie i rozpalił. Dom nabrał światła i ciepła. Ćma zamarła, zagapiła się zachwycona. Chciała zostać” – tu się wzruszyłam
Motyw z opuszczonym domem bardzo na plus, to że „zapragnął coś zrobić dla tego domu – tak gościnnie tulącego do snu” wprowadza jeszcze większa nostalgie w tę historię. Klimat jest spójny, melancholijny i to tutaj również jest in plus.
„Dom wypełniał się powoli. Człowiekiem, jego obecnością. I człowiek powoli, dzień po dniu wypełniał się obecnością. Czyją? Ciągle nie wiedział” – i to mi się podoba
Końcówka jest dość enigmatyczna. Czy bohater miał amnezję? Czy właśnie sobie przypomniał swoje imię? Tak mi to wygląda i podoba mi się ta myśl. A może czegoś nie zrozumiałam… jak … jak bohater właśnie (?) Jest też podążanie za głosem chłopca i myślę, że on sam jest tym chłopcem i że szukał siebie. Jeśli odrzucę opcję z amnezją, to trzeba by pójść głębiej, jakby porzucenie koczowniczego trybu życia, który był dla tegoż życia alternatywą sam w sobie. Jakby bał się zatrzymać i zrobił to dopiero, gdy poczuł ciepło, jak ćma, która do niego ciągnie. Chyba bredzę. Kilkukrotne przeczytanie być może by mi rozjaśniło.
Czytałam kiedyś, że śmierc jest równie intymnym przeżyciem, co narodziny (stąd stosowano publiczne egzekucje, by wzmocnić tę i tak najgorsza karę). Nie wiem dlaczego mi się to tutaj przypomniało. Coś w tej końcówce jest refleksjogennego :)
Pomijając nieudolne próby interpretacji, podoba mi się ta historia, oblepia nostalgią i klimatem. Podoba mi się tez tytuł i nawiązanie do ćmy konsekwentnie przewijające się cały czas. Czytałam do tej pory (oprócz drabbla) chyba tylko jedno Twoje opko – o kimś w rowie – i tutaj jest o niebo lepiej.
No tyle. Dobry start z TW, JamCi. Oczywiście gwiazdy zostawiłam.
Pozdrówki :)
To nie amnezja tylko takie zagubienie. W sobie, swoim życiu. Takie nie do końca wyodrębnienie. I stawanie się dopiero. Słusznie prawisz, że tam w końcówce coś jest. :-) Tylko nie chciałam dać tego na tacy. Takie leciutko schowane :-). Powiem Ci że pisanie tego sprawiło mi radość, której się nie spodziewałam.
Hmmmm... Może masz rację. Z tytułem i określeniem gatunku. Dla mnie bajka była, bo tam jest takie jednak przenośne znaczenie. Dla mnie to było drogi, ale bardzo specyficznie pojętej i nie wiedziałłam, czy to do końca pod gatunek podpada. Ale morału wprost w istocie ni ma, więc zmienię. Dziękuję, bardzo mnie ucieszyła Twoja opinia :-)
"Powiem Ci że pisanie tego sprawiło mi radość, której się nie spodziewałam" - a widzisz! kto namówił na TW? ha!
Taka bajka - nie bajka, zaznaczam, że nie jestem alfą i omegą, mogę się mylić, dlatego z dystansem do sugestii zalecam podchodzić.
Pozdrówki raz jeszcze :)
Tak sobie wyobraziłem symbolicznie.
Wędruje człek, a jego tożsamość i wszystko co zagubił jest jego cieniem, snującym się przed nim, gdyż Słońce z tyłu.
Aż w końcu zbliża się do ''ściny ocalenia''
Jego cień wspina się po owej ścianie, nie może uciec, a on się do cienia zbliża i stają się jedno:))
Zawsze w nas mieszka ten drugi. Czasem uśnie na dłużej, a czasem milczy. Szukamy drogi i swego domu, gdzie możemy spokojnie egzystować. A kiedy znajdziemy rodzimy się na nowo. Mamy kogoś przy boku, lub nie mamy. Ciekawy myk z ćmą, bo tak naprawdę jesteśmy takie duże ćmy. Lgniemy do światła, bo żyjemy z nimi w ciągłej symbiozie. Uroczy zapis z kwiatami, też nie lubię ściętych kwiatów, bo zabrano im wolność i zamknięto w umieralniach wazonów. Bohater jest odzwierciedleniem ćmy, kwiatów, ciepła pieca i odrodzeniem. Jego samotność rodzi nowe życie.
Bardzo fajny tekst. Pozdrawiam serdecznie
Tekst jest na tyle otwarty, że każdy może mieć własna interpretację i będzie ona dobra.
Fajnie napisane nietuzinkowe opowiadanie.
Pozdrawiam
Ciągle mnie zaskakuje tak pozytywny odbiór. Nie spodziewałam się. Pozdrawiam :-)
Dla mnie to metafora po całości: szukanie imienia = szukanie siebie; ćma = człowiek, który działa po omacku, może w tym wypadku jest zniewolony.
Bardzo mi się podoba treść.
Ale co do formy mam zastrzeżenia. Dla mnie zbyt krótkie zdania. Brzmi to, jakby cos nerwowego czaiło się "z tyłu tekstu". Tymczasem tematyka nie jest dla mnie nerwowa, jest raczej skojarzeniowa i "lewitująca", jeśli takiego sformułowania mogę użyć.
Dla mnie osobiście te krótkie zdania były aż irytujące. Mówi się, aby przeplatać zdania krótkie dłuższymi. Chyba że właśnie chcemy wywołać nerwowość na coś, co się "zbliża". Ale ogólnie trzeba wiedzieć, że mam "uczulenie" na zbyt krótkie zdania.
Wszedł. Doszedł i zaszedł.
To brzmi jak z komedii. Wiem, że to specjalne powtórzenia, ale mi nie pasi.
Pośrodku jak serce stał gliniany piec. Rozbity. Uszkodzony.
Czemu ma służyć powtórzenie stanu pieca w dwóch odrębnych zdaniach? Przynajmniej wywaliłbym jedno z dwóch ostatnich.
Człowiekiem, jego obecnością. I człowiek powoli, dzień po dniu wypełniał się obecnością.
2 x obecnością.
Zewnętrzna powłoka, skorupa jak z gliny zaczęła pękać. Kawałki zaskorupiałej ziemi, ciasnego schowanka odpadały jedno po drugim.
Skorupa/zaskorupiałej.
Ogólnie zdarzają Ci się powtórzenia.
A tak to na bardzo tak za treść i metaforę.
Pozdrawiam.
To już zostanie jak jest, ale na przyszłość bardzo mi się przyda to, co napisałeś.
Jednak przeczytałam bez przykrości. Ładnie piszesz:)
Wędrówka, uwienczona narodzinami.
Jest tu troszkę filozofii życiowej, przemyconej podczas wędrówki. Ciekawy pomysł.
Pozdtawuam
Taki balans między wszechobecnością a wyborem swojej cząstki, tu i teraz. Dom.
Krzysztof - św. od pielgrzymów, kierowców, przenoszący Boga. I w końcu sam się przeniósł w stały niezmienny wymiar.
Jakież Słowo aż tak go przemieniło, odrodziło jak Feniksa z jego, Krzysztofa, prochu wiecznej wędrówki? Zasmakował w książkach, innych światach - czytam jak umiejscowienie w ludzkiej kulturze. Ale na pewno kwiatów ścinał nie będzie.
Jakie to Słowo? Miłość, której nie zaznał podczas wędrówki? Aklimatyzacja? Spokój? Krążę, mając świadomość braku ostrości.
Nie znał swojego imienia, rodziców... czyli Tożsamość jest najważniejsza?
No i pięknie napisane.
Sztos.
Pozdrawiam.
Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – dziś o godz. 20.00.
Pozdrawiamy :)
Postać: Bramkarz w klubie
Zdarzenie: Czyja to noga?
Gatunek (do wyboru): Komedia/Groteska/Makabreska lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
Czas na pisanie: 1 września (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania