Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

TW#7 Żelaźni oficerowie (1)

Postać: żelazny oficer

Zdarzenie: pożar na statku

 

Alden

 

Pocałowała go tak, jak jeszcze nigdy przedtem. Palce jednej dłoni wpięła mu we włosy niczym ozdobną klamrę we własne loki, wolną rękę wcisnęła między pasek spodni a nagą, męską skórę na pośladku. Westchnął błogo czując pieszczotliwe, drapiące ruchy. Instynktownie objął pląsające delikatnie, ponętne ciało i zagarniał do siebie. Dopiero gdy brakło im oddechu na moment rozłączyli spragnione wargi.

– Tak, kochanie – wyszeptała ledwo ruszając ustami. Były czerwone, lekko wydęte. Wodził po nich wzrokiem jak zahipnotyzowany. Gdyby spojrzenie mogło pożerać, zostałby na materacu sam. – Rozbierz mnie – dodała drżąc.

Serca waliły im w piersiach zgodnym rytmem, hormony naelektryzowały powietrze. To, co on tak zajadle wyprawiał z nią w myślach, za chwilę miało odnaleźć swe miejsce w rzeczywistości.

Opanowany słodkim bólem promieniującym z podbrzusza wzwyż, nagle rzucił się do spełnienia żądania wyciskając z głębi płuc kobiety ciche, upojne „ach!”. Nim którekolwiek z nich zdążyło mrugnąć, zwiewna bluzka żony wylądowała na podłodze.

Jej oczy płonęły żywym ogniem.

 

Everest

 

Przez pierwszą godzinę udawał, że śpi na kanapie. Potem, choć było to ryzykowne, przemknął do lodówki po porcję grilowanej kiełbasy, pożarł ją niemal jednym kęsem i czym prędzej wrócił na wygrzane miejsce. Upłynęła kolejna godzina, dwie. Wreszcie doszedł do wniosku, że dłużej już tego nie zniesie.

Machnął ręką i sięgnął po pilota. Popykał po kanałach, bez cienia zainteresowania obserwując błyskające ostrym światłem obrazy. Dźwięki z odbiornika drażniły mu uszy – a to ktoś rżał ze śmiechu (najgorzej), a to ryczał, a to pyskował. Nic mu nie pasowało.

Zły, zirytowany i samotny wstał by przemierzyć korytarz. Kopnął po drodze parę starych butów i pogasił światła, choć nigdy wcześniej tego nie robił. Mimowolnie usłyszał w głowie słowa żony: „No brawo, Ev! Warto było czekać trzydzieści lat!”.

Pokręcił przecząco głową, opamiętał się. Zawrócił, rozświetlił przebytą ścieżkę i, tym razem bez zbędnych rozproszeń, skierował kroki do sypialni. Kątem oka wyłapał ruch w głębi pogrążonej w mroku kuchni – ciemną, rozmazaną plamę jakby sfruwającą z jednej z szafek na podłogę – lecz przeszedł nieopodal niej otoczony obojętnością niczym pękatą bańką.

Zegar wybił dwudziestą trzecią.

 

Żelazny oficer

 

Dookoła panowała idealna cisza rozpraszana jedynie łagodnym szumem fal rozbijających się miarowo o burtę. Kapryśnice przychodziły i odchodziły; nieśmiało lizały nity statku słonymi języczkami, po czym figlarnie umykały w tył. Księżyc przyświecał im srebrzyście, igrając na powierzchni morskiej toni białymi plamami jasności. Wtórował im błogi, nieprzenikniony spokój.

Gdzieś wśród owej niezmierzonej stateczności sterczał on – ciężki, nierozumny i pusty. A to ktoś, przechodząc, zatrzymał się na moment by zadrzeć brodę i popatrzeć na niego z dołu, a to jeszcze ktoś bardziej ciekawski wcisnął mu palec w żebro. Poza tym nudził się. Patrzył wprost, od lat w ten sam punkt.

Istniał tak więc zupełnie nie wiedząc, do czego zostanie tej nocy przeznaczony.

 

Everest

 

W tej samej chwili, w której niespodziewanie jego powieki zaczęły opadać, uszu Everesta dobiegł szczęk otwieranego zamka.

Mężczyzna spanikował. Nie mógł zdecydować, czy powrócić do wersji z udawaniem, czy pozwolić na konfrontację jeszcze dziś. Wiedział, że jej nie uniknie. Ba! Był przekonany całym swym jestestwem, że w rocznice tego nieszczęsnego dnia, bez względu na to ile ich tam doczeka, będzie wyeksponowany na działanie pełnych wyrzutu spojrzeń małżonki. Czy słusznie? A kto to wie. Zależy, kiedy zapytać.

Szybko naciągnął kołdrę na brodę i zamknął oczy. Nasłuchiwał urywanych kroków krzątającej się po domu kobiety. Rozpoznał kiedy z przedpokoju przeszła do kuchni, a potem do salonu (wtedy usłyszał także kolejno pstryknięcia dwóch wyłączników światła), aż wreszcie jej bose stopy przyczłapały do sypialni. Już wtedy Everest czuł ogromną szpilkę gładko wchodzącą w pomarszczone plecy, jaką wbijał mu niemiłosiernie przeciągły wzrok żony. Och, wyobrażał sobie ten lód zagnieżdżony w zielonych ślepiach, tych samych, dla których tak wiele lat temu stracił głowę.

Stała bezczynnie w progu. Gdyby potrwało to dłużej niż tych kilkanaście sekund, zaniepokojenie z pewnością wzięłoby górę i Everest musiałby odpuścić, lecz ta postanowiła przemówić.

– Było mu bardzo przykro – powiedziała bezbarwnym tonem. – Bardzo, bardzo przykro.

Everest zamarł. Zacisnął ukryte przed światem palce na rąbku poduszki. Nie śmiał się odezwać.

Tymczasem jego małżonka westchnęła ciężko. Nie widział jej miny, ale umiał ją świetnie odwzorować – wyobraźnia podsunęła mu wierną kopię zmartwionej, przeoranej zmarszczkami owalnej twarzy, zwykle pogodnej, z opadającymi ku dołowi kącikami ust. Nienawidził tego widoku. Nienawidził także wszystkiego, co tenże widok przywoływało.

Milczał twardo, nie wstając z łóżka. Tykanie ściennego zegara powoli wpełzało między dwoje małżonków niczym jadowita żmija.

Wreszcie to Everest pierwszy nie wytrzymał napięcia. Odważnie nabrał powietrza do płuc, choć nie poruszając ani o centymetr, lecz elegancko wystrojona kobieta kolejny raz tej nocy uprzedziła jego zamiary.

– Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, Ev, ale będę dziś spać na kanapie – oświadczyła cicho.

Tego się nie spodziewał.

– To przecież twoje łóżko, przestań ględzić i chodź – burknął. Naprawdę nie chciał, by zabrzmiało to tak paskudnie jak w rzeczywistości.

– Nie mogę – odparła tym samym, przygaszonym tonem. – To twój syn, Ev. Jak mogłeś mnie tak rozczarować? Jak mogłeś tak rozczarować Aldena?

– Mówiłem – tym razem słowa Everesta zabrzmiały gorzko, bo tego zapragnął. – Powiedziałem wam już wszystko, niczego nie ukrywałem. Nie będę o tym teraz rozmawiać.

– Wyglądał tak… Tak… Przystojnie. Zachwycająco. Byłam taka dumna! A ona…

– Dosyć tych bzdur – uciął mężczyzna. Kropla śliny wystrzeliła z jego ust na dywan. – Kładź się, Adelo.

– Będziesz żałował tej decyzji – szepnęła. – Zobaczysz, Ev. Któregoś dnia nie spojrzysz sobie przez to prosto w oczy.

– Spojrzę! – uniósł się nagle Everest. Złość raptownie wpełzła mu za kołnierz nocnej koszulki i uczepiła się jego pleców swymi ostrymi pazurkami, szepcząc mu do ucha gniewne, podburzające słówka. Zacisnął uparcie powieki jakby wierzył, że jeśli zrobi to dostatecznie mocno, wszystko co denerwowało go w życiu pokornie zniknie. – Wiem, co mówię. On nigdy mnie nie słuchał. Jak był młody to tak, to może wtedy tak, ale potem? Potem było coraz gorzej! Najpierw studia, a teraz to. Czy on tego naprawdę nie widzi? Jak można być tak ślepym? Ta dziewczyna go rujnuje, wykorzystuje nasze pieniądze, wpija się w nie jak zaradna pijawka i ssie, wysysa. Alden potrzebuję tego, Alden tamtego - a sama nawet nie kiwnie palcem! Zwykła, niewychowana smarkula, a wstydziłaby się. A ty, Adelo – przełknął głośno ślinę. – Ty też to dobrze wiesz. Ona go zniszczy. Doprowadzi naszego syna do ruiny. Wiesz to tak dobrze, jak ja, tylko nie masz dość odwagi, by…

Everest urwał. Słowa uwięzły mu w gardle. Wyraźnie czuł czyjąś obecność, a także wpatrujące się w niego intensywnie spojrzenie i był pewien, że żona zwyczajnie zaniemówiła z nadmiaru emocji. Musiała być równie zestresowana co on sam, trwając tak w oczekiwaniu na dalszy ciąg zdania.

Po chwili ciszy poddał się. Wiedział, że to nie przejdzie mu przez przełyk.

Westchnął ciężko, strapiony i smutny. Rozchylił lekko powieki i zajrzał w ciemność nocy osadzoną na ścianie.

– Wybacz, Adelo. Nie powinienem… Może… Nie wiem! – jęknął Everest. Przekręcił się na plecy i wbił wzrok w sufit. Leżał prosto, sztywno. Jak w trumnie. – Myślisz, że jestem złym ojcem? Ja… Nie tego chciałem dla swojego syna. Ale wiesz to, prawda, Adelo? Adelo?

Mężczyzna uniósł się na łokciu i natychmiast znieruchomiał. Jego żona zniknęła, musiała niepostrzeżenie oddalić się do gościnnej sypialni gdy gniewny słowotok stępił mu zmysły. Zamiast niej, w owianym czernią progu dostrzegł inny, z pewnością nieodwzorowujący kobiecego ciała kształt.

Podciągnął tułów bliżej wezgłowia łóżka i mrugał intensywnie usiłując rozpoznać w plamie coś znajomego, lecz podniszczony przez starość wzrok nie potrafił złapać ostrości. Po sypialni rozpływał się jego chrapliwy oddech.

– A więc jesteś – mruknął ponuro Everest, powoli znów rozluźniając napięte mięśnie. Wypuścił z płuc powietrze. Ciemny kształt, choć nie miał wyraźnie zarysowanych żadnych konturów twarzy, przyglądał się mu z dystansu, skupiony i milczący. – Tak myślałem, że niebawem cię tu zobaczę.

Mężczyzna skulił ramiona, szorstką dłonią przejechał po głowie by odnaleźć w gąszczu włosów ich zgolony fragment. Czubkami palców dotknął kwadratowego, nasączonego krwią opatrunku z wyczuwalnymi pod nim szwami, po czym uśmiechnął się pod nosem. Nie sądził, że nadejdzie na to pora tak prędko.

– I co teraz? – parsknął stłumionym, nieco wymuszonym śmiechem. – Kiedy przyszłaś tu rok temu wyglądałaś inaczej, byłaś jakaś cieńsza. Kto wie, może to tobie oddaję to, co ze mnie ucieka, co? Kurwa.

Everest pokręcił przecząco głową. Pochylił się, sięgnął do nocnego stolika i wydobył z szuflady małe pudełeczko. Z namaszczeniem pogłaskał jego wierzch, po czym zdjął wieczko, odłożył na bok na pościel i chwycił w palce jego zawartość – paczkę papierosów wraz z zapalniczką.

– Skoro to mój ostatni dzień, to chyba mogę zapalić, co? – zapytał, lecz w odpowiedzi zawył jedynie wiatr za oknem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Witamy nowy tekst! :)
    Przypominamy też o wrzuceniu linku do wątku z linkami TW ;)
  • Cofftee 02.05.2019
    Dziękuję czujnej dobrej duszyczce za przypomnienie, pewnie bym zapomniała!
  • Basileus 02.05.2019
    Cześć!
    No to wpadłem i przepadłem. Bardzo mi się podobało.
    Otwierająca scena erotyczna bardzo z wyczuciem. Nie czułem częstego w takich sytuacjach zażenowania.
    Styl rewelacja. Kilka fragmentów pięknych. Pozwolę sobie zacytować dwa z nich:

    "Złość raptownie wpełzła mu za kołnierz nocnej koszulki i uczepiła się jego pleców swymi ostrymi pazurkami, szepcząc mu do ucha gniewne, podburzające słówka. " - bomba!

    "Już wtedy Everest czuł ogromną szpilkę gładko wchodzącą w pomarszczone plecy, jaką wbijał mu niemiłosiernie przeciągły wzrok żony." - ... i to świetne.

    Ogólnie lubię, że nie wykładasz wszystkiego od razu na stół, tylko powoli rozwijasz fabułę w sposób, przy którym czytelnik musi wciąż myśleć.
    Będę śledził kolejne części, bo już żem się wciągnął. Ode mnie 5, tylko pięć niestety. ;)
  • jesień2018 02.05.2019
    Jak ja lubię takie teksty! Znajomy świat, odsłaniany stopniowo, relacje, które rozumiem i które bardzo trafnie opisujesz, dobry, obrazowy język. Po raz kolejny się nie zawiodłam:)
  • Cofftee 02.05.2019
    Super, dziękuję Wam za odwiedziny i komentarze :-) Bardzo mi miło Was gościć!
    Pozdrawiam! :-)
  • pkropka 02.05.2019
    Wciągający kawałek dobrego tekstu. Czekam z niecierpliwością na więcej.
    Pięknie odsłaniasz wszystko po kawałeczku, nic nie podajesz na tacy. Super!
  • Cofftee 02.05.2019
    Dziękuję bardzo pkropko, miło mi Cię tu gościć :-)
  • Ritha 03.05.2019
    Okej, nie mogę się oprzeć, by nie pogrzebać pod kątem wątpliwości ;p

    „Westchnął błogo[,] czując pieszczotliwe, drapiące ruchy.”
    „Dopiero gdy brakło im oddechu[,] na moment rozłączyli spragnione wargi.”
    ” – Tak, kochanie – wyszeptała[,] ledwo ruszając ustami.”
    „– Rozbierz mnie – dodała[,] drżąc.”
    „nagle rzucił się do spełnienia żądania[,] wyciskając z głębi płuc kobiety”
    „Zły, zirytowany i samotny wstał[,] by przemierzyć korytarz.”
    „A to ktoś, przechodząc, zatrzymał się na moment[,], by zadrzeć brodę i popatrzeć na niego z dołu”
    „Rozpoznał[,] kiedy z przedpokoju przeszła do kuchni”
    „Odważnie nabrał powietrza do płuc, choć nie poruszając ani o centymetr, lecz elegancko wystrojona kobieta kolejny raz tej nocy uprzedziła jego zamiary.” – tu jest coś nie tak z tym „choć nie poruszając ani o centymetr” – nie poruszając czym? Może nie poruszając się*
    „Naprawdę nie chciał, by zabrzmiało to tak paskudnie[,] jak w rzeczywistości.”
    „Zacisnął uparcie powieki[,] jakby wierzył, że jeśli zrobi to dostatecznie mocno, wszystko[,] co denerwowało go w życiu[,] pokornie zniknie.”
    „Alden tamtego - a sama nawet nie kiwnie palcem!” – rozumiem, że dywiz, bo chciałaś użyć innego znaku w dialogu, by nie myliło, bo to dalej wypowiedź, ale przecinek byłby lepszy
    „musiała niepostrzeżenie oddalić się do gościnnej sypialni[,] gdy gniewny słowotok stępił mu zmysły”
    „Zamiast niej, w owianym czernią progu dostrzegł inny, z pewnością
    „Podciągnął tułów bliżej wezgłowia łóżka” – dziwnie brzmi ten tułów, może po prostu podciągnął się, czy jakoś tak
    „mrugał intensywnie[,] usiłując rozpoznać w plamie coś znajomego”
    „Mężczyzna skulił ramiona, szorstką dłonią przejechał po głowie[,] by odnaleźć w gąszczu włosów ich zgolony fragment.”
    „Kiedy przyszłaś tu rok temu[,] wyglądałaś inaczej, byłaś jakaś cieńsza.”

    W większości ten sam błąd z przecinkami – nie rozdzielasz z zdań pojedynczych w zdaniach złożonych (wyznacznikiem są orzeczenia).

    Tera smaczki:
    „Pokręcił przecząco głową, opamiętał się. Zawrócił, rozświetlił przebytą ścieżkę i, tym razem bez zbędnych rozproszeń, skierował kroki do sypialni. Kątem oka wyłapał ruch w głębi pogrążonej w mroku kuchni – ciemną, rozmazaną plamę jakby sfruwającą z jednej z szafek na podłogę – lecz przeszedł nieopodal niej otoczony obojętnością niczym pękatą bańką.” – bardzo gites fragment, zwłaszcza „otoczony obojętnością niczym pękatą bańką”
    „będzie wyeksponowany na działanie pełnych wyrzutu spojrzeń małżonki” – to też fajne
    „Tykanie ściennego zegara powoli wpełzało między dwoje małżonków niczym jadowita żmija” – i to

    Ja pierniczę, końcówka jest intrygująca. Całość dość tajemnicza, zawoalowana. Próbowałam to połączyć w całość i wtedy się kapnęłam, ze to pierwsza część. Noo, w takim razie będę czekać na kolejną. Ładnie utkane sceny, narracja gites, obrazowo, dobry kawał tekstu.
    Pozdrawiam :)
  • Cofftee 04.05.2019
    Jak zwykle bardzo dokładna analiza z Twojej strony, bardzo dziękuję za poświęcony czas :-)
    Muszę się poprawić z przecinkami, kurcze. Nie wiedziałam że aż tak źle z tym.
  • Ritha 04.05.2019
    Cofftee oj tam ;)
  • Hej,

    "Dookoła panowała idealna cisza rozpraszana jedynie łagodnym szumem fal rozbijających się miarowo o burtę." — aaaa, "szum fal..." czyli jednak nie było "idealnej ciszy"?

    "Kapryśnice przychodziły i odchodziły; nieśmiało lizały nity statku słonymi języczkami, po czym figlarnie umykały w tył. Księżyc przyświecał im srebrzyście, igrając na powierzchni morskiej toni białymi plamami jasności. Wtórował im błogi, nieprzenikniony spokój. " — tutaj znów bardzo ładnie, estetycznie, bez zadęcia...

    "Tykanie ściennego zegara powoli wpełzało między dwoje małżonków niczym jadowita żmija." — to tez bardzo fajnie napisane
    "Rozchylił lekko powieki i zajrzał w ciemność nocy osadzoną na ścianie." — kurcze, świetne masz te niektóre opisy

    ok, podlecę do następnej części...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania